2.02. 2014 r.
Wczoraj
minęła siedemdziesiąta rocznica wspaniałego czynu Polski Walczącej, który
zasłynął na cały świat. Oto 1 lutego 1944 roku, w Warszawie, kilku młodziutkich
ludzi, żołnierzy Armii Krajowej, dokonało zamachu na Brigadeführera SS, szefa gestapo i
policji na „dystrykt warszawski”, Franza Kutscherę. Kim był Kutschera? Przede
wszystkim był zasłużonym członkiem NSDAP, wyższym oficerem SS, (generał major)
członkiem Reichstagu[1] ulubieńcem Himmlera. Dał się poznać z
wyjątkowego okrucieństwa w okupowanej Rosji, był szefem i uczestnikiem
pacyfikacji w Jugosławii i Holandii.
Na
rozkaz samego Himmlera przeniesiony do Polski, postanowił wykazać się
szczególną inicjatywą, traktując polecenie przełożonego jako wyróżnienie.
Warszawa była miastem, z którym hitlerowcy nie potrafili sobie poradzić,
potrzebującym koniecznie twardej ręki. Kutschera nigdy nie ujawniał swego
nazwiska. Na straszliwych obwieszczeniach, o coraz to nowych wyrokach śmierci na mieszkańcach
stolicy, ukryty był za podpisem:„Dowódca SS i Policji na Dystrykt Warszawski”. Ale jego tożsamość została prędko rozszyfrowana przez wywiad Armii
Krajowej. Znało go dobrze pół Europy, bo gdziekolwiek się pojawił, szła za nim
śmierć tysięcy niewinnych ludzi. Próbowano go zabić w Czechosłowacji, Holandii
i Jugosławii, lecz bez skutku. W
Warszawie z każdym dniem narastał terror, a łapanki i uliczne egzekucje stały
się codziennym zjawiskiem. W odwecie za niesłychane zbrodnie na ludności
polskiej, niespotykane w innych częściach okupowanej Europy, na kata Warszawy
zapadł wyrok śmierci.
W moich dywagacjach z dnia 26.01.br. pisałam,
że do zamachu na Heydricha, przysłano z Anglii do Czech, trzech wyszkolonych
komandosów, którym z trudem udało się zadanie wykonać, chociaż nie było trudne,
bo Heydrich się nie ukrywał. Wykonania wyroku śmierci na Kutscherę, podjęło się
kilku młodych żołnierzy Armii Krajowej, z harcerskiego oddziału do zadań
specjalnych, późniejszego„Parasola”. Dwóch dwudziestoletnich chłopców: Jeremi
- Jerzy
Zborowski i Lot - Bronisław
Pietraszewicz, późniejszy dowódca akcji. W niewielkim mieszkanku na Żoliborzu
przystępują do opracowania planu zamachu. Za rekwizyty służą pudełka zapałek
przesuwane po stole. Miejsce akcji było niesłychanie niebezpieczne, w samym
centrum Warszawy, w tak zwanej „dzielnicy niemieckiej”, skąd wysiedlono
wszystkich Polaków. Niemal przy każdym domu budka wartownika. W pobliżu
siedziba żandarmerii, opodal gmach policji kryminalnej i osławiona straszna
Aleja Szucha – gestapo! Kutschera
mieszkał w pałacyku w Alei Róż, ekskluzywnej dzielnicy miasta. Do pracy jeździł
limuzyną z kierowcą i adiutantem. Na przystanku tramwajowym w pobliżu pałacyku
stanęło pięciu młodych mężczyzn w długich płaszczach, pod którymi ukryli broń.
Towarzyszą im trzy łączniczki: młodziutka Dewajtis – Elżbieta Dziembowska, Kama
– Maria Stypułkowska- Chojecka, i Hanka ( tożsamość nieznana). Dziewczęta
bacznie obserwują pałacyk.
Kama
sygnalizuje pojawienie się auta Kutschery. Dewajtis przechodzi przez jezdnię.
To znak, że generał wsiadł i auto ruszyło. Lot przerywa „flirt” z Hanką, a
limuzyna prowadzona przez Misia, (Michał Issajewicz) zajeżdża drogę samochodowi
Kutschery. To sygnał, że bojowcy mają zacząć akcję. Lot podbiega do auta i
serią z pistoletu maszynowego ciężko rani Kutscherę, ginie także jego adiutant
i kierowca. Z okien domów i urzędów Niemcy rozpoczynają wściekły ogień. Po
stronie bojowców już są ranni. Lot dwa razy ranny w brzuch przekazuje dowództwo
Kruszynce.(Zdzisław Poradzki) Ten podbiega do auta, strzela do Kutschery
jeszcze jedną serię i wyciągnąwszy go na jezdnię, rewiduje generała. Ale
Niemiec jeszcze żyje i dopiero Miś strzałem z pistoletu uśmierca kata Warszawy.
Zamach
na Kutscherę pociągnął za sobą ofiary. Pod straszliwym ostrzałem Niemców,
bojowcy wycofują się do podstawionych aut. Lot umiera w trzy dni po zamachu,
podobnie jak Cichy - Marian Senger. Dwaj inni uczestnicy zamachu: Juno - Zbigniew Gęsicki i Sokół – Kazimierz Sott,
giną w nurtach Wisły. Dziewięciu młodziutkich chłopców, którzy 1 lutego stanęli
na rogu Alei Ujazdowskich, rozkaz wykonało znakomicie, pozostawiając po sobie
bohaterską pamięć. Po wojnie, na tych co przeżyli, czekały więzienia, tortury i
okropna nazwa: - zaplute karły reakcji.
Dlaczego
o tym tak obszernie piszę? Bo to byli moi ukochani idole, mówiąc językiem
współczesnym. Stanowili dla mnie niedościgły wzór odwagi, honoru i miłości
ojczyzny. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w wolnej Polsce, rzekomo tak bardzo
czczącej pamięć bohaterów, nie powstał o nich wielki film, prawdziwy film o
żołnierzach spod znaku harcerskiej lilijki. Nakręcono za to kilometry
fikcyjnego i tendencyjnego serialu: „Czas honoru”, który dla mnie i dla ludzi,
którzy pamiętają czasy okupacji i wojny, jest i pozostanie on „czasem humoru”.
Reżyser nie ma pojęcia o realiach okupacyjnych i grozie tamtych dni,
opowiadając rzewne koszałki-opałki, oczywiście antykomunistyczne! Posługuje się
przy tym akcesoriami kupionymi w Kauflandzie lub w Tesco, każąc swoim bohaterom
sypiać w kolorowej pościeli i gotować wodę w czajniku prosto z megasamu. Poza tym, ma fatalnego kostiumologa i
fryzjera!
Jak
już wspomniałam, starałam się wzorować na bohaterach Armii Krajowej, której
żołnierzem był mój Ojciec i większość rodziny.
Ponieważ pochodzę z rodziny o tradycjach wojskowych, od dziecka uczono
mnie, że pojęcie honoru jest jednoznaczne, a szczególnie zobowiązuje to oficera
noszącego polski mundur! I właśnie w tym miejscu przechodzę do meritum sprawy.
Od
kilku dni, na ekrany polskich kin wchodzi natrętnie reklamowany w radiu i
telewizji film pt:”Jack Strong”, o niesławnej pamięci pułkowniku Kuklińskim,
kreowanym obecnie na bohatera narodowego i rycerza bez skazy, a który w
ludziach uczciwych budzi odruchy wymiotne! Sponsorem filmu jest przedsiębiorstwo energetyczne: Tauron, które
wydając fundusze na tego rodzaju produkcje, odbija to sobie na nas,
podwyższając ceny prądu. Kukliński był oficerem
Ludowego Wojska Polskiego, składał ślubowanie na wierność Polsce
Ludowej. Jako wyższy oficer sztabowy, dopuszczony do tajemnic Paktu Warszawskiego,
z pewnością przysięgał nie zdradzić tajemnicy wojskowej. Nie wiem, z jakiej
rodziny Kukliński pochodził, być może miał pochodzenie robotniczo-chłopskie, bo
z pochodząc innej sfery, nie zaszedłby tak wysoko. Jednak z całą pewnością nie
wyniósł z domu normy moralnej i etycznej, co to znaczy honor i do czego on
zobowiązuje.
Przecież
nikt nie kazał mu zostać oficerem LWP, mógł być rolnikiem, inżynierem lub
szewcem. Został oficerem, i to był jego wybór! Musiał się dobrze zasłużyć,
skoro tak szybko awansował i dopuszczony był do ścisłych tajemnic wojskowych. Gdy PRL zaczęło chylić
się ku upadkowi, ni stąd ni zowąd, Kukliński poczuł się patriotą. Niczym Rejtan
rozdarł szaty nad zniewoloną ojczyzną, jakiej służył będąc oficerem, i
postanowił zostać bohaterem z czarnego kryminału. Z pewnością nie kierował nim
patriotyzm, ani wstręt do władzy ludowej, która go wykształciła i dała
dobrobyt. Był pułkownikiem, oficerem
sztabowym, dobrze zarabiał i porządnie mieszkał, miał rodzinę. Czego więc
pułkownik Kukliński jeszcze pragnął? Z jego prawdziwego, nie zakłamanego,
życiorysu wynika, że był ambitnym karierowiczem i kochał pieniądze! Postanowił więc sprzedać swoje wiadomości temu, kto dobrze
zapłaci. Wywiadowi amerykańskiemu!
CIA,
kupiła Kuklińskiego, podobnie jak kilka dekad później, Amerykanie kupili za 15
milionów dolarów, prawo do założenia
w Polsce tajnego obozu, gdzie torturowali swoich jeńców wojennych, a później z
innego miejsca podsłuchiwali całą Europę. Kukliński był świadomy, iż jego
pełnomocnicy zza oceanu, nie kupują od niego wiadomości o rozmieszczonych na
terenie Polski, radzieckich wyrzutniach rakietowych po to, żeby w razie
konfliktu wojennego, Ameryka mogła
obrzucić nas batonikami czekoladowymi M&M, lub butelkami Coca Coli.
Doskonale wiedział, że w przypadku konfliktu zbrojnego, Polskę czeka katastrofa nuklearna!
Prezydent
Reagan, chorujący aktualnie na Alzheimera, miał pod ręką czerwony guzik!
Wyobraźmy
sobie, co by się stało, gdyby naprawdę wybuchła wojna. Polskie miasta i wsie,
zostałyby zrównane z ziemią, straszliwie napromieniowane, miliony ludzi
umarłoby okropną śmiercią popromienną. Nasza ojczyzna przestałaby istnieć.
Kukliński o tym wiedział, bo udając patriotę, rozczulał się nad Polską, która
poniosłaby największe straty. Naturalnie, to bynajmniej nie powstrzymało go przed
wyjawieniem za pieniądze, wszystkich znanych mu tajemnic wojskowych. Został
zdrajcą i za Judaszowe pieniądze kupił sobie luksusową egzystencję za
oceanem.
Widocznie
pojęcie honoru stało się w Polsce absolutną abstrakcją, kiedy dziś kreuje się
bezczelnie pułkownika Kuklińskiego na bohatera narodowego. Ugrupowania
prawicowe czyn Kuklińskiego pięknie tłumaczą, iż zdradzał on tajemnice obcego
mocarstwa, to znaczy Związku Radzieckiego. Co za pokrętna demagogia! Przecież
Polska należała wówczas do Paktu Warszawskiego, w którym była po Rosji,
największym jego członkiem. Dziś w NATO, jest którymś tam z rzędu.... Związek
Radziecki nie był więc wówczas obcym mocarstwem, lecz naszym strategicznym,
politycznym i wojskowym partnerem, od którego zależało bezpieczeństwo państwa!
Nikt się nie dowie, ile dolarów wziął
Kukliński za swoją zdradę, sądzę że bardzo dużo, bo potem tchórzliwie zwiał do
Ameryki i żył sobie jak panisko przez wiele lat, szczycąc się swoim obrzydliwym
czynem. Zabawne brzmiały opinie o nim, wygłaszane ostatnio w telewizji przez
byłych pracowników CIA i pana Brzezińskiego, dawnego doradcę prezydenta
Cartera, który przez niego przegrał drugie wybory! Jest takie stare przysłowie:
„chwalił się Cygan swoimi dziećmi.” CIA
nawet w Ameryce nie uchodzi za wzór cnót i trudno traktować poważnie ich opinie. Pułkownik Kukliński był, jest i
pozostanie w opinii dobrych Polaków zdrajcą, nie bohaterem. Za zdradę ojczyzny, skazany na karę śmierci, uciekł pod
skrzydła swoich mocodawców zza oceanu! Żadne szanujące się kino polskie, nie
powinno wyświetlać tego kłamliwego filmu, zrobionego na czyjeś zamówienie.
Jakim
prawem, pochowano tak nędzną kreaturę na cmentarzu zasłużonych w Warszawie,
gdzie spoczywa tylu wspaniałych Polaków? Niechby leżał tam, skąd pochodziły
jego haniebnie zarobione pieniądze – daleko od Polski! Z niesmakiem obserwuję
zawstydzający serwilizm naszych władz względem USA. Mieliśmy już w naszej
historii okresy germanizacji i rusyfikacji narodu, teraz przeżywamy lata
amerykanizacji społeczeństwa, a szczególnie dzieci i młodzieży. Niepokojące
skutki tej działalności, widzimy już codziennie na ulicach i słyszymy w
dziennikach TVP.
Moje
pokolenie wychowało się na wspaniałych, polskich tradycjach rodzinnych i
bohaterach lat wojny i okupacji – ludziach honoru. Oni dawali nam przykład, jak
mamy żyć i jak umierać. Dlatego
bardzo obawiam się o młodych Polaków, których bohaterem stanie się, być może
pułkownik Kukliński!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz