piątek, 27 grudnia 2019

Poznań 27 grudnia 1918 r. BABCIA W POWSTANIU!


O wybuchu powstania w Poznaniu, Babcia dowiedziała się 27 grudnia 1918 roku, od swojej gosposi, która z wrzaskiem wpadła do pokoju.
- Paniusiu złocista, biją się!
- Kto się bije? - spytała zdumiona Babcia, podnosząc głowę znad misternej szydełkowej robótki.
- Ady nasze chłopaki biją Szwabów! Poletę na Rynek, może się czegoś dowiem. - gosposia zawinęła się i zniknęła, jakby ją wiatr zdmuchnął.
Babcia siedziała blada i prawdę mówiąc, wściekła na męża, który nawet słówkiem nie wspomniał, że w mieście wybuchnie powstanie. Babcia nie miała wątpliwości, że to będzie powstanie, a nie jakaś zwykła awantura z Niemcami. Na zebraniach Sokoła, ostatnio dużo się mówiło o odzyskaniu niepodległości, a przyjazd Paderewskiego i prowokacyjne zachowanie Niemców zrobiło swoje. Miasto wrzało! Zanim zdołała się opamiętać, do mieszkania wpadł Marcin, brat Dziadka Michała, który coś zostawił u Dziadka w biurku.
 - Marcin, gdzie jest Michał? - Babcia zastawiła mu drogę, uniemożliwiając prędkie wymknięcie się z mieszkania.
- On ci nie mówił? - szwagier artystycznie udał zdumienie.
- Dobrze wiesz, że on nigdy nic nie mówi na ten temat! - wybuchnęła Babcia. - Gdzie Michał? Albo mi powiesz, albo nie wypuszczę cię z domu!
- Powiem, tylko mnie wypuść, bo się bardzo śpieszę. Michał jest w hotelu Royal, przy sztabie dowództwa naszych wojsk. Wiesz, składaliśmy przysięgę na placu Wilhelmowskim. (obecnie Plac Wolności) Już mamy pierwszych poległych, Zginęli Franciszek Ratajczak i Antoni Andrzejewski. No, do widzenia Jadziu, muszę lecieć aż na Winiary. Do zobaczenia i nie martw się o nas. - wypadł z mieszkania, jakby go sam diabeł gonił.
 Babcia z rozmachem usiadła na krześle. Była wstrząśnięta wiadomością o walce zbrojnej, ale była twardą kobietą, nigdy nie traciła zimnej krwi i się nie załamywała. Przyszło jej na myśl, że rano mąż nie wziął nic do jedzenia i musi być głodny. Poszła do kuchni i do blaszanej bańki nalała świeżo ugotowanego rosołu, dołożyła makaronu i prędko przyszykowała kanapki z wędliną. Była przekonana, że tego dnia gosposia z pewnością  już się nie pokaże. 

Wobec tego, Babcia postanowiła sama zanieść obiad mężowi. Ubrała płaszcz podbity futrem i włożyła na głowę strojny kapelusz z piórami, gdyż paniom nie wypadało chodzić po ulicy z gołą głową. Wciągnąwszy na  dłonie skórkowe rękawiczki, wzięła bańkę z rosołem, paczkę z kanapkami i wyszła z domu. Przez kilka ulic szła szybko, wyprostowana i baczna na wszystko.
 Nagle z okna dużego secesyjnego budynku, zagrzechotał karabin maszynowy, a kule gwizdnęły Babci nad głową, ścinając jedno pióro z kapelusza. Babcia padła plackiem na ziemię i leżała bez ruchu, kryjąc się za podmurówką ogrodzenia. Kiedy strzały umilkły, Babcia zerwała się i popędziła przed siebie, byle dalej od niebezpiecznego strzelca. Naraz stwierdziła, że zewsząd strzelają, a obok niej przebiegali z pośpiechem mężczyźni, uzbrojeni w karabiny i rewolwery.
- Niech pani ucieka! - wrzasnął któryś, mijając Babcię. - Tutaj toczą się walki.
Z jakiegoś ogródka padło kilka strzałów. Młody chłopak przycupnął obok Babci i zawołał:
- Te Fryc, wyłaź z tych krzaków, albo co!
- Albo co? - rozległ się chłopięcy dyszkant i z ogródka wyszedł może dwunastoletni Niemiec, pociągając żałośnie nosem i ciągnąc za sobą większy od niego karabin. - Alojz, nie strzylaj. Mutter  mi przykazała przyjść na der Mittagessen, a jak się spóźnia, to da mi po sznupie.
- To czego głupku strzylołeś?
- Bo mi Vater przykazoł.
- Oddaj tego giwera i fyraj w pyry na Rataje. Psiakrync, co za mara! - prychnął pogardliwie młody powstaniec i spojrzał na skuloną Babcię. - A szanowno paniusia niech lepiej wraca do chaty, bo tu się strzylo. - powiedział uprzejmie.
 Babcia z właściwym sobie uporem, zlekceważyła ostrzeżenie i poszła dalej, niosąc ostrożnie bańkę z rosołem. Szła, biegła, padała, czołgała się na brzuchu, nieustępliwie zmierzając do celu. Dziadek był z pewnością głodny, a ona niosła mu obiad i musiała dojść!
 Do hotelu Royal dotarła pod wieczór, po drodze mijając trupy poległych Niemców i Polaków.
Kiedy wkroczyła na wartownię, z ust siedzących tam powstańców wyrwał się okrzyk zdumienia. Biedna Babcia wyglądała jak nieboskie stworzenie, unurzana w błocie, w podartym płaszczu i w kapeluszu z resztkami piór pociętymi przez kule. Zjawiła się jak brudne widmo, trzymając przed sobą bańkę z rosołem.
Na widok sponiewieranej żony, Dziadek wybuchnął gniewem, wymawiając Babci, że postąpiła jak szalona, idąc przez miasto ogarnięte walką. Babcia wysłuchała męża z kamienną twarzą, a gdy skończył, oznajmiła chłodno, że przyniosła mu obiad! Obecni na wartowni mężczyźni zaczęli się śmiać. Dziadek złagodniał i wziął od Babci bańkę z rosołem. Wówczas okazało się, że bańka jest pusta! Była na wylot przebita kulą i rosół wyciekł po drodze. Na widok pustej bańki biedna Babcia się załamała i wybuchnęła rzewnym płaczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz