środa, 1 sierpnia 2018

Masakra na Olesińskiej.



1 sierpnia 2018 r.
 
Ulica Puławska.
Jest to niewielka uliczka po zachodniej stronie Puławskiej. Po południu, żandarmi i Ukraińcy odstawili wszystkie domy. Komenderowali nimi dwaj oficerowie, jeden w mundurze SS, młody chłopak, który wydawał polecenia. Żandarmi szli od bramy do bramy, zamknięte wyważali granatami. Przy Puławskiej stał czołg ostrzeliwując pobliskie domy. Ukraińcy wyrzucili wszystkich z mieszkań i pognali pod ścianę domu przy ul. Olesińskiej 1. Ograbili ich z zegarków i kosztowności.
SS-mani oddziałów Dirlewangera.
 Na trotuarze wyczekiwali żandarmi z karabinami maszynowymi, wymierzonymi w tłum. Wyglądało na to, że szykują się do egzekucji. Ludzie żegnali się zdesperowani. W pewnej chwili, oficer SS kazał ludność wprowadzić na podwórko kamienic przy Oleksińskiej 5 i 7. Zgromadziło się około 500 osób. Wówczas Niemcy i Ukraińcy zmusili ich biciem i krzykiem do zejścia w sutereny i piwnice. Wszyscy nie mogli się tam pomieścić, panował straszny ścisk, ludzie mdleli z braku powietrza.
Wypędzana z domów ludność Warszawy.
 Żandarmi zaczęli spryskiwać najbliżej stojących jakimś płynem, a potem zabili gwoździami bramę wychodzącą na ulicę. Ludzie wstrzymali oddech: czyżby Niemcy zamierzali odejść? Naraz rozległy się głośne eksplozje rozrywanych granatów ciśniętych przez okienka i z klatki schodowej. Ludzie poderwali się do ucieczki. W ciemnościach tratowali się wzajemnie i deptali przewróconych. W ciżbie nikt nie wiedział, w którą stronę uciekać, wszyscy miotali się bezradnie w ciasnych pomieszczeniach.
Żołnierz niemiecki z miotaczem płomieni podpala domy
 Kilka osób krzyczało rozpaczliwie, zajęła się na nich odzież, oblani płynem łatwo zapalnym stanęli w płomieniach. Ktoś w szaleńczym porywie wyrwał kratę w okienku piwnicznym, by wydostać się na podwórze. Pierwszych, którzy przecisnęli się przez wąski otwór, ścięła z nóg salwa erkaemów.
Rzeż na Woli.
Nagle wszystkich ogłuszył straszliwy wybuch, wydawało się, że dom pękł na pół. Zawalił się podminowany przez żandarmów strop, wybuchł ładunek podłożony w zakładzie fryzjerskim. Zrobiło się cicho, mury przygniotły nieszczęsnych jak płyta grobowa.”
                                                    
Bez komentarza!
                                                     
Oto jedna z wielu przerażających scen w czasie powstania warszawskiego. Wyjątek z dokumentalnej książki L.M. Bartelskiego „Mokotów 44”. Straszliwa cena, jaka mieszkańcy Warszawy zapłacili za rozkaz bezmyślnie wydany przez Komendę Główną AK. Sceny zbrodni ludobójstwa, jakiego dzieje ludzkości jeszcze nie znały.
Za te potworności, jakie się działy w stolicy Polski, nie wystarczy powiedzieć „ Przepraszamy i więcej nie będziemy”, bo za to nie można przeprosić i nie wolno zapomnieć. Tym bardziej, że sprawcy tych zbrodni nie zostali ukarani, a żyli sobie spokojnie w dobrobycie, zajmując w Niemczech Zachodnich wysokie stanowiska.
Dlatego osobiście nie lubię dnia 1 sierpnia, bo zbyt wiele w tym dniu niemądrej euforii, jakbyśmy odnieśli zwycięstwo, a nie straszliwą klęskę, która zmieniła dzieje Polski. Wieczorem sobie pośpiewamy „piosenki (nie) zakazane” i z satysfakcją odfajkujemy jeszcze jedną rocznicę niewyobrażalnej tragedii. 
 
Koncert piosenek (nie) zakazanych
Obserwując dzisiaj uroczystości w 74 rocznicę wybuchu powstania stwierdzam, że przemawiający na Woli, pan Duda miał całkowitą rację mówiąc, iż: „gdyby nie powstanie, nas by tu nie było!”
Słusznie. Masakra polskiej inteligencji w powstaniu, umożliwiła władzy ludowej zastąpić ją pokoleniem robotniczo-chłopskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz