19.06. Od 17.06. przez trzy kolejne dni, oglądałam
wieczorem w TV na programie I, niemiecki serial wojenny: „Nasze matki, nasi
ojcowie” - który wywołał najpierw w
Niemczech, a następnie w Polsce mnóstwo komentarzy. Serial zrobiony jest
nieźle, choć reżyser nie ustrzegł się od wielu błędów. Widocznie miał
kiepskiego konsultanta wojennego. Jestem
córką oficera i sama spostrzegłam kilka znaczących potknięć. Po pierwsze, w
wojsku niemieckim panował pruski dryl i było rzeczą absolutnie niemożliwą, żeby
żołnierz czy oficer, salutowali dowódcy nie mając na głowie czapki. Honory
oddawało się, mając na czapkę wojskową lub hełm. Do gołej głowy salutują żołnierze amerykańscy. Drugi, wprost śmieszny
błąd, zauważyłam w trzeciej części serialu, przy scenie egzekucji Polaków na
szubienicy. Skazańców wieszano, nie
związawszy im poprzednio rąk! To było ewidentne niedopatrzenie konsultanta,
ponieważ wieszany człowiek z pewnością chwyciłby za sznur i nie dopuścił do
uduszenia! Ale nie o tym chciałam pisać.
Ogarnęła mnie prawdziwa furia, kiedy w serialu akcja filmu przeniosła się rzekomo do Polski. Oddział partyzancki przedstawiony został w tak negatywnym świetle, że w każdym Polaku pamiętającym czasy wojny, budził oburzenie i po prostu wściekłość. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że przedstawiono polską partyzantkę, wszyscy aktorzy nosili na ramieniu opaskę z napisem AK! Co za idiotyzm! Jedynie w Powstaniu Warszawskim, powstańcy nosili opaski, żeby się odróżnić od Niemców, gdyż ubrani byli w niemieckie mundury i hełmy. W serialu, dowódca tych pseudo-partyzantów, wąsaty i brodaty oprych, miał fizjonomię – wypisz, wymaluj – Feliksa Dzierżyńskiego, a jego oddział do złudzenia przypominał bandy UPA w polskim filmie:”Łuny w Bieszczadach”. AK-owcy kryli się po jakichś ziemiankach, przed dzielnymi żołnierzami Wermachtu i polską ludnością wiejską, wyraźnie niechętną partyzantom. Tak wynikało z tego filmu. Naturalnie wszyscy ci polscy partyzanci, mówiący po polsku z niemieckim akcentem, byli zagorzałymi antysemitami, bezdusznymi draniami, których wcale nie wzruszał żałosny los niemieckiego Żyda. Chłopi polscy także Żydów nie znosili, bo zaraz spieszyli do żandarmerii z donosem. Awersja partyzantów do Żydów była tak zaciekła, że nawet odbiwszy pociąg z więźniami, ubranymi w nowiutkie oświęcimskie pasiaki, (!) ciągle tchórzliwie wysługując się tym biednym niemieckim Żydem, nie zamierzali wcale wypuścić więźniów z wagonów, bo jak twierdzili, pewnie byli to sami parszywi Żydzi! Oczywiście los ich za to ukarał, bo żołnierze Wermachtu bardzo kochający Żydów, dali AK-owcom w kość, a niemiecki Żyd przeżył wojnę i wrócił do ukochanego Berlina, w ramiona niemieckich przyjaciół! Happy end i koniec filmu!
Taki obraz polskiego ruchu oporu przedstawił reżyser serialu, a film sprzedano do wielu krajów! Po emisji serialu zaproszeni goście, między innymi, były ambasador Izraela i niemiecki historyk, wykładający na angielskich uniwersytetach, dyskutowali nad zagadnieniem, co chciał nam przekazać twórca tego serialu, ukazując w ten negatywny sposób Polaków? Do dyskusji zaproszono również byłego oficera AK, starszego pana, wyraźnie zdenerwowanego i oburzonego serialem, który cieszył się w Niemczech ogromnym powodzeniem. Nie wątpię! Przynajmniej w filmie mieli na kogo zwalić winę za zbrodnie, popełnione przez hitlerowskie Niemcy. Nie żadnych nazistów, o których świat nigdy nie słyszał, tylko hitlerowców! Dyskusja absolutnie mi się nie podobała, bo odniosłam wrażenie, że usiłowaliśmy się bronić, zamiast atakować. Brakowało mi kogoś, kto rąbnąłby pięścią w stół i zażądał opatrzenia serialu odpowiednim komentarzem, przedstawiającym polski ruch oporu we właściwym świetle, a także ukazałby jasno, kto de facto dopuścił się eksterminacji ludzi pochodzenia żydowskiego i milionów Polaków, bo o tym ten film nie wspomina ani słowem. W serialu nie powiedziano także o niemieckich obozach koncentracyjnych i eksterminacji Żydów w Niemczech jeszcze przed wojną. W 1941 roku, Niemka nie mogła być kochanką Żyda, bo czekał ją za to obóz koncentracyjny lub powieszenie. Żaden oficer SS nie załatwiałby Żydowi dla kochanki, lewych dokumentów, bo groził mu sąd wojenny i śmierć! Poza tym SS-mani byli fanatycznymi zwolennikami tak zwanej czystości rasy i z pewnością nie wiązaliby się z dziewczyną Żyda! Dobrze przedstawiono sceny zbrodni Wermachtu, defetyzm oficerów i żołnierzy pod koniec wojny. Natomiast bardzo krzywdząco i niemal pogardliwie ukazano Rosjan, czyniąc z nich niemal dzikusów, prawdziwych podludzi. A przecież już król pruski Fryderyk Wielki, podziwiał odwagę i bojowość żołnierza rosyjskiego mówiąc, iż są tak twardzi, że nie wystarczy ich zabić, lecz trzeba jeszcze popchnąć, żeby się przewrócili!
Ogarnęła mnie prawdziwa furia, kiedy w serialu akcja filmu przeniosła się rzekomo do Polski. Oddział partyzancki przedstawiony został w tak negatywnym świetle, że w każdym Polaku pamiętającym czasy wojny, budził oburzenie i po prostu wściekłość. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że przedstawiono polską partyzantkę, wszyscy aktorzy nosili na ramieniu opaskę z napisem AK! Co za idiotyzm! Jedynie w Powstaniu Warszawskim, powstańcy nosili opaski, żeby się odróżnić od Niemców, gdyż ubrani byli w niemieckie mundury i hełmy. W serialu, dowódca tych pseudo-partyzantów, wąsaty i brodaty oprych, miał fizjonomię – wypisz, wymaluj – Feliksa Dzierżyńskiego, a jego oddział do złudzenia przypominał bandy UPA w polskim filmie:”Łuny w Bieszczadach”. AK-owcy kryli się po jakichś ziemiankach, przed dzielnymi żołnierzami Wermachtu i polską ludnością wiejską, wyraźnie niechętną partyzantom. Tak wynikało z tego filmu. Naturalnie wszyscy ci polscy partyzanci, mówiący po polsku z niemieckim akcentem, byli zagorzałymi antysemitami, bezdusznymi draniami, których wcale nie wzruszał żałosny los niemieckiego Żyda. Chłopi polscy także Żydów nie znosili, bo zaraz spieszyli do żandarmerii z donosem. Awersja partyzantów do Żydów była tak zaciekła, że nawet odbiwszy pociąg z więźniami, ubranymi w nowiutkie oświęcimskie pasiaki, (!) ciągle tchórzliwie wysługując się tym biednym niemieckim Żydem, nie zamierzali wcale wypuścić więźniów z wagonów, bo jak twierdzili, pewnie byli to sami parszywi Żydzi! Oczywiście los ich za to ukarał, bo żołnierze Wermachtu bardzo kochający Żydów, dali AK-owcom w kość, a niemiecki Żyd przeżył wojnę i wrócił do ukochanego Berlina, w ramiona niemieckich przyjaciół! Happy end i koniec filmu!
Taki obraz polskiego ruchu oporu przedstawił reżyser serialu, a film sprzedano do wielu krajów! Po emisji serialu zaproszeni goście, między innymi, były ambasador Izraela i niemiecki historyk, wykładający na angielskich uniwersytetach, dyskutowali nad zagadnieniem, co chciał nam przekazać twórca tego serialu, ukazując w ten negatywny sposób Polaków? Do dyskusji zaproszono również byłego oficera AK, starszego pana, wyraźnie zdenerwowanego i oburzonego serialem, który cieszył się w Niemczech ogromnym powodzeniem. Nie wątpię! Przynajmniej w filmie mieli na kogo zwalić winę za zbrodnie, popełnione przez hitlerowskie Niemcy. Nie żadnych nazistów, o których świat nigdy nie słyszał, tylko hitlerowców! Dyskusja absolutnie mi się nie podobała, bo odniosłam wrażenie, że usiłowaliśmy się bronić, zamiast atakować. Brakowało mi kogoś, kto rąbnąłby pięścią w stół i zażądał opatrzenia serialu odpowiednim komentarzem, przedstawiającym polski ruch oporu we właściwym świetle, a także ukazałby jasno, kto de facto dopuścił się eksterminacji ludzi pochodzenia żydowskiego i milionów Polaków, bo o tym ten film nie wspomina ani słowem. W serialu nie powiedziano także o niemieckich obozach koncentracyjnych i eksterminacji Żydów w Niemczech jeszcze przed wojną. W 1941 roku, Niemka nie mogła być kochanką Żyda, bo czekał ją za to obóz koncentracyjny lub powieszenie. Żaden oficer SS nie załatwiałby Żydowi dla kochanki, lewych dokumentów, bo groził mu sąd wojenny i śmierć! Poza tym SS-mani byli fanatycznymi zwolennikami tak zwanej czystości rasy i z pewnością nie wiązaliby się z dziewczyną Żyda! Dobrze przedstawiono sceny zbrodni Wermachtu, defetyzm oficerów i żołnierzy pod koniec wojny. Natomiast bardzo krzywdząco i niemal pogardliwie ukazano Rosjan, czyniąc z nich niemal dzikusów, prawdziwych podludzi. A przecież już król pruski Fryderyk Wielki, podziwiał odwagę i bojowość żołnierza rosyjskiego mówiąc, iż są tak twardzi, że nie wystarczy ich zabić, lecz trzeba jeszcze popchnąć, żeby się przewrócili!
Reasumując,
cały serial wywarł na mnie bardzo niekorzystne wrażenie. Jestem dzieckiem wojny
i zbyt dobrze pamiętam, jacy Niemcy byli naprawdę, i co się wówczas w Polsce
działo. Nie wolno zapominać, że Polakom również groziła eksterminacja. Według
obrazowego porzekadła czeskiego, Żydzi byli ogoleni, a Polacy już namydleni! Cała moja rodzina
bliższa i dalsza należała do Armii Krajowej. Doskonale pamiętam te prześliczne
i dzielne panny, tak pozytywnie różniące się wyglądem od dzisiejszych
„babochłopów”, i wspaniałych chłopców, zawsze roześmianych, pełnych humoru, a
jednocześnie zdyscyplinowanych, bo było to przecież regularne podziemne Wojsko
Polskie. Nie
jestem pewna, czy wyemitowanie tego serialu
w TV, nie minęło się z zamierzeniem kierownictwa Telewizji Polskiej,
ponieważ niektóre komentarze były wręcz głupie. Na przykład: „ ludzie są różni,
dobrzy i źli”. Dotyczyło to ukazania w serialu polskich partyzantów, a także
samych Niemców. Z pewnością pisał to ktoś urodzony wiele lat po wojnie. Nie
wiedział, że Niemcy nie byli wtedy ludźmi, lecz
aż „nadludźmi” i rasą panów, a my jedynie podludźmi”, bydłem roboczym
przeznaczonym do rozwałki! Cały świat
wie o holokauście, ale o zbrodniach popełnionych na Polakach, i o naszej walce
z hitlerowskim okupantem, inne narody Europy i świat, wiedzą bardzo mało! Dlaczego,
do licha, zamiast kręcić udziwnione seriale pseudo-wojenne, jak dajmy na to
„Czas honoru”, w którym reżyser nie ma zielonego pojęcia, jak naprawdę
wyglądała okupacja, wojenna Warszawa i ludzie w niej żyjący, nikt nie sfilmuje
ponownie zamachu na kata Warszawy i całej Europy, generała SS Kutscherę! Był
ongiś film pt:”Zamach”, ale kręcony w
czasach, kiedy się raczej nie wspominało o bohaterskich akcjach AK i Szarych
Szeregów, nie mógł przedstawić
prawdziwie i rzetelnie, dziejów znakomicie zaplanowanej i wykonanej
akcji zbrojnej polskiego podziemia. Ci młodzi wówczas chłopcy i dziewczęta z
AK, są prawdziwymi bohaterami, o których rzadko się wspomina, a nie wydumanymi
bojowcami, walczącymi w Warszawie, czasie niemieckiej okupacji, z rosyjskimi
komunistami! Ech, głupota i niewiedza współczesnych filmowców nie ma granic.
Denerwuje mnie również niekompetencja współczesnych kostiumologów. Właśnie w
tym „Czasie honoru” (humoru?) kostiumolog ubiera bohaterów filmu w skórzane
kurtki, nie zdając sobie sprawy, że w czasie okupacji Polakom nie wolno było
nosić skórzanej odzieży, bo każde futro czy kurtka, musiały być oddane Niemcom
i szły na wschodni front. Okupant zdarłby z Polaka kurtkę skórzaną razem ze skórą! Po drugie, dziewczęta nigdy
nie ubierały spodni! Zaczęły je nosić dopiero w czasie walk w powstaniu. Żadna
kobieta nie ubrałaby spodni na ulicę, bo to nie wypadało, a po drugie spodnie
ujawniają wady nóg! Był to strój wyłącznie sportowy. W latach czterdziestych
kobiety czesały się bardzo twarzowo, kręcąc na noc włosy na papierowe papiloty.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie rozpuściłby sobie włosów na „mamonę”. Miałam w
dzieciństwie lalkę z takimi prostymi kłakami i nazwałam ją pogardliwie mamona,
stąd ta nazwa. Taka fryzura zaciera rysy twarzy i nawet najładniejsza kobieta
wygląda w niej nieciekawie i niechlujnie.
Pamiętam, jacy wspaniali kostiumolodzy pracowali w filmach i serialach kręconych w PRL. W „Królowej Bonie” każdy kostium był dziełem sztuki, dokładnie skopiowanym z XVI- wiecznych portretów. W filmie wojennym „Godzina W”, tak właśnie ubierali się chłopcy i dziewczęta w czasie okupacji. Płaszcze popelinowe lub wełniane, ( aby w razie czego mieć gdzie ukryć broń) krótkie spodnie tzw. pumpy i czapki lub kapelusze z dość szerokim rondem. Chłopcy często nosili dla fasonu wysokie oficerskie buty. Kobiety zawsze miały pięknie ułożone loki i kapelusze o męskim modelu. Nosiło się także kolorowe turbany fantazyjnie wiązane. Ubrane były w barwne szerokie sukienki lub spódniczki plisowane i bluzeczki, a na nogach pantofelki na wysokim korku lub drewniaczki, bo skóry nie było. Modne były także kostiumy angielskie z szerokimi ramionami, a przed wojną i po wojnie ubierało się jeszcze na szyję lisa, nawet do jedwabnych sukien! W lecie panie nosiły pończochy, bo nie uchodziło wyjść na ulicę z gołymi nogami. Byłam w tym czasie dzieckiem, lecz doskonale pamiętam te stroje, mam je na fotografiach. Ale współczesnym kostiumologom nie chce się zajrzeć do starych albumów.
Pamiętam, jacy wspaniali kostiumolodzy pracowali w filmach i serialach kręconych w PRL. W „Królowej Bonie” każdy kostium był dziełem sztuki, dokładnie skopiowanym z XVI- wiecznych portretów. W filmie wojennym „Godzina W”, tak właśnie ubierali się chłopcy i dziewczęta w czasie okupacji. Płaszcze popelinowe lub wełniane, ( aby w razie czego mieć gdzie ukryć broń) krótkie spodnie tzw. pumpy i czapki lub kapelusze z dość szerokim rondem. Chłopcy często nosili dla fasonu wysokie oficerskie buty. Kobiety zawsze miały pięknie ułożone loki i kapelusze o męskim modelu. Nosiło się także kolorowe turbany fantazyjnie wiązane. Ubrane były w barwne szerokie sukienki lub spódniczki plisowane i bluzeczki, a na nogach pantofelki na wysokim korku lub drewniaczki, bo skóry nie było. Modne były także kostiumy angielskie z szerokimi ramionami, a przed wojną i po wojnie ubierało się jeszcze na szyję lisa, nawet do jedwabnych sukien! W lecie panie nosiły pończochy, bo nie uchodziło wyjść na ulicę z gołymi nogami. Byłam w tym czasie dzieckiem, lecz doskonale pamiętam te stroje, mam je na fotografiach. Ale współczesnym kostiumologom nie chce się zajrzeć do starych albumów.
Tak to bywa, kiedy film ma pełnić rolę tuby propagandowej. Wtedy nieważne są realia, ani nastrój, atmosfera danych czasów. Liczy się tylko przekaz propagandowy, który ma trafić do niezorientowanych odbiorców. Osoby znające realia będą wiedziały, że to jest nierzetelne. Chociaż film był emitowany przez telewizję polską to przecież głównym adresatem była publiczność zachodnioeuropejska, zwłaszcza niemiecka.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w tym wszystkim została zagubiona prawda czasu. Pozostała tylko "prawda ekranu". Taka sama na jaką przywoływał Bareja. Znamienna scena, której bohaterem był dziedzic Pruski.