środa, 26 lutego 2014

O Olimpiadzie.



13.02.2014 r.
           
            Nareszcie miłośnicy sportów zimowych doczekali się Olimpiady. Nasi sprawozdawcy nie szczędzili od początku pod adresem Rosjan kąśliwych komentarzy, z góry zakładając, że nic się im nie uda. Oczywiście wszystkiemu miał być winien prezydent Putin, który nie cieszy się u naszych władz sympatią, bo mają do niego pretensje, że był oficerem KGB. Ciekawe, że jednocześnie szczycą się Kuklińskim, który był zdrajcą i szpiegiem CIA! A niby czym CIA jest lepsze od KGB?           Zresztą wydaje mi się, że pan prezes Kaczyński i przewodniczący Młodzieży Wszechpolskiej, powinni posłać prezydentowi Putinowi bukiety róż oraz bileciki z gratulacjami, bo przecież w Rosji homoseksualizm jest źle widziany. W związku z tym, rosyjski naród i Duma będzie miała mniej popaprańców, nie tak jak w polskim Sejmie. Zastrzegam, to nie jest moje osobista opinia, tylko naszej kochanej prawicowej prawicy!
            Ale miałam pisać o Olimpiadzie. Telewizja z satysfakcją pokazywała z Soczi, dwa sedesy w jednej toalecie i dopiero, kiedy w internecie opublikowano zdjęcia z zagranicznych toalet, mających również dwa kibelki, TVP się zamknęła, ale nie bardzo! Otwarcie igrzysk było naprawdę imponujące, lecz sprawozdawcy sportowi znowu ubolewali, że Rosjanie wydali mnóstwo pieniędzy, tak jakby rok temu, nasze władze nie wydały miliardów na Euro, które wcale nie przyniosło nam zysku, jak radośnie zakładano. Na szczęście, nasi sportowcy zimowi nie przypominają fatalnych piłkarzy, którym cierpliwi kibice wybaczają grzechy, śpiewając ze łzą w oku: „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!” A właśnie, że się stało, bo wydajemy ogromne pieniądze na nieudaczników! Złotówki te mogły być przeznaczone na inne cele, na przykład na krytą bieżnię lodową!.
            Osobiście nie interesuję się specjalnie sportem. Owszem, lubię zawody konne, gimnastykę artystyczną i łyżwiarstwo figurowe. Jednak  czekałam z napięciem na występ polskich skoczków i nie zawiodłam się, bo Kamil Stoch, wspaniałym skokiem wywalczył medal złoty olimpijski. Nawet Adamowi Małyszowi to się nie udało! Podziwiam tego młodego mężczyznę i jego determinację, aby piąć się coraz wyżej, sięgając do olimpijskich laurów.  A miał wtedy naprawdę zły dzień. Był chory, zaziębiony, bolało go gardło i czuł się fatalnie. A jednak potrafił się zmobilizować i stanąć na skoczni. Twardy góral, przyniósł chwałę sobie i swojej ojczyźnie!
            Oczarowała mnie również pani Justyna Kowalczyk. Co to za wspaniała dziewczyna! Od dawna podziwiam jej wyczyny sportowe i zaciętość, z jaką walczy o zwycięstwo. Ale teraz, na Olimpiadzie, przeszła samą siebie. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś o słabszym charakterze od niej, odważył się, ze złamaną kością stopy,  wziąć udział w 10 kilometrowym biegu. W pierwszych zawodach, pani Justynie się nie powiodło i wielu w nią zwątpiło. Jedni mówili, że zrezygnuje z biegu, inni twierdzili, że pojedzie, ale nie zdobędzie nawet brązowego medalu.
            A jednak pobiegła, nie zważając na ból i krytykę niedowiarków. Jaką trzeba mieć potężną wolę zwycięstwa, jaki żelazny hart ducha, żeby ze złamaną kością stopy nie tylko wspaniale pobiec, ale wywalczyć złoty medal olimpijski.  Wydaje mi się, że był to ewenement na skalę światową i pani Justynie należą się najwyższe słowa uznania i podziwu, a także wdzięczności, bo za jej przyczyną po raz drugi usłyszeliśmy w Soczi nasz hymn narodowy. Twardzi są ci nasi górale! 
            Dziś jest 15 lutego i mamy już trzeci medal. Niesłychane zdarzenie w polskim sporcie zimowym! Zdobył go w znakomitym stylu Zbigniew Bródka, mistrz w łyżwiarstwie szybkim. Wzruszająca była inwokacja do Matki Boskiej, zdenerwowanego sprawozdawcy sportowego, oczekującego w napięciu na wynik biegu Zbigniewa Bródki. Nie wiem, czy podziałała Matka Boska, czy też nasz sportowiec był naprawdę świetny, bo mamy złoty medal! Wstyd, że ten znakomity sportowiec musiał szukać pomocy w internecie, żeby przygotować się do olimpiady, bo władze sportowe mu nie pomogły. Brawo, dzielny strażaku!
            Oj, to już naprawdę zakrawa na interwencję sił niebieskich! Kamil Stoch znakomitym skokiem zdobył dziś na skoczni drugi złoty medal!  Cała Polska w euforii!
            Jestem przekonana, że właśnie z takich ludzi nasza młodzież powinna brać przykład i na nich się wzorować – na sportowych bohaterach XXI wieku.                   
             

Jakich mamy bohaterów, taki będziemy mieć naród!



2.02. 2014 r.
           
            Wczoraj minęła siedemdziesiąta rocznica wspaniałego czynu Polski Walczącej, który zasłynął na cały świat. Oto 1 lutego 1944 roku, w Warszawie, kilku młodziutkich ludzi, żołnierzy Armii Krajowej, dokonało zamachu na Brigadeführera SS, szefa gestapo i policji na „dystrykt warszawski”, Franza Kutscherę. Kim był Kutschera? Przede wszystkim był zasłużonym członkiem NSDAP, wyższym oficerem SS, (generał major) członkiem Reichstagu[1]  ulubieńcem Himmlera. Dał się poznać z wyjątkowego okrucieństwa w okupowanej Rosji, był szefem i uczestnikiem pacyfikacji w Jugosławii i Holandii.
            Na rozkaz samego Himmlera przeniesiony do Polski, postanowił wykazać się szczególną inicjatywą, traktując polecenie przełożonego jako wyróżnienie. Warszawa była miastem, z którym hitlerowcy nie potrafili sobie poradzić, potrzebującym koniecznie twardej ręki. Kutschera nigdy nie ujawniał swego nazwiska. Na straszliwych obwieszczeniach, o coraz  to nowych wyrokach śmierci na mieszkańcach stolicy, ukryty był za podpisem:„Dowódca SS i Policji na Dystrykt Warszawski”.  Ale jego tożsamość została  prędko rozszyfrowana przez wywiad Armii Krajowej. Znało go dobrze pół Europy, bo gdziekolwiek się pojawił, szła za nim śmierć tysięcy niewinnych ludzi. Próbowano go zabić w Czechosłowacji, Holandii i Jugosławii, lecz bez skutku.                                                   W Warszawie z każdym dniem narastał terror, a łapanki i uliczne egzekucje stały się codziennym zjawiskiem. W odwecie za niesłychane zbrodnie na ludności polskiej, niespotykane w innych częściach okupowanej Europy, na kata Warszawy zapadł wyrok śmierci.
            W  moich dywagacjach z dnia 26.01.br. pisałam, że do zamachu na Heydricha, przysłano z Anglii do Czech, trzech wyszkolonych komandosów, którym z trudem udało się zadanie wykonać, chociaż nie było trudne, bo Heydrich się nie ukrywał. Wykonania wyroku śmierci na Kutscherę, podjęło się kilku młodych żołnierzy Armii Krajowej, z harcerskiego oddziału do zadań specjalnych, późniejszego„Parasola”. Dwóch dwudziestoletnich chłopców: Jeremi -  Jerzy  Zborowski i Lot  - Bronisław Pietraszewicz, późniejszy dowódca akcji. W niewielkim mieszkanku na Żoliborzu przystępują do opracowania planu zamachu. Za rekwizyty służą pudełka zapałek przesuwane po stole. Miejsce akcji było niesłychanie niebezpieczne, w samym centrum Warszawy, w tak zwanej „dzielnicy niemieckiej”, skąd wysiedlono wszystkich Polaków. Niemal przy każdym domu budka wartownika. W pobliżu siedziba żandarmerii, opodal gmach policji kryminalnej i osławiona straszna Aleja Szucha – gestapo!  Kutschera mieszkał w pałacyku w Alei Róż, ekskluzywnej dzielnicy miasta. Do pracy jeździł limuzyną z kierowcą i adiutantem. Na przystanku tramwajowym w pobliżu pałacyku stanęło pięciu młodych mężczyzn w długich płaszczach, pod którymi ukryli broń. Towarzyszą im trzy łączniczki: młodziutka Dewajtis – Elżbieta Dziembowska, Kama – Maria Stypułkowska- Chojecka, i Hanka ( tożsamość nieznana). Dziewczęta bacznie obserwują pałacyk.
            Kama sygnalizuje pojawienie się auta Kutschery. Dewajtis przechodzi przez jezdnię. To znak, że generał wsiadł i auto ruszyło. Lot przerywa „flirt” z Hanką, a limuzyna prowadzona przez Misia, (Michał Issajewicz) zajeżdża drogę samochodowi Kutschery. To sygnał, że bojowcy mają zacząć akcję. Lot podbiega do auta i serią z pistoletu maszynowego ciężko rani Kutscherę, ginie także jego adiutant i kierowca. Z okien domów i urzędów Niemcy rozpoczynają wściekły ogień. Po stronie bojowców już są ranni. Lot dwa razy ranny w brzuch przekazuje dowództwo Kruszynce.(Zdzisław Poradzki) Ten podbiega do auta, strzela do Kutschery jeszcze jedną serię i wyciągnąwszy go na jezdnię, rewiduje generała. Ale Niemiec jeszcze żyje i dopiero Miś strzałem z pistoletu uśmierca kata Warszawy.
            Zamach na Kutscherę pociągnął za sobą ofiary. Pod straszliwym ostrzałem Niemców, bojowcy wycofują się do podstawionych aut. Lot umiera w trzy dni po zamachu, podobnie jak Cichy - Marian Senger. Dwaj inni uczestnicy zamachu: Juno -  Zbigniew Gęsicki i Sokół – Kazimierz Sott, giną w nurtach Wisły. Dziewięciu młodziutkich chłopców, którzy 1 lutego stanęli na rogu Alei Ujazdowskich, rozkaz wykonało znakomicie, pozostawiając po sobie bohaterską pamięć. Po wojnie, na tych co przeżyli, czekały więzienia, tortury i okropna nazwa: - zaplute karły reakcji.
            Dlaczego o tym tak obszernie piszę? Bo to byli moi ukochani idole, mówiąc językiem współczesnym. Stanowili dla mnie niedościgły wzór odwagi, honoru i miłości ojczyzny. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w wolnej Polsce, rzekomo tak bardzo czczącej pamięć bohaterów, nie powstał o nich wielki film, prawdziwy film o żołnierzach spod znaku harcerskiej lilijki. Nakręcono za to kilometry fikcyjnego i tendencyjnego serialu: „Czas honoru”, który dla mnie i dla ludzi, którzy pamiętają czasy okupacji i wojny, jest i pozostanie on „czasem humoru”. Reżyser nie ma pojęcia o realiach okupacyjnych i grozie tamtych dni, opowiadając rzewne koszałki-opałki, oczywiście antykomunistyczne! Posługuje się przy tym akcesoriami kupionymi w Kauflandzie lub w Tesco, każąc swoim bohaterom sypiać w kolorowej pościeli i gotować wodę w czajniku prosto z megasamu.   Poza tym, ma fatalnego kostiumologa i fryzjera!
            Jak już wspomniałam, starałam się wzorować na bohaterach Armii Krajowej, której żołnierzem był mój Ojciec i większość rodziny.  Ponieważ pochodzę z rodziny o tradycjach wojskowych, od dziecka uczono mnie, że pojęcie honoru jest jednoznaczne, a szczególnie zobowiązuje to oficera noszącego polski mundur! I właśnie w tym miejscu przechodzę do meritum sprawy.
            Od kilku dni, na ekrany polskich kin wchodzi natrętnie reklamowany w radiu i telewizji film pt:”Jack Strong”, o niesławnej pamięci pułkowniku Kuklińskim, kreowanym obecnie na bohatera narodowego i rycerza bez skazy, a który w ludziach uczciwych budzi odruchy wymiotne! Sponsorem filmu jest  przedsiębiorstwo energetyczne: Tauron, które wydając fundusze na tego rodzaju produkcje, odbija to sobie na nas, podwyższając ceny prądu. Kukliński był oficerem  Ludowego Wojska Polskiego, składał ślubowanie na wierność Polsce Ludowej. Jako wyższy oficer sztabowy, dopuszczony do tajemnic Paktu Warszawskiego, z pewnością przysięgał nie zdradzić tajemnicy wojskowej. Nie wiem, z jakiej rodziny Kukliński pochodził, być może miał pochodzenie robotniczo-chłopskie, bo z pochodząc innej sfery, nie zaszedłby tak wysoko. Jednak z całą pewnością nie wyniósł z domu normy moralnej i etycznej, co to znaczy honor i do czego on zobowiązuje.
            Przecież nikt nie kazał mu zostać oficerem LWP, mógł być rolnikiem, inżynierem lub szewcem. Został oficerem, i to był jego wybór! Musiał się dobrze zasłużyć, skoro tak szybko awansował i dopuszczony był do ścisłych  tajemnic wojskowych. Gdy PRL zaczęło chylić się ku upadkowi, ni stąd ni zowąd, Kukliński poczuł się patriotą. Niczym Rejtan rozdarł szaty nad zniewoloną ojczyzną, jakiej służył będąc oficerem, i postanowił zostać bohaterem z czarnego kryminału. Z pewnością nie kierował nim patriotyzm, ani wstręt do władzy ludowej, która go wykształciła i dała dobrobyt. Był  pułkownikiem, oficerem sztabowym, dobrze zarabiał i porządnie mieszkał, miał rodzinę. Czego więc pułkownik Kukliński jeszcze pragnął? Z jego prawdziwego, nie zakłamanego, życiorysu wynika, że był ambitnym karierowiczem i kochał pieniądze!  Postanowił więc  sprzedać swoje wiadomości temu, kto dobrze zapłaci. Wywiadowi amerykańskiemu!
            CIA, kupiła Kuklińskiego, podobnie jak kilka dekad później, Amerykanie kupili za 15 milionów dolarów, prawo do        założenia w Polsce tajnego obozu, gdzie torturowali swoich jeńców wojennych, a później z innego miejsca podsłuchiwali całą Europę. Kukliński był świadomy, iż jego pełnomocnicy zza oceanu, nie kupują od niego wiadomości o rozmieszczonych na terenie Polski, radzieckich wyrzutniach rakietowych po to, żeby w razie konfliktu wojennego, Ameryka  mogła obrzucić nas batonikami czekoladowymi M&M, lub butelkami Coca Coli. Doskonale wiedział, że w przypadku konfliktu zbrojnego, Polskę czeka  katastrofa nuklearna!        
            Prezydent Reagan, chorujący aktualnie na Alzheimera, miał pod ręką czerwony guzik!
            Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby naprawdę wybuchła wojna. Polskie miasta i wsie, zostałyby zrównane z ziemią, straszliwie napromieniowane, miliony ludzi umarłoby okropną śmiercią popromienną. Nasza ojczyzna przestałaby istnieć. Kukliński o tym wiedział, bo udając patriotę, rozczulał się nad Polską, która poniosłaby największe straty. Naturalnie, to bynajmniej nie powstrzymało go przed wyjawieniem za pieniądze, wszystkich znanych mu tajemnic wojskowych. Został zdrajcą i za Judaszowe pieniądze kupił sobie luksusową egzystencję za oceanem. 
            Widocznie pojęcie honoru stało się w Polsce absolutną abstrakcją, kiedy dziś kreuje się bezczelnie pułkownika Kuklińskiego na bohatera narodowego. Ugrupowania prawicowe czyn Kuklińskiego pięknie tłumaczą, iż zdradzał on tajemnice obcego mocarstwa, to znaczy Związku Radzieckiego. Co za pokrętna demagogia! Przecież Polska należała wówczas do Paktu Warszawskiego, w którym była po Rosji, największym jego członkiem. Dziś w NATO, jest którymś tam z rzędu.... Związek Radziecki nie był więc wówczas obcym mocarstwem, lecz naszym strategicznym, politycznym i wojskowym partnerem, od którego zależało bezpieczeństwo państwa!
             Nikt się nie dowie, ile dolarów wziął Kukliński za swoją zdradę, sądzę że bardzo dużo, bo potem tchórzliwie zwiał do Ameryki i żył sobie jak panisko przez wiele lat, szczycąc się swoim obrzydliwym czynem. Zabawne brzmiały opinie o nim, wygłaszane ostatnio w telewizji przez byłych pracowników CIA i pana Brzezińskiego, dawnego doradcę prezydenta Cartera, który przez niego przegrał drugie wybory! Jest takie stare przysłowie: „chwalił się Cygan swoimi dziećmi.”            CIA nawet w Ameryce nie uchodzi za wzór cnót i trudno traktować poważnie  ich opinie. Pułkownik Kukliński był, jest i pozostanie w opinii dobrych Polaków zdrajcą, nie bohaterem. Za zdradę  ojczyzny, skazany na karę śmierci, uciekł pod skrzydła swoich mocodawców zza oceanu! Żadne szanujące się kino polskie, nie powinno wyświetlać tego kłamliwego filmu, zrobionego na czyjeś zamówienie.
            Jakim prawem, pochowano tak nędzną kreaturę na cmentarzu zasłużonych w Warszawie, gdzie spoczywa tylu wspaniałych Polaków? Niechby leżał tam, skąd pochodziły jego haniebnie zarobione pieniądze – daleko od Polski! Z niesmakiem obserwuję zawstydzający serwilizm naszych władz względem USA. Mieliśmy już w naszej historii okresy germanizacji i rusyfikacji narodu, teraz przeżywamy lata amerykanizacji społeczeństwa, a szczególnie dzieci i młodzieży. Niepokojące skutki tej działalności, widzimy już codziennie na ulicach i słyszymy w dziennikach TVP.   
            Moje pokolenie wychowało się na wspaniałych, polskich tradycjach rodzinnych i bohaterach lat wojny i okupacji – ludziach honoru. Oni dawali nam przykład, jak mamy żyć i jak umierać.         Dlatego bardzo obawiam się o młodych Polaków, których bohaterem stanie się, być może pułkownik Kukliński!


[1]    Reichstag – niemiecki parlament.