czwartek, 28 listopada 2013

J.F.K. - prawda czy fikcja.

            27.11.2013 r.
            
           
            Ostatnio brakowało mi weny do pisania. Mam mnóstwo tematów w głowie, tylko nie chce mi się przelać ich na papier. Po prostu lenistwo. Niedawno minęła 50 rocznica zamachu na prezydenta USA  J.F.Kennedy,ego. Z tej okazji wyemitowano film o wypowiedziach współczesnych świadków tych wydarzeń, na temat zamachu. Obejrzałam film raczej z niesmakiem. Był bardzo tendencyjny, a jego twórcy nawet nie potrudzili się, żeby poszukać innych wątków zbrodni, niż ten ograny z Oswaldem w  roli zabójcy.
            Osobiście doskonale pamiętam ten listopadowy dzień, kiedy polskie radio podało wiadomość o zamachu i śmierci Kennedy,ego. W Polsce zrobiło to wielkie wrażenie, ludzie byli po prostu wstrząśnięci okropną zbrodnią. W katedrze warszawskiej odprawiono nabożeństwo żałobne, a przedstawiciele ambasady amerykańskiej odśpiewali słynną pieśń:”Glory, glory, Aleluja!”.W telewizji polskiej, jeszcze czarno-białej, pokazano fragmenty pogrzebu prezydenta. Kennedy cieszył się w naszym kraju wielką popularnością i sympatią, chyba odrobinę na wyrost, bo nie bardzo na to zasługiwał. Oczywiście, Amerykanie mogli się nim zachwycać, wybaczając mu jawne romanse i niestałość polityczną oraz promowanie własnej rodziny, np. brata Roberta.
            Natomiast my nie mieliśmy specjalnie wielu powodów do darzenia go sympatią. Po pierwsze był germanofilem. Pamiętacie jego słynne zawołanie? „Jestem Berlińczykiem!” To bynajmniej nie była dyplomatyczna deklaracja, lecz szczere oświadczenie wygłoszone z miasta, które było gniazdem faszyzmu i hitleryzmu, skąd wyszedł demon totalnej II wojny światowej i zagłada Polski. Już to powinno  nieco ochłodzić naszą, jak zwykle w stosunku do Ameryki, bezpodstawną sympatię. Poza tym, o czym wówczas nie wiedzieliśmy, młody Kennedy miał podobno romans z agentką hitlerowską, a jego rodzina była powiązana z mafią. Cierpiąc na silne bóle kręgosłupa, Kennedy zażywał mnóstwo leków i stał się lekomanem. Dla swojej młodej żony też nie był przykładnym mężem, narażając ją na wiele upokorzeń. Miał kochankę, która była na usługach mafii. Te niepochlebne dla niego fakty wyszły na jaw wiele lat po jego śmierci.
            Łacińskie przysłowie powiada: Is fecit, cui prodest. - Ten zrobił, komu to przynosi korzyść. Związek Radziecki, w osobie I sekretarza KPZR Nikity Chruszczowa, zawarł z Kennedym, zwolennikiem pokojowego rozwiązywania spornych zagadnień międzynarodowych, porozumienie w sprawie Kuby i bynajmniej nie zależało mu, by na miejsce Kennedy,ego przyszedł  wiceprezydent Lyndon Johnson, znany z radykalnych poglądów, który otwarcie opowiadał się za  dalszą wojną w Wietnamie. Również ówczesny szef CIA, nie darzył obu braci Kennedych sympatią, podobnie jak większość republikanów, a nawet szefów mafii.

            Jest wiele wątków dotyczących zabójstwa prezydenta Kennedy,ego i wielka szkoda, że nie mieliśmy okazji poznania  innych opinii na ten temat. Mam wrażenie, że prawdy o śmierci prezydenta nie dowiemy się nigdy. Podobnie, jak nie dowiemy się, kto naprawdę był sprawcą zamachu na generała Sikorskiego. Są akta, które na zawsze pozostaną zamknięte w tajnych sejfach służb specjalnych. Ale -  cum tacent, clamant – milczą, a jednak wołają!    

czwartek, 14 listopada 2013

Niech żyje Święto Niepodległości – z pożarami w tle! Heil....?

   
    A jednak okazałam się prorokiem przewidziawszy to, co się wczoraj wydarzyło. Wystarczy, wrócić do daty 15 sierpnia i przeczytać sobie moje dywagacje na temat obchodzonych u nas świąt. Wiedziałam, że będzie źle, ale nie sądziłam że będzie aż tak groźnie. Pomyliłam się tylko, co do filmu. Nie dali „Znachora”, ale „Ogniem i mieczem”. Też ograna chała, niewiele mająca wspólnego z powieścią i ze świętem!  Bo o samym święcie niewiele mówiono, jak zwykle.
    Za to prawdziwe „obchody” odbywały się na ulicach naszej stolicy. Tyle, że nie mamy niestety, z czego być dumni, wprost przeciwnie. Patrzyłam z prawdziwym przerażeniem, na te zamaskowane gęby naszej kochanej młodzieży, tchórzliwie ukrywającej się pod kominiarkami. Kto tych szczeniaków nauczył takiej agresji? Wynieśli ją z domów, z amerykańskich filmów, czy też może z przemówień pewnego pana prezesa, czy audycji znanego powszechnie radyjka instruującego, jak pozbyć się prezydenta Polski i rządu. Nie wiadomo, ale pokazało się, że za wiele tak zwanej demokracji, może przerodzić się w anarchię!
     Kto zezwolił, żeby ponownie odrodziła się tak zwana Narodowa Demokracja, słynna w Polsce przedwrześniowej z jawnych tendencji faszystowskich? Partia, mająca na swoich rękach krew zamordowanego pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polski Gabriela Narutowicza, zastrzelonego 16.XII.1922r. w„Zachęcie”,przez klerykała i narodowca Eligiusza Niewiadomskiego. Dlaczego władze zezwalają na odradzanie się takich partii i stowarzyszeń, jak Młodzież Wszechpolska, skrajnie nacjonalistycznych, faszyzujących i wręcz groźnych dla państwa demokratycznego, za jakie pragniemy uchodzić? Czym faszyzm jest lepszy od komunizmu? Bo jeśli zezwalamy na odradzanie się partii faszystowskich, to pozwólmy na zarejestrowanie partii komunistycznej. O ile pamiętam, obie te ideologie są zakazane w Konstytucji RP.
    Kto pokrywa koszty przyjazdów tych bandziorów do Warszawy? Kto pokrywa straty, jakie wyrządzają w stolicy? Te ostatnie oczywiście pokrywamy my – społeczeństwo! Dlaczego policja nie zatrzymuje autokarów z bandziorami na szosach i nie zawraca ich z powrotem? Dlaczego władze Warszawy zgadzają się co roku na te manifestacje wiedząc, jaki będzie rezultat?
    Oto jest pytanie! Pani prezydent Gronkiewicz- Waltz powiada, że nie można zabronić pochodów. Ja uważam, że ze względu na szczególną szkodliwość tych manifestacji, kiedy za wyrządzone szkody wszyscy płacimy, taki zakaz byłby jak najbardziej celowy. Zastanawiam się, kto w tych (pardon) gówniarzach budzi taką nienawiść do PRL-u i Rosji? Co im PRL zawiniła, przecież nawet nie żyli w tych czasach. Rosja także nie jest już państwem komunistycznym, lecz kapitalistycznym i naszym sąsiadem, z którym powinniśmy znaleźć po latach wspólny język. Atak na ambasadę rosyjską i podpalenia, stały się kompromitacją dla naszego rządu i państwa. W dniu święta narodowego, pokazaliśmy przed całym światem, że nie potrafimy godnie obchodzić znaczących rocznic. Nie po raz pierwszy!
    Być może wcale nie zasłużyliśmy sobie na to Święto Niepodległości, jeżeli nie potrafimy wychować naszej młodzieży w szacunku dla tradycji i wszędzie respektowanych pryncypiów oraz praw międzynarodowych. Zresztą nie tylko w Warszawie zdarzyły się takie incydenty nacjonalistyczno- anarchistyczne. Mój ukochany Kraków, także stał się miejscem takich szowinistycznych pochodów, od kiedy Wawel, sanktuarium narodowe, stał się miejscem  współczesnych pochówków.  Widziałam wczoraj w TVP pana prezesa, pod pomnikiem Marszałka i pomyślałam sobie: - Jakie szczęście ma pan prezes, że Marszałek jest z kamienia. Bo gdyby był żywy, to ja sobie wyobrażam!.......
    Czasami, patrząc na liderów największej partii opozycyjnej, wydaje mi się, że widzę osiemnastowiecznych warchołów z wiecznym Veto! Nie pozwalam! Podobno  warchoł Władysław Siciński, który wsławił się pierwszym zerwaniem  sejmu w 1652 roku, po śmierci nie uległ rozkładowi i jego zmumifikowany trup straszył przez długie wieki, policzkowany i opluwany. Nie chciało go ani niebo, ani piekło. Szkoda, że nie dożyję czasu, żeby się przekonać, czy wszystkie współczesne warchoły, po śmierci staną się mumiami!
    Bardzo kocham moją ojczyznę, za którą walczyli od wieków moi przodkowie. Choć nie przepadam za angielszczyzną,  jedno przysłowie angielskie bardzo cenię:
     Right or wrong – my motherland!  Dobra czy zła, lecz moja ojczyzna!
    Dlatego nie pochwalam oblewania pomyjami przy każdej sposobności poprzedniego ustroju. Bo pomyślmy rozsądnie, kto tak bardzo nie lubi PRL-u? Arystokracja, ziemiaństwo, rdzenna inteligencja o korzeniach ziemiańskich, sfery które wszystko straciły, a nic nie zyskały? Nie, oni dyskretnie milczą. Pretensje mają ci, którzy absolutnie wszystko temu ustrojowi zawdzięczają! Panowie profesorowie, doktorzy, inżynierowie, lekarze,  znani aktorzy, a przede wszystkim dzieci tych prominentów, którym wbija się do głowy głupoty o tych czasach. A przecież ojcowie i dziadkowie tych wszystkich wykształconych ludzi, dostali szansę właśnie w tak zwanej Polsce Ludowej. To dzięki reformie rolnej, ubogi chłop dostał ziemię, często zabraną siłą dziedzicowi. To dzięki socjalizmowi wynędzniały robotnik wyszedł z zagrzybionej sutereny, dostał porządne mieszkanie i pracę. Chłop i robotnik mogli kształcić swoje dzieci, co w przedwojennej Polsce  byłoby trudne, ze względu na ogromne koszta. Gdyby nie zmiany ustrojowe, pan profesor, czy pan doktor, byłby ubogim chłopem na kilku hektarach,  a jego dziecko  parobkiem w jakimś majątku. A choćby i w naszym, odebranym nam przez władzę ludową!
     Niewdzięczność jest cechą ludzką, ale to już nawet nie jest niewdzięczność, to jakaś fobia. Sfery, mające wiele powodów żeby się uskarżać na poprzednią władzę, zachowują milczenie. Pyskuje szczególnie młodzież, nie znająca wcale owych czasów, jedynie tendencyjnie nastawiana przez reakcyjną opozycję. Mamy tego rezultaty. Wrzaski: - śmierć komunie! i obelżywe transparenty niesione przez Młodzież Wszechpolską, beniaminków PIS-u.
    Jednakże największe oburzenie, wprost wściekłość, ogarnęła mnie na widok dwojga nędzników, wznoszących pod jakimś pomnikiem ramiona, w hitlerowskim pozdrowieniu: Heil! To hańba dla wszystkich Polaków i groźne ostrzeżenie na przyszłość. Kto wie, czy na przykład rodzimi faszyści za kilka lat nie rozpalą w piecach krematoryjnych, żeby pozbyć się w ten „humanitarny”sposób przeciwników politycznych? Hetman wielki Jan Zamoyski powiedział:„Zawsze takie Rzeczypospolite są, jakie ich młodzieży chowanie”  Reakcyjna prawica wychowała sobie młodzież, pogratulować! Sympatyków Hitlera, ale gdyby Adolf żył, ci głupcy użyźniliby glebę, „bowiem takiego ucisku, jakie cierpi naród polski, nie znosił jeszcze nigdy żaden naród!” - są to słowa dowódcy brygady SS dr Schöngartha na posiedzeniu rządu Generalnej Guberni dnia 20.04.1943 r. 
    Ci młodzi ludzie nie są godni, by nieść biało-czerwone sztandary. Nie są godni, żeby czcić Święto Niepodległości, za którą ginęli nasi ojcowie i dziadowie.   Z ich winy, prezydent Polski przepraszał i słusznie, prezydenta Rosji, za atak na ambasadę rosyjską. Uczestnicy pochodu zachowali się, jakby byli niecywilizowanymi dzikusami, a nie  obywatelami narodu mającego tysiąc lat historii. 

piątek, 8 listopada 2013

Jak sobie filmowcy wyobrażają Biblię.

3.11.2013 r.

            

            Od kilku tygodni w piątki, POLSAT, emituje serial pod tym tytułem. Ponieważ sam temat mnie zaintrygował, postanowiłam oglądnąć choć kilka odcinków.  Byłam pod wrażeniem!  O mało nie spadłam z fotela, widząc w roli Samsona, uchodzącego w historii biblijnej, za wzór męskiej siły i urody, opasłego Murzyna z dredami na głowie. Ci Jankesi naprawdę dostali już manii, wpychając swoich Afroamerykanów do wszystkiego, bez względu na to, czy tam pasują, czy nie.
            Otóż to raczej niemożliwe, żeby Murzyn był prawowiernym Izraelitą, gdyż w tym czasie czarnoskórzy byli niemal wyłącznie niewolnikami, a po drugie Żydzi pogardzali poganami. Twórcy serialu nawet nie potrudzili się, żeby ukazać z Biblii naprawdę piękne, romantyczne wątki. Psalmy Dawida, króla i poety żydowskiego, piękny epizod romansu króla Salomona z królową Saby, „Piękna jesteś przyjaciółko moja”.... i wiele innych ciekawych historii. Skupili się jedynie na scenach rzezi, ulubionych przez filmowców amerykańskich. Ale to historia Izraela, więc to amerykańscy Żydzi powinni mieć do filmowców pretensje.  
            Natomiast  sprawa zaczyna być niesmaczna i oburzająca, kiedy twórcy serialu sięgają po dzieje Ewangelii. Odniosłam wrażenie, że temat ten traktują nieomal humorystycznie, nie trzymając się faktów. Cukierkowa Maryja, z fryzowanymi loczkami i raczej mało urodziwa, wkracza do akcji, nie wiadomo skąd i po co. Scenarzysta serialu widać kiepsko zna religię chrześcijańską, bo co chwilę popełnia kardynalne błędy i pomyłki.  Zwiastowanie miało miejsce, gdy Maryja się modliła.  Archanioł Gabriel jest zbyt dosłowny, nie mający w sobie nic anielskiego. Ot, jakiś facet w czerwonej jupce. To we śnie, a nie na ulicy, Józef, narzeczony Maryi, dowiaduje się, że jest Ona wybranką Boga. Scenarzysta urwał połowę ze słów Zwiastowania, dlatego też nie widzimy Elżbiety, bardzo ważnej osoby w Ewangelii, bowiem była ona matką Jana Chrzciciela. Scena Narodzenia jest  niezgodna z prawdą, bo dla Maryi nie było miejsca w gospodzie i Józef musiał zaprowadzić cierpiącą Żonę do wykutej w skale groty, gdzie latem przebywały zwierzęta. Następna scena hołdu pasterzy i trzech Mędrców, a  nie żadnych królów,  wygląda jak z kiepskich jasełek. Za dużo tych pobożnych.   
            Święta Rodzina ucieka nie wiadomo gdzie, bo serial o tym nie mówi, i powraca nie wiadomo skąd. O Egipcie nie ma ani słowa. Tłusty mały Jezus, o niezbyt inteligentnej twarzy, patrzy bez większego zainteresowania, na rozkładające się na krzyżu zwłoki. A potem znowu przeżyłam szok, kiedy święty Jan Chrzciciel, osobnik z dredami na głowie, ( ci Jankesi mają na tym tle kota) ochlapuje wodą  ludzi, wykrzykując coś, czego nikt, sądząc po minach, nie rozumie.                I wtedy wkracza do akcji Jezus. Nie chcę już  komentować wyglądu aktora, który jak na Żyda ma zbyt hollywoodzką powierzchowność, mniejsza z tym. Ale oto na naszych oczach dzieją się dziwne rzeczy. W czasie chrztu, nie słychać głosu Boga:”Oto jest Syn  mój umiłowany, w którym sobie upodobałem”. Nic, cisza.  Pan Jezus się otrzepuje i idzie nad jezioro Genezaret szukać uczniów.
            Spotyka Piotra? Akurat! Jak Jezus może mówić do rybaka: – Piotrze, - kiedy on nazywa się Szymon? Potem, za jakiś czas, kiedy Szymon upadnie Mu do nóg i wyzna: - Ty jesteś Mesjasz i Syn Boży! - Jezus powie: - A ty jesteś Kefas!  Bo Kefas w języku aramejskim znaczy skała! Dopiero po latach, gdy religia chrześcijańska sięgnie miast greckich, aramejskie słowo Kefas, zmieni się w języku greckim na Petrus, czyli  Skałę. Ot i zaraz widać jak na dłoni, że twórcy serialu nie przykładali się do nauk ewangelicznych, ani językowych.
            Jan Chrzciciel nie został ścięty, bo naurągał królowi Herodowi Antypasowi. Król urzeczony był urodą swej pasierbicy Salome, córki  Herodiady,  która skłoniła go swoim lubieżnym tańcem do wydania wyroku śmierci na proroka Jana Chrzciciela. Dziwię się, że filmowcy zrezygnowali z  tak wspaniałej sceny, jak taniec Salome.
            Z Rzymu przyjechał p r o k u r a t o r Poncjusz Piłat, a nie jakiś namiestnik rzymski, i oczywiście to on będzie winien śmierci Jezusa, a nie Żydzi!

            Obawiam się, że zrezygnuję z obejrzenia dalszego ciągu tego natłoku niewiedzy i ignorowania faktów. Nie tak wyobrażałam sobie serial o Biblii. Pewnie na końcu, Chrystus zmartwychwstanie jako Afroamerykanin z dredami, tylko nieco  w niebie wybielony. Horror! 

Święto Zmarłych.

1.11.2013 r.

            

            W jesieni często dopada mnie chandra i po prostu nie chce mi się pisać. Na samą myśl o napisaniu czegokolwiek, doznaję jakby paraliżu woli i wstrętu do dotknięcia klawiszy laptopa.  Ale dziś taki szczególny dzień, bardzo smutny i pełen refleksji nad zjawiskiem przemijania. Jak co roku, byłam na cmentarzu na grobie Rodziców. Zapaliłam kilka zniczy i złożyłam na płycie grobu skromny wieniec. Nie stać mnie na nic więcej.
            Poza tym,  wcale nie rozumiem sensu ubierania grobów, niczym wystawy w supermarkecie i zapalania na nich ogniska. Zastanawia mnie, jak to możliwe, żeby ludzie, którzy przez okrągły rok nie bywają na cmentarzu, zapominając o leżących tam bliskich, akurat przed Wszystkimi Świętymi przypominali sobie o nich? Wygląda na to, że nie zależy im na zmarłych, a jedynie na opinii  odwiedzających w ten dzień cmentarz. Od dziecka lubiłam chodzić na cmentarze, bo w czasie wojny to było względnie bezpieczne miejsce do spacerów i kontemplacji. Będąc małą dziewczynką, chodziłam z Dziadkiem Tadeuszem, na stary cmentarz w centrum Rzeszowa, o ile pamiętam, przy ulicy Gałęzowskiego. Dziadek pokazywał mi groby powstańców z roku 1863, i opowiadał o swoim ojcu, a moim pradziadku, żołnierzu Powstania Styczniowego. Rzeszów szczególnie czcił pamięć Marcina Borelowskiego” Lelewela”, dowódcy oddziału powstańczego, a także bohatera Legionów Piłsudskiego, pułkownika Leopolda Lisa -  Kuli, przyjaciela mego wuja.  Zawsze 1 listopada, lub w Dzień Zaduszny, szliśmy na cmentarz na Pobitnem, zapalić świece na grobach naszych krewnych.          Potem, już w Bolesławcu, chodziłam z Rodzicami na cmentarze, aby postawić znicz na jakimś zapomnianym grobie. Na cmentarzu żołnierzy radzieckich, odkryliśmy wtedy mogiłę polskiego żołnierza. Dziś już  sama odwiedzam grób moich bliskich, myśląc z żalem, że nie dane mi jest zapalić znicza na grobach moich Dziadków i najbliższych krewnych, spoczywających w Rzeszowie, w Poznaniu, w Gnieźnie, we Wrocławiu, w Warszawie, w Szczecinie, nie mówiąc  już nawet o tych mogiłach moich przodków, leżących na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, i tych nie istniejących już wcale grobach, na kresach dawnej Rzeczypospolitej.
            Niegdyś słyszałam, że zmarły żyje dotąd, dopóki istnieje o nim pamięć. Potem odchodzi na zawsze. Smutno mi, gdy wyobrażam sobie, że po mojej śmierci, pamięć o moich bliskich odejdzie wraz ze mną w nicość. Może dlatego, z takim uporem walczę o wydanie mojej książki, bo tam na pierwszej karcie, jest dedykacja dla moich Rodziców i Pradziada. Dlatego też na płycie grobowej  Rodziców, który kiedyś będzie moim grobem, kazałam wyryć napis: Non omnis moriar. – Nie wszystek umrę.
            Nie potrafię skupić się, siedząc na cmentarzu. Zbyt wiele ludzi mnie otacza, głośne rozmowy, często śmiechy, jak na jarmarku lub wesołym bankiecie. Przed bramą cmentarną, sprzedawcy oferują słodycze, bywają nawet stoiska z gorącymi potrawami i napojami. Czysta komercja, nie przystająca ani do tego smutnego dnia, ani miejsca wiecznego spoczynku tysięcy ludzi. Wolę usiąść w domu, w wygodnym fotelu i przymknąwszy oczy, słuchać muzyki poważnej,  lub oglądać w albumach pożółkłe ze starości fotografie, przypominając sobie twarze tych, co już odeszli. Przywoływać w pamięci ich słowa, gesty, uśmiechy.... Nasze życie jest tak okrutnie krótkie, a jeszcze skracamy je sobie zmartwieniami, a przede wszystkim pogonią za dniem jutrzejszym, byle prędzej, byle szybciej.
            Que, que, scelesti, ruitis? - Dokąd, dokąd, szaleńcy, pędzicie? - pytał starożytny poeta Horacy.
            Śpieszymy się do tego dnia, po którym nastanie dla nas absolutna nicość!
           
            Pomimo smutku, lubię to święto, szczególnie gdy jest ładna pogoda i z drzew lecą pożółkłe liście, przypominając nam o nadchodzącej zimie. Ale po zimie nastaje wiosna i przyroda się odradza, my niestety, odchodząc wkraczamy w niebyt. A może jedynie otrząsamy się z ziemskich trosk, odbywając podróż w krainę wiekuistego spokoju i szczęścia?
            Nasza ojczyzna w swojej historii zaznała niezliczonych cierpień i dzień Święta Zmarłych oraz następny, Dzień Zaduszny, powinniśmy czcić w powadze i godności. Dlatego oburza mnie i po prostu wnerwia, wprowadzanie do nas niemal na siłę, głupich i według mnie, bluźnierczych amerykańskich zwyczajów Halloween. Szydzenie ze zjawiska śmierci, jest czynem niegodnym człowieka kulturalnego. Zresztą Amerykanie mają bardzo krótką historię, nie mogącą równać się z przeszło tysiącletnimi dziejami Polski. Wojna Wyzwoleńcza? Mieliśmy takich wojen wiele. Wojna Secesyjna? W czasie naszych dziejów, mieliśmy tysiące bitew i wojen, miliony poległych i pomordowanych. Czcimy ich pamięć właśnie w te dni pełne zadumy i wspomnień.
            Amerykańskie dzieci bawią się sztucznymi czaszkami i szkieletami. Może dlatego potem strzelają do siebie w szkołach? Nauczono ich szydzić ze śmierci, i pewnie nie rozumieją, że zjawisko śmierci jest nieodwracalne. Niedawno widziałam w autobusie ucznia, ubranego w koszulkę z wyobrażeniem trupiej czaszki. W jakim celu sprzedaje się w polskich sklepach podobnie makabryczne ubiory? Dlaczego rodzice nie zabraniają dzieciom noszenia na sobie emblematu śmierci? Oto jest pytanie!
            1 listopada to nie tylko Święto Zmarłych. To  również 95 rocznica obrony Lwowa. Tego dnia, lwowiacy ujrzeli na wieży ratusza żółto-niebieską chorągiew ukraińską, powiewającą nad miastem i przeczytali na rozwieszonych na murach odezwach, że Lwów stał się stolicą  niepodległej Ukrainy. Polscy mieszkańcy lwiego grodu „Semper fidelis,” - zawsze wiernego Rzeczypospolitej, nie mogli się z tym faktem pogodzić i chwycili za broń. Bohaterska obrona Lwowa przeszła do historii polskiej, a szczególnie walki dzieci o ukochane miasto, Orląt lwowskich, staczających nierówne boje z doskonale uzbrojonymi oddziałami ukraińskimi. Tysiące obrońców spoczywają na cmentarzu Łyczakowskim. „ A to Polska właśnie”...  Jeden z nich, Bezimienny, leży pod arkadami Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Przed Grobem tego nieznanego dziecka Lwowa,  skłaniają głowy królowie i prezydenci państw. 
            Lwów był ulubionym miastem marszałka Piłsudskiego, udekorowanym przez niego, jako jedyne miasto w historii Polski, orderem Virtuti Militari.

            Ponieważ obecnie próbuje się wciągnąć Ukrainę do Unii Europejskiej, a nawet  do NATO, nasze środki masowego przekazu, jakoś tę ważną rocznicę pominęły znaczącym milczeniem. Z jednym wyjątkiem – Wrocławia! Ale stolica Dolnego Śląska, zawsze wierna jest pamięci o tym umiłowanym mieście. 

Odchodzą!

            28.10.2013 r.

            29 października zmarł Pan Tadeusz Mazowiecki, były premier RP, pierwszego po wyborach w 1989 roku, rządu polskiego. Był dobrym, opanowanym człowiekiem, rzadko ulegał emocjom. Należał do stowarzyszenia inteligencji katolickiej i był osobą głęboko wierzącą. Jednak jako premier, nie spełnił oczekiwań rodaków i wielu zawiódł. Jego rząd był raczej mało kompetentny, np. Jacek Kuroń, pełniący funkcję ministra płacy, pracy i spraw socjalnych, zamiast natychmiast zrewaloryzować emerytury i renty, czego społeczeństwo oczekiwało, zafundował emerytom zupkę „kuroniówkę” i niespełnione obiecanki. Dla siebie był raczej bardziej hojny. Minister  sprawiedliwości pan Lewandowski, wprowadził do sądownictwa zwolnienie podejrzanego za kaucją. W ten sposób, defraudant lub złodziej, może opłacić swoją wolność pieniędzmi uzyskanymi z kradzieży! Pan Balcerowicz, minister finansów, żelazną ręką wepchnął Polskę w ramiona kapitalizmu o wilczych zębach, o czym pierwsi członkowie Solidarności bynajmniej nie marzyli, bo chcieli mieć ustrój socjaldemokratyczny, przyjazny dla społeczeństwa.
            Likwidując PGR-y, na wsiach, puścił Balcerowicz tysiące pracowników rolnych, dosłownie z torbami. A sprzedając zakłady przemysłowe, przyczynił się do powstania narastającego w kraju bezrobocia. Otwierając granice dla handlu zagranicznego, zniszczył rodzimy handel. Zaś klasę robotniczą, która wyniosła Solidarność na wyżyny, uczynił nic nie znaczącym przedmiotem, a nie podmiotem, nie liczącym się w państwie o ustroju kapitalistycznym.

            Ale o zmarłych nie należy mówić źle. Dlatego też myślę, że Pan premier Mazowiecki, pragnął dla swej ojczyzny jedynie dobra. Niech spoczywa w pokoju.