poniedziałek, 9 września 2013

Śladem pradziadów.

            6.09.2013 r.
            
           
            Dziś w Bolesławcu także odbyła się bitwa, na szczęście bezkrwawa i bardzo wesoła. Obchodziliśmy  okrągłą, bo 200-tną rocznicę wojen napoleońskich na terenie naszego sławetnego  i zacnego grodu. Z tej okazji odbyły się ciekawe odczyty na temat okresu panowania cesarza Napoleona I.  W muzeum wystawa pamiątek z czasów napoleońskich, a nawet  - radość dla oka – oryginalny obraz wielkiego Wojciecha Kossaka:”Bitwa nad Berezyną”. Zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę. Potem, dalej na terenie muzeum przy ulicy Kutuzowa, pokaz umundurowania wojska francuskiego, musztra i prezentacja ówczesnej broni. Na dziedzińcu muzeum rozległy się donośne strzały, panie zasłoniły uszy i wydawały okrzyki przerażenia. Panowie zachowali olimpijski spokój, zajęci pałaszowaniem smakowitości, serwowanych przez obecny tam bufet. Brawo! Było mnóstwo zwiedzających, a niektórzy przyszli nawet z małymi dziećmi. Pod wieczór, nad Bobrem, miała się odbyć walna bitwa, po której zwycięzcy i zwyciężeni, zabici i ranni, zgodnie powędrują uczcić ten  wielki dzień. Chwała naszym władzom miejskim oraz Pani Tubaj za to, że zadbali o uczczenie tej rocznicy i zapoznanie mieszkańców z dawnymi dziejami miasta.
            Ja ucieszyłam się także z innego powodu. Mianowicie w muzeum, na wystawie przedmiotów i broni, dostrzegłam w gablocie szablę z epoki napoleońskiej. Identyczna szabla wisiała w domu dziadków Erbanów na huculskim kilimie. Była również z tego okresu, a nawet nieco wcześniejszego, bo z czasów Legionów Dąbrowskiego. Przybyła do Polski przywieziona przez jednego z moich przodków z linii Sierosławskich. Biedak, prócz dziur w skórze, przywiózł do ojczyzny tylko legionową piosenkę, z której zachowała się prosta melodyjka i kilka słów pierwszej zwrotki:                              
       Tam pomarańczy jest jak śmiecia,
                                                           Na futrunek świniom dają,
                                                           A oto takie małe dzieci,
                                                           Po italiańsku gadają.
           

            Tyle pozostało po moim legionowym przodku! Mądrze mówi łacińskie przysłowie: Sic transit gloria mundi! Tak przemija chwała świata.

Czy politycy wierzą w cuda?

            5.09.2013 r.
            
           
            Obawiam się, że światu zagraża nowa wojna. Bogu dzięki, że tym razem Polacy nie dali się nabrać „siostrzycy” zza oceanu i potraktowali buńczuczne wypowiedzi Ameryki dosyć chłodno. Chwała nam za to! Nasi chłopcy nie będą ginąć w Syrii, jak ginęli i giną w Iraku i Afganistanie. Wprawdzie władze głośno niby przyznają rację panu Obamie, że trzeba poskromić Asada i dać mu do zrozumienia, że bardzo brzydko się zachowuje, używając broni chemicznej, ale czynią to jakby z obowiązku, bez poprzedniej bojowości i zapału.
            A tak na marginesie, to przed kilku laty pan prezydent Bush junior, zapewniał cały świat, że Ameryka ma niepodważalne dowody na to, iż Irak ma bombę atomową i zamierza jej użyć, zagrażając całej cywilizacji! Prócz Rosji, wszyscy pośpieszyli bohaterskiej Ameryce w sukurs, posyłając do Iraku wojska, oczywiście z Polską na czele! Nikt nie słuchał Rosji, która twierdziła stanowczo, że Irak nie ma  żadnej bomby atomowej i naszym sprzymierzeńcom za oceanu wcale o atom nie chodzi. Przyszłość pokazała, że w Iraku rzeczywiście nie było broni nuklearnej, co Ameryce bynajmniej nie przeszkodziło zaatakować tego kraju, zgarnąć ogromne bogactwa dawnej Persji i dostać się do ropy naftowej. Przy sposobności z rozpędu powiesili Husseina! W dzisiejszych czasach, kiedy ktoś nie wie, o co chodzi w wielkiej polityce zagranicznej, to z pewnością chodzi o pieniądze i ropę naftową. Polska za pomoc Amerykanom, dostała w Iraku lanie i wyszła z wojny z gołą pupą, wpakowawszy w ten interes mnóstwo naszych pieniędzy, nie licząc krwi żołnierzy. A tyle było obietnic....  Podobnie przegrani wyjdziemy z Afganistanu.
            Obecnie mamy jakby powtórkę z rozrywki. Pan prezydent Obama dokładnie wie, że Asad użył broni chemicznej, chociaż przedstawiciele ONZ, wcale jeszcze tego nie potwierdzili. Ameryka znowu gotuje się do dania dyktatorowi nauczki, za pomocą rakiet i bomb. ( przezornie  swoich żołnierzy już tam nie posyłają). Rosja ponownie twierdzi, że władze Syrii nie użyły broni chemicznej, tylko zrobili to rebelianci, bo źle im się wiedzie w tej wojnie. Konia z rzędem temu, kto w tej kwestii ma rację.
            Mnie jednak zastanawia coś zupełnie innego. Lada dzień pociski amerykańskie mające rzekomo ukarać Asada, spadną na Syrię, bombardując Damaszek i inne miasta. Skąd Amerykanom wiadomo, że ich pociski i bomby  uderzą właśnie w zwolenników Asada? Mają węszyć jak pies policyjny i uderzać w przedstawicieli rządu, a rebeliantów i cywilną ludność omijać?  Byłby to zaiste cud! Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Natomiast jestem pewna, że  w czasie ataku amerykańskiego, zginie znowu wielu zupełnie niewinnych ludzi. Ale kogo obchodzą ofiary, kiedy idzie o wielką politykę?  Gdy nie wiesz, o co w tej wojnie chodzi, to z pewnością chodzi o.... 

            Pana prezydenta Obamę, tak wkurzyły obiekcje prezydenta Putina, że zachowywał się w Petersburgu niczym rozgrymaszony chłopiec. Widocznie w dzieciństwie nikt go nie nauczył, że w cudzym domu należy być uprzejmym wobec gospodarzy. No, ale kto miał go tego nauczyć?                   Amerykanie od dawna uzurpują sobie prawo do ratowania świata przemocą, wywołując coraz to nowe konflikty zbrojne. Nie chcę być złym prorokiem i doczekać tego, ale w końcu ktoś może się zdenerwować, i (używając ulubionego powiedzonka Jankesów) skopie im tyłek!  

wtorek, 3 września 2013

Pamiętny Wrzesień

            1.09.2013 r.
            
           
            Dziś mija 74 rocznica tragicznego Września 1939 roku. Naturalnie, dla uczniów klas gimnazjalnych, to tylko jeszcze jedna nudna data, którą belfer nakazuje wbić sobie w czaszkę. Podobnie myśli większość młodszego społeczeństwa naszego kraju uważając, że są ważniejsze sprawy. Ale żyją jeszcze ludzie, dla których ta data nie jest jedynie pustym dźwiękiem i nudnym zadaniem historycznym. Ja należę do tego tragicznego pokolenia dzieci wojny.
            1 września o 4 rano, na śpiące spokojnie miasto Wieluń, spadły pierwsze niemieckie bomby, równając niemal miasto z ziemią.. Ze snu nie obudziło się już wielu ludzi. Jeszcze nikt wtedy nie wiedział, że właśnie rozpoczęła się najstraszliwsza wojna w dziejach ludzkości. Dla milionów Polaków, w tym strasznym dniu, zawalił się spokojny ustabilizowany świat. Ja miałam 1 września jedenaście dni. Nie wiedziałam, że moje zaplanowane przez rodziców, radosne i szczęśliwe dzieciństwo, właśnie się skończyło, nim się zaczęło. Nie będzie już ani radosne, ani szczęśliwe, bo zaczęła się  wojna, która pochłonie miliony istnień ludzkich. Zmieni dzieje mojej ojczyzny, moje życie i całej rodziny. Odtąd już nic nie będzie tak jak było, bo świat zakrztusi się krwią i łzami milionów ofiar. Beztroskie rządy przedwojennej prawicy, zepchnęły kraj do przepaści, z której, obawiam się, do dziś całkowicie nie wyszedł. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. - mówi stare przysłowie. Ale myśmy wówczas przyjaciół nie mieli, bo nie chcieliśmy ich szukać tam, gdzie należało. Podobnie jak i obecnie.  

            30 sierpnia rodzice wyszli ze mną z naszego ślicznego mieszkania w poznańskiej w Cytadeli.. Dowódca pułku  św. p. major Korasiewicz dał ojcu powóz, żeby odwiózł na dworzec kolejowy jeszcze bardzo chorą Mamę i mnie.( tym powozem zaprzężonym w białe konie, miałam jechać do chrztu.) Ojciec dostał rozkaz wyjazdu do swej macierzystej jednostki w Jarosławiu, a przy sposobności, odwoził Mamę i mnie do swych rodziców w Rzeszowie, naiwnie sądząc, że tam Niemcy nie dotrą.
            Mama, stojąc na progu naszego mieszkania, po raz ostatni oglądnęła się za siebie. Przekręcając klucz w zamku myślała, że wyjeżdża tylko na krótki czas. Nie zdawała sobie sprawy, że już nigdy więcej do swego mieszkania nie powróci, pozostawiając w nim wszystko, co kochała i co razem z Ojcem zgromadzili, w ciągu czterech lat swego małżeństwa. Ja nie wiedziałam, że pozostawiam swój błękitno-różowy pokoik z białymi mebelkami, pełen lalek i zabawek,  wypieszczony przez Mamę dla nienarodzonego jeszcze dziecka. Pokój, w którym miałam spędzić pierwsze miesiące życia, bo wkrótce mieliśmy przenieść się do dużego mieszkania w pięknej secesyjnej kamienicy przy ul. Marcinkowskiego. W czasie bombardowania ona też legła w gruzach.
            Ale 30 sierpnia jeszcze nikt nie wiedział, że 1 września o świcie zawali się ich świat.
            Mamę musiano wnosić do wagonu, bo nie mogła o własnych siłach wejść do niego. Pociąg był straszliwie przepełniony, gdyż był to ostatni pociąg relacji Gdynia – Przemyśl, ale wojskowi mieli osobny wagon. Wielogodzinna podróż, często przerywana na skutek zbombardowanych już niektórych dworców i linii kolejowych, ciągnęła się w nieskończoność. Biedna Mama myślała, że do Rzeszowa żywa nie dojedzie. Żałowała, że jednak nie pozostała w Poznaniu u swojej rodziny, z którą nawet nie zdążyła się pożegnać, gdyż do Cytadeli wstęp cywilom był wzbroniony. Nie miała okazji pożegnać swego ojca i braci wyruszających na front. Jednak dobrze się stało, że nie została, bo jak przyszłość pokazała, byłaby poszukiwana przez gestapo za męża i jego wielką, namalowaną przed wojną mapę Polski, na której był Śląsk i Pomorze z Gdańskiem. Wisiała ona na wartowni w Cytadeli!
            Do Rzeszowa Mama dojechała ledwie żywa i wychodząc z pociągu zemdlała. Trzymała mnie na rękach i byłabym wylądowała pod kołami wagonu, gdyby w ostatniej chwili nie pochwycił mnie jakiś oficer. Prawdopodobnie od tej pory datowała się moja słabość do munduru! Ojciec tylko odwiózł Mamę do domu i pożegnał się z siostrami, bo dziadkowie byli jeszcze w swoim majątku na kresach. Jechał do Jarosławia na dachu wagonu, bo miejsca w potwornie napchanym pociągu nie było. Do pułku dojechał 1 września, lecz zanim zdążył objąć swe obowiązki, zaczął się nalot.          Ojciec właśnie szedł przez dziedziniec koszar, kiedy nadleciały samoloty. Jakiś wyższy oficer ogromnie się ucieszył widząc je na niebie. - Spójrzcie, - zawołał – oto nasi wspaniali lotnicy! Ale Ojcu te samoloty się nie spodobały, bo przed wojną uczył się rozpoznawać sylwetki  niemieckich maszyn. Powiedział: -  Panie majorze, to chyba nie nasze samoloty. Oficer bardzo się oburzył. - Jak pan śmie siać tu defetyzm! - wrzasnął z wściekłością. Zaledwie skończył to zdanie, gdy rozpętało się piekło. Bomby  z samolotów znaczonych złowrogim czarnym krzyżem, uderzyły w nieprzygotowanych na atak żołnierzy i budynki koszar. Odłamek bomby zgilotynował głowę stojącego w pobliżu żołnierza. Potoczyła się po bruku dziedzińca, a jego krew ochlapała mundur Ojca.                                                       
                                               Tak zaczął się polski Wrzesień
            Miałam nadzieję, że odpowiednio uczcimy tę tragiczną rocznicę, komentarzami w radio, a  filmami w telewizji. Młodsze społeczeństwo powinno znać  dramatyczne fakty z dziejów ojczystych. Spotkał mnie wielki zawód. Cały program telewizyjny wszystkich programów, był wybitnie rozrywkowy. Same komedie i powtórki głupawych seriali z poprzedniego dnia. W wiadomościach Polsatu wcale nie wspomniano o 74 rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, informując na pierwszym miejscu, że proces Katarzyny W. właśnie się rozpoczął, a potem o wypowiedziach prezydenta Obamy. Podobno pan Solorz jest Polakiem? TVN tak samo zignorowało tragiczną rocznicę. Zaczęłam się zastanawiać, w jakim kraju my żyjmy, bo chyba nie w Polsce! Żaden szanujący się naród, nie pozwoliłby sobie na takie zbagatelizowanie tej doniosłej historycznej rocznicy. Jedynie Telewizja Regionalna Wrocław, stanęła na wysokości zadania, transmitując wiele wypowiedzi o Wrześniu, wspomnienia ludzi i zamieszczając materiały dokumentalne. Ale Wrocław to chyba najbardziej patriotyczne miasto w Polsce. Wiadomo Lwów!            TVP I zamiast jakiegoś polskiego filmu wojennego, choćby „Westerplatte”, wyemitowała nowy odcinek mdłego serialu ”Blondynka”, który poprzednio wcale nie cieszył się wielkim powodzeniem. Następnie uraczono nas powtórką nowego odcinka serialu „Komisarz Aleks”. Na miłość Boską, dlaczego telewizja wyrzuca pieniądze podatnika na serial, który jest dokładną, acz nieudaną, podróbką austriackiego „Komisarza Rexa? Czy wszyscy nasi scenarzyści doznali starczej demencji? W południe pokazano transmisję ze święta dziękczynienia za plony z Jasnej Góry. Tymczasem cały czas słyszymy, że tego roku był nieurodzaj i z tego powodu ceny lecą w górę, drenując nasze portfele. W takim razie nie było za co dziękować i wyrzucać pieniądze na transmisję.

            Tak oto uczciliśmy 74 rocznicę agresji hitlerowskiej, rocznicę klęski i śmierci milionów Polaków. Winszuję! Jestem przekonana, że 17-go września wszystkie wiadomości TVP zaczną się od wspomnienia o  wkroczeniu Armii Czerwonej.  Widać pan premier bardzo szanuje panią Angelę Merkel i nie chce widocznie sprawić jej przykrości oraz upokorzyć naszych niemieckich przyjaciół.