13 marca 2017
Zanim zacznę po przerwie ponownie publikować kolejne rozdziały "SEKRETÓW RODZINNYCH" pozwólcie mili czytelnicy, że podzielę się z Wami kilkoma uwagami.
Ostatnio przeczytałam kilka naprawdę świetnych książek i jeden mądry artykuł. Książki miały tematykę wojenną i polityczną, która mnie bardzo interesuje. Artykuł pana prof. Bronisława Łagowskiego, dotyczył istnej furii rusofobii, jaka od jakiegoś czasu ogarnęła nasz kraj, podobno miłując chrześcijański pokój. W telewizji, radio, gazetach, w emitowanych filmach i spektaklach, a nawet w kiepskich i trywialnych
obecnie
kabaretach, w których z niewybrednych żartów śmieją się prostacy, wszędzie „opluwa i opryszcza” się Rosję
i jej prezydenta. Podobno tak nienawidzimy Rosji, że gdyby jej nie było, Polacy sami by ją wymyślili, żeby móc ją nienawidzieć.
Na pewnym spektaklu kabaretowym, obrażano jawnie
już nie tylko Putina, ale cały naród rosyjski, co moim zdaniem,
powinno być zabronione, bo przecież naród nie może odpowiadać za
swoich polityków. W TVP podano, ze jakiś
wyższy oficer z MON szpiegował – naturalnie na rzecz Rosji. Jakby
szpiegował na rzecz Ameryki byłby bohaterem, jak Kukliński.
Ostatnio przeczytałam kilka naprawdę świetnych książek i jeden mądry artykuł. Książki miały tematykę wojenną i polityczną, która mnie bardzo interesuje. Artykuł pana prof. Bronisława Łagowskiego, dotyczył istnej furii rusofobii, jaka od jakiegoś czasu ogarnęła nasz kraj, podobno miłując chrześcijański pokój. W telewizji, radio, gazetach, w emitowanych filmach i spektaklach, a nawet w kiepskich i trywialnych
![]() |
Moskwa, Cerkiew wybudowana przez Iwana Groźnego w XVI wieku. |
Wyobrażam
sobie, jak zareagowałaby polska opinia publiczna, gdyby w Rosji
obrażono w ten sam sposób Polskę. Jednak w tamtym państwie
politycy, są lepiej wychowani i zachowują powściągliwy umiar. Rosja nadal jest mocarstwem i nie zwraca uwagi na polskie złośliwości. Przypomina mi to trochę muchę, która usiłuje ugryźć słonia i dziwi się, że słoń nie reaguje.
A ja, choćby rodacy obrzucili mnie wyzwiskami, jako zdeklarowaną rusofilkę, nie powiem o Rosji złego słowa. Dlaczego? Ponieważ tak się złożyło, iż od kilku pokoleń moja rodzina, a potem ja osobiście, wiele Rosjanom zawdzięczamy.
A ja, choćby rodacy obrzucili mnie wyzwiskami, jako zdeklarowaną rusofilkę, nie powiem o Rosji złego słowa. Dlaczego? Ponieważ tak się złożyło, iż od kilku pokoleń moja rodzina, a potem ja osobiście, wiele Rosjanom zawdzięczamy.
![]() |
Mój pradziad Władysław "Laszlo", ten starszy pan z białą brodą, powstaniec styczniowy. |
Tak się też stało i pradziad ocalał. Nigdy się nie dowiedział, kim był jego wybawca, prawdziwy Rosjanin, nie żaden Polak służący w armii rosyjskiej. Ten nieznany człowiek, ratując pradziada, uratował trzy pokolenia naszej rodziny. Gdyby pradziad zginął, nie urodziłby się mój dziadek Tadeusz,mój Ojciec, ani ja!
![]() |
Żołnierze polscy prowadzeni do niewoli radzieckiej. |
- Pilnujcie się, jak rozmawiacie w baraku, bo macie tam szpicla. Przyszedł do mnie i powiedział, że jesteście oficerem i się ukrywacie.
Ojciec
zbladł i spytał, kto jest tym szpiegiem? Okazało się, że jest
nim żołnierz niepolskiego pochodzenia. Nie chcę żeby mnie
oskarżono o antys..... NKWD-owiec nie zrobił użytku z donosu. Dzięki temu mój Ojciec nie znalazł się wraz z wieloma innymi oficerami w Katyniu!
Rok
1944. Nadchodzi ofensywa radziecka. Mój Ojciec będąc żołnierzem
AK, bardzo często przewoził ważne dokumenty i rozkazy, ponieważ w
czasie okupacji ukrywał się po ucieczce z Oflagu i pracował na kolei. Mundur kolejarza ułatwiał mu
poruszanie się po Generalnej Guberni. Wraz ze zbliżającą się
Armią Czerwoną, dochodziły słuchy o aresztowaniu przez NKWD
oficerów i żołnierzy AK, którzy się ujawnili. Ojciec otrzymał
od swego dowódcy, rozkaz ostrzeżenia dowódcy AK w Tarnobrzegu,
aby się nie ujawniali się przed Rosjanami. Ojciec wziął rower i
pojechał.
W
pobliżu Tarnobrzega, dostrzegł w szczerym polu nawalonego „łazika”
wojskowego. Oficer radziecki zaczepił Ojca i poprosił o pożyczenie
na godzinę roweru. Co było robić? Ojciec oddał rower i postawił
na nim krzyżyk, pewny, że już więcej go nie zobaczy. Dalej
poszedł piechotą. W napotkanej po drodze wsi, rządził oddział
partyzantów z BCH. (Bataliony Chłopskie) Nie wiadomo dlaczego,
Ojciec im się nie spodobał i niewiele myśląc, oskarżyli go o
szpiegostwo i postawili pod ścianą!
![]() |
Opaska noszona przez partyzantów Batalionów Chłopskich. |
Ojciec tłumaczył, że idzie do Tarnobrzegu do rodziny, bo nie mógł przecież powiedzieć z czym idzie i do kogo. Ale partyzanci nie uwierzyli i gotowali się do wysłania Ojca do Bozi. Dosłownie w ostatniej chwili przed rozstrzelaniem, jak Deus ex machina, pojawił się radziecki oficer, któremu Ojciec pożyczył rower! Ujrzawszy co się dzieje, sklął partyzantów jak święty Michał diabła, soczyście po rusku i polecił natychmiast Ojca puścić mówiąc, że zna tego człowieka. Oddał Ojcu rower i jeszcze podziękował.
Tym
sposobem, Ojciec cały i zdrowy dotarł do Tarnobrzegu i doręczył
dowódcy AK ostrzeżenie. Rosjanin, nie wiedząc o tym, uratował nie
tylko Ojca, ale wielu żołnierzy AK z Tarnobrzegu, którzy gotowi
byli się ujawnić.
Rok 1945. Mama i ja wędrujemy na Zachód do nieznanego Bunzlau. Podróż jest koszmarna, opisałam ją we wspomnieniach „Oczami dziecka” Na dworcu w Katowicach tłok jest tak potworny, że nie możemy nawet marzyć, by się dostać do pociągu. Stoimy na peronie popychane i patrzymy z rozpaczą na szturm pasażerów do wagonów. Lokomotywa stoi pod parą, a na peron wychodzi dyżurny z lizakiem. To koniec, nie pojedziemy! I znowu, w ostatnim momencie, otwierają się drzwi wagonu wojskowego i radziecki oficer zaprasza nas do środka. On i jego żona opiekowali się nami przez całą okropną drogę aż do Bolesławca! Tylko ich pomocy zawdzięczamy, że dotarłyśmy tutaj żywe.
Na
oddziale chirurgicznym pracowała wówczas Rosjanka, pani dr.
Różyńska. Śliczna kobieta i znakomity lekarz. Ona i jej mąż,
również lekarz, byli znani i lubiani w mieście. Pan doktor hodował
krowę i chętnie opowiadał pacjentom „ o mojej Maszy”! - Tak
miała na imię krowa, nie żona!
Niespodziewanie
znowu zachorowałam. Pojawiła się bardzo wysoka gorączka, wymioty
i silne bóle brzucha. Majaczyłam i byłam bliska śmierci. W
wezwanej karetce przyjechała dr Różyńska.
- Natychmiast do szpitala! - zawołała.- Tylko „aparacja, aparacja”, bo dziecko umrze!
- Natychmiast do szpitala! - zawołała.- Tylko „aparacja, aparacja”, bo dziecko umrze!
Doktor Jewsiejenko sprzeciwił się tej diagnozie uważając, że można jeszcze z operacją poczekać. Ale pani doktor niemal rzuciła sie na niego z pięściami i stoczyła z nim prawdziwą bitwę, którą wygrała, a ja znalazłam się na stole operacyjnym. Zabieg, który dr. Jewsiejenko określił jako manikiur, trwał ponad 6 godzin! W trakcie operacji dano mi narkozę, a rodzice byli przekonani, że żywa z sali operacyjnej nie wyjdę. Okazało się, że było to zapalenie otrzewnej i pęknięty wyrostek. Pani doktor powiedziała rodzicom, że miałam jeszcze dokładnie trzy godziny życia.
Na operacji się nie skończyło, mój stan był tak krytyczny, że trzeba było podać penicylinę, którą dopiero zaczęto stosować w polskich szpitalach. Biedna Mama sprzedała piękny pierścionek, aby na czarnym rynku kupić dla mnie zastrzyki penicyliny. Leżałam w szpitalu pół roku, miałam jeszcze cztery operacje, a przez dwa lata byłam niemal unieruchomiona.
Nigdy
nie zapomnę, że zawdzięczam życie tej wspaniałej lekarce i
najlepszemu człowiekowi. Opiekowała się mną, jak kimś
najbliższym, czuwając przy moim łóżku nawet w nocy. Dzięki niej mam przyjemność opisywać te wspomnienia dla moich czytelników.
Przyznacie
sami, mili czytelnicy, że moja rodzina i ja mamy powody do
wdzięczności względem Rosjan. Niech mi nikt nie mówi, że nie ma wśród nich
dobrych ludzi, bo to
nieprawda. W każdym narodzie znajdzie się zawsze wspaniała społeczność, gotowa przyjść
obcemu człowiekowi z pomocą.
I tym optymistycznym akcentem kończę moje wspomnienia.
I tym optymistycznym akcentem kończę moje wspomnienia.