3.02.2015
r.
Dziś
nowa afera z ministrem Spraw Zagranicznych, panem Schetyną. Zaledwie
ucichły echa niedawnej niemądrej wypowiedzi pana ministra w sprawie
wyzwolenia Auschwitz przez Ukraińców, a nie przez żołnierzy
radzieckich, a już postanowił się „poprawić” i powiedział,
co wiedział. Głupio, bo nie w łazience, lecz do radia. Otóż
polski minister oznajmił, że dzień zwycięstwa można by obchodzić
nie w Moskwie, lecz na przykład w Londynie, czy w innym mieście.
Nawet na Westerplatte! Naturalnie Rosja się wkurzyła i oświadczyła,
że pan Schetyna przynosi hańbę polskiej dyplomacji. Wobec tego
pani premier poprosiła ambasadora Rosji na dywanik, oznajmiając mu
swoje oburzenie na wypowiedź władz rosyjskich.
O
wielki mamba, potężny mamba!
Gdyby panią premier stać było na
realny pomyślunek, wezwałaby na dywanik pana ministra i od ręki
wylała go z roboty na zbitą twarz. ( zwykle szczerzącą uzębienie)
Ja rozumiem, że możemy mieć do naszego wschodniego sąsiada
pretensje o to i owo, ale dobremu dyplomacie nie wolno ich
uzewnętrzniać. Na tym właśnie polega dyplomacja! Niestety, pan
Schetyna jest ministrem z przypadku i nie rokuje poprawy, narażając
nasz kraj na poważny konflikt z Rosją. A to oznacza kopanie się z
koniem!
Ponieważ
nie urodziłam się dzisiaj, ale przed paroma ładnymi dziesiątkami
lat i doskonale pamiętam rok 1945, przyznaję, że wkurzona Rosja ma
rację obrażając się na pana ministra. W II wojnie światowej
tylko dwa państwa poniosły największe straty w ludziach i majątku
narodowym – otóż właśnie Rosja i Polska! I to Rosja ogromnym
wysiłkiem milionów głodujących ludzi i przelaną krwią swoich
żołnierzy, wywalczyła zwycięstwo nad hitleryzmem, wkraczając do
Berlina. O tym, że weszli tam także żołnierze polscy, dziś się
u nas nie wspomina, bo po co? Współczesna młodzież polska,
tendencyjne nakręcana przez prawicowe władze, ani nie zna, ani nie
pamięta roku 1945. To dla nich odległa historia. Ale dla nas,
żyjących w tamtych straszliwych czasach, to nie jest historia, lecz
wspomnienie koszmaru. Bo 1945 przyniósł nam mimo wszystko
wyzwolenie od codziennego strachu o życie, od widoku szubienic i
ulicznych egzekucji.
Gdyby
nie Stalingrad i szaleńcza ofensywa radziecka, pchająca w objęcia
śmierci miliony żołnierzy, nie byłoby desantu w Normandii i nie
byłoby końca wojny w 1945 roku. To przyznają historycy nawet
niechętni Rosji. Być może dopiero za kilka lat Ameryka użyłaby
na Niemcy bomby atomowej, przy czym i Polsce by się oberwało przy
zachodnim wiaterku.
Dziś
już nikt z Polaków urodzonych po 1989 roku nie pamięta, bo tego w
naszych szkołach nie uczą, potwornego oblężenia Leningradu, gdzie
głód zmuszał ludzi do kanibalizmu, a w mieście zmarło z głodu
ponad milion mieszkańców! Należy też pamiętać, że Niemcy nie
przestrzegali w wojnie z Rosją konwencji dotyczącej jeńców
wojennych, traktując wziętych do niewoli żołnierzy jak zwierzęta,
mordując ich głodem. W takich obozach działy się przerażające
rzeczy, o których lepiej nie wspominać. Dlatego też Rosja ma prawo
obchodzić Dzień Zwycięstwa w Moskwie, a nie w Londynie, czy na
Westerplatte, gdzie się II wojna światowa zaczęła.
Ale
nie tylko o tym chciałam napisać. Niedawno obchodziliśmy 70
rocznicę wyzwolenia Auschwitz, na którą to uroczystość nie
zaproszono prezydenta Rosji, ponieważ wspiera on wojnę na Ukrainie.
W każdym innym państwie byłby to skandal dyplomatyczny, ale nie u
nas, bo my nie kochamy Rosji tylko Amerykę. Ostatnio kompletnie
zbulwersowała mnie wiadomość, nie wiem czy prawdziwa, że po
przemówieniu prezydenta RP, potępiającego Holokaust, Żydzi
zarzucili prezydentowi, że nie wspomniał o mordowaniu Żydów przez
Polaków! Nie jestem pewna, czy ta wiadomość polega na prawdzie,
ale nawet bym się nie dziwiła. Często protestujemy, kiedy piszą
„polskie obozy śmierci”, lecz udajemy, że nie dostrzegamy
książek i filmów, ukazujących Polaków jako zdeklarowanych
antysemitów popierających zbrodnie ludobójstwa.
Niedawno
obejrzałam sobie w internecie film pt. „Ostatni pociąg do
Auschwitz”, produkcji chyba niemiecko - czeskiej lub słowackiej,
ale z całą pewnością wg. scenariusza żydowskiego pisarza. Film
opowiada o losach Żydów niemieckich wywożonych do obozu
koncentracyjnego w Auschwitz. Warto, żeby kilku naszych urzędników
z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, obejrzało sobie ten film i
wezwało na dywanik dyplomatę niemieckiego lub izraelskiego. W
filmie, pociąg do Auschwitz prowadzą Polacy. Jest polski maszynista
cieszący się, że wiezie ludzi na śmierć i jego pomocnik, też
antysemita. Obaj prowadząc pociąg, popijają sobie z butelki wódkę
i wyrażają się o jego nieszczęsnych pasażerach jak najgorzej.
Oczywiście w filmie Polacy mówią językiem nie mającym nic
wspólnego z polszczyzną, takim slangiem: „nasza mama mowa”.
Twórcy filmy w odróżnieniu od podłych Polaków, przedstawili
szlachetnych żołnierzy z Wermachtu, obdarzających głodnych Żydów
jedzeniem i piciem. Jest w tym filmie szczególnie obrzydliwa scena. Otóż na jakiejś stacji, kolejarze polscy, nie wiadomo po co,
polewają wodą z sikawek strażackich wagony. Spragnieni Żydzi za
tę wodę płacą im biżuterią i pieniądzmi.
Scena
ta jest nie tylko obrzydliwa ze względu na obraźliwe ukazanie
polskich kolejarzy, ale także bezczelnie ukradziona z naszej
historii. Prawdą jest, że polscy kolejarze oblewali wodą pociągi,
ale nie te idące do Auschwitz, tylko wiozące do niewoli niemieckiej
nasze dziewczęta walczące w Powstaniu Warszawskim. W ten sposób
polscy kolejarze dostarczali im wodę! Oglądałam ten film z
niesmakiem i przyszło mi na myśl, że najwięcej obraźliwych i
niesprawiedliwych opinii o Polakach, głoszonych jest przez Niemców
i Żydów. Wprawdzie w ostatnich scenach filmu pokazano, że jacyś
Polacy przygarnęli uciekających z transportu kilku Żydów, ale ich
wygląd nie różnił się od odrażających typów, ukazanych w
serialu niemieckim „Nasze matki, nasi ojcowie”.
Oczywiście,
dziś Niemcy są naszymi przyjaciółmi i nie powinno się ich
obrażać, ani denerwować. Może dlatego nie zauważamy znaczących
rocznic wojennych i udajemy, że wszystko jest w porządku.
Ale nie jest, i najlepszym dowodem na to była bezmyślna wypowiedź
pana ministra Schetyny, która może nas znowu drogo kosztować.
Dosłownie kilka miliardów złotych strat w handlu zagranicznym z
Rosją!
Zadziwia
mnie również fakt, że w szkołach średnich obowiązkową lekturą
jest książka pani Hanny Krall:„Zdążyć przed Panem Bogiem” -
o powstaniu żydowskim w Getcie Warszawskim. Jest ona także tematem
prac maturalnych. Ale Związek Harcerstwa Polskiego nie może się
doprosić w Ministerstwie Szkolnictwa, o wprowadzenie do
obowiązkowych lektur książki ”Kamienie na szaniec” i „
Parasol i Zośka”. Więc zadaję sobie pytanie, czy Polaków
naprawdę nie stać już na rozsądek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz