poniedziałek, 31 lipca 2017

POWSTAŃCOM WARSZAWSKIM W 73 ROCZNICĘ POWSTANIA.


                                Bolesławiec 1 sierpnia 2017 r.
 


    Starszy pan o pooranej zmarszczkami twarzy, posuwa się mozolnie przy pomocy „balkonika”. Przygarbiona pani o rzadkich siwych włosach, idzie wspierając się na dwóch laskach. Jakiś inny pan, w bardzo podeszłym wieku, prowadzony jest przez posiwiałego syna i śliczną młodą prawnuczkę. Idą z trudem, jak co roku, na uroczystości kolejnej rocznicy 1 SIERPNIA 1944 r.
    Ich wielkiego święta!
   Mieli wtedy po osiemnaście, dwadzieścia parę lat. Byli młodzi, pełni energii i entuzjazmu, kochali Polskę, swoją stolicę Warszawę znali jak własną, pustą kieszeń, i z całej duszy nienawidzili okrutnego, bezwzględnego okupanta. Marzyli o tym od lat, aby nareszcie dobrać mu się do skóry. Pomścić z bronią w ręku lata poniżenia i straszliwych zbrodni popełnianych na narodzie polskim. „ O chwyć za miecz historii. I uderz i uderz!” - pisał wówczas młodziutki, ale już wspaniale zapowiadający się poeta Krzysztof Kamil Baczyński. Byli tacy młodzi i ufni….

   Pan z „balkonikiem” miał wtedy dwadzieścia lat i nogi jelenia, gdy ze swoim batalionem szedł do szturmu na budynek PAST-y. Może miał pseudo „Ryś” „Sokół”, a może „Orzeł”.
Przygarbiona pani, wspierająca się na dwóch laskach, skończyła właśnie tego roku siedemnaście lat, przyjmując pseudonim „Oleńka”, jak ukochana pana Kmicica. Ale nazywali ją „Brzoza”, bo jej długie jasne włosy powiewały za nią, kiedy biegła z meldunkiem do swego dowódcy, lekko przeskakując gruzy Alei Jerozolimskich i chroniąc się przed „gołębiarzem” - strzelcem wyborowym, polującym na wszystko, co żyje.
  
  
   Sędziwy pan prowadzony przez rodzinę, w 1944 roku nie musiał prosić nikogo o pomoc. Był silnym, wysokim chłopcem z rozwianą jasną czupryną i łobuzerskim błyskiem w oku. Śmiał się, kiedy dostawali rozkaz do ataku i podśpiewywał sobie: „ A gdy cię trafi kula jaka, poprosisz pannę, da ci buziaka Hej!” Dostał buziaka, choć wcale nie był ranny.
Sanitariuszki z oddziału "GUSTAW"
   Ona była sanitariuszką, a on zakochał się w niej na umór. Przysięgali sobie w te gwiaździste noce sierpniowe, że już nigdy się nie rozstaną, a jak tylko wojna się skończy, wezmą ślub. Taki z wielką pompą, powozami i banderią kolegów na koniach. No i koniecznie przejście pod szpalerem z szabel! Są przecież polskimi żołnierzami!
    Nie było ślubu, ani szpaleru z szabel. Z bezsilną rozpaczą patrzył, jak dziewczyna biegnie po rannego, a pociski z ciężkiego karabinu maszynowego, stebnują jej sukienkę na plecach i wbijają się w czaszkę. Leżała z rozrzuconymi ramionami, taka niewielka i bezbronna, pod straszną nawałą ogniową nie pozwalającą nikomu ruszyć się z miejsca. Myślał, że przyjdzie po nią nocą i zabierze jej ciało. Ale nocą nadleciały Ju 87 Stukasy i celna bomba zrzucona na sąsiedni dom, zasypała zwałem gruzów jej zwłoki. Nigdy jej już nie odnalazł.
    Przez całe dekady szli świętować ten szczególny dzień, niosąc w sercach pamięć o tych, co już odeszli, i sami oczekując wezwania na wieczną wartę. Każdego roku jest ich mniej, ubywają schorowani, często żyjący w niedostatku lub samotności. Nie zawsze jest się komu pożalić, nie często ktoś chce wysłuchać ich wspomnień.
   
 Idą ostatni z walecznych na Powązki, odwiedzić przyjaciół. Powiedzieć im, że pamiętaja i że już sami gotują się do lotu... Eliza Orzeszkowa pisała o powstańcach styczniowych: GLORIA VICTIS. - Chwała zwyciężonym. To samo można by napisać o nich: ostatnich żyjących bohaterach, powstańcach warszawskich.
Fotografia powstańca styczniowego 1863 rok.
    Wielu z nich miało w swoim rodowodzie powstańców. Listopadowych, Styczniowych,a nawet tych z Legionów generała Dąbrowskiego, żołnierzy księcia Józefa Poniatowskiego.Legionów Naczelnika Piłsudskiego. Dziadków, pradziadków. To oni przekazywali swoim potomkom, wolę walki o niepodległość. Legendarny dowódca kompanii „Rudy” w baonie „Zośka” Andrzej Morro, czyli Andrzej Romocki, ze strony ojca i matki miał dziadków powstańców z roku 1863. Jego ojciec minister Paweł Romocki, był legionistą, potem jako minister nadzorował sprowadzenie do Polski szczątków Wieszcza Juliusza Słowackiego. Jego dwaj synowie Andrzej i Janek (Bonawentura) od najmłodszych lat słyszeli o powstańczej walce swoich przodków i ojca.
Andrzej Romocki "Morro" lub "Amorek"
   Podobnie niegdyś wcześniej dorastał owiany legendą powstania, późniejszy wyzwoliciel Polski, Marszałek Józef Piłsudski. To Matka, którą bardzo kochał, opowiadała mu o zrywie Polaków w 1863 roku. I o tragicznym końcu tej walki. Piłsudski swój kult do powstania i jego żołnierzy okazywał na każdym kroku. Na rozkaz Marszałka, nawet generał na widok wiekowego powstańca, stawał na baczność i salutował mu. Ostatni weterani powstania mieli wysokie emerytury i stałą opiekę państwa. Dożywali swoich lat w spokoju i dobrobycie, otoczeni czcią i szacunkiem narodu.
Weterani Powstania Styczniowego w II Rzeczypospolitej.
   Bohaterowie naszych czasów nie mieli tyle szczęścia. Po wojnie byli solą w oku stalinowskich rządów. Nazywani „zaplutymi karłami reakcji”, byli sekowani, aresztowani, torturowani, a nawet zabijani. Zamknięte szczelnie wagony towarowe wiozły ich daleko od ojczyzny, na wschód, szlakiem pradziadów z roku 1863. Często musieli się ukrywać lub emigrować za granicę. Władza Ludowa ich nie znosiła, bowiem w większości była to młodzież inteligencka, często o szlacheckich, lub arystokratycznych korzeniach. O powstaniu raczej się nie wspominało, a jeżeli już, to tylko o walce ludu Warszawy z najeźdźcą! Dopiero po VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR i dojściu Gomułki do władzy, zelżał nieco terror i zaczęły się ukazywać książki poświęcone bohaterskiej walce polskiej młodzieży w powstaniu.Powstanie często nazywane było i jest przez historyków i pisarzy – zbrodnią.
    
Gdyby zapytać Londyńczyka, Holendra, lub Szwajcara, czy wyobrażają sobie zbrojne powstanie w swoich stolicach – chyba uznaliby pytającego za wariata. Warszawa także była wielkim milionowym miastem, nieco zniszczonym po roku 1939, ale jeszcze pełnym wspaniałych pamiątek z przeszłości i zabytkowej zabudowy. Warszawa była także centralnym punktem podziemnych władz polskich, z całą jego skomplikowaną strukturą państwa. Warszawa była głównym miejscem zgromadzenia Armii Krajowej i mózgiem, skąd szły rozkazy do wszystkich cywilnych i wojskowych placówek w kraju.
Na tajnych spotkaniach młodzieży AK-owskiej, mówiono o przyszłym powstaniu. Zapewniano młodych ludzi o pomocy, jaka otrzymamy od nadchodzącej wielkimi krokami Armii Czerwonej, od Stanów zjednoczonych Ameryki, Wielkiej Brytanii, a już na pewno od znajdującego się w Anglii Wojska Polskiego, komandosów polskich, którzy zostaną zrzuceni do Warszawy. Tak mówiono młodym żołnierzom AK i oni wierzyli w to do ostatka.
 
Wtedy sprzedano polskie kresy wschodnie.Teheran 1943 r.

   Ale nic z tego nie było prawdą! Już w Teheranie 1.XII.1943 roku, prezydent USA Roosevelt i Stalin, uzgodnili ze sobą strefę wpływów. Polska przypadła Stalinowi wraz z całymi kresami wschodnimi. Stalinowi zaś wcale nie zależało na tym, aby w Polsce jego wojska spotkały się z Armią Krajową, wtedy jeszcze dosyć silną liczebnie i sprawnie dowodzoną. Co ciekawe, Emigracyjnemu Rządowi Polskiemu w Londynie, także powstanie nie wydawało się mądrym rozwiązaniem problemów i Wódz Naczelny WP gen. Sosnkowski, jak również gen. Władysław Anders, byli przeciwni powstaniu, zdając sobie sprawę z niesprzyjających stosunków politycznych. Wysłany do Warszawy generał Okulicki (Niedźwiadek) lub (Kobra), wiózł stanowczy rozkaz Rządu zabraniający rozpoczynania powstania. To, co się potem stało, stanowi do dzisiaj tajemnicę. Dlaczego Okulicki przejął władzę po Bór- Komorowskim i dał rozkaz do walki zbrojnej?
 
gen. Leopold Okulicki pseud. "Niedzwiadek" i " Kobra"

   Komu zależało na wznieceniu w milionowej stolicy Polski powstania, a raczej decydującej bitwy? W pierwszym rzędzie Stalinowi, który wkraczając do Polski, nie zamierzał zawracać sobie głowy buntem Polaków, przeciwko wprowadzonej przez niego władzy – Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w Lublinie. W 1944 r. okupowana Polska miała największą w Europie podziemną siłę zbrojną, Armię Krajową, oraz podziemne władze konspiracyjne, doskonale zakonspirowane. Z chwilą wybuchu powstania rząd się dekonspirował, a Armia Krajowa zaczynała beznadziejną walkę, nie posiadając odpowiedniej ilości broni; samolotów, artylerii i czołgów. Na rozkaz szła do walki niemal z gołymi rękami.

  „Bo na Tygrysy mamy Visy”: - tak młodzi żołnierze śpiewali w Warszawie. Często nie mieli nawet Visów, tylko butelkę z benzyną. Gdy wiadomość o wybuchu powstania doszła do prezydenta Roosevelta, był zdumiony, bo nie rozumiał, o co Polakom chodzi. Churchill wpadł we wściekłość i wezwawszy premiera Rządu Emigracyjnego Stanisława Mikołajczyka,, zrugał ich nieparlamentarnymi słowami stwierdzając, iż Polacy raz jeszcze dowiedli, że są beznadziejnymi głupcami i na polityce się nie wyznają! Zapowiedział, żeby nie liczyli na żadna pomoc, gdyż Wielka Brytania ma własne problemy do rozwiązania.
   
   Wybuch powstania był również radosną niespodzianką dla Adolfa Hitlera, który, nie bez racji, widział w stolicy Polski ucieleśnienie oporu. Powstanie dało mu okazję do zmiażdżenia walki zbrojnej i obrócenia miasta w morze ruin. Możemy tylko w przybliżeniu podawać liczbę poległych i zaginionych. Nikt nigdy nie poda prawdziwej cyfry ofiar tej potwornej masakry. Takie były kulisy wybuchu powstania warszawskiego.
Ale młodzi żołnierze-powstańcy nic o tym nie wiedzieli. Cieszyli się, że nareszcie mogą pomścić na wrogu lata niewoli i upodlenia. Lata strasznej, niewyobrażalnej męki. Szli do walki z ogromną odwaga i pogardą śmierci, mając nadzieję, że wywalczą wolną i niepodległą ojczyznę. Nie wiedzieli, że byli ofiarami politycznych matactw.
    
   Dziś są tragicznymi bohaterami lat czterdziestych. Należy się im najwyższy szacunek, cześć i uznanie rodaków. Należą się im przywileje i troskliwa opieka państwa polskiego, gdyż dali z siebie wszystko – swoją młodość, krew i życie z miłości do ojczyzny. Niestety, nawet dzisiaj 28 lat po odzyskania niepodległości, pozywa się starych, blisko stuletnich, schorowanych ludzi przed sądy, aby rozstrzygnąć, czy byli na usługach UB, czy też nie! To już nie skandal, lecz hańba!
Nie pozwalajmy nikomu zakłócać ostatnich lat, a może nawet dni ich życia i zniesławiać ich nazwisk, przez instytucje i ludzi, którzy nawet nie rozumieją czasów w jakich ci ostatni bohaterowie żyli. Oddajmy Im należną cześć.
                                    CHWAŁA ZWYCIĘŻONYM