sobota, 31 lipca 2021

TE DNI SIERPNIOWE!...

 


 Dzieci mają doskonałą pamięć. Ja miałam wówczas pięć lat ale do dziś dokładnie pamiętam atmosferę tamtych doniosłych dni przedpowstaniowych. W naszym domu, wszystkie panie pod przewodem Babci Pelagii, zasiadły do szycia opasek biało-czerwonych, z prześcieradeł i czerwonej sukni cioci Maryni.  Ludzie byli radośnie podnieceni i pełni nadziei, a Niemcy spanikowani. Każdej chwili miała wybuchnąć akcja „Burza”, powstanie ogarniające cały kraj, a nie tylko samą Warszawę. Ojciec i jego najmłodsza siostra ciocia Stasia, biegali z jakimiś mocno podejrzanymi pakunkami i wracali do domu późnym wieczorem lub nie wracali wcale, wysłani z meldunkami.

Pogoda była wspaniała, w naszym sadzie drzewa owocowe uginały się wprost od soczystych jabłek, gruszek, wczesnych śliwek, a w ogrodzie rozkwitały najpiękniejsze róże. W sieni i w kuchni unosił się cudowny zapach jabłek papierówek, a Mama i ciocia Marynia zaczęły smażyć konfitury z malin.

Na wysokim brzegu, służącym nam w lecie za taras, gdzie jadaliśmy podwieczorki, Dziadzio Tadeusz i panowie z sąsiednich domów staczali bitwy w szachy i w bridża. Znajomi chłopcy z AK, wieczorami siedząc nad Wisłokiem, grali na harmonii i śpiewali głośno Serce w plecaku. „ Tę piosenkę, tę jedyną śpiewam dla ciebie dziewczyno!”

Powstańczy ślub! Autor zdjęcia Eugeniusz Lokajski.
 

Z kresów wschodnich już zaczęli napływać uciekinierzy, opowiadając przerażające historie o zbrodniach popełnianych na Polakach przez UPA. Syn mego ojca chrzestnego, z urodzenia lwowiaka, a z obywatelstwa Amerykanina, także przygotowywał się do walki w ogólnym powstaniu. Czasem nakrywałam go jak czyścił broń i czepiałam się go błagając, aby mi dał postrzelać. Śmiał się, wlepiając mi lekkiego klapsa i łagodnie wypychając z pokoju. Pomimo różnicy wieku, byliśmy dobrymi przyjaciółmi. On i jego młodsza siostra Jadzia, zastępowali mi rodzeństwo, którego nie miałam.

Modne dziewczęta w powstaniu.

                                                                                                                                   Do domu często wpadały łączniczki, zostawiając jakieś pakunki, czy przynosząc nowe rozkazy dla Ojca i cioci Stasi. Podziwiałam te dziewczęta, roześmiane i zadbane, w starannych fryzurach, barwnych sukienkach i sandałkach na wysokich korkach. Pomimo śmiertelnie niebezpiecznej działalności w konspiracji, zawsze miały dobry humor i żartowały ze mną, lub na łące nad  rzeką pokazywały gimnastyczne łamańce.                                                                                        

Ciocia Stasia wieczorami siadała przy fortepianie i grała polonezy i nokturny Chopina. Potem Dziadzio wyciągał dobrze ukryty w piecu radioodbiornik i nastawiał BBC, aby posłuchać wiadomości. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na dzień, kiedy się zacznie… Ale Ojciec był pochmurny, bo wiedział, że „Burzy” nie będzie i Warszawa zacznie walkę osamotniona.

Batalion " ZOŚKA"
 

Wieczorem 1 sierpnia, radio BBC podało, że w Warszawie wybuchło powstanie i w mieście toczą się zacięte walki. Na razie wiadomości były entuzjastyczne i pełne zapału, malejącego w miarę upływu czasu. Zaszyfrowane komunikaty przerywane były chorałem „ Z dymem pożarów”, a ta melodia doprowadzała starsze osoby do białej gorączki. Nie wiedzieliśmy przecież, że była to jedna z form zakodowanych informacji dla walczącej stolicy. Nie wyobrażaliśmy sobie, że jednym z wyższych oficerów i szefów polskiego wywiadu przy Rządzie emigracyjnym w Londynie, jest generał, cioteczny brat Ojca, wujek Nusiek. Nie mieliśmy także pojęcia, że jego dwaj synowie, należą do Szarych Szeregów i byli przyjaciółmi „Zośki”, Alka i „Rudego”, oraz że także walczyli w powstaniu. 

                              

             Wuj Nusiek, gen. Franciszek Demel, z żoną i synami. (zdjęcie sprzed wojny).

Nie wiedzieliśmy, że najmłodszy brat Mamy wujek Bolek, walczy w Warszawie i polegnie na Starym Mieście. Wierzyliśmy w zwycięstwo, nie wyobrażając sobie że Warszawa już bardzo zniszczona w 1939 roku, zamieni się w jedno przeogromne morze gruzów i cmentarzysko poległych powstańców, oraz mieszkańców stolicy.

 

                                         zdjęcie Sylwester Braun

 Radio BBC nie informowało społeczeństwa, do jakich straszliwych zbrodni dochodzi w Warszawie, że powstańcy nie mają broni, i na czołgi idą z butelkami benzyny. Nie wiedzieliśmy, że Rząd polski w Londynie był przeciwny wybuchowi powstania, które wybuchło na skutek fałszywej informacji przekazanej przez gen. Okulickiego pseudo Niedźwiadek, przysłanego z Londynu z rozkazem powstrzymania się od walki zbrojnej. O tym wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero po wielu miesiącach, a nawet latach. 


 

Z ogromnym wzruszeniem i czcią wspominam tych wspaniałych chłopców z AK i te cudowne odważne dziewczęta, bohatersko walczących w bitwie, nie mającej od samego początku najmniejszej szansy na zwycięstwo. Bo przecież Powstanie Warszawskie, podobnie jak Powstanie Styczniowe w 1863 r, nie miało żadnych widoków na jakikolwiek sukces, z góry skazane na klęskę.

                    Listonoszki z Harcerskiej Poczty Polowej, Zawiszacy 

Warszawskie dzieci stanęły do walki, pragnąć pomścić lata strasznego zniewolenia i wywalczyć wolność. Wierzono w zwycięstwo, gdyż tak głosiła ówczesna propaganda, zatajając prawdę. Podobno powstanie miało na celu wyzwolenie miasta, aby stojąca już za Wisłą Armia Czerwona nie zastała w nim Niemców, lecz zwycięskie oddziały Armii Krajowej. Potworny brak rozwagi, który zemścił się na walczących żołnierzach i ludności stolicy. Ówczesny premier emigracyjnego rządu Mikołajczyk, pojechał do Moskwy, aby uzyskać u Stalina pomoc. Kolejny dowód na kompletny brak wyobraźni i naiwność polskich polityków emigracyjnych.

Premier Stanisław Mikołajczyk.
 

Stalin był zbrodniarzem, ludobójcą, ale nie idiotą. Powiedziałabym raczej, że był geniuszem zła, bo skutki jego politycznych działań ponosimy do dnia dzisiejszego! Stalin chciał wprowadzić do bloku państw Europy Wschodniej komunizm i Armia Krajowa w Polsce bardzo mu w tym mogła przeszkadzać. Stalin miał w planie zniszczenie aż do korzeni opozycji w Polsce, mordując żołnierzy AK. Ta zbrodnia być może wywołałaby oburzenie u sojuszników, a tego Stalin sobie nie życzył. Tymczasem, ku jego wielkiej radości, Polacy sami wydali na siebie wyrok śmierci, rzucając się z gołymi rękami na Niemców. Armia Krajowa przestała po powstaniu istnieć, na własne życzenie Polaków. 

 


Taką samą uciechę sprawiliśmy Niemcom, zaś Himmler w swoim przemówieniu w Poznaniu stwierdził, że bezmyślni Polacy nareszcie dostaną odpowiednią nauczkę.

Wszystko przez to, że Rząd emigracyjny z dziecinną naiwnością uwierzył w dobrą wolę Stalina, który oficerom polskim zgotował śmierć w Katyniu!

Dzieci Warszawy z entuzjazmem i wiarą w zwycięstwo poszły do walki, „na Tygrysy mając Visy”! Nie zdawali sobie sprawy, że byli jedynie kamieniami rzucanymi na szaniec, łatwy do zdobycia. Krew, niewyobrażalne cierpienia i śmierć w kanałach tej bohaterskiej młodzieży i ludności stolicy, nigdy nie została pomszczona, a jej sprawcy nie ponieśli żadnej kary, chodząc w glorii męczeństwa. Setki tysięcy ludzi zapłaciło życiem za zbrodniczą decyzję wybuchu walki zbrojnej w milionowej stolicy Polski. W gruntownie zniszczonej Warszawie Polska straciła mnóstwo najcenniejszych zabytków, skarbów kultury, już nie do odzyskania. Nade wszystko, pozbawiono Polskę rdzenia narodu – młodzieży, młodej polskiej inteligencji, poległej w powstaniu. Nigdy nie mieliśmy, i już nie będziemy mieli tak wspaniałej, patriotycznej młodzieży, jaka wyrosła w II Rzeczypospolitej. Wyjątkowej, bojowej, mądrej i utalentowanej.


 

Posłaliśmy do walki wybitnie inteligentnych poetów: Baczyńskiego, Gajcego, Stroińskiego. Naprawdę strzelaliśmy do wroga już nie złotymi, lecz bezcennymi kulami. Niestety, od wieków zbyt hojnie szafujemy krwią i życiem naszych dzieci. Przed laty byłam na Cmentarzu na Powązkach i stojąc przy kwaterze powstańców, czytałam tabliczki na mogiłach. Wiek przeciętnego żołnierza-powstańca, to 18, 20, 23 lata, ale trafiały się dzieci poległe w wieku ośmiu czy dwunastu lat! To nigdy nie powinno się zdarzyć.

Mali bohaterowie Powstania Warszawskiego.
 

Dlatego też uważam, że należy czcić pamięć poległych, sławić ich bohaterstwo i patriotyzm, ale przestrzegać młodych ludzi przed podejmowaniem pochopnych i bezsensownych decyzji, które tylekroć doprowadzały nasz kraj do zguby. Pięknie, że jacyś zapaleńcy z ocalałych kronik filmowych powstania zrobili film dokumentalny w kolorze. Wprost wierzyć się nie chce, że zdjęcia te mają 77 lat. 


 

Rok temu, gdy 1 sierpnia o 17-tej, "Godzinie W", zawyły syreny, przypominając Polakom o tej straszliwej rocznicy krwi i chwały, włączyłam swój komputer. Na ekranie wyświetlił mi się obraz Matki Boskiej Harcerskiej, do której modlili się harcerze z Szarych Szeregów, obraz przysłany mi przez ś.p. Panią Barbarę Wachowicz, która tak przepięknie pisała o tych młodziutkich żołnierzykach w szarych harcerskich mundurach. Niestety żadna siła nadprzyrodzona nie przyszła im z pomocą, choć w to bardzo wierzyli. Przerażający obraz powstania przedstawia Bartelski w swojej książce "Mokotów 44". Są w niej sceny tak okropne, że prawie wierzyć się nie chce, iż była to prawda, a nie fikcja.

 

Grób żołnierzy z baonu Chrobry.

Nie należę do osób szczególnie egzaltowanych, lecz w tej historycznej godzinie nastawiłam sobie płytę z Mozartowskim Requiem. GLORIA VICTIS!