poniedziałek, 30 grudnia 2019

JAK NAS POSTRZEGAJĄ!



 Lata trzydzieste. Bal Sylwestrowy na Zamku. Prezydent Mościcki z żoną.
Całe święta przechorowałam i dziś, choć mam temperaturę, smarkam i kaszlę jak gruźliczka, wstałam z łoża boleści, aby korzystając z naprawionego nareszcie internetu, nieco wyładować przepełniającą mnie pasję.
Od kilku dni w telewizji i w radiu, oraz wszelkich innych środkach masowego przekazu, rozlegają się głosy oburzenia na wypowiedź prezydenta Rosji Putina o przedwojennej Polsce, która przyczyniła się do wybuchu II wojny światowej. Jestem osobą, która od młodości interesuje się historią, a także Polką kochającą swoją ojczyznę i jej niełatwe dzieje, Prawnuczką powstańca z 1863 r. i wnuczką powstańca Wielkopolskiego. córką żołnierza roku 1920 i 1939.
Toteż szlag mnie trafia, bynajmniej nie na wypowiedź prezydenta Rosji, bo często zastanawiałam się, jak długo jeszcze będzie znosił cierpliwie obelgi i obecność na terenie naszego kraju wojsk amerykańskich, zagrażających światowemu pokojowi. Będących rękawicą, rzuconą mu w twarz przez rząd PiS-u, nie mający o dyplomacji i dobrosąsiedzkich stosunkach wyobrażenia. Przez długi czas Rosja zdawała się nie widzieć, co się dzieje za jej granicą, nie komentując szarogęsienia się Amerykanów w naszym kraju za nasze pieniądze. 
 Zdawała się nie widzieć, jak amerykańska kosmetyczka w podeszłym wieku, narzucona nam pogardliwie przez Trumpa i nazywana przez grzeczność ambasadorem USA, wysługuje się rządem PiS-u, pomiatając nim jak dziedzic chłopem pańszczyźnianym, albo amerykański południowiec Murzynem! Pani ambasador także zabrała w tej sprawie głos, zapominając, że to prezydent USA w 1943 r. w Teheranie, oddał kresy wschodnie razem z całą środkową Europą Stalinowi! Amerykanie mają z reguły złą pamięć.


No, ale cierpliwość ma granice i prezydent Rosji wyraził swoje zdanie na temat polityki przedwojennej Rzeczypospolitej. Jego słowa należy rozumieć jako ostrzeżenie, gdyż sytuacja polityczna żywo przypomina tę z lat trzydziestych. Władze polskie przyjęły jego słowa z oburzeniem, wypominając Rosjanom 17 września, Katyń i wywózki na Sybir, oraz Pakt Ribbentrop – Mołotow! Rząd PiS-u rozdarł szaty, pozując na niewinną, obrażoną ofiarę. Najwięcej rozbawiła mnie wypowiedź jakiegoś pisowskiego pikusia, o wezwaniu ambasadora Rosji do MSZ, gdzie przyjął go podrzędny urzędnik, a nie sam pisowski jaśnie pan minister! To oświadczenie tak mnie ubawiło, że śmiałam się i kaszlałam na przemian. 

Potem ryknęłam śmiechem, kiedy największy łgarz polski Mateuszek-Kłamczuszek, w porozumieniu z prezydentem Dudą lubiącym łamać Konstytucję, wystosował do prezydenta Rosji pismo, zarzucając mu kłamstwo! Wtedy przestałam się śmiać i zarumieniłam się ze wstydu na myśl, że ani premier, ani prezydent nie mają w tym kraju nic do powiedzenia od siebie. O wszystkim decyduje zdanie zwykłego posła, pana prezesa. Oczywiście prezydent Putin o tym doskonale wie i dlatego zrobiło mi się wstyd, za tak poniżoną moją ojczyznę. PiS z właściwą sobie ślepotą, nie zauważa, iż pomimo zmian ustrojowych i politycznych, Rosja nadal jest mocarstwem, z którym muszą liczyć się Stany Zjednoczone i kraje świata zachodniego, pamiętając o rosyjskich rakietach Iskander i najnowocześniejszych w świecie samolotach, nie wspominając nawet o fanatycznej miłości Rosjan do swej ojczyzny.
  Wystarczyłby jeden rozkaz prezydenta Putina, a cała pisowska Polska mogłaby rozleci się jak domek z kart i nikt, absolutnie nikt nie stanąłby w naszej obronie!Niektórzy komentatorzy byli niemile zdumieni, że żadne państwo nie odezwało się obecnie w naszej obronie. Ale to przecież zrozumiałe. Prezydent Putin mówił prawdę! Kocham historię, bo to wspaniała nauka i na podstawie wydarzeń historycznych, z przykrością stwierdzam, że Polska od wielu dekad zakłamuje historię, wbrew faktom historycznym zawartym w pamiętnikach polityków i dyplomatów, oraz na ówczesnych filmach dokumentalnych i fotografiach.
Otóż w latach trzydziestych, dyplomacja polska przypominała tę aktualną. To znaczy, znajdowaliśmy się w środku obojętnych, lub wrogich nam państw. Ale nasze stosunki z hitlerowskimi Niemcami wcale nie były wtedy nieprzyjazne. 

Marszałek Goering na polowaniu w Białowieży.
Wprost przeciwnie, hitlerowscy dostojnicy III Rzeszy przyjeżdżali do Polski na polowania i z kurtuazyjną wizytą. Pamiętam ze zdjęć, zadowoloną, opasłą gębę Goeringa, będącego na polowaniu w Białowieży. Wtedy dokładnie obejrzał sobie ten „lasek” stwierdzając, że nadaje się on doskonale do jego wielkich planów, stworzenia w środkowej Europie gigantycznego obszaru leśnego, gdzie będzie można nawet odtworzyć hodowlę tura wygasłego w XVI wieku. Pamiętacie, że w „Quo vadis” Winicjusz ujrzał Ligię na rogach germańskiego tura! To było idee fixe hitlerowskich naukowców. Puszcza Białowieska idealnie się do tego celu nadawała.

Wprawdzie przedtem należało wyburzyć kilkaset polskich wsi i miast, ale kto by się przejmował takim drobiazgiem! Tak więc pan marszałek Goering był bardzo zadowolony z wizyty w Polsce. Podobnie jak inni hitlerowscy dygnitarze, przyjmowani uroczyście na Zamku w Warszawie przez prezydenta Mościckiego. W tym samym Zamku, który spłonął w 1939 roku! 

 Równie uprzejmie przyjmowani byli dyplomaci i generałowie polscy przez hitlerowskich dostojników w Berlinie. We wspomnieniach pani ministrowej Beckowej wyczytałam, że w czasie ich wizyty w Berlinie, kiedy pani Beckowa była nieco przeziębiona, sam Adolf Hitler przysłał jej osobistego lekarza i swoją luksusową limuzynę do dyspozycji! W czasie jednej z wizyt Hitler zaproponował Beckowi wspólne uderzenie na Związek Radziecki. Beck odrzucił tę propozycję, gdyż Hitler jednocześnie wysuwał żądania terytorialne. 
Uroczyste składanie życzeń noworocznych na Zamku, delegacje dyplomatów.
 Ale Stalin obawiał się, podejrzewając, iż frakcja prawicowa w Polsce, może na to przystać. Będąc mądrym politykiem, uprzedził Polskę, sam podpisując słynny Pakt Ribbentrop-Mołotow, który bezwzględnie Polska powinna była podpisać z ZSRR .
W 1938 r. sytuacja polityczna w Europie stała się groźna, wobec coraz bardziej zaborczych żądań Hitlera. 30 września 1938 r. w Monachium, został podpisany układ pomiędzy Hitlerem, Mussolinim, Chamberlainem i Daladierem, który usankcjonował aneksję części Czechosłowacji (Sudety) przez hitlerowskie Niemcy. Pakt monachijski, o którym obecnie wspominał prezydent Putin, został podpisany przez premiera W. Brytanii i Francji w nadziei, że dalsza ekspansja Niemiec będzie skierowana na wschód, omijając ich kraje. 
Pakt Monachijski.
Czechosłowacja od 1935 r. miała podpisany traktat z ZSRR o wzajemnej pomocy w razie niemieckiej agresji. Rząd Czechosłowacji zdając sobie sprawę, iż Sudety to jedynie początek agresji hitlerowskiej, poprosił Związek Radziecki o pomoc. Z kolei Stalin zwrócił się do rządu polskiego z prośbą o zezwolenie na przejście Armii Czerwonej, idącej na pomoc Czechosłowacji, przez wydzieloną część terytorium polskiego.
Rząd polski stanowczo odrzucił jego prośbę, tłumacząc się zagrożeniem ze strony Związku Radzieckiego, co było absolutnym absurdem, biorąc pod uwagę natychmiastową reakcję Niemiec gotowych do wojny. Za to rząd polski przyłączył się do hitlerowskiej aneksji Czechosłowacji, zbrojnie zajmując Zaolzie! 


 A to już było potworne świństwo i niebezpieczny błąd polityczny, mający bardzo ponure konsekwencje! Czesi nam tej zbrodni do dzisiaj nie zapomnieli i musiałam się bardzo wstydzić, słysząc opinię o Polsce, wyrażaną przez naszych południowych sąsiadów. Wtedy Czesi powiedzieli nam prorocze słowa: „My ogoleni, a wy namydleni!”                                    Ogolono nas 1 września 1939 roku!
Marszałek Goering i minister Beck z małżonkami.
Gdyby Polska w 1938 r. zareagowała ostro na próbę aneksji Czechosłowacji, o czym wspomniał prezydent Putin, historia potoczyłaby się inaczej. Niemcy nie odważyłyby się na agresję, obawiając się ataku Polski z pomocą ZSRR! Czechosłowacja miała wówczas doskonale rozbudowany przemysł zbrojeniowy, który mógłby posłużyć polskiej armii. Znakomite samoloty czeskie, w rok później bombardowały Warszawę! Bezmyślna, głupia dyplomacja polska doprowadziła do sytuacji, w której zostaliśmy sami, analogicznie do obecnej sytuacji Polski. 

Hitler w katedrze na nabożeństwie żałobnym po śmierci Piłsudskiego.
Szukanie sprzymierzeńców w W. Brytanii i Francji, było następnym błędem politycznym, gdyż państwa te nie zamierzały toczyć walki z Niemcami, nie będąc przygotowane do wojny. Jedynym słusznym posunięciem dyplomatycznym rządu polskiego, byłoby zawarcie paktu o wzajemnej pomocy z ZSRR i Czechosłowacją, przed układem monachijskim, oraz sojuszu z bliskimi państwami europejskimi. W takim układzie sił, Niemcy hitlerowskie nie mogłyby uderzyć na Polskę i dzieje Europy potoczyłyby się zupełnie inaczej. 

Rozmowy Hitlera z Beckiem



Nie byłoby 1 września 1939 roku. Nie byłoby 17 września i wkroczenia Armii Czerwonej na kresy wschodnie. Nie byłoby Katynia, ani Auschwitz, nie byłoby Sybiru i powstania warszawskiego. Nie byłoby roku 1945 i stalinizacji Europy wschodniej, za zgodą USA i państw zachodnich, które nas sprzedały, i aktualnie znowu nami kupczą.
 Na kilka dni przed wybuchem wojny. minister Spraw Zagranicznych Beck, wygłosił w sejmie swoje słynne, komedianckie przemówienie, powołując się na honor. Niestety, Polska już wtedy honoru nie miała, straciła go uderzając razem z hitlerowcami na Czechosłowację i odbierając Zaolzie!
Minister Beck i hrabia Ciano, zięć Mussoliniego.
 Ale we wrześniu 1939 r. kiedy spadła na Polskę niewyobrażalna klęska, panowie ministrowie, generałowie, z marszałkiem na czele, uciekli na granicę, zabierając swoje żony, (pardon) kurwy, brylanty, perskie dywany, pieski, kotki i małpki. Uciekli, choć ich psim obowiązkiem było pozostać i wypić to piwo, które wspólnie nawarzyli narodowi polskiemu.
Kiedy żołnierz polski, osamotniony w walce, oddawał krew i życie za wolność ojczyzny, nasi ministrowie i dyplomaci szukali sobie  wygodnych gniazdek, by przetrwać bezpiecznie tę wojnę.


Minister Beck z hitlerowskimi dostojnikami.
Obecnie poszukaliśmy sobie sojusznika zza oceanem i nie trzeba  być jasnowidzem, aby mając w pamięci Teheran, Jałtę i Poczdam wiedzieć co nas czeka. Wobec tego, nie zarzucajmy kłamstwa prezydentowi Rosji, gdyż jak widać, zna naszą historię o wiele lepiej niż polscy politycy.

piątek, 27 grudnia 2019

Poznań 27 grudnia 1918 r. BABCIA W POWSTANIU!


O wybuchu powstania w Poznaniu, Babcia dowiedziała się 27 grudnia 1918 roku, od swojej gosposi, która z wrzaskiem wpadła do pokoju.
- Paniusiu złocista, biją się!
- Kto się bije? - spytała zdumiona Babcia, podnosząc głowę znad misternej szydełkowej robótki.
- Ady nasze chłopaki biją Szwabów! Poletę na Rynek, może się czegoś dowiem. - gosposia zawinęła się i zniknęła, jakby ją wiatr zdmuchnął.
Babcia siedziała blada i prawdę mówiąc, wściekła na męża, który nawet słówkiem nie wspomniał, że w mieście wybuchnie powstanie. Babcia nie miała wątpliwości, że to będzie powstanie, a nie jakaś zwykła awantura z Niemcami. Na zebraniach Sokoła, ostatnio dużo się mówiło o odzyskaniu niepodległości, a przyjazd Paderewskiego i prowokacyjne zachowanie Niemców zrobiło swoje. Miasto wrzało! Zanim zdołała się opamiętać, do mieszkania wpadł Marcin, brat Dziadka Michała, który coś zostawił u Dziadka w biurku.
 - Marcin, gdzie jest Michał? - Babcia zastawiła mu drogę, uniemożliwiając prędkie wymknięcie się z mieszkania.
- On ci nie mówił? - szwagier artystycznie udał zdumienie.
- Dobrze wiesz, że on nigdy nic nie mówi na ten temat! - wybuchnęła Babcia. - Gdzie Michał? Albo mi powiesz, albo nie wypuszczę cię z domu!
- Powiem, tylko mnie wypuść, bo się bardzo śpieszę. Michał jest w hotelu Royal, przy sztabie dowództwa naszych wojsk. Wiesz, składaliśmy przysięgę na placu Wilhelmowskim. (obecnie Plac Wolności) Już mamy pierwszych poległych, Zginęli Franciszek Ratajczak i Antoni Andrzejewski. No, do widzenia Jadziu, muszę lecieć aż na Winiary. Do zobaczenia i nie martw się o nas. - wypadł z mieszkania, jakby go sam diabeł gonił.
 Babcia z rozmachem usiadła na krześle. Była wstrząśnięta wiadomością o walce zbrojnej, ale była twardą kobietą, nigdy nie traciła zimnej krwi i się nie załamywała. Przyszło jej na myśl, że rano mąż nie wziął nic do jedzenia i musi być głodny. Poszła do kuchni i do blaszanej bańki nalała świeżo ugotowanego rosołu, dołożyła makaronu i prędko przyszykowała kanapki z wędliną. Była przekonana, że tego dnia gosposia z pewnością  już się nie pokaże. 

Wobec tego, Babcia postanowiła sama zanieść obiad mężowi. Ubrała płaszcz podbity futrem i włożyła na głowę strojny kapelusz z piórami, gdyż paniom nie wypadało chodzić po ulicy z gołą głową. Wciągnąwszy na  dłonie skórkowe rękawiczki, wzięła bańkę z rosołem, paczkę z kanapkami i wyszła z domu. Przez kilka ulic szła szybko, wyprostowana i baczna na wszystko.
 Nagle z okna dużego secesyjnego budynku, zagrzechotał karabin maszynowy, a kule gwizdnęły Babci nad głową, ścinając jedno pióro z kapelusza. Babcia padła plackiem na ziemię i leżała bez ruchu, kryjąc się za podmurówką ogrodzenia. Kiedy strzały umilkły, Babcia zerwała się i popędziła przed siebie, byle dalej od niebezpiecznego strzelca. Naraz stwierdziła, że zewsząd strzelają, a obok niej przebiegali z pośpiechem mężczyźni, uzbrojeni w karabiny i rewolwery.
- Niech pani ucieka! - wrzasnął któryś, mijając Babcię. - Tutaj toczą się walki.
Z jakiegoś ogródka padło kilka strzałów. Młody chłopak przycupnął obok Babci i zawołał:
- Te Fryc, wyłaź z tych krzaków, albo co!
- Albo co? - rozległ się chłopięcy dyszkant i z ogródka wyszedł może dwunastoletni Niemiec, pociągając żałośnie nosem i ciągnąc za sobą większy od niego karabin. - Alojz, nie strzylaj. Mutter  mi przykazała przyjść na der Mittagessen, a jak się spóźnia, to da mi po sznupie.
- To czego głupku strzylołeś?
- Bo mi Vater przykazoł.
- Oddaj tego giwera i fyraj w pyry na Rataje. Psiakrync, co za mara! - prychnął pogardliwie młody powstaniec i spojrzał na skuloną Babcię. - A szanowno paniusia niech lepiej wraca do chaty, bo tu się strzylo. - powiedział uprzejmie.
 Babcia z właściwym sobie uporem, zlekceważyła ostrzeżenie i poszła dalej, niosąc ostrożnie bańkę z rosołem. Szła, biegła, padała, czołgała się na brzuchu, nieustępliwie zmierzając do celu. Dziadek był z pewnością głodny, a ona niosła mu obiad i musiała dojść!
 Do hotelu Royal dotarła pod wieczór, po drodze mijając trupy poległych Niemców i Polaków.
Kiedy wkroczyła na wartownię, z ust siedzących tam powstańców wyrwał się okrzyk zdumienia. Biedna Babcia wyglądała jak nieboskie stworzenie, unurzana w błocie, w podartym płaszczu i w kapeluszu z resztkami piór pociętymi przez kule. Zjawiła się jak brudne widmo, trzymając przed sobą bańkę z rosołem.
Na widok sponiewieranej żony, Dziadek wybuchnął gniewem, wymawiając Babci, że postąpiła jak szalona, idąc przez miasto ogarnięte walką. Babcia wysłuchała męża z kamienną twarzą, a gdy skończył, oznajmiła chłodno, że przyniosła mu obiad! Obecni na wartowni mężczyźni zaczęli się śmiać. Dziadek złagodniał i wziął od Babci bańkę z rosołem. Wówczas okazało się, że bańka jest pusta! Była na wylot przebita kulą i rosół wyciekł po drodze. Na widok pustej bańki biedna Babcia się załamała i wybuchnęła rzewnym płaczem.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE.

  Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku 2020, mam zaszczyt i wielką przyjemność złożyć moim drogim Czytelniczkom i Czytelnikom, najserdeczniejsze życzenia pogodnych, promiennych świąt i wielu wzruszeń w chwili dzielenia się opłatkiem,oraz pysznej wieczerzy wigilijnej przy stole, w gronie rodziny.  Życzę także, aby ten Nowy rok przyniósł Wam same przyjemne niespodzianki, wiele zdrowia, zadowolenia z życia i spełnienia marzeń.                   WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI!



wtorek, 3 grudnia 2019

O MOJEJ KSIĄŻCE „KOCHANKOWIE BURZY”!


Z wielką radością mogę powiadomić drogich czytelników, że 18 grudnia br. ukaże się 1 tom mojej powieści pod tytułem „Kochankowie Burzy”. To sześciotomowa (w oryginale trzy tomy) opowieść z połowy XIX wieku, oparta na pamiętnikach bohaterki.
Pisałam ją przeszło dziesięć lat na starej, rozklekotanej maszynie, gdyż nie miałam komputera i drugie tyle czasu walczyłam o jej wydanie. Nie jestem pisarką profesjonalną, a zabrałam się do pracy, która pochłonęła ponad dwadzieścia lat mego życia. Co mnie skłoniło do napisania tej książki? Lata osiemdziesiąte i początek dziewięćdziesiątych, były dla mnie bardzo dramatycznym okresem, wtedy dowiedziałam się, że choruję na dolegliwość nie znaną medycynie. Byłam załamana i jedynie troskliwość, oraz czułość mego Ojca, była dla mnie pociechą. To on poradził mi, żebym zaczęła pisać coś większego. Nie byłam w tym nowicjuszką, bo wygrywałam ogólnopolskie konkursy literackie, ale pisać książkę, o czym? Pewnego razu szłam ulicą i na wystawie księgarni dostrzegłam niewielki obrazek. Kopię portretu Winterhaltera „Madame de Rymsky-Korsakov”, łudząco podobnego do portretu mojej praprababki, który niegdyś widziałam na zdjęciu. Ta sama zdumiewająca uroda, wspaniałe włosy i ta powiewna krynolina, niemal identyczna, jak u praprababki. Kupiłam tę miniaturkę i dotąd wisi ona nad moim posłaniem. Wróciłam do domu zamyślona. A może by napisać o niej? Przecież doskonale pamiętałam, co opowiadały mi Babcia Jadwiga i moja Mama, które czytały jej memuary, czyli pamiętniki. Atmosfera domu rodzinnego ukształtowała moje zainteresowania historią, a zwłaszcza dziejami przodków. Wyrastałam w atmosferze podziwu dla bohaterów narodowych. 
 
Polki w żałobie narodowej.  Emilia Heurich z córkami.(Wyborcza).

Na ścianach mieszkania dziadków wisiały stare fotografie dam w czarnych krynolinach, z okresu wielkiej żałoby narodowej i mężczyzn w powstańczych konfederatkach. Zdawałam sobie sprawę, że czeka mnie wieloletnia katorżnicza praca – szukanie dokumentów z burzliwego okresu Powstania Styczniowego i opisywanie romantycznych dziejów mojej bohaterki, a były one naprawdę niezwykłe.
Może i byłam szalona rzucając się na głęboką wodę i mając do pomocy jedynie wyobraźnię, sporą wiedzę encyklopedyczną, oraz dziesiątki przestudiowanych dzieł naukowych i pamiętników z tego okresu.          "Kochankowie Burzy” to historia o wielkiej, bezgranicznej miłości, o bohaterstwie, ale także o obłędnej nienawiści i zemście. Scenerią powieści są malownicze Góry Świętokrzyskie, bogate szlacheckie dwory i magnackie pałace. Warszawa wstrząsana demonstracjami, obozy powstańcze i galicyjski Kraków. Są carskie więzienia i Cytadela warszawska z X Pawilonem. 
 Przenoszę czytelnika w drugą połowę XIX wieku, do salonów elity polskiej, na wielkie bale, rauty i polowania. Zapoznaję z codziennym życiem w pałacach, opisując śluby, narodziny i pogrzeby w wyższych sferach. Z książki kucharskiej mej prababki, zamieściłam potrawy jadane w bogatych domach. Modlitwy i pieśni z jej modlitewnika, autorstwa biskupa Dunina. Przygody moich bohaterów są w większości autentyczne, oparte na pamiętnikach mej bohaterki, które spłonęły w czasie wojny, wraz z jej portretem pędzla Winterhaltera.
Powieść obejmuje 6 lat z życia młodziutkiej panny ze znakomitego rodu, sieroty po powstańcu wielkopolskim z roku 1848. Po utracie rodziców mieszka w domu ciotki, która traktuje ją surowo i niesprawiedliwie. Nina Nałęczowska była dziewczyną o niepospolitej urodzie, bardzo uzdolnioną. Znała trzy języki obce. Posiadała wybitny talent pianistyczny i znakomicie grała na fortepianie, szczególnie ulubionego Chopina. Była prawdziwym sienkiewiczowskim „hajduczkiem”, bo znakomicie jeździła konno, celnie strzelała, a kiedy zaistniała taka konieczność, bez namysłu potrafiła nacisnąć cyngiel pistoletu. Jej namiętna miłość do pięknego i żonatego wuja, bogatego arystokraty, stała się rodzinnym skandalem. Ale na owe czasy, Nina była zdumiewająco nowoczesna. Bardzo inteligentna, pomimo młodości, miała stanowczy charakter, impulsywny i nie znoszący konwenansów. Los wyniósł ją wysoko, dając jej wszystko, czego zapragnęła, lecz ona nieustannie odnosiła wrażenie, że za te luksusy trzeba będzie kiedyś zapłacić, i to bardzo drogo! Ukochany makowski pałac, w którym zamieszkała, krył wiele tajemnic, podobnie jak jego mieszkańcy i nic nie było takie, jak się Ninie początkowo wydawało.

Walewice - może tak wyglądał makowski pałac? senior5000 - Flog.pl
Dlaczego w kaplicy grobowej ukrytej w głębi parku, nocą świecą się światła? Czy to duchy? Ktoś podcina jej popręg i Nina spada z konia. Kto życzy jej śmierci i dlaczego? Ukochana ciocia umiera, a na jej szyi są ślady duszenia. Kim naprawdę jest piękna Paula, żona hrabiego Aleksa, ukochanego Niny? Kto pisze donosy do żandarmerii carskiej na Jasia, przybranego brata Niny, działającego w konspiracji? W czasie rewizji żandarmerii, ginie przyjaciel jej, z czasów dzieciństwa. Nina całym sercem sprzeciwiała się spiskom i przystąpieniu bliskich do powstania. Ale był to wiek XIX i walka o niepodległość Polski była dla mężczyzny sprawą honoru. W książce zmieniłam pewien stereotyp. Z reguły oficerowie rosyjscy przedstawiani są jako prymitywne, zapijaczone kreatury. Pisząc książkę na podstawie historycznej, należy trzymać się realiów. Naturalnie, nie brakowało pośród Rosjan sadystycznych oprawców, i takie typy także przedstawiłam. Ale większość z nich była pochodzenia szlacheckiego, wykształcona i dobrze wychowana, nie pozbawiona honoru i ludzkich uczuć. Takim był major Sergiusz Fiodorowicz Wielenin, piękny i pochodzący z rosyjskiej arystokracji oficer, zakochany bez pamięci w Ninie.
Cała moja książka jest owocem miłości do dziejów ojczystych i dumy z bohaterskiej postawy przodków. Lecz przede wszystkim jest hołdem złożonym kobietom polskim, owym „samurajom w krynolinach”, jak ich nazywała wnuczka H. Sienkiewicza pani Maria Korniłłowicz. Z pozoru kruche i delikatne, były zarazem twarde jak stal. Bez ich udziału, patriotyzmu i niezłomnego ducha, powstanie nie mogłoby zaistnieć i przetrwać ponad rok. To one, po ogłoszeniu żałoby narodowej, ubrały czarne suknie, wszystkie, od sprzątaczki, aż po księżnę. Nosiły je, nie bacząc na represje ze strony władz carskich, na bicie i kary pieniężne, aż do upadku powstania i potem, przez wiele lat. Z entuzjazmem pracowały dla Rządu Narodowego w czasie powstania. Bez chwili wahania podejmowały się nawet najtrudniejszych zadań, wywiązując się nich wzorowo. Ryzykując życie, były w powstaniu kurierkami i żołnierzami. 

Anna H. Pustowójtow w powstańczym stroju.(ciekawostkihistoryczne.pl)
 Wykwintna dama w karecie, skromna szlachcianka, czy mieszczka, przewoziły ważne dokumenty z Królestwa do bezpiecznej Galicji i z powrotem. Jeździły z rozkazami, wioząc w schowkach broń i pieniądze dla walczących oddziałów. Były znakomitymi wywiadowczyniami, śledząc pozycje wojsk carskich, ich liczbę, ilość armat i przekazując polecenia Rządu Narodowego. W czasie powstania doskonale działała poczta powstańcza, a jej kurierkom Rosjanie przypisywali długotrwałość walk. Kobiety najśmielej i najskuteczniej zdobywały wiadomości, często w sferach generalicji carskiej. Ba, nawet na carskim dworze! Walczyły także z bronią w ręku i ginęły, lub jechały w kibitkach na Sybir, skazane na katorgę, albo długoletnie zesłanie. 

Interia - Kobieta.
„Kochankowie Burzy”, to pałacowe życie i bale, spiski i zamachy, to potyczki i bitwy, intrygi polityczne i burzliwe, a często tragiczne dzieje bohaterów. To czas terroru i popowstaniowe losy Niny, z zupełnie nieoczekiwanym zakończeniem.
Tom I „Czas miłości” opisuje miłosne perypetie mej bohaterki na tle dramatycznych wydarzeń politycznych okresu przedpowstaniowego. Tajemnice, nagłe zgony i wydarzenia bliskie horroru. Bohaterowie powieści mają prawdziwe imiona i herby oraz tytuły arystokratyczne, ale fikcyjne nazwiska, z wyjątkiem postaci historycznych występujących w książce. Moją pracę poświęciłam Rodzicom i pradziadkowi, Laszlo (Władysławowi) Erbanowi, powstańcowi styczniowemu, żołnierzowi nieśmiertelnej pamięci pułkownika Dionizego Czachowskiego.
Oddając powieść do rąk czytelników, mam nadzieję, że zdobędzie ona ich sympatię i uznanie.
Dziękuję Wydawnictwu WasPos, że zechciało moją książkę pięknie wydać.