Warszawa 1939 r. foto. Nasze Miasto.pl |
Jestem
osobą upartą i postanowiłam
się nie urodzić!
Moja
biedna Mama przez trzy lata starała się o moje urodzenie, ale bez
skutku. Dopiero w 1938
roku zdecydowałam, że może przyjemnie będzie nawiedzić ten świat w
lipcu 1939 roku. Tego lata nie tylko natura była burzliwa i
wyładowywała się w gwałtownych nawałnicach, ale i od zachodu
zaczęły dochodzić pomruki zbliżającego się huraganu. Jednak nie
wszyscy ludzie zdawali sobie sprawę z sytuacji, a Mama
uszczęśliwiona nadzieją na moje urodzenie, urządzała
mój pokój dziecinny, biegając z siostrami po poznańskich sklepach
i magazynach, kupując
mebelki i zabawki.
Ojciec
nie bardzo się do tego przykładał, bo będąc oficerem, miał
krzyż pański w pracy, gdyż do kancelarii Cytadeli poznańskiej, z Warszawy szły sprzeczne informacje.Ogłosić mobilizację, nie
ogłaszać mobilizacji. Nasi sprzymierzeńcy radzili, by nie drażnić pana Hitlera!!
Już
23 marca 1939 roku, po zajęciu przez hitlerowskie Niemcy litewskiej
Kłajpedy, w Polsce ogłoszono tajną częściową mobilizację. Rząd
litewski zwrócił się wtedy z błaganiem o pomoc do Francji, Wielkiej
Brytanii i Polski, ale bez rezultatu. Po zawarciu przez
Związek Radziecki i Niemcy Paktu Ribbentrop-Mołotow, w Berlinie,
Paryżu i Londynie trwały gorączkowe rozmowy dyplomatyczne.
Sojusznicy próbowali skłonić Polskę do ustępstw w sprawie
Gdańska i Pomorza, aby nie dopuścić do konfliktu zbrojnego.
Napięcie wzrastało, a ludzie zastanawiali się głośno: - Będzie
ta wojna, czy jej nie będzie? Może Hitler ustąpi?
Warszawa 1939 r. foto. Wyborcza.pl |
W
Polsce tego lata pogoda była przepiękna, zbiory rekordowe i na
ulicach miast pełno było kwiatów i owoców. 21 lipca Mama dostała
bóle porodowe i Ojciec odwiózł ją do kliniki wojskowej, gdzie już
czekał na nią pułkownik prof. W. który opiekował się Mamą w
czasie ciąży. Lecz ja przewrotnie uznałam, że jednak nie chcę
przyjść na ten świat i nie urodziłam się w przewidywanym
terminie. Mama powróciła do domu i czekała aż ja raczę się
zdecydować. Jednak ja, może przeczuwając co się wydarzy,
zwlekałam z tą decyzją.
Ostatni przed wojną mecz piłkarski Polska-Węgry. foto. Dzieje.pl |
Biedna
Mama była kłębkiem nerwów, martwiąc się swoim zdrowiem i coraz
poważniejszą sytuacją polityczną. Jednak jak większość
ówczesnych Polaków, miała nadzieję, że wojny nie będzie, a
jeśli nawet, to sprawimy Niemcom baty i raz dwa wojna się zakończy.
Propaganda rządowa trąbiła, głosząc z entuzjazmem, jak wspaniale
uzbrojona jest polska armia. Że guzika nie damy, że nasze samoloty
w razie napaści zbombardują Berlin, a czołgi wjadą aż do Prus!
Ludzie w to wierzyli, widząc afisze z marszałkiem Rydzem Śmigłym,
na tle zbrojnego wojska i eskadr bombowców.
Tak
minął lipiec i sierpień zbliżał się ku końcowi, kiedy ja na
przekór wszystkiemu postanowiłam zawitać na ten świat! 20
sierpnia Mama znowu poczuła bóle, ale początkowo sądziła, że to
niedyspozycja żołądkowa po zjedzeniu śliwek. To była niedziela i
Mama pomyślała, że dziecko urodzone w niedzielę, będzie miało
szczęście w życiu. Pomyliła się niestety.
W
klinice wojskowej panowała panika. Pielęgniarki zamiast zajmować
się rodzącą, pozostawiły Mamę w sali porodowej, a same wieszały
się na telefonach wydzwaniając do domów. Lekarze każdej chwili
oczekiwali mobilizacji i zajęci byli załatwianiem swoich spraw.
Poród okazał się bardzo ciężki i biedna Mama pozostawiona bez
pomocy, cierpiała męki przez całą noc. Nad ranem bóle ustały, a
Mama była półżywa z wyczerpania. Dopiero rano w poniedziałek 21
sierpnia, do sali wpadł lekarz i zobaczywszy Mamę w takim stanie,
zrobił pielęgniarkom awanturę, przywołując je do porządku. Mama dostała zastrzyki na wznowienie bólów, masaże i poród się
zaczął. Ale trochę zbyt późno, bo kiedy przybył wezwany
pułkownik prof. W. Mama była wpół żywa. Profesor, wspaniały
lekarz i cudowny człowiek, cieszący się każdym dzieckiem
przychodzącym na świat, zobaczywszy, w jakim stanie jest Mama, wpadł w szał i
prawdziwie po wojskowemu ustawił pielęgniarki i lekarzy. Ale ja
urodziłam się martwa i dopiero mocny klaps lekarza, przywołał
mnie siłą na ten najpiękniejszy ze światów.
Polki.pl |
Mama
opowiadała mi, że dostała na obiad bulion i pomidory nadziewane
ryżem i mięsem, ale nic jeść nie mogła. Leżąc sama w
separatce, słyszała nocą przez szeroko otwarte okna, pijackie
krzyki i śpiewy. W Poznaniu otwarto więzienia i wypuszczono więźniów na
wolność w przewidywaniu wybuchu wojny. Ojciec nie wiedział, że ma
córkę, bo już nie wychodził z Cytadeli, która zamieniła się w
twierdzę. Dopiero dziadzio Michał, ojciec Mamy, powiadomił go
telefonicznie o moim urodzeniu. Rodzina chciała zabrać Mamę do
siebie, lecz ona się nie zgodziła i postanowiła wrócić z
dzieckiem na Cytadelę. Była bardzo chora i do domu przywiozła ją
karetka szpitalna.
Tymczasem
24 sierpnia prezydent Rzeczypospolitej Polski Ignacy Mościcki
zarządził mobilizację powszechną, która objęła 75 % Wojska
Polskiego. 1 dniem mobilizacji był 31 sierpnia 1939 r.
A
więc wojna! Przed ogłoszeniami zaczęły zbierać się tłumy
ludzi, zdenerwowanych i przerażonych. Niektórzy mieli jeszcze
nadzieję, że może nasi sojusznicy nie dopuszczą do agresji
Hitlera. Zaczęło się bieganie po sklepach po zakupy żywności, po
maski przeciwgazowe i zaklejanie szyb w oknach paskami papierów,
chroniąc je przed wypadaniem w czasie bombardowania. W dużych
miastach kopano rowy przeciwlotnicze. W kościołach na ołtarzach
wystawiono monstrancje, a ludzie modlili się żarliwie, błagając
Boga o pokój.
foto.Polityka. |
Ojciec
dostał rozkaz stawienia się w swoim byłym pułku w Jarosławiu.
Mama zdecydowała się jechać z nim do rodziny Ojca w Rzeszowie.
Sądzono, że wojna tam nie dotrze. Była bardzo chora, więc
zniesiono ją na rękach do powozu, który dał Ojcu dowódca major
Korasiewicz. Dwa piękne siwe konie, które miały mnie zawieźć do
chrztu, teraz wiozły mnie na dworzec kolejowy, w moją pierwszą w
życiu podróż. Pociąg, którym jechaliśmy, był ostatnim
pociągiem, jaki nadszedł z Gdyni, przed wybuchem wojny.
Do
Rzeszowa dojechaliśmy 31 sierpnia, w dzień mobilizacji. Mama była
tak osłabiona podróżą, że wychodząc z wagonu zemdlała i
upuściła mnie. W ostatniej chwili pochwycił mnie jakiś oficer,
ratując przed śmiercią pod kołami wagonu. Ojciec zdążył tylko
odwieźć Mamę do domu dziadków i pożegnać siostry, bo rodzice
przebywali jeszcze w swoich dobrach na kresach.
Pociągi
na wschód były tak zawalone tłumami pasażerów, że Ojciec musiał
do Jarosławia jechać na dachu wagonu. Wspominał potem, że patrzył
w czyste granatowe niebo usiane gwiazdami i myślał, co przyniesie
mu los. W
Jarosławiu nikt się specjalnie wojną nie przejmował, Wprost
przeciwnie, oficerowie wyszli na dziedziniec koszar, aby przypatrywać
się lecącym wysoko samolotom. Byli zachwyceni, że mamy tak świetne
lotnictwo. Ojciec, który w Poznaniu szkolił się na Ławicy,
latając samolotami ostrzegł, że to raczej nie są polskie
samoloty. Dowódca oburzył się na Ojca, nazywając jego słowa
defetyzmem. Nagle samoloty obniżyły lot i za moment na koszary spadły
pierwsze bomby, siejąc śmierć. Na Ojca zwalił się tułów
oficera, któremu odłamek bomby uciął głowę! Wybuchła panika!
Nikt
nie wiedział, że o 4,40 rano, niemieckie samoloty zbombardowały
Wieluń, na pięć minut przed ostrzelaniem placówki na
Westerplatte. Zginęło wtedy 1200 osób, a miasto zostało
zniszczone w 90 procentach. Tego dnia, 1 września 1939 rok, przyszła
śmierć i rozpoczął się Armagedon II wojny światowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz