czwartek, 28 stycznia 2021

POLSKA JEST KOBIETĄ!

 


Jestem szczęśliwa, że lata moje młodości przypadały w czasie, kiedy kobieta miała prawo do przerwania ciąży z przyczyn socjalnych, lub po prostu dlatego, że dziecka nie chciała. Nie miało to ujemnych skutków na przyrost naturalny, gdyż w tym czasie Polska była pierwszym krajem w Europie o najwyższej liczbie urodzin. To kobieta wtedy decydowała, czy chce mieć potomstwo, czy nie. Natura w temacie prokreacji jest bardzo łaskawa dla mężczyzny. 10 minut rozkoszy i reszta z głowy. Tylko kobieta ponosi cały jej ciężar. Przykrości zdrowotne pierwszych miesięcy ciąży, kiedy jej organizm przestawia się na macierzyństwo. Potem dziewięć miesięcy ciąży, która nie należy do przyjemności, zakończonej męką rodzenia. Następnie całe dekady wychowywania potomstwa, gdyż kobieta jest matką do końca życia. Obecnie, za sprawą rządów PiS0-u i Kościoła, kobieta została brutalnie i bezwzględnie pozbawiona tego najistotniejszego prawa do decydowania o prokreacji. Mało tego - Trybunał Konstytucyjny, który powinien stać na straży przestrzegania praw obywatelskich, nie tylko pozbawił Polkę prawa do aborcji, lecz zmusza ją do urodzenia płodu ciężko i nieodwracalnie uszkodzonego. Czyli Polki będą rodzić potwory, w myśl ustawy podobno broniącej praw rodziny! Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zmuszono by mnie do urodzenia jakiegoś (w przenośni) homunkulusa! Ta okrutna i niemądra ustawa TK sprawi, że Polska będzie krajem dzieci nieuleczalnie chorych w czasie, kiedy państwo nie radzi sobie nawet z problemem pomocy dla osób niepełnosprawnych. Niemal codziennie widzimy w telewizji zrozpaczonych rodziców błagających o pomoc dla swoich nieuleczalnie chorych dzieci. Dlaczego państwo nie opiekuje się tymi chorymi,tylko nakazuje kobietom rodzić potworki? Młoda Polka w XXI w. staje się bezmyślnym stworzeniem, obowiązanym do rodzenia dzieci, bez względu na to, czy są normalne, czy też nie. Kościół w XXI wieku, narzuca Polce nakazy obowiązujące w wiekach średnich, kiedy to kobieta była jedynie przedmiotem stworzonym do rodzenia i zapewnienia mężczyźnie przyjemności seksualnej. O niczym nie decydowała sama, gdyż Pan Bóg przy stworzeniu nie obdarzył jej rozumem!
Wyrok TK, pozbawiający kobietę prawa do aborcji, jest decyzją polityczną, sprzeczną z prawami człowieka i obywatela. PiS liczy na poparcie Kościoła w czasie wyborów i vice versa Kościół liczy na materialną pomoc państwa. W czasie pandemii, zagrażającej życiu Polaków, Trybunał Konstytucyjny, któremu prezesuje ulubienica Kaczyńskiego, odbiera Polkom prawo do głosu. Kobieta staje się w Polsce przedmiotem, a nie podmiotem. Nie zgadzamy się z tą nieludzką ustawą TK! Protestujmy, domagając się należnych nam praw. W demokratycznym państwie nie wolno dorosłej osobie odbierać prawa decydowania o swoim życiu.
                                P O L S K A             J E S T         K O B I E T Ą!
na zdjęciu obraz J. Malczewskiego Polonia.

środa, 27 stycznia 2021

Kto wyzwolił Auschwitz?

 


 
 Dzisiaj 27 stycznia 1945 r. przed 76 laty, został wyzwolony obóz zagłady Auschwitz! Lata koszmaru, lata niewyobrażalnej męki skończyły się dla tych więźniów, którzy mieli szczęście i pozostali jeszcze w obozie. Dla przypomnienia, to żołnierze radzieccy Pierwszego Frontu Ukraińskiego, otworzyli bramy tego przybytku zagłady i śmierci. Ujrzeli coś, co ich przeraziło, jakieś okropne, widmowe postaci niepodobne do ludzi. Bali się do nich podejść. Widma także patrzyły na żołnierzy ze zdumieniem, potem zaczęły coś krzyczeć i machać rękami.

 
TO BYLI LUDZIE!!!
Już nigdy więcej nie zadymią kominy krematorium, zasnuwając powietrze cuchnącym dymem z palonych ludzkich ciał. Już nigdy więcej człowiek dla człowieka nie stanie się okrutną bestią, gotową mordować w imię zbrodniczej ideologii.

 
Dziwnym trafem obecne polskie władze, bardzo niechętnie przyznają, że to żołnierze Armii Czerwonej wyzwolili Auschwitz, a nie jakieś inne bardziej "cywilizowane" wojsko! Ale ci żyjący jeszcze ludzie, którzy przeżyli piekło, wspominają swoich wyzwolicieli ze łzami wdzięczności w oczach, bowiem wiedzą, że wtedy otwarły się dla nich bramy wolności, a nie śmierci. Dla nich radzieccy żołnierze byli aniołami, niosącymi im nadzieję na normalne życie, dającymi pożywienie i opiekę lekarską. 

 
Byli prawdziwymi wyzwolicielami, a nie "nowymi okupantami", jak głosi dzisiejsza propaganda. Były więzień Auschwitz pan Turski powiedział pamiętne słowa: " Auschwitz nie spadło z nieba, to znaczy, że może wydarzyć się wszędzie, na całej ziemi."

 
Również w Polsce, gdzie do głosu przychodzą obecnie bezkarnie elementy faszystowskie i nacjonalistyczne, dlatego musimy nieustannie pamiętać, że Auschwitz nie spadło z nieba!

sobota, 23 stycznia 2021

PROBLEMY PANA PREZYDENTA.

 


Jestem dosyć niesubordynowaną obywatelką i przyznam się bez bicia, że nie słuchałam ostatniej przemowy pana prezydenta. Za to wieczorem włączyłam sobie "Szkiełko kontaktowe" i z tego źródła dowiedziałam się, jakie troski gnębią głowę narodu polskiego. O mało nie zalałam się rzewnymi łzami, dowiedziawszy się w ust uwielbianego przez naród prezydenta, że nie ma ani chwili spokoju, trzymając cały dzień przy uchu słuchawkę telefonu, w dodatku czerwoną od nieustannych rozmów. Boże broń, żeby się pan prezydent nie sparzył, trzymając rozpalony do czerwoności telefon w dłoni! A całą winę ponoszą przedsiębiorcy z Małopolski, wydzwaniając do głowy państwa i zawracając mu głowę swoimi kłopotami. Bezczelni! No bo co pana prezydenta obchodzi, że mają zamknięte hotele, restauracje schroniska i tym podobne obiekty? Pan prezydent ma ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład udowodnił nam, że jego gratulacje przesłane panu Bidenowi, nie były spóźnione, lecz w sam raz, gdyż pan prezydent doskonale zna się na protokole dyplomatycznym, który studiował (domyślnie) nawet w wiejskiej kuźni dziadunia. Udowodniwszy nam, nieukom, że postąpił właściwie, zamknął sprawę gratulacji raz na zawsze.
Wyobrażam sobie ten popłoch i zdenerwowanie szefów innych europejskich rządów, którzy mieli nieszczęście pośpieszyć się z gratulacjami, nie spytawszy najpierw naszego prezydenta, czy tak wypada zrobić. Biedny pan prezydent ma tyle kłopotów, tłumacząc przedsiębiorcom, restauratorom i hotelarzom, że muszą być cierpliwi, a w razie konieczności zmienić zawód, jak to obrazowo wyjaśnił niektórym prokuratorom. Był nawet tak uprzejmy, że zadzwonił do pana premiera, pytając, jak długo ten lockdown potrwa. Z pewnością niczego konkretnego się nie dowiedział, ale za to my dowiedzieliśmy się, że dzwoniący do niego przedsiębiorcy z Małopolski. są mu dobrze znani i ze smutkiem musiał sprawić im przykrość. Zadałam sobie pytanie, skąd ci państwo mają bezpośredni telefon do pana prezydenta i czy wolno zwykłemu obywatelowi zawracać d... pę tak zapracowanemu człowiekowi? Uważam, że służby specjalne powinny się tym zająć, by umożliwić prezydentowi zajęcie się w spokoju polityką międzynarodową. 
A tak na marginesie, to dlaczego dzwonią przedsiębiorcy z Małopolski, a nie na przykład z D. Śląska i malowniczych Karkonoszy? Tu także mają ludzie hotele, schroniska i restaurację, obecnie zamknięte na cztery spusty. Czyżby pan prezydent nie darzył sympatią Karkonoszy, tylko Tatry? Oj, straszna szkoda, bo to ładne górki i przyjemnie z nich zjeżdżać na nartach. Mają nawet stoki, na których pan prezydent tak lubi szusować!. Aha, przy okazji, głowa państwa raczyła nam wyjaśnić, o czym myśli, jadąc na nartach, na których bardzo lubi jeździć. A więc szusując w dół stoku, pan prezydent nie myśli o niczym! To znaczy myśli tylko o tym, że jedzie na nartach. Och, jakże się cieszę, że nareszcie się tego dowiedziałam, bo skąd mogłam wiedzieć, o czym pan prezydent myśli jadąc na nartach? Ostrzegam osoby które zawracają panu prezydentowi głowę swoimi kłopotami, żeby tego nie robiły, bo umiłowany nasz przywódca narodu, szusując po stoku, zamiast o zjeździe na nartach, będzie musiał pomyśleć o ich problemach i może wjechać na drzewo, zamiast do celu. Strzeż nas dobry losie od takiego nieszczęścia!

piątek, 22 stycznia 2021

Z DYMEM POŻARÓW!

 

Car Aleksander II Romanow.
Warszawa 26 maja 1856 r.

Salony Pałacu Radziwiłłowskiego, zgromadziły całą elitę ziem Królestwa Kongresowego. Damy w jedwabiach i koronkach, w klejnotach rodowych, marszałkowie szlachty w przepysznych białych mundurach. Szlachta w strojnych mundurach obywatelskich, młodzież we frakach. Jest godzina 22-ga, gdy nadjeżdżają powozy wiozące młodego cesarza Aleksandra II Romanowa i jego rodzinę. W sali balowej pałacu stoi tron, obity białym i purpurowym jedwabiem, ze złocistą cesarską koroną i strusimi piórami. Car wchodzi do sali. Orkiestra gra hymn cesarski, ”Boże, caria chrani” a następnie poloneza Kurpińskiego: „Witaj królu polskiej ziemi.” Kiedy po wspaniałej kolacji Najjaśniejszy Pan, Cesarz i Samowładca Wszech Rosji, król Polski, pojawił się na tarasie pałacu, okrzyk „Niech żyje król”, podjęty przez ogromne tłumy mieszkańców stolicy, wstrząsa murami miasta. Warszawa tonęła w kwiatach, okna iluminowano, balkony dekorowano dywanami i kwiatami. Jadącego powozem cara witały tysiące warszawiaków, okrzykami i bukietami. Mogło by się zdawać, że to zmartwychwstał Batory, lub któryś z Jagiellonów i przybył do swej stolicy, a nie car rosyjski, syn i następca okrutnego samodzierżcy, krwawego Mikołaja I Romanowa. Lecz nazajutrz miny Polakom się wydłużyły, kiedy Aleksander przemówił do zebranych Polaków po francusku:”Żądam, aby porządek ustalony przez mego ojca, w niczym nie został naruszony. Dlatego też panowie, żadnych marzeń! To, co zrobił mój ojciec, dobrze zrobił i ja to utrzymam!„

Książę Michaił Gorczakow.
 Faktycznie, utrzymał. Namiestnicy carscy w Warszawie, nadal twardo dzierżyli władzę w swoich rękach, tępiąc bezwzględnie wszelki opór. Mijały lata. Rozczarowane społeczeństwo postanowiło zaprotestować, zażądać reform i większej autonomii. Sto tysięcy ludzi wyszło na ulice stolicy. Namiestnik carski, książę Gorczakow, wysłał przeciwko manifestantom wojsko. W lutym 1861 r. demonstrujący tłum wojsko powitało salwą karabinową. Poległo sześciu demonstrantów. 8 kwietnia 1861 r. na Placu Zamkowym polała się krew mordowanych niewinnych ludzi. Nigdy nie dowiedziano się, ilu mieszkańców stolicy wtedy zabito. Szeptano, że ciała wrzucano do Wisły, lub zakopywano na Cytadeli. Straszny dzień Zwiastowania, przeszedł do historii pod nazwą „Masakry na Placu Zamkowym.”

Masakra 12 kwietnia 1861 r.
 Pomimo represji, zesłań na Sybir, demonstracje nie ustawały. Środowiska konspiracyjne, skupiające przeważnie młodzież studencką, rzemieślniczą i inteligencję, żądały od swoich podziemnych władz, walki z bronią w ręku, czyli powstania. Radykałowie organizowali zamachy na dostojników carskich, w tym na nowego namiestnika, wielkiego księcia Konstantego Mikołajewicza Romanowa, brata cara. Zamachy się nie udawały, a władze carskie wzmagały terror. W nocy, 15 stycznia 1863 r, władze carskie urządziły brankę młodzieży warszawskiej do rosyjskiego wojska. Tysiące młodych mężczyzn brutalnie wyciągano z domów, niemal w samej bieliźnie i pędzono do Cytadeli. Władze konspiracyjne, przybrawszy nazwę Komitetu Centralnego Narodowego, rozkazały aby zbrojne powstanie wybuchło o północy z 22 na 23 stycznia 1863 r.

A. Grottger. Kucie kos.
 Konspiratorzy liczyli na spontaniczny zryw całego społeczeństwa, tymczasem ogół narodu pozostał bierny i wyczekujący, a nawet wrogi. Chłopi pańszczyźniani uważali powstanie za „pańską wojenkę”, a część Polaków była przekonana, że jest to bunt przeciwko prawowitemu władcy danemu przez Boga, cesarzowi Aleksandrowi II. Powstańcy byli słabo uzbrojeni w stare flinty lub pistolety. Niektórym za broń musiał starczyć kij. Ale ludzie szli do powstania z czystej miłości do ojczyzny, pełni wiary w zwycięstwo i entuzjazmu. Uczestnictwo w powstaniu i walkę z zaborcą uważano za punkt honoru. W tym czasie armia rosyjska na terenie Królestwa liczyła około 100 tysięcy żołnierzy: piechoty, artylerii, kawalerii oraz oddziałów kozackich, dowodzonych przez doświadczonego generała Edwarda Ramsaya. Sił powstańczych nikt nie liczył. W najlepszym okresie nie było ich więcej niż 30 tysięcy żołnierzy, źle uzbrojonych oraz źle dowodzonych. Za cały mundur starczyła powstańcza szara kurtka i konfederatka na głowie. Już pierwszy dzień walki okazał się dla Polaków niepomyślny. Nie zdobyto żadnego ważnego punktu strategicznego, a wielu powstańców było rannych, zabitych i wziętych do niewoli. Nieudolnie dowodzone oddziały powstańcze, rozbiegały się w panice, lub ginęły. Ale w podlaskim i łomżyńskim dwie duże partie powstańcze utrzymały się, tocząc zacięte boje, odcinając Warszawę od Petersburga, przechwytując kurierów i rozkręcając szyny kolejowe.

A. Grottger Bitwa.
 Tylko dzięki przyjętej przez Polaków metodzie walki partyzanckiej, powstanie mogło się utrzymać i trwać przez całe tygodnie i miesiące. Stoczono niezliczoną ilość bitew i potyczek, z większym lub mniejszym powodzeniem, lecz nie odniesiono żadnego spektakularnego zwycięstwa. Wprawdzie z Galicji ciągle płynęły szeregi nowych powstańców, broń i ekwipunek, ale gdy Austria zamknęła granice i ogłosiła stan wojenny, stało się jasne, że powstanie musi ponieść klęskę. Z rozkazu cara w kraju szalał niewyobrażalny terror. Wojsko miało rozkaz mordować każdego złapanego z bronią powstańca. Takie same polecenie otrzymali na wsiach sołtysi i wójtowie. 

A. Grottger   Na pobojowisku.
 Ogromne eszelony towarowe wiozły na Sybir zesłanych powstańców i ich rodziny. Kaci mieli pełne ręce roboty, a szubienice codziennie ubierały ciała powieszonych skazańców. Pałace i dwory uczestników powstania konfiskowane były na rzecz Skarby Państwa rosyjskiego, a ich mieszkańcy zabijani lub zsyłani. Schwytanych powstańców zsyłano na dożywotnią katorgę. Wędrowali piechotą tysiące wiorst, skuci żelaznymi łańcuchami ze zbrodniarzami, upodleni, konając z głodu, lub pod ciosami kolb karabinów, albo zasmagani na śmierć kozackimi nahajkami. Zdychali na tyfus, porzucani na stepie jak padłe bydło. Tylko nieliczni przeżyli tę upiorną drogę i przykuci do taczek w kopalniach, po latach nieludzkiej męki, powracali do kraju. 

A. Grottger.   Po odejściu wroga.
 Na próżno liczono na jakąkolwiek pomoc z zachodu. Żadne państwo nie pragnęło konfliktu z rosyjskim mocarstwem w obronie Polski, której przecież nie było na mapach świata. Śmiertelny cios powstaniu zadał car swoim ukazem z 2 marca 1864 r. znosząc na ziemiach polskich pańszczyznę i uwłaszczając chłopów. Odtąd chłopi z zawziętością śledzili powstańców i wydawali ich carskiej żandarmerii, lub okrutnie mordowali.

A. Grottger.  Obrona  dworu.
 5 sierpnia 1864 r. na stokach Cytadeli warszawskiej, na szubienicy stracono cały powstańczy Rząd Narodowy, z jego dyktatorem Romualdem Trauguttem na czele. Ostatnie egzekucje odbyły się w roku 1866, rozstrzelano trzech oficerów za udział w powstaniu. To już był koniec tego wielkiego zrywu narodowego, najbardziej krwawego i bezsensownego w dziejach Polski. W kraju zniszczonym działaniami wojennymi rozszalał się najstraszniejszy terror jaki można sobie wyobrazić. Panowała niesłychana drożyzna, a ludność dziesiątkowały zarazy przywleczone ze wschodu. Zapanowały okrutne rządy naczelników wojennych ustanowionych w niemal każdym mieście, a ludzie zaledwie śmieli oddychać, bo za najmniejsze przewinienie bezlitośnie karano.

Romuald Traugutt, dyktator Powstania Styczniowego
 W powstaniu Styczniowym stoczono 1229 bitew. W trakcie działań wojennych spłonęło szesnaście miast i osiemdziesiąt pięć wsi, nie licząc folwarków i dworów. Po ludnych osadach pozostały czarne zgliszcza. Nie wiadomo, ilu powstańców poległo, ilu stracono, lub zesłano na przepadłe. Uznaje się, że na zesłanie wywieziono około 40 tysięcy ludzi, w egzekucjach stracono 700 powstańców, skonfiskowano 1660 majątków ziemskich i dokonano kasacji wielu zakonów, uznanych przez carat za ośrodki oporu. Okrutnym represjom poddano polskie duchowieństwo. Trzydziestu księży rozstrzelano lub powieszono. Ponad stu duchownych powędrowało męczeńską drogą na Sybir.

A. Grottger.  Droga na Sybir.

 

Taki był bilans Powstania Styczniowego.

 

A. Grottger. Już tylko nędza.

Zamilkły strzały na ziemi przesiąkniętej krwią. Imion poległych lub zesłanych nie wolno było wymieniać. Skazani byli na wieczną banicję i niepamięć. Wkrótce Królestwo Kongresowe zmieniło nazwę, stając się jedynie „Prywislanskim Krajem”, - zwykłą rosyjską prowincją. Ale potomni nie zapomnieli o bohaterskim zrywie niepodległościowym. Nowe pokolenie przechowywało pamięć o nich z czcią, marząc o wolnej Polsce. Udało się to osiągnąć po 55 latach, również rękami potomków powstańców styczniowych.

                                           CHWAŁA ZWYCIĘŻONYM!

środa, 20 stycznia 2021

STANY ZJEDNOCZONE USA, MAJĄ NOWEGO PREZYDENTA JOE BIDENA.

 

 
 
 
 
 

Przed chwilą słyszałam przemówienie 46 prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki i sądzę, że wiele z jego słów mogłoby się stosować do Polski. Jesteśmy tak samo albo i więcej podzieleni, jako naród, jesteśmy nękani straszliwą epidemią, która zabija tysiące ludzi. Wielu wśród nas widzi w bliźnim i rodaku wroga. Upadły wszelkie autorytety, zachwiała się wiara. Stoimy na skraju przepaści i tylko od nas zależy, czy do niej wpadniemy, lub czy potrafimy przeciwstawić się zagładzie. Tylko od nas zależy, aby stać się ponownie mocnym, pracowitym narodem, kochającym swoją ojczyznę i dającym jej to, co w nas najlepsze. Jesteśmy narodem Chrobrych i tysiącletniej historii. Nie zapominajmy o tym.

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Nowiczok jest trujący?

 

 
Wczoraj, niemal przez cały dzień, program TVN24 zajmował się - jakby nie było ważniejszych tematów - panem Nawalnym i jego powrotem do Rosji. Uśmiałam się jak norka, bo rzeczywiście sprawa zakrawa na komedię, a nie na dramat, jaki zrobiła z tego amerykańska stacja TVN24 i inne podobne. Wróćmy do początku sprawy. Przed kilkoma miesiącami wszystkie światowe rozgłośnie i dzienniki podawały dramatyczną wiadomość, że opozycjonista rosyjski Nawalny został w Rosji otruty nowiczokiem - trucizną, jaką rząd rosyjski, czyli prezydent Putin, truje swych przeciwników. 

 
Bo jednego, a raczej dwoje już usiłował otruć w Londynie.
Nowiczok to straszna trucizna która szybko zabija i nie ma na nią lekarstwa!!!
Ciekawe. Dwoje osób rzekomo otrutych nowiczokiem w Londynie, szybko wyzdrowiało i czuje się znakomicie, co widać na publikowanych w czasie balangi w prasie zdjęciach. Po jakimś czasie kolej przyszła na pana Nawalnego, który często i głośno pyskował do prasy zagranicznej, bo mu się prezydent Putin i jego rządy nie podobały. Pewnego dnia zachorował, a cała prasa światowa jednym głosem orzekła: -
OTRUTY NOWICZOKIEM!
 
Potem codzienie dowiadywaliśmy, jaki ten biedny Nawalny jest chory, coraz "chorszy" i już bliski śmierci! Przed kopnięciem w kalendarz może go uratować tylko wywiezienie do Niemiec i tamtejsi niezależni lekarze, bo w Rosji wiadomo, wszystko pod kontrolą Putina! Rząd, który został oskarżony o trucie obywateli, powinien zabronić Nawalnemu wyjechać, po cichu dotruć go tym nowiczokiem do końca i po sprawie. Dziennikarze zagraniczni pokrzyczą, pokrzyczą i zapomną. Ale ku memu zdumieniu, władze rosyjskie nie stawiały oporu i pozwoliły Nawalnemu wyjechać do Niemiec, zamiast pozwolić mu skonać w boleściach w Rosji. W Berlinie wzięli się za niego niezależni od Putina lekarze. 
 

 
Stan Nawalnego podobno był bardzo ciężki, prawie beznadziejny i każdego dnia spodziewaliśmy się strasznej wiadomości: że rosyjski bohaterski opozycjonista pożegnał się z tym światem! Przecież cała prasa zachodnia piała przerażona, że nowiczok jest śmiertelny i nikt otruty nie przeżyje! Dziwne, ale Nawalny, podobnie jak tych dwoje z Londynu, jakoś przeżył i miewał się coraz lepiej, tak że w końcu lekko speszona prasa zagraniczna przestała się nim zajmować, bo jakże to, otruty nowiczokiem i żyje? O, nieładnie! Nawalny nie tylko nie umarł, ale po wyjściu ze szpitala, pozostał w Niemczech z żoną, robiąc sobie dłuższe wakacje. Podobno nie chciał wrócić, bo władze rosyjskie zapowiedziały mu wyraźnie, że zostanie aresztowany po powrocie już na samym lotnisku. Więc siedział w Niemczech, wypoczywał i dalej pyskował na rządy Putina, który mu się strasznie nie podoba. 

 
Ale widocznie kasa za artykuły opluwające ojczyznę, prędko się skończyła, bo nagle Nawalny zmienił zdanie i postanowił wrócić do Rosji, jako bohater opozycji. Wzruszające! Jak powiedział, tak zrobił: wsiadł do rosyjskiego samolotu i poleciał do Moskwy. Władze rosyjskie są słowne. Na lotnisku już na niego czekała policja i zabrała chłopa jak swego, zamykając go do kicia. Ale dla dziennikarzy zachodnich była to tragedia i cudowna okazja na odegranie się na Rosji!
Aresztowano Nawalnego! 

 
Wielkie nagłówki w prasie i w telewizji, zupełnie tak, jakby Nawalny nie wiedział, że zostanie zapuszkowany po powrocie, za szkalowanie rządu. Bardzo słusznie, sama bym go zamknęła za robienie z ludzi durniów! Po co udawał otrutego nowiczokiem i oskarżał o otrucie Putina?

 

Polskie władze rozpaczają z powodu tego strasznego pogwałcenia wolności obywatelskiej i swobód demokratycznych, czyli tradycyjnie wieszają na naszym wschodnim sąsiedzie psy, jakby w Polsce policja nie łamała rąk dziewczynie idącej w pochodzie, nie biła osób biorących udział w legalnej manifestacji i nie zamykała ludzi, którym się rządy PiS-u nie podobają. A tak dla przypomnienia, co się dzieje z mordercą Pana Adamowicza, który został zabity na zlecenie? 
 

Widocznie demokracja i wolności obywatelskie mają dwa oblicza - jedno rosyjskie, godne potępienia, a drugie pisowskie, które powinniśmy tolerować i pochwalać. Mam nadzieję, że pan Nawalny przez kilka lat, będzie miał okazję podziwiać uroki Syberii. To mu się przecież należy!

 

czwartek, 7 stycznia 2021

DEMOKRACJA W USA!


 

Jeszcze nigdy nie słyszałam tylu komplementów pod adresem Stanów Zjednoczonych, co wczoraj w relacjach naszych sprawozdawców telewizyjnych. " Wielki, wspaniały kraj! Najpotężniejsze mocarstwo świata! Serce demokracji! "Wzór wolności obywatelskiej" i tak dalej. Istny raj na ziemi.
A wszystko to odnosiło się do obrazów, na których wzburzony tłum Amerykanów, obywateli tego raju, szturmował Kapitol - świątynię swobód obywatelskich USA! Dlaczego? Zakochali się w Trumpie? Biden im się nie podoba?

 
Otóż powód jest o wiele poważniejszy, choć komentatorzy rzadko o nim wspominali. Stany Zjednoczone, najbogatsze państwo świata ubożeje! Niedawno oglądałam film dokumentalny, nakręcony przez niezależną telewizję, pokazujący prawdziwe USA! Nie ten filmowy obraz ze starannym makijażem, opowiadający bajki dla naiwnych, ale prawdziwy - okrutny i ukazujący oblicze prawdziwej Ameryki. Kraju, gdzie jeszcze dziś ludzie bez żadnej pomocy umierają z głodu na ulicach ogromnych metropolii. Kraju, gdzie obywatel nie ma państwowego ubezpieczenia i w razie choroby lub nieszczęścia, bywa zrujnowany. Tysiące Amerykanów umierają, bo nie ma tam powszechnej opieki zdrowotnej. Wizyta u lekarza, lub dentysty, to wydatek setek, a nawet tysięcy dolarów. 

 
Powinniśmy codziennie dziękować Bogu, za nasz FOZ! Miliony Amerykanów nie mają dachu nad głową i mieszkają w starych przyczepach samochodowych, lub pod gołym niebem. Koszt wykształcenia w USA rośnie z roku na rok, a 43 miliony Amerykanów ma problem z czytaniem i pisaniem! Nie do wiary, a jednak to prawda. W ostatnich latach poziom życia Amerykanów ulega deklasacji i pauperyzacji. Poziom życia mierzony wielkością przeznaczonej na spożycie części dochodu narodowego dramatycznie się zmniejszył. Do tego doszła klęska pandemii. Nic nie zapowiada zmiany na lepsze w najbliższej przyszłości. Może być tylko gorzej. 

 
Dlatego prezydent Trump, pomimo swej niezbyt popularnej kadencji, miał poparcie tej uboższej części ludności Stanów. Dlaczego? Bo on obiecywał, że poprawi ich los i coś tam w tym kierunku czynił. Inni nie obiecywali i nie robili nic!
Po przegranych wyborach, Trump kilkakrotnie wspominał, że pragnął zrobić dla uboższych obywateli dużo więcej, ale mu nie pozwolono. Oskarżał Bidena o sfałszowane wybory! Ludzie, którym po przegranej Trumpa odebrano nadzieję na polepszenie bytu zareagowali. Oczywiście, Trump w tych wystąpieniach miał swój interes, bo nie zapominajmy, że sam jest człowiekiem bajecznie bogatym. 
 

Ale trafił na podatny grunt i wywołał zamieszki, jakie poprzednio nie zdarzały się w Stanach Zjednoczonych. Winny jest śmierci osób, które w czasie szturmu na Kapitol zginęły. Po tych wydarzeniach upadł mit o poszanowaniu demokracji i bogactwie rzekomo pierwszego państwa świata. Ale czy tylko Trump jest temu winien, czy może winien jest ustrój, który prezydent USA reprezentuje?

6 stycznia 2021 r. w Waszyngtonie!

 


 

Prezesie Kaczyński, niech pan pouczy swego pupila Dudę, żeby znowu nie gadał głupstw i nie ośmieszał Polski - już i tak dostatecznie skompromitowanej. Atak na Kapitol nie jest wewnętrzną sprawą USA, gdyż nawet rząd polski wzoruje się na amerykańskich kanonach demokracji, co mu raczej poprawnie nie wychodzi. A tak mówiąc miedzy nami, to kraj rządzony przez kilku, czy kilkunastu multimiliarderów, trudno nazwać demokratycznym, biorąc pod uwagę, że greckie słowo demos (lud) i kratos (władza), oznacza władzę ludu. Ameryką rządzi pieniądz, a nie lud. Właśnie wczoraj wkurwiony lud w Waszyngtonie pokazał co potrafi, atakując Kapitol i sprawiając, że szanowni senatorowie musieli pryskać bocznymi drzwiami. 

 
Swoją drogą, najwięcej mnie ubawiło przemówienie Trumpa, który uspokajając wzburzony elektorat, mówił "Idziecie do domów", jednocześnie oznajmiając, że wybory były sfałszowane i on - biedak- jest ofiarą tego oszustwa. Dolał tymi słowami tylko oliwy do ognia! 

 
Zdenerwowany prezydent elekt Biden, nazwał demonstrantów "hołotą, lub motłochem", bo tak można tłumaczyć wypowiedziane przez niego słówko. Atak na Kapitol kosztował żyje kobietę, zastrzeloną przez policjanta i wielu poturbowanych stróży prawa. Wezwano nawet gwardię narodową, co jest ewenementem w USA. 
 

Wprawdzie dziś pod Kapitolem jest spokój, ale nie wykluczone, że inne stolice stanów pójdą za przykładem mieszkańców Waszyngtonu. Jednym słowem, Stany Zjednoczone przekonały się na własnej skórze, że demokracja nie polega na lekceważeniu opinii publicznej. Trump pozornie ustąpił, ale nie zazdroszczę nowemu prezydentowi Bidenowi - będzie miał z nim ciężkie życie, a ma już 78 lat!
Jak to miło, że przynajmniej w naszym kraju jest spokój , wzajemna miłość i świąteczny nastrój, kiedy z Nowym Rokiem życzymy sobie wzajemnie wszystkiego dobrego.
Hm, wszystkiego najgorszego, jak to zwykle bywa u Polaków.

sobota, 2 stycznia 2021

POLAK POTRAFI!

 


 Jeszcze nie miałam tak złego Sylwestra, jak tego ostatniego. Czepiły się mnie wszystkie bóle i postanowiły mnie w tym ostatnim dniu roku udupić! Miałam nadzieję, że w czasie pandemii i umierających w szpitalu chorych na Covid 19, ludzie pójdą po rozum do głowy i wyciszą nastroje. Tym bardziej, że od godz 19 - 6 rano obowiązywał w Sylwestra zakaz przemieszczania się. Oho, mogłam mieć nadzieję, ale chyba w Niemczech, Holandii i kilku innych kulturalnych państwach, gdzie mądre władze zabroniły używania fajerwerków i strzelania. Za to u nas jeszcze nigdy nie robiono tyle hałasu, co tego roku. Już od popołudnia w mieście strzelały rakiety, a potem petardy z hukiem baterii armat. Zwykle nie reaguję za te sylwestrowe hałasy, ale w tym roku po prostu nie mogłam ich znieść. Tym bardziej, że w wieżowcu i sąsiednich blokach, zaczęły wyć psy śmiertelnie wystraszone hałasem. 
 

 
A o północy zrobił się taki ryk, tyle fajerwerków wyleciało w powietrze z balkonów i ze znajdującego się pod wieżowcem parku, że obawiałam się, iż spalą nam chałupę. Wieżowiec podskakiwał, bo waliły petardy i wrzeszczeli pijacy.... na 50 m od siedziby policji! Polacy nie szanują żadnych zakazów, bo niemal do świtu łazili pod oknami pijani sylwestrowicze, olewając zakaz przemieszczania się i wrzeszczeli wdzięcznie sobie a muzom: WYPIERDALAĆ!... jednak nie uściślili kto ma to zrobić. Rozrabiali zupełnie bezkarnie, bo nikt się nimi nie zainteresował i nie wrzepił słonego mandatu! Ze względu na stan zdrowia nie mogłam wznieść o północy toastu, zatykałam uszy, bo szalenie bolała mnie głowa, i leżałam w ciemności życząc sobie nagłej śmierci, bo wydawało mi się, że oślepnę, tak bolały mnie oczy. Ale jakoś przeżyłam tę fatalną noc i następny dzień Nowego Roku, co wcale nie znaczy, że ochłonęłam z wściekłości. Nasz umiłowany rząd PiS-u, zamykając bary, hotele, teatry i kina, nie poszedł śladem mądrych Niemców i nie zakazał używania petard i fajerwerków, choć fajerwerki to już anachronizm, gdyż niektóre państwa, a także miasta posługują się dronami, co jest i piękne i ciche, a nade wszystko bezpieczne. Ale nie będziemy przecież wzorować się na Niemcach.. ( nie będzie Niemiec pluł nam w twarz itd!) 
 


 
Również telewizja zamiast zabawić widzów, dowcipnymi skeczami i kabaretem, postawiła sobie za punkt honoru ogłuszyć nas wrzaskiem pseudo idolów, tych raczej w podeszłym wieku, wyciągając nawet Marylę Rodowicz do Polsatu, a Telewizja Polska nie mogła odmówić sobie występu Zenona Martyniuka, w "Sylwestrze Marzeń" w TVP II Być może marzył się on Kurskiemu, bo ja tego faceta nie oglądam i nie słucham!
Na szczęście Sylwestra i większość świąt mamy już z głowy, do następnego roku, z wyjątkiem "Trzech króli" we środę, którym to świętem PO zupełnie niepotrzebnie obdarzyła naród w 2010 r.
Ciekawa jestem, ile po tych minionych świętach mamy nowych zakażeń i ilu ludzi przeniesie się z tej okazji do wieczności. Ale co tam, grunt, że sobie świętowaliśmy i postrzelaliśmy ma wiwat! Polak potrafi!

MAMY SYLWESTRA 2020 r.!

 

 

 
 
 
Dziś o północy skończy się rok 2020, który przyniósł nam tyle smutku i złych wiadomości, łącznie z wygraną pana Dudy w wyborach prezydenckich. Nareszcie ten fatalny rok się skończy! Dlatego w tym Nowym Roku 2021, pragnę życzyć wszystkim moim Przyjaciołom na Facebooku i w internecie, aby pandemia odeszła w końcu w zapomnienie i już nikt nie musiał co raz myć rąk, chyba, że lubi, zakładać maseczkę, chyba, że karnawałową i stronić od znajomych, chyba tych nielubianych! Życzę Wam, kochani Przyjaciele, zdrowia, życzę Wam - i sobie, aby nasz umiłowany rząd obsypał nas pieniędzmi i różnymi dobrodziejstwami, po których poczujemy się jak w raju.
 

 
 
A teraz już poważnie. Pragnę z całego serca, aby rok 2021 nie był okresem strachu, śmierci i żałoby, lecz nadziei, radości z naszych dokonań i sukcesów medycyny, pokonującej raz na zawsze śmiertelnego wirusa. Zamknięci w naszych domach, wznieśmy o północy kieliszek na cześć radości życia, a ludziom leżącym w szpitalach, chorym na covid 19, życzę prędkiego powrotu do zdrowia.
Niech żyje życie, niech żyje nadzieja. Niech żyje Nowy Rok 2021!