wtorek, 3 września 2013

Pamiętny Wrzesień

            1.09.2013 r.
            
           
            Dziś mija 74 rocznica tragicznego Września 1939 roku. Naturalnie, dla uczniów klas gimnazjalnych, to tylko jeszcze jedna nudna data, którą belfer nakazuje wbić sobie w czaszkę. Podobnie myśli większość młodszego społeczeństwa naszego kraju uważając, że są ważniejsze sprawy. Ale żyją jeszcze ludzie, dla których ta data nie jest jedynie pustym dźwiękiem i nudnym zadaniem historycznym. Ja należę do tego tragicznego pokolenia dzieci wojny.
            1 września o 4 rano, na śpiące spokojnie miasto Wieluń, spadły pierwsze niemieckie bomby, równając niemal miasto z ziemią.. Ze snu nie obudziło się już wielu ludzi. Jeszcze nikt wtedy nie wiedział, że właśnie rozpoczęła się najstraszliwsza wojna w dziejach ludzkości. Dla milionów Polaków, w tym strasznym dniu, zawalił się spokojny ustabilizowany świat. Ja miałam 1 września jedenaście dni. Nie wiedziałam, że moje zaplanowane przez rodziców, radosne i szczęśliwe dzieciństwo, właśnie się skończyło, nim się zaczęło. Nie będzie już ani radosne, ani szczęśliwe, bo zaczęła się  wojna, która pochłonie miliony istnień ludzkich. Zmieni dzieje mojej ojczyzny, moje życie i całej rodziny. Odtąd już nic nie będzie tak jak było, bo świat zakrztusi się krwią i łzami milionów ofiar. Beztroskie rządy przedwojennej prawicy, zepchnęły kraj do przepaści, z której, obawiam się, do dziś całkowicie nie wyszedł. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. - mówi stare przysłowie. Ale myśmy wówczas przyjaciół nie mieli, bo nie chcieliśmy ich szukać tam, gdzie należało. Podobnie jak i obecnie.  

            30 sierpnia rodzice wyszli ze mną z naszego ślicznego mieszkania w poznańskiej w Cytadeli.. Dowódca pułku  św. p. major Korasiewicz dał ojcu powóz, żeby odwiózł na dworzec kolejowy jeszcze bardzo chorą Mamę i mnie.( tym powozem zaprzężonym w białe konie, miałam jechać do chrztu.) Ojciec dostał rozkaz wyjazdu do swej macierzystej jednostki w Jarosławiu, a przy sposobności, odwoził Mamę i mnie do swych rodziców w Rzeszowie, naiwnie sądząc, że tam Niemcy nie dotrą.
            Mama, stojąc na progu naszego mieszkania, po raz ostatni oglądnęła się za siebie. Przekręcając klucz w zamku myślała, że wyjeżdża tylko na krótki czas. Nie zdawała sobie sprawy, że już nigdy więcej do swego mieszkania nie powróci, pozostawiając w nim wszystko, co kochała i co razem z Ojcem zgromadzili, w ciągu czterech lat swego małżeństwa. Ja nie wiedziałam, że pozostawiam swój błękitno-różowy pokoik z białymi mebelkami, pełen lalek i zabawek,  wypieszczony przez Mamę dla nienarodzonego jeszcze dziecka. Pokój, w którym miałam spędzić pierwsze miesiące życia, bo wkrótce mieliśmy przenieść się do dużego mieszkania w pięknej secesyjnej kamienicy przy ul. Marcinkowskiego. W czasie bombardowania ona też legła w gruzach.
            Ale 30 sierpnia jeszcze nikt nie wiedział, że 1 września o świcie zawali się ich świat.
            Mamę musiano wnosić do wagonu, bo nie mogła o własnych siłach wejść do niego. Pociąg był straszliwie przepełniony, gdyż był to ostatni pociąg relacji Gdynia – Przemyśl, ale wojskowi mieli osobny wagon. Wielogodzinna podróż, często przerywana na skutek zbombardowanych już niektórych dworców i linii kolejowych, ciągnęła się w nieskończoność. Biedna Mama myślała, że do Rzeszowa żywa nie dojedzie. Żałowała, że jednak nie pozostała w Poznaniu u swojej rodziny, z którą nawet nie zdążyła się pożegnać, gdyż do Cytadeli wstęp cywilom był wzbroniony. Nie miała okazji pożegnać swego ojca i braci wyruszających na front. Jednak dobrze się stało, że nie została, bo jak przyszłość pokazała, byłaby poszukiwana przez gestapo za męża i jego wielką, namalowaną przed wojną mapę Polski, na której był Śląsk i Pomorze z Gdańskiem. Wisiała ona na wartowni w Cytadeli!
            Do Rzeszowa Mama dojechała ledwie żywa i wychodząc z pociągu zemdlała. Trzymała mnie na rękach i byłabym wylądowała pod kołami wagonu, gdyby w ostatniej chwili nie pochwycił mnie jakiś oficer. Prawdopodobnie od tej pory datowała się moja słabość do munduru! Ojciec tylko odwiózł Mamę do domu i pożegnał się z siostrami, bo dziadkowie byli jeszcze w swoim majątku na kresach. Jechał do Jarosławia na dachu wagonu, bo miejsca w potwornie napchanym pociągu nie było. Do pułku dojechał 1 września, lecz zanim zdążył objąć swe obowiązki, zaczął się nalot.          Ojciec właśnie szedł przez dziedziniec koszar, kiedy nadleciały samoloty. Jakiś wyższy oficer ogromnie się ucieszył widząc je na niebie. - Spójrzcie, - zawołał – oto nasi wspaniali lotnicy! Ale Ojcu te samoloty się nie spodobały, bo przed wojną uczył się rozpoznawać sylwetki  niemieckich maszyn. Powiedział: -  Panie majorze, to chyba nie nasze samoloty. Oficer bardzo się oburzył. - Jak pan śmie siać tu defetyzm! - wrzasnął z wściekłością. Zaledwie skończył to zdanie, gdy rozpętało się piekło. Bomby  z samolotów znaczonych złowrogim czarnym krzyżem, uderzyły w nieprzygotowanych na atak żołnierzy i budynki koszar. Odłamek bomby zgilotynował głowę stojącego w pobliżu żołnierza. Potoczyła się po bruku dziedzińca, a jego krew ochlapała mundur Ojca.                                                       
                                               Tak zaczął się polski Wrzesień
            Miałam nadzieję, że odpowiednio uczcimy tę tragiczną rocznicę, komentarzami w radio, a  filmami w telewizji. Młodsze społeczeństwo powinno znać  dramatyczne fakty z dziejów ojczystych. Spotkał mnie wielki zawód. Cały program telewizyjny wszystkich programów, był wybitnie rozrywkowy. Same komedie i powtórki głupawych seriali z poprzedniego dnia. W wiadomościach Polsatu wcale nie wspomniano o 74 rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, informując na pierwszym miejscu, że proces Katarzyny W. właśnie się rozpoczął, a potem o wypowiedziach prezydenta Obamy. Podobno pan Solorz jest Polakiem? TVN tak samo zignorowało tragiczną rocznicę. Zaczęłam się zastanawiać, w jakim kraju my żyjmy, bo chyba nie w Polsce! Żaden szanujący się naród, nie pozwoliłby sobie na takie zbagatelizowanie tej doniosłej historycznej rocznicy. Jedynie Telewizja Regionalna Wrocław, stanęła na wysokości zadania, transmitując wiele wypowiedzi o Wrześniu, wspomnienia ludzi i zamieszczając materiały dokumentalne. Ale Wrocław to chyba najbardziej patriotyczne miasto w Polsce. Wiadomo Lwów!            TVP I zamiast jakiegoś polskiego filmu wojennego, choćby „Westerplatte”, wyemitowała nowy odcinek mdłego serialu ”Blondynka”, który poprzednio wcale nie cieszył się wielkim powodzeniem. Następnie uraczono nas powtórką nowego odcinka serialu „Komisarz Aleks”. Na miłość Boską, dlaczego telewizja wyrzuca pieniądze podatnika na serial, który jest dokładną, acz nieudaną, podróbką austriackiego „Komisarza Rexa? Czy wszyscy nasi scenarzyści doznali starczej demencji? W południe pokazano transmisję ze święta dziękczynienia za plony z Jasnej Góry. Tymczasem cały czas słyszymy, że tego roku był nieurodzaj i z tego powodu ceny lecą w górę, drenując nasze portfele. W takim razie nie było za co dziękować i wyrzucać pieniądze na transmisję.

            Tak oto uczciliśmy 74 rocznicę agresji hitlerowskiej, rocznicę klęski i śmierci milionów Polaków. Winszuję! Jestem przekonana, że 17-go września wszystkie wiadomości TVP zaczną się od wspomnienia o  wkroczeniu Armii Czerwonej.  Widać pan premier bardzo szanuje panią Angelę Merkel i nie chce widocznie sprawić jej przykrości oraz upokorzyć naszych niemieckich przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz