piątek, 28 czerwca 2013

Komentarz do filmu "Nasze matki, nasi ojcowie"

19.06. Od 17.06. przez trzy kolejne dni, oglądałam wieczorem w TV na programie I, niemiecki serial wojenny: „Nasze matki, nasi ojcowie” - który wywołał  najpierw w Niemczech, a następnie w Polsce mnóstwo komentarzy. Serial zrobiony jest nieźle, choć reżyser nie ustrzegł się od wielu błędów. Widocznie miał kiepskiego konsultanta wojennego.  Jestem córką oficera i sama spostrzegłam kilka znaczących potknięć. Po pierwsze, w wojsku niemieckim panował pruski dryl i było rzeczą absolutnie niemożliwą, żeby żołnierz czy oficer, salutowali dowódcy nie mając na głowie czapki. Honory oddawało się, mając na czapkę wojskową lub hełm. Do gołej głowy salutują  żołnierze amerykańscy. Drugi, wprost śmieszny błąd, zauważyłam w trzeciej części serialu, przy scenie egzekucji Polaków na szubienicy.  Skazańców wieszano, nie związawszy im poprzednio rąk! To było ewidentne niedopatrzenie konsultanta, ponieważ wieszany człowiek z pewnością chwyciłby za sznur i nie dopuścił do uduszenia! Ale nie o tym chciałam pisać.
Ogarnęła mnie prawdziwa furia, kiedy w serialu akcja filmu przeniosła się rzekomo do Polski. Oddział partyzancki przedstawiony został w tak negatywnym świetle, że w każdym Polaku pamiętającym czasy wojny, budził oburzenie i po prostu wściekłość. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że przedstawiono polską partyzantkę, wszyscy aktorzy nosili na ramieniu opaskę z napisem AK! Co za idiotyzm!  Jedynie w Powstaniu Warszawskim, powstańcy nosili opaski, żeby się odróżnić od Niemców, gdyż ubrani byli w niemieckie mundury i hełmy. W serialu, dowódca tych pseudo-partyzantów, wąsaty i brodaty oprych, miał fizjonomię – wypisz, wymaluj – Feliksa Dzierżyńskiego, a jego oddział do złudzenia przypominał bandy UPA w polskim filmie:”Łuny w Bieszczadach”. AK-owcy kryli się po jakichś ziemiankach, przed dzielnymi żołnierzami Wermachtu i polską ludnością wiejską, wyraźnie niechętną partyzantom. Tak wynikało z tego filmu. Naturalnie wszyscy ci polscy partyzanci, mówiący po polsku z niemieckim akcentem, byli zagorzałymi antysemitami, bezdusznymi draniami, których wcale nie wzruszał żałosny los niemieckiego Żyda. Chłopi polscy także Żydów nie znosili, bo zaraz spieszyli do żandarmerii z donosem. Awersja  partyzantów do Żydów była tak zaciekła, że nawet odbiwszy pociąg z więźniami, ubranymi w nowiutkie oświęcimskie pasiaki, (!) ciągle tchórzliwie wysługując się tym biednym niemieckim Żydem, nie zamierzali wcale wypuścić więźniów z wagonów, bo jak twierdzili, pewnie byli to sami parszywi Żydzi! Oczywiście los ich za to ukarał, bo żołnierze Wermachtu bardzo kochający Żydów, dali AK-owcom  w kość, a niemiecki Żyd przeżył wojnę i wrócił do ukochanego Berlina, w ramiona niemieckich przyjaciół!  Happy end i koniec filmu!
 Taki obraz polskiego ruchu oporu przedstawił reżyser serialu, a film sprzedano do wielu krajów! Po emisji serialu zaproszeni goście, między innymi, były ambasador Izraela i niemiecki historyk, wykładający na angielskich uniwersytetach, dyskutowali nad zagadnieniem, co chciał nam przekazać twórca tego serialu, ukazując w ten negatywny sposób Polaków? Do dyskusji zaproszono również byłego oficera AK, starszego pana, wyraźnie zdenerwowanego i oburzonego serialem, który cieszył się w Niemczech ogromnym powodzeniem. Nie wątpię! Przynajmniej w filmie mieli na kogo zwalić winę za zbrodnie, popełnione przez hitlerowskie Niemcy.  Nie żadnych nazistów, o których świat nigdy nie słyszał, tylko hitlerowców! Dyskusja absolutnie mi się nie podobała, bo odniosłam wrażenie, że usiłowaliśmy się bronić, zamiast atakować. Brakowało mi kogoś, kto rąbnąłby pięścią w stół i zażądał opatrzenia serialu odpowiednim komentarzem,     przedstawiającym polski ruch oporu we właściwym świetle, a także ukazałby jasno, kto de facto dopuścił się eksterminacji ludzi pochodzenia żydowskiego i milionów Polaków, bo o tym ten film nie wspomina ani słowem. W serialu nie powiedziano także o niemieckich obozach koncentracyjnych i eksterminacji Żydów w Niemczech jeszcze przed wojną.                                        W 1941 roku, Niemka nie mogła być kochanką Żyda, bo czekał ją za to obóz koncentracyjny lub powieszenie. Żaden oficer SS nie załatwiałby Żydowi dla kochanki, lewych dokumentów, bo  groził mu sąd wojenny i śmierć! Poza tym SS-mani byli  fanatycznymi zwolennikami tak zwanej czystości rasy i z pewnością nie wiązaliby się z dziewczyną Żyda! Dobrze przedstawiono sceny zbrodni Wermachtu, defetyzm oficerów i żołnierzy pod koniec wojny. Natomiast bardzo krzywdząco i niemal pogardliwie ukazano Rosjan, czyniąc z nich niemal dzikusów, prawdziwych podludzi. A przecież już król pruski  Fryderyk Wielki, podziwiał odwagę i bojowość żołnierza rosyjskiego mówiąc, iż są tak twardzi, że  nie wystarczy ich zabić, lecz  trzeba  jeszcze popchnąć, żeby się przewrócili!

            Reasumując, cały serial wywarł na mnie bardzo niekorzystne wrażenie. Jestem dzieckiem wojny i zbyt dobrze pamiętam, jacy Niemcy byli naprawdę, i co się wówczas w Polsce działo. Nie wolno zapominać, że Polakom również groziła eksterminacja. Według obrazowego porzekadła czeskiego, Żydzi byli ogoleni, a  Polacy już namydleni! Cała moja rodzina bliższa i dalsza należała do Armii Krajowej. Doskonale pamiętam te prześliczne i dzielne panny, tak pozytywnie różniące się wyglądem od dzisiejszych „babochłopów”, i wspaniałych chłopców, zawsze roześmianych, pełnych humoru, a jednocześnie zdyscyplinowanych, bo było to przecież regularne podziemne Wojsko Polskie.                                                                                                                                                Nie jestem pewna, czy wyemitowanie tego serialu  w TV, nie minęło się z zamierzeniem kierownictwa Telewizji Polskiej, ponieważ niektóre komentarze były wręcz głupie. Na przykład: „ ludzie są różni, dobrzy i źli”. Dotyczyło to ukazania w serialu polskich partyzantów, a także samych Niemców. Z pewnością pisał to ktoś urodzony wiele lat po wojnie. Nie wiedział, że Niemcy nie byli wtedy ludźmi, lecz  aż „nadludźmi” i rasą panów, a my jedynie podludźmi”, bydłem roboczym przeznaczonym do rozwałki!  Cały świat wie o holokauście, ale o zbrodniach popełnionych na Polakach, i o naszej walce z hitlerowskim okupantem, inne narody Europy i świat, wiedzą bardzo mało!                                                                                                                                       Dlaczego, do licha, zamiast kręcić udziwnione seriale pseudo-wojenne, jak dajmy na to „Czas honoru”, w którym reżyser nie ma zielonego pojęcia, jak naprawdę wyglądała okupacja, wojenna Warszawa i ludzie w niej żyjący, nikt nie sfilmuje ponownie zamachu na kata Warszawy i całej Europy, generała SS Kutscherę! Był ongiś  film pt:”Zamach”, ale kręcony w czasach, kiedy się raczej nie wspominało o bohaterskich akcjach AK i Szarych Szeregów, nie mógł przedstawić  prawdziwie i rzetelnie, dziejów znakomicie zaplanowanej i wykonanej akcji zbrojnej polskiego podziemia. Ci młodzi wówczas chłopcy i dziewczęta z AK, są prawdziwymi bohaterami, o których rzadko się wspomina, a nie wydumanymi bojowcami, walczącymi w Warszawie, czasie niemieckiej okupacji, z rosyjskimi komunistami! Ech, głupota i niewiedza współczesnych filmowców nie ma granic. Denerwuje mnie również niekompetencja współczesnych kostiumologów. Właśnie w tym „Czasie honoru” (humoru?) kostiumolog ubiera bohaterów filmu w skórzane kurtki, nie zdając sobie sprawy, że w czasie okupacji Polakom nie wolno było nosić skórzanej odzieży, bo każde futro czy kurtka, musiały być oddane Niemcom i szły na wschodni front. Okupant zdarłby z Polaka kurtkę skórzaną  razem ze skórą! Po drugie, dziewczęta nigdy nie ubierały spodni! Zaczęły je nosić dopiero w czasie walk w powstaniu. Żadna kobieta nie ubrałaby spodni na ulicę, bo to nie wypadało, a po drugie spodnie ujawniają wady nóg! Był to strój wyłącznie sportowy. W latach czterdziestych kobiety czesały się bardzo twarzowo, kręcąc na noc włosy na papierowe papiloty. Nikt przy zdrowych zmysłach nie rozpuściłby sobie włosów na „mamonę”. Miałam w dzieciństwie lalkę z takimi prostymi kłakami i nazwałam ją pogardliwie mamona, stąd ta nazwa. Taka fryzura zaciera rysy twarzy i nawet najładniejsza kobieta wygląda w niej nieciekawie i niechlujnie.
Pamiętam, jacy wspaniali kostiumolodzy pracowali w filmach i serialach kręconych w PRL. W „Królowej Bonie” każdy kostium był dziełem sztuki, dokładnie skopiowanym z XVI- wiecznych  portretów. W filmie wojennym „Godzina W”, tak właśnie ubierali się chłopcy i dziewczęta w czasie okupacji. Płaszcze popelinowe lub wełniane, ( aby w razie czego mieć gdzie ukryć broń) krótkie spodnie tzw. pumpy i czapki lub kapelusze z dość szerokim rondem. Chłopcy często nosili dla fasonu            wysokie  oficerskie buty. Kobiety zawsze miały pięknie ułożone loki i kapelusze o męskim modelu. Nosiło się  także kolorowe turbany fantazyjnie wiązane. Ubrane były w barwne szerokie sukienki lub spódniczki plisowane i bluzeczki, a na nogach  pantofelki na wysokim korku lub drewniaczki, bo skóry nie było. Modne były także kostiumy angielskie z szerokimi ramionami, a przed wojną i po wojnie ubierało się jeszcze na szyję lisa, nawet do jedwabnych sukien! W lecie panie nosiły  pończochy, bo nie uchodziło wyjść na ulicę z gołymi nogami. Byłam w tym czasie dzieckiem, lecz doskonale pamiętam te stroje,  mam je na fotografiach. Ale współczesnym kostiumologom nie chce się zajrzeć do starych albumów.    

piątek, 21 czerwca 2013

Upały

17.06 Połowa czerwca jest dla mnie naprawdę fatalna. Po ulewach przyszły tropikalne upały, a temperatura sięga +34 stopnie. Nie znoszę gorąca, bo nie wrodziłam się w Ojca, który był z natury salamandrą i kochał upały. W moim wieku trzeba na siebie uważać, a wysokie temperatury są dla starszych i niezdrowych ludzi bardzo szkodliwe. Ciągle jestem senna i wcale nie chce mi się pisać.    

Pogoda

7.06. Ponieważ nie posiadam jeszcze internetu, treść do blogu  piszę w domu na pendrivie. Dziś w Bibliotece Miejskiej nasz ceniony informatyk, kochany Pan Kazimierz wprowadził do mego blogu treść, bo ja tego jeszcze nie potrafię. Kiedy stanę się posiadaczką nowoczesnego komputera,  ( mam nadzieję, że wkrótce) zacznę pisać wszystko bezpośrednio na komputerze.  Od wielu dni pada i już są złowieszcze komunikaty o grożącej powodzi. Co roku ludzie przechodzą te same dramaty, lecz nic się nie zmienia na lepsze.       

niedziela, 2 czerwca 2013

wprowadzenie

            Aktualności otwieram w dniu 2.06.2013 roku, o godzinie 16,04.

          4.06.Od wielu dni leje deszcz, pogoda jest tak ponura, że przedwczoraj nie chciało mi się nawet kliknąć w laptop. Dziś jest równie posępnie, ale byłam w Domu Dziennego Pobytu na obiedzie i odrobinę się rozruszałam, zajrzawszy do g-maila. Nieoceniony Pan Kazimierz już  zdążył założyć mi blog. Na fotografii wyglądam wcale milutko, jaka szkoda, że to zdjęcie z lat 60-tych! Najważniejszym wydarzeniem ostatnich dni, był list od najsłynniejszej pisarki polskiej Pani Barbary Wachowicz. Przysłała mi swoją fotografię z dedykacją:" Dla Pani Elżbiety, za jej serce dla Polski" oraz mnóstwo materiałów do czytania i wykorzystania. Lecz najważniejsze, iż zachęciła mnie do opisania dziejów mej rodziny, nie wiedząc, że jestem autorką książki o losach krewnych żyjących w czasach Powstania Styczniowego. To wielki zaszczyt posiadać osobistą korespondencję od tak znanej i szanowanej osoby, jak Pani Barbara. Natychmiast odpisałam i przesłałam CD z moją książką do wykorzystania. Daj Boże, żeby coś z tego wynikło, bo wszelkie inne próby wydania książki zawodzą i już powoli tracę cierpliwość. Przecież człowiek z biegiem lat nie młodnieje. Moja znajomość, (jeśli tak to mogę nazwać) z Panią Wachowicz, datuje się od czasu, kiedy przeczytawszy Jej cykl książek o harcerstwie pt.” Wierna rzeka harcerstwa”, znalazłam w nich obszerne wzmianki o bohaterze Legionów Piłsudskiego płk. Lisie- Kuli, a także o moim wuju, serdecznym przyjacielu Lisa i jego synu Juliuszu, moim kuzynie, który jak się okazało, był kolegą gimnazjalnym Tadeusza Zawadzkiego”Zośki”, Janka Bytnara” Rudego” i Aleksego Dawidowskiego „Alka”. Razem z nimi walczył w Szarych Szeregach AK. To była dla mnie rewelacja, gdyż ze względów bezpieczeństwa, nie kontaktowaliśmy się z synami wuja przez wszystkie lata powojenne. Na razie tyle.

            5.06. Wczoraj dałam koleżance do przeczytania moją nową nowelkę niesamowitą pt:”Portret damy z różami”. Poprzednio miała ją Pani Danusia, kierowniczka DDP. Ponownie zebrałam mnóstwo komplementów, a nawet usłyszałam, że piszę genialnie! O mój Boże, żeby to powiedzieli wydawcy! Na szczęście jestem osobą rozsądną i woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Dziś nie padało i nawet przez kilka minut wyjrzało słońce. Rewelacja!