24.08.2013 r.
Od
dwóch dni w Bolesławcu obchodzimy uroczyście Święto Ceramiki. Przyjemna
impreza, a glinada i glinoludy, sympatyczne i oryginalne. Bardzo lubię, jak w
moim mieście dzieje się coś ciekawego. Dorastałam w czasach, kiedy w każdą
pogodną letnią niedzielę, w parkach i salach zabawowych organizowano bezpłatne
imprezy taneczne. Bolesławiec lubił się bawić.
Jednakże
jest jedno „ale”! Wielokrotnie uroczyście przeklęłam faceta, który wynalazł
wzmacniacze. Niegdyś najwięksi śpiewacy operowi i estradowi oraz orkiestry,
występowali bez żadnych wzmacniaczy i słyszeli ich ci, którzy muzykę kochali.
Wraz z wynalezieniem wzmacniaczy, skończyła się epoka dobrej muzyki estradowej, a zaczął się łomot.
Idole estradowi przestali śpiewać, a zaczęli wrzeszczeć. No, nie świadczy to
dobrze o współczesnej kulturze muzycznej. Wyobraźmy sobie, że taka uroczystość
obchodzona jest w jakimś mieście niemieckim. O, w tym wypadku z pewnością
publiczność usłyszałaby Beethovena, Schumana, z całą pewnością Wagnera. A potem
wesołe niemieckie piosenki i tańce ludowe, przy kufelku piwa. Podobnie w
Austrii usłyszelibyśmy Mozarta, Schuberta, walce Straussa, tańce i piosenki
tyrolskie z jodłowaniem. Mogłabym
tak to wymieniać aż do znudzenia.
Natomiast u nas na imprezie, od rana do wieczora łomot bębna, aż w uszach
dudni. I tu właśnie pragnę zwrócić uwagę organizatorom imprez w Bolesławcu.
Starajcie się państwo, żeby część artystyczna, czyli tak zwana muzyka
młodzieżowa, nie odbywała się w samym centrum Bolesławca, lecz gdzieś na
przykład nad Bobrem, z dala od miasta. Należy wziąć pod uwagę, że nie wszyscy
obywatele są miłośnikami tego rodzaju muzyki. Poza tym, w domach na Rynku czy
ul. Asnyka i okolicy, są z pewnością ludzie chorzy, starsi i niemowlęta, dla
których wielogodzinny potworny hałas i walenie w bęben, staje się po pewnym
czasie prawdziwą udręką, sprawia im cierpienie. Niemożliwe jest włączenie
telewizora, radia, czy czytanie książki. Po prostu nie słyszy się własnych
myśli. Ktoś powie: - Ale to tylko kilka dni. Niestety, to aż kilka dni!
Zaobserwowałam,
że po takiej dawce decybeli, przez większą część nocy, po ulicach miasta włóczą
się bandy nastolatków, pijanych, naćpanych i bardzo agresywnych. W parkach
odbywają się seksualne orgie, połączone
z wrzaskami, cichnącymi dopiero przed samym świtem. Wiem, co piszę, bo mieszkam
przy parku i często przez całą noc nie mogę zmrużyć oka, budzona co chwilę
wrzaskami pijanych dziewuch i ich facetów. W tym miejscu, kłaniam się uprzejmie
funkcjonariuszom naszej szanownej policji, polecając ich uwadze park
Waryńskiego przy ul. Tyrankiewiczów, który ostatnio upodobali sobie młodociani
chuligani, gnieżdżąc się w amfiteatrze i hałasując niekiedy do bladego świtu.
A
może by tak na następną imprezę
zrezygnować z rocka i łomotu, organizując na przykład koncert muzyki i
pieśni Stanisława Moniuszki i tańców narodowych, mazura, poloneza, czy
ognistego obertasa ? Rzeknie mi ktoś: - Ale młodzież takiej muzyki nie lubi!
W
takim razie bardzo źle to o nas Polakach świadczy, że nie potrafimy wpoić
naszym dzieciom kultu do muzyki i tradycji narodowej, biernie się przypatrując,
jak młodzież coraz częściej szuka sobie wzorów w subkulturze amerykańskiej, ze
szkodą dla zdrowia i obyczajów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz