20.08.2014 r.
Ostatnio strasznie
się rozleniwiłam i rzadko zaglądam do bloga. Ale dziś, po
przeczytaniu programu Święta Ceramiki, trochę mną tąpnęło.
Bardzo lubię
bolesławieckie święta i sama chętnie w nich uczestniczę. Ale
denerwuje mnie od lat nie zmieniany program muzyczny świąt.
Doprawdy, robimy się bardziej papiescy od papieża. Sama muzyka( ?)
amerykańska. Rock, hand rock i wszelkie odmiany rocka, jakby inny
rodzaj muzyki nie istniał. Ponieważ mieszkam blisko Placu
Popiełuszki, łomot bębna przyprawia mnie i innych mieszkańców
pobliskich domów o palpitacje serca.
Już w czasie
poprzednich Świąt Ceramiki postulowałam nieśmiało, żeby takie
głośne imprezy urządzać poza miastem, a nie w centrum, gdzie
przez kilka dni mieszkańcy głuchną od hałasu. Ja rozumiem, że
tego rodzaju muzyka ściąga publiczność – to znaczy młodzież,
bo nie sądzę, żeby osoba kulturalna gustowała w tego rodzaju
rozrywkach. Jednak należy także liczyć się ze starszym
pokoleniem. Dlaczego w dniach imprezy miejskiej, w czasie której
odwiedzają nas cudzoziemcy, nie zagrać muzyki polskiej? Mamy
świetną muzykę filmową, mamy wspaniałe piosenki z lat 60-tych i
70-tych. Dlaczego nie zabawimy się w „ poloneza i mazura czas
zacząć”, czyli pokaz dworskich tańców polskich. Przecież nasza
ojczyzna nie składała się z samej wsi i tańców ludowych. Można
także urządzić koncert piosenek miast kresowych, warszawskich i
krakowskich. Miło byłoby posłuchać melodii z wodewili i operetek.
Ale nie – musi być rock i już! Zupełnie, jakbyśmy nie posiadali
własnej kultury i musieli szukać wzorców amerykańskich.
Mieszkam w pobliżu
parku, koło ul. Tyrankiewiczów i po każdej takiej imprezie
rockowej, z reguły, wieczorem park zamienia się pardon, – w
k...rwi dołek! Do rana wrzaski, wycia i ryki naszej „rozbawionej
młodzieży” nie dają mieszkańcom zmrużyć oka. Pijana i naćpana
hołota umila nam życie do chwili zakończenia święta.
Oczywiście, w
pobliżu znajduje się Komenda Policji, której okna wychodzą
właśnie na park, ale biedni stróże prawa cierpią na nieuleczalną
głuchotę i nigdy nic nie słyszą oraz rzadko coś widzą.
Inwalidzi... Podobnie jak Straż Miejska, która pojawia się zwykle
w szybko mknącym samochodzie, „jak sen jaki złoty”. Może
władze miasta zastanowiły by się, nad zakupieniem im rowerów.
Zdrowiej dla ciała i taniej, bo benzyna kosztuje, zaś bolesławianie
widzieliby od czasu do czasu strażników, których opłacają z
własnej kieszeni.
Póki co, musimy
ponownie wysłuchiwać przez kilka dni łomotu i ryków zespołów
rockowych i robić dobrą minę do złej zabawy. Sorry, takie czasy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz