Kiedy
przed laty przybyłam do Paryża, pierwsze kroki skierowałam na cmentarz Père
Lachaise. Pragnęłam odwiedzić Twój grób i złożyć na nim bukiecik fiołków,
Twoich ulubionych kwiatów, które specjalnie dla Ciebie przywiozłam z Polski. Na
miejscu doznałam uczucia rozczarowania i gniewu. Grób był zaniedbany, w o wiele
gorszym stanie, niż grobowiec słynnej paryskiej pieśniarki Edith Piaf.
Przechadzając się cmentarnymi ścieżkami, odczytywałam na płytach nagrobków
znane na całym świecie nazwiska kompozytorów, poetów, pisarzy, oraz wiele
nazwisk polskiej arystokracji, a między nimi, na kaplicy grobowej, nazwisko
pięknej Marii z Łączyńskich, szambelanowej hrabiny Walewskiej, marszałkowej
Ornano. Tak, tak, piękna Marysia zrobiła olśniewającą karierę. Ze skromnej
szlachcianki i „polskiej żony” cesarza Napoleona I, stała się małżonką
marszałka Francji hrabiego Ornano. Ciało marszałkowej przewieziono do kraju i
złożono na wieczny spoczynek w krypcie kościółka w Kiernozi, ale wspaniały
grobowiec ma właśnie w Paryżu.
Jej
nazwisko z pewnością nie jest Ci obce, bo przecież Twój ojciec, pan Mikołaj
Chopin, syn lotaryńskich chłopów,
przybywszy jako siedemnastoletni chłopiec do nieznanej Polski, był guwernerem
młodziutkiej Marii i uczył ją języka francuskiego, którym po latach wyznała
miłość cesarzowi Francji. Wprawdzie sąsiedzi państwa Łączyńskich, nieco
krzywili się na ich nowego nauczyciela. Chopin? A pfe, to przecież po francusku
znaczy kufel! Strasznie gminnie i pospolicie. Doprawdy, komuś się nie podoba?
Liszt, po węgiersku znaczy mąka, jednak z tej mąki powstał wyborny chleb!
Zresztą pan Mikołaj wkrótce dowiódł, że stał się prawym obywatelem nowej
ojczyzny, walcząc w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej, w której dosłużył się
rangi kapitana. Nową posadę znalazł w majątku hrabiego Fryderyka Skarbka w
Żelazowej Woli, gdzie się Ty, Fryderyku, urodziłeś 22 lutego 1810 roku. W małej,
nikomu nie znanej mazowieckiej wiosce nad rzeczką Utratą, z polskim dworkiem i
z jej urzekającym pejzażem.
Jarosław
Iwaszkiewicz napisał o Tobie:”Żaden wielki kompozytor nie udzielił tyle czaru
przedmiotom, których dotykał. Wszystko, co odnosi się do Chopina, co
towarzyszyło jego życiu ma specjalną aurą”. Nie wiesz o tym Fryderyku, że Twój
brat cioteczny, syn siostry Twojej matki, Dionizy Czachowski, stanie się w
przyszłości najsłynniejszym dowódcą Powstania Styczniowego, nowego tragicznego
zrywu narodowego, a jego bohaterska i męczeńska śmierć, posłuży za motyw
najznakomitszym polskim pisarzom.
Byłeś bardzo delikatnym chłopcem, o wielkich
marzących oczach i prześlicznych ciemnoblond włosach, ukochanym beniaminkiem
całej rodziny. Lecz pomimo słabego zdrowia, miałeś ogromne poczucie humoru, co
widać z Twoich przezabawnych listów, pisanych z Szafarni, majątku państwa
Dziewanowskich, rodziców kolegi Dominika., u których bawiłeś latem 1824 roku.
Tam z pewnością zapoznałeś się z pamiątkami rodowymi, a może nawet widziałeś
portret Jana Dziewanowskiego, kapitana szwoleżerów gwardii cesarskiej, bohatera
spod Somosierry. Znasz tę piosenkę? A
wtem Napoleon na Polaków skinął,
Skoczył
Kozietulski, barwny szyk swój zwinął.
Ruszyła
konnica, polskie szwoleżery,
Zdobywają
szturmem wąwóz Somosierry.
To
była szaleńcza szarża, tak typowa dla polskiego żołnierza. ”Szczyty Somosierry
zakołysały się, szeregi Hiszpanów zachwiały, okrzyk przerażenia dobył się z ich
piersi. U ich stóp, na krańcu niezdobytego wąwozu ukazały się białe płaszcze
szwoleżerów.(-) Armaty zagwożdżone, z zalanymi krwią zapalnikami, zasłane
trupami zwycięzców i zwyciężonych – umilkły.... Okrzyk:”Niech żyje cesarz!” -
huczał. Piął się po skałach, a jęczał....” Tak pisał o tym wielkim tryumfie oręża
polskiego Wacław Gąsiorowski, piewca epoki napoleońskiej. Ale kto dziś czyta
jego barwne powieści? A wielka szkoda. Kapitan Jan Dziewanowski śmiertelnie
ranny, na polu bitwy mianowany przez cesarza pułkownikiem, obsypany deszczem
złota, zmarł kilka dni potem. Ciała poległych spoczęły w obcej, hiszpańskiej
ziemi, zroszonej polską krwią. Polegli bohaterowie marzyli, że ofiarą z życia,
wywalczą niepodległą ojczyznę... Ale to były tylko ich marzenia. Polityka nie
zajmuje się marzeniami jednostek.
Nazajutrz
po bitwie, przed pułkiem szwoleżerów stanął cesarz Napoleon i zdjął przed bohaterami kapelusz.- Honneur aux
braves des braves! - powiedział. „Cześć dzielnym nad dzielnymi”. Było to
niesłychanym w dziejach armii zaszczytem. Przelana w wojnach napoleońskich krew
Polaków, niewiele pomogła rozdartej zaborami ojczyźnie, ale pozostała pamięć o
bohaterach. Żyje ona także w Twoich wspaniałych, patetycznych polonezach,
prawda Fryderyku? Wyobrażam sobie, jaką
musiałeś mieć tremę, kiedy będąc ośmioletnim chłopcem, po raz pierwszy
wystąpiłeś z koncertem w Pałacu Radziwiłłowskim, zorganizowanym na cele
dobroczynne przez hrabinę Zofię z książąt Czartoryskich Zamoyską. Zagrałeś
wtedy koncert fortepianowy g-mol czeskiego kompozytora Jiroveca. Z pewnością
drżałeś z podniecenia i strachu, że coś może Ci się nie udać. Obciągałeś na
sobie nerwowo aksamitne ubranko, przestępując z nóżki na nóżkę. Na szczęście
wszystko wypadło znakomicie, a wytworne towarzystwo warszawskie wielokrotnie
Ciebie oklaskiwało. Natychmiast stałeś się sławny, okrzyknięto Cię polskim
małym Mozartem, wielkie damy zapraszały
Cię do swoich wspaniałych salonów. Bywałeś często proszony do Belwederu,
siedziby wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza Romanowa, wodza naczelnego
Wojska Polskiego.
Konstanty
był tyranem i despotą, znienawidzonym przez społeczeństwo warszawskie, ale
lubił muzykę i był wdzięcznym słuchaczem Twojej gry. Po koncercie, małżonka
wielkiego księcia, Joanna z hrabiów Grudzińskich Księżna Łowicka, zapraszała
Ciebie do saloniku i częstowała gorącą czekoladą i bezami z kremem pistacjowym.
Bawiłeś się z nieślubnym synem wielkiego
księcia, Pawłem i z małą hrabianką Terenią Nesselrode, z którą łączyła Cię
przyjaźń do lat młodzieńczych. Być może nawet kochałeś się w niej, dopóki w
kościele Panien Wizytek, podówczas akademickim, nie poznałeś panny Konstancji
Gładkowskiej, śpiewaczki chóru Konserwatorium Warszawskiego. Twoje genialne
improwizacje na organach uświetniały nabożeństwa w świątyni. Pisałeś do kolegi
Jana Białobłockiego:” Ha, Mości Panie Dobrodzieju, co ze mnie za głowa!
Pierwsza osoba w całym liceum po ks. proboszczu!”
Słowicze fioritury koloraturowe panny
Gładkowskiej, można odnaleźć w Twoim genialnym koncercie fortepianowym f-mol, w
części II „Larghetto”. A Twoje „Larghetto” stało się leitmotiv-em mojej
powieści: ”Kochankowie Burzy”, bowiem praprababka Nina uwielbiała Twoją muzykę.
Zachwyciłeś się panną Konstancją, śpiewającą w Teatrze Narodowym, (dziś już nie
istniejącym). jej wzruszającą arią z „ Pani jeziora” „Oh quante lacrime per te
versai”(Ileż łez wylałam przez ciebie). Podobał Ci się również strój panny:
”biało, z różami na głowie, do twarzy prześlicznie ubranej”...
Potem dwa koncerty fortepianowe e-mol
i f-mol, zakończyły Twój pobyt na ojczystej ziemi. Był rok 1830. W pewną ciemną
i posępną noc listopadową, kilku młodych podchorążych biegło przez puste ulice
Warszawy krzycząc:- Do broni bracia, do broni! Wybucha powstanie zwane
potem Listopadowym. A Ty jesteś we Wiedniu! Z kraju dochodzą
straszliwe wieści o bitwach i zbrodniach Moskali. Tam w kraju pozostawiłeś
swoją rodzinę, matkę, ojca, siostry, ukochane miasto.... Co się z nimi stanie,
gdy do Warszawy wkroczą armie Dybicza?
Ty słuchasz tych wieści i w okropnej rozpaczy „piorunujesz” na fortepianie.
Zawsze
ogromnie się wzruszam, gdy czytam o Twojej smutnej, samotnej Wigilii, pierwszej
z dala od domu i cudownych tradycji rodzinnych. Poszedłeś wieczorem do kościoła
św. Stefana, świątynia była jeszcze pusta. Stanąłeś pod kolumną i wpatrywałeś
się w ołtarz, mając pod przymkniętymi powiekami twarze rodziców i sióstr.. Nie
byłeś skory do uzewnętrzniania swych uczuć, więc z pewnością nie płakałeś. Ale
po powrocie do domu usiadłeś przy fortepianie i spod Twoich smukłych palców,
popłynęły burzliwe dźwięki scherzo b-mol z rzewnym motywem polskiej kolędy
„Lulajże Jezuniu”. Nikt Ciebie nie widział, więc mogłeś zapłakać i szepnąć: – Mamo, mamusiu... Marzyłeś żeby
wziąć udział w walce. Fryderyku, udźwignąłbyś karabin Twoimi cudownymi dłońmi,
jak z posągu Wita Stwosza? Byłam na Place Vendôme nr 12, w Twoim mieszkaniu i
widziałam odlew Twoich rąk. Są jak klejnoty, istne dzieła sztuki. Walczyłeś
bezkrwawo, stwarzając genialne nieprzemijające kompozycje. Twoja muzyka jest
jak armaty ukryte w pięknych kwiatach – niebezpieczna. Lękali się jej zaborcy i
okupanci hitlerowscy, grożąc za nią śmiercią. W czasach ciemnej nocy wojny i
okupacji, Twoją muzyką ludzie dodawali sobie otuchy.
Wiesz,
à propos Bożego Narodzenia, raz miałam dziwny sen. Dawno, przed laty, kiedy
jeszcze otaczała mnie duża rodzina i byłam bardzo szczęśliwa. Śniło mi się, że
jest Wigilia, a ja zupełnie sama, idę ulicami miasta i zaglądam do okien domów,
rozświetlonych kolorowymi lampkami choinek i ludzi, pełnych radosnego nastroju
wyczekiwania na Wieczerzę. Czułam się ogromnie samotna i opuszczona. Po
przebudzeniu zapamiętałam ten sen, choć
wydał mi się dziwaczny i nierealny. Ale to był proroczy sen. Wprowadziłam go na
karty mojej książki, jako sen Niny. Ona pewnie także chodziła po obcym mieście
i zaglądała z zazdrością w jasne okna cudzych mieszkań.
Wybacz
mi, Fryderyku, ale nie znoszę madame Amantyny Lucylli Aurory Dudevant! Pani
baronowa, wnuczka przekupki, prawnuczka hrabiny Königsmarck, po której
odziedziczyła imię i bardzo wątpliwą
moralność, oraz króla Augusta Mocnego Wettina! Boże, była taka zarozumiała ze
swojej sławy, a dziś jej powieścideł nikt już nie czyta, są zapomniane, zaś
muzyka Chopina rozbrzmiewa na całym świecie. Charles Baudelaire, słynny poeta
ocenił ją srogo:- Ona jest głupia (-) Jej idee moralne mają głębokość sądu i uczuć stróżek i utrzymanek!”
Nie znoszę kobiet, które same narzucają się mężczyznom, to poniżające,
prawda?Ale to babsko zagięło na Ciebie parol. Po tylu kochankach zapragnęła
delikatnego, genialnego chłopca, bo Ty byłeś bardzo zamknięty w sobie i
chłodny. Wcale Ci się nie podobała, bo lubiłeś kobiety skromne i subtelne.
Kilka
razy obejrzałam film państwa Antczaków:„Chopin, pragnienie miłości”. Niestety,
byłeś tam nieprawdziwy, zbyt jurny, bo w rzeczywistości miałeś wstręt do fizycznego
zbliżenia. Nie lubiłeś kiedy ktoś Ciebie dotykał. Do końca życia wstydziłeś się
swego związku z tą kobietą przed rodziną. No tak, ale panna hrabianka Wodzińska
Ciebie nie chciała, głupia gęś! Związałeś jej listy wstążeczką i
napisałeś:”Moja bieda”.
Tak
ogromnie tęskniłeś za utraconą ojczyzną, przetwarzając swój żal w melodię
prześlicznych mazurków, w których odzywa się prosta, chłopska muzyka, jakiej
słuchałeś na polskiej wsi. Konając, uprosiłeś siostrę Ludwikę, żeby zabrała
Twoje serce do Warszawy, bo ciała przewieźć nie mogła. Spoczywasz tak daleko od swojej ojczyzny, na paryskim
cmentarzu i nie zawsze ludzie wiedzą, że byłeś Polakiem. Byłam świadkiem, jak
jacyś cudzoziemcy zachwycali się genialnym Francuzem! Kiedy oznajmiłam, że
byłeś Polakiem, nie uwierzyli. - To dlaczego leży w Paryżu, a nie w Polsce? -
zadali mi rozsądne pytanie. Nie odpowiedziałam.
Sprowadzamy
szczątki tylu znanych, zasłużonych ludzi, ale nikt nie wystąpił z propozycją,
żeby Twoje ciało przywrócić Polsce. Jesteś jedyną osobą, godną spocząć na
naszym Wawelu, pośród królów i Wieszczów, równy im majestatem i większy
geniuszem. Ale jak dotąd, nikt nie pomyślał, żeby Twoje szczątki spoczęły w
ojczyźnie. A Ty ciągle czekasz.....
Adieu,
kochany Panie Fryderyku, jesteś moim idolem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz