22.01.2015
r.
Już
w czasie II wojny światowej, premier Anglii Winston Churchill, u
którego emigracyjny rząd polski siedział na garnuszku, łamał
ręce i narzekał, że Polacy na polityce się nie znają,
popełniając błąd za błędem. Miał słuszność. Żaden Polak
nigdy Metternichem, ani Talleyrandem nie został i nie zostanie! Już
w 1939 roku popełniliśmy straszny w skutkach błąd polityczny.
Mieliśmy do wyboru tylko dwie drogi; albo sojusz ze Związkiem
Radzieckim, albo z Niemcami. Rząd polski wybrał trzecią drogę,
której nie było – klęskę! Ten sam błąd popełniliśmy w 1944
r. dopuszczając do wybuchu Powstania Warszawskiego. Stalin patrzył
z rozrzewnieniem, jak Niemcy wyrzynają nas na nasze własne życzenie
i zacierał ręce. Oszczędziliśmy mu wiele pracy przy wywózce
najlepszej polskiej inteligencji, która poległa w powstaniu. Bo
nigdy jeszcze w naszej historii nie mieliśmy, nie mamy i mieć nie
będziemy, tak wspaniałej patriotycznej młodzieży, jaka walczyła
i ginęła bez sensu w powstaniu. Składało się na ten patriotyzm
wiele przyczyn, o jakich teraz pisać nie będę, bo to temat na
sierpniowe wieczory.
Przejdę
do czasów obecnych, nie różniących się wiele od tych
dawniejszych. Oto pan minister spraw zagranicznych Schetyna, oznajmił
zdumionemu światu, że obóz koncentracyjny Auschwitz wyzwolili
Ukraińcy z Frontu Ukraińskiego! Naturalnie, Rosja oburzyła się na
to przekłamywanie historii, wytykając panu ministrowi, że za
krótko chodził do szkoły. Przysłuchując się temu co mówił, z
przykrością przyznają dyplomatom rosyjskim rację. Pan Schetyna
nigdy chyba nie służył w wojsku i nie wie, że nazwy frontów
związane były z kierunkiem natarcia. To rozumiem dobrze nawet ja,
nie żaden minister, ani polityk, tylko skromna córka oficera. Tak
więc Front Ukraiński, który posłużył panu ministrowi wysnuć
fantastyczną teorię o wyzwoleniu Auschwitz przez Ukraińców, był
wyłącznie nazwą kierunku natarcia, a nie narodowości żołnierzy,
którzy w tej armii walczyli. Był także Frant Białoruski i inne
podobne. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby ktokolwiek kwestionował
oczywisty fakt wyzwolenia obozu przez żołnierzy radzieckich.
Obojętnie, czy byli to Rosjanie, Kazachowie, Polacy, lub Ukraińcy
tak bardzo ukochani przez pana ministra, to wszyscy oni byli
żołnierzami Związku Radzieckiego. Toczka!
Żeby
się poprawić, pan minister oznajmił, że w wojsku służyło wiele
narodowości, nie tylko Rosjan. Zgoda. Jednak kiedy w naszej armii
służy, powiedzmy, trzech czarnoskórych Afrykanów, to przez to
samo armia nie przestaje być polska. Klituś bajtluś i całkowita
kompromitacja naszej polityki zagranicznej. Zaraz potem popełniliśmy
następny poważny błąd. Rozchodziło się o to, że nie
zaprosiliśmy do Auschwitz prezydenta Rosji Putina. Pan minister i
pan prezydent Komorowski, którego lubię, dopóki mówi mądrze,
obaj minęli się z prawdą.
Osobiście
i na własne oczy oglądałam audycję w TVP, gdzie głośno
rozważano, czy zaprosić prezydenta Rosji, czy nie. Przypominano
obecność Putina w Normandii, gdzie przybył na prośbę prezydenta
Francji, i nie ukrywano, że nasze władze nie chcą go tutaj. W
końcu jakiś mądrala orzekł ze śmiechem, że najlepiej będzie
nie rozsyłać zaproszeń i koniec. Bo nie trudno było przewidzieć,
że prezydent Rosji jest człowiekiem na tyle dobrze wychowanym, iż
bez zaproszenia nie będzie się pchał tam, gdzie go nie kochają.
Więc celowo nie wysyłano tych zaproszeń, chociaż wątpię czy nie
zaproszono oficjalnie głów koronowanych, jakie mają tę
uroczystość zaszczycić. Dyrektorowi z Muzeum Auschwitz polecono
skłamać, że nikt żadnego zaproszenia nie dostał, bo takie było
założenie. A to nieprawda! Pominięcie zaproszenia prezydenta Rosji
było celowe i w bardzo złym guście. Dobry dyplomata wysłałby
uprzejme zaproszenie wiedząc, że prezydent Putin go nie przyjmie.
No ale Polacy dobrymi dyplomatami nigdy nie byli.
Polska
od wielu miesięcy zachowuje się jak piesek york, który uparł się
ugryźć w d....pę słonia. Taki jest mniej więcej stosunek
wielkości Polski do Rosji. Gdybyśmy mieli odrobinę więcej rozumu,
postąpilibyśmy jak Czechy, które już dawno zaprosiły Putina na
obchody w Teresinie. Albo jak Węgry, sprzeciwiające się coraz to
nowym sankcjom nakładanym na Rosję. I jedni i drudzy na tym
zyskają, podczas gdy nasi przedsiębiorcy dalej liczyć będą
miliardowe straty! Ale Czechy i Węgry mają mądrych polityków,
dbałych o interesy swoich narodów, którym nie zależy na
Ukrainie, oraz mają w „dużym poważaniu” nakazy Unii i NATO,
prowadząc swoją politykę.
Polska
polityka zagraniczna, opiera się na dawnych planach Marszałka
Piłsudskiego, który z Ukrainy chciał zrobić państwo buforowe,
oddzielające nas od Rosji. Ale Marszałek żył w latach
trzydziestych, kiedy Rosja była państwem komunistycznym. Gdyby
danym mu było dożyć lat czterdziestych ubiegłego wieku, i widzieć
straszliwe zbrodnie popełnione na Polakach, na Wołyniu, Podolu, we
Wschodniej Galicji, Lubelskim i Zamojskim, z pewnością zmieniłby
swój plan, bo na dłuższą metę nie ma on sensu.
Po
pierwsze, Ukraina jest większa od Polski!!! Jeżeli się wzmocni
gospodarczo, a przede wszystkim militarnie, to natychmiast stanie się
dla nas zagrożeniem. Tylko naiwny głupiec da wiarę w zapewnienia o
ukraińskiej przyjaźni, kiedy to w sierpniu ub. r. prezydent Ukrainy
Poroszenko oświadczył cynicznie, że cytuję: „Pod tą
żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są
kolory naszej wolności i niezawisłości.” Wystarczy? Niedawno na
Ukrainie nakręcono film przedstawiający AK jako bandę zbirów i
morderców. W radiu niemieckim kilkakrotnie słyszałam, że Lwów
rządzony jest przez ukraińskich nacjonalistów, zwolenników
Bandery! Ale my dalej ich kochamy, pchamy w nich pieniądze i pomoc
wojskową, ponieważ nie jesteśmy niezależni, lecz wykonujemy
polecenia Unii, NATO i panów zza oceanu. Pani premier Kopacz
zadeklarowała już 100 milionów euro dla Ukrainy, oraz pomoc
wojskową, podczas gdy nasz dług narodowy rośnie zatrważająco z
każdą sekundą i może nadejść czas, kiedy nie będziemy już
mieli własnego państwa, bo zostanie sprzedane za długi, albo
dojdzie do sytuacji podobnej jak w Grecji.
Policzmy
tylko ilu naszych emerytów i rencistów ma emerytury i renty,
poniżej średniej krajowej i żyją na granicy ubóstwa. Ile dzieci
potrzebuje drogich leków, które są dla nich niedostępne. Służba
zdrowia jest śmiertelnie chora, a my razem z nią. Ludzie nie mają
mieszkań i pracy, miliony młodzieży już wyjechało za granicę i
tam zamierza pozostać, a pani premier hojną rączką rzuca miliony
dla obcych, kiedy w kraju brakuje pieniędzy na wiele przedsięwzięć.
W
tym momencie przechodzę do meritum sprawy i postaram się uzasadnić
tytuł moich rozważań. Pan prezes Kaczyński ma dwie Dudy. Jedna
Duda postanowiła robić za prezydenta, druga Duda robi za związki
zawodowe, wywołując strajki i niepokoje społeczne, bo komuś się
bardzo śpieszy do władzy. I tu jest właśnie coś, co mnie od lat
zdumiewa, po prostu tego nie rozumiem, choć taka głupia to ja chyba
nie jestem.
Kiedy
w kraju dochodzi do strajków, powiedzmy służby zdrowia, górników,
kolejarzy, czy innych grup społecznych, którym źle się dzieje,
natychmiast maszerują pochody pod powiewającymi dumnie sztandarami
z napisem ”Solidarność”. Związki zawodowe bronią praw
robotników. Przepięknie! Ale ja nie żyję od wczoraj, lecz od
wielu lat i doskonale pamiętam czasy, kiedy ta „Solidarność”
powstawała. Z pewnością nie w Polsce, bo na to jesteśmy za mało
chytrzy, ale gdzieś bardzo daleko, może w Rzymie, a może jeszcze
dalej. Mniejsza z tym, Polacy jeszcze wierzą, że było inaczej, bo
Lechu skakał przez płot i tak dalej.... niech im będzie.
Ale
ja pamiętam czasy, kiedy nasze stocznie były jednymi z pierwszych
na świecie. Zatrudniały dziesiątki tysięcy dobrze zarabiających
ludzi. Budowały tysiące wielkich oceanicznych statków, pływających
po wszystkich morzach i oceanach. Mieliśmy potężną flotę rybacką
i tysiące wyszkolonych marynarzy. Rodziny marynarzy miały porządne
mieszkania lub własne domy, luksusowe ciuchy, dolary w bankach i
dobrą opiekę państwa. Potem przyszedł KOR i „Solidarność”,
upominając się o prawa tak okrutnie gnębionych robotników
stoczniowych. Powstały nowe, niezależne samorządne związki
zawodowe.
A
czego dokonały? Stocznie upadły, rybacy ledwo zipią, a nasi
wspaniali chłopcy pływają na starych, wysłużonych trumnach,
tonących za lada wiaterkiem. Niedawno zatonęło kilku polskich
marynarzy razem ze swoim kapitanem, płynąc na greckim gruchocie, bo
własnych statków już nie mamy!
Górnicy
w PRL-u byli pieszczochami władzy ludowej. Kopalnie prosperowały,
górnicy zarabiali, ich żony nosiły złotą biżuterię, futra,
miały nowoczesne telewizory i dobre żarcie. Żyć nie umierać. Ale
przyszła „Solidarność”oraz KOR, upomnieć się o prawa
górników, żeby im się żyło lepiej i dostatniej. W czerwcu 1989
roku „Solidarność” wygrała wybory, skończył się „komunizm”
a do Polski zawitał kapitalizm. I co mamy? Kopalnie jedna po drugiej
plajtują i zostają sprzedane za grosze obcemu kapitałowi. Powstają
gigantyczne koncerny, kompanie, spółki, pochłaniające rocznie
setki miliardów złotych. Nie można porównać pensji prezesa
takiej spółki, ze średnim zarobkiem górnika dołowego. Podobnie
rozsprzedano wielki przemysł. I tak nasze huty mają dziś Hindusi,
a w łódzkich fabrykach, zamiast tysięcy miejsc pracy, urządzono
luksusowe apartamenty dla bogaczy. Reszta miasta jest w opłakanym
stanie, biedna i brudna. Działacze „Solidarności” stali się
ludźmi bardzo zamożnymi, zakładając przedsiębiorstwa i wchodząc
do Sejmu, Senatu i rządu. Mieszkają w pałacach i pięknych
willach, posiadają majątki ziemskie. Tymczasem robotnicy, których
ta „Solidarność” nadal bohatersko broni, są w bezwzględny
sposób wyzyskiwani, oszukiwani przez pracodawców, nie otrzymują
wynagrodzeń i są na tak zwanych „śmieciowych umowach”, które
nie gwarantują im ani praw pracowniczych, ani emerytury. Pozwalają
ich wykorzystywać pod groźbą wyrzucenia na bruk. Bezdomni ludzie
umierają na ulicy, bo nikt się o nich nie troszczy. Tymczasem
pensja przewodniczącego związku broniącego praw skrzywdzonych
robotników, porównywalna jest do zarobków prezesa koncernu.
Można
jeszcze wymieniać tysiące spraw i problemów, jakie narastały w
ciągu tych 25 lat rządów prawicy. Sprzedaż polskich banków
doprowadziła do tego, że kasa państwa jest w obcej kieszeni. A
wiadomo, kto ma kasę, ten ma władzę! Zniszczono polski handel,
zastępując nasze sklepy potężnymi obcymi megasamami, nie
płacącymi państwu podatków. Ich miliardowe zyski zasilają
budżety innego narodu.
Więc
ja się pytam, jak to możliwe, że krzywdzeni robotnicy, strajkują
i maszerują dzisiaj pod sztandarami „Solidarności”, która
doprowadziła do tego, co mamy? Może mi to ktoś wyjaśni, bo ja nie
pojmuję tych ludzi. Czy doprawdy Polacy niczego już nie rozumieją
i wszyscy mamy po równi kuku na muniu?
Ja
sama byłam członkiem „Solidarności” i w stanie wojennym z dumą
nosiłam odznakę. Ale nie tego myśmy chcieli, nie tego, co mamy.
Anglicy mają takie powiedzenie: - „Rabbit is guilty, he
counterfeited” - Królik jest winien, on zaczął!”
Warto
się może zastanowić, kto jest winien i kto zaczął!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz