O wybuchu powstania w Poznaniu, Babcia dowiedziała się 27 grudnia
1918 roku, od swojej gosposi, która z wrzaskiem wpadła do pokoju.
- Paniusiu złocista, biją się!
- Kto się bije? - spytała zdumiona Babcia, podnosząc głowę znad
misternej szydełkowej robótki.
- Ady nasze chłopaki biją Szwabów! Poletę na Rynek, może się
czegoś dowiem. - gosposia zawinęła się i zniknęła, jakby ją
wiatr zdmuchnął.
Babcia siedziała blada i prawdę mówiąc, wściekła na męża,
który nawet słówkiem nie wspomniał, że w mieście wybuchnie
powstanie. Babcia nie miała wątpliwości, że to będzie powstanie, a nie
jakaś zwykła awantura z Niemcami. Na zebraniach Sokoła, ostatnio
dużo się mówiło o odzyskaniu niepodległości, a przyjazd
Paderewskiego i prowokacyjne zachowanie Niemców zrobiło swoje.
Miasto wrzało! Zanim zdołała się opamiętać, do mieszkania wpadł
Marcin, brat Dziadka Michała, który coś zostawił u
Dziadka w biurku.
- Marcin, gdzie jest Michał? - Babcia zastawiła mu drogę,
uniemożliwiając prędkie wymknięcie się z mieszkania.
- On ci nie mówił? - szwagier artystycznie udał zdumienie.
- Dobrze wiesz, że on nigdy nic nie mówi na ten temat! -
wybuchnęła Babcia. - Gdzie Michał? Albo mi powiesz, albo nie
wypuszczę cię z domu!
- Powiem, tylko mnie wypuść, bo się bardzo śpieszę. Michał jest
w hotelu Royal, przy sztabie dowództwa naszych wojsk. Wiesz,
składaliśmy przysięgę na placu Wilhelmowskim. (obecnie Plac
Wolności) Już mamy pierwszych poległych, Zginęli Franciszek
Ratajczak i Antoni Andrzejewski. No, do widzenia Jadziu, muszę
lecieć aż na Winiary. Do zobaczenia i nie martw się o nas. -
wypadł z mieszkania, jakby go sam diabeł gonił.
Babcia z rozmachem usiadła na krześle. Była wstrząśnięta
wiadomością o walce zbrojnej, ale była twardą kobietą, nigdy nie traciła zimnej krwi i
się nie załamywała. Przyszło jej na myśl, że rano mąż nie
wziął nic do jedzenia i musi być głodny. Poszła do kuchni i do
blaszanej bańki nalała świeżo ugotowanego rosołu, dołożyła
makaronu i prędko przyszykowała kanapki z wędliną. Była
przekonana, że tego dnia gosposia z pewnością już się nie
pokaże.
Wobec tego, Babcia postanowiła sama zanieść obiad mężowi.
Ubrała płaszcz podbity futrem i włożyła na głowę strojny kapelusz z
piórami, gdyż paniom nie wypadało chodzić po ulicy z gołą głową. Wciągnąwszy na dłonie skórkowe rękawiczki, wzięła bańkę z rosołem, paczkę z kanapkami i wyszła z domu. Przez
kilka ulic szła szybko, wyprostowana i baczna na wszystko.
Nagle z okna dużego secesyjnego budynku, zagrzechotał karabin
maszynowy, a kule gwizdnęły Babci nad głową, ścinając jedno
pióro z kapelusza. Babcia padła plackiem na ziemię i leżała bez
ruchu, kryjąc się za podmurówką ogrodzenia. Kiedy strzały umilkły, Babcia zerwała się i popędziła przed siebie, byle
dalej od niebezpiecznego strzelca. Naraz stwierdziła, że zewsząd
strzelają, a obok niej przebiegali z pośpiechem mężczyźni,
uzbrojeni w karabiny i rewolwery.
- Niech pani ucieka! - wrzasnął któryś, mijając Babcię. - Tutaj
toczą się walki.
Z jakiegoś ogródka padło kilka strzałów. Młody chłopak
przycupnął obok Babci i zawołał:
- Te Fryc, wyłaź z tych krzaków, albo co!
- Albo co? - rozległ się chłopięcy dyszkant i z ogródka wyszedł
może dwunastoletni Niemiec, pociągając żałośnie nosem i
ciągnąc za sobą większy od niego karabin. - Alojz, nie strzylaj.
Mutter mi przykazała przyjść na der Mittagessen, a jak się spóźnia,
to da mi po sznupie.
- To czego głupku strzylołeś?
- Bo mi Vater przykazoł.
- Oddaj tego giwera i fyraj w pyry na Rataje. Psiakrync, co za mara!
- prychnął pogardliwie młody powstaniec i spojrzał na skuloną
Babcię. - A szanowno paniusia niech lepiej wraca do chaty, bo tu się
strzylo. - powiedział uprzejmie.
Babcia z właściwym sobie uporem, zlekceważyła ostrzeżenie i
poszła dalej, niosąc ostrożnie bańkę z rosołem. Szła, biegła,
padała, czołgała się na brzuchu, nieustępliwie zmierzając do
celu. Dziadek był z pewnością głodny, a ona niosła mu obiad i
musiała dojść!
Do hotelu Royal dotarła pod wieczór, po drodze mijając trupy
poległych Niemców i Polaków.
Kiedy wkroczyła na wartownię, z ust siedzących tam powstańców
wyrwał się okrzyk zdumienia. Biedna Babcia wyglądała jak
nieboskie stworzenie, unurzana w błocie, w podartym płaszczu i w
kapeluszu z resztkami piór pociętymi przez kule. Zjawiła się jak brudne
widmo, trzymając przed sobą bańkę z rosołem.
Na widok sponiewieranej żony, Dziadek wybuchnął gniewem,
wymawiając Babci, że postąpiła jak szalona, idąc przez miasto
ogarnięte walką. Babcia wysłuchała męża z kamienną twarzą, a
gdy skończył, oznajmiła chłodno, że przyniosła mu obiad! Obecni
na wartowni mężczyźni zaczęli się śmiać. Dziadek złagodniał
i wziął od Babci bańkę z rosołem. Wówczas okazało się, że
bańka jest pusta! Była na wylot przebita kulą i rosół wyciekł
po drodze. Na widok pustej bańki biedna Babcia się załamała i wybuchnęła rzewnym
płaczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz