14.09.2014 r.
Od
pewnego czasu mam wielkie kłopoty ze wzrokiem, więc mniej piszę na
blogu. Ale ostatnio pewne wystąpienie polityczne nieco mnie
zaszokowało i postanowiłam wypowiedzieć się w tej sprawie.
Konkretnie mam na myśli wystąpienie pana prezydenta RP w
Bundestagu. Szczerze powiem, że byłam ogromnie ciekawa przemówienia
pana prezydenta, zdając sobie sprawę, że jest to wydarzenie
bezprecedensowe. Miałam nieśmiałą nadzieję, że pan Komorowski,
polski prezydent i arystokrata, pochodzący z klasy społecznej,
ogromnie skrzywdzonej przez oba systemy totalitarne – hitlerowski i
komunistyczny, choć aluzyjnie da Niemcom do zrozumienia, że być
może wybaczyliśmy ( nie wszyscy) to nie zapomnieliśmy tego ogromu
zbrodni popełnionych przez Niemców na narodzie polskim. Ale słowa
jakie padły z ust pana prezydenta Polski, kompletnie mnie
zbulwersowały! Oto pan Komorowski roztkliwiał się nad losem
niemieckiej rodziny, w której domu się urodził i mieszkał, gdzieś
koło Opola, bawiąc się jako dziecko zabawkami małego Niemca i
współczując biednej rodzinie niemieckiej, która na skutek wojny
musiała opuścić swój dom i swoją ziemię. Biedacy!
Uprzejmie
nie wspomniał, że to Niemcy rozpoczęli II wojnę światową,
atakując naszą ojczyznę, a wszystko, co się potem wydarzyło,
było bezsprzecznie ich winą. Dziwne, bo rodzina pana prezydenta
także musiała opuścić swój rodowy majątek kresach, żeby szukać
nowego domu aż na Śląsku. Wszystko, co powiedział pan prezydent,
było wodą na młyn Związku Wypędzonych Eryki Steinbach, która
podobno już zrezygnowała z przewodniczenia tej organizacji, lecz
ciągle jej patronuje. Niemcy z pewnością byli zadowoleni, że
polski prezydent obszedł się z nimi tak elegancko, a nawet moim
skromnym zdaniem zbyt ulgowo, zacierając różnice winy po stronie
Niemców i jakby stawiając znak równania pomiędzy cierpieniami
naszych narodów.
A tak na
marginesie słów pana Komorowskiego, ja także jestem bardzo
ciekawa, jakie dziecko niemieckie bawiło się moimi zabawkami, w
moim błękitnym pokoiku na Cytadeli poznańskiej. Miałam mieć aż
cztery pary rodziców chrzestnych, więc każdy przynosił coś
pięknego dla nienarodzonego jeszcze, a już oczekiwanego dziecka.
Pokój wypieszczony przez Mamę, pełen był ślicznych i drogich
zabawek, jakich z pewnością nie miało dziecko niemieckie ze
Śląska, a które służyły potem panu prezydentowi.
Kiedy po
klęsce wrześniowej Niemcy spędzili żołnierzy i oficerów
polskich na dziedziniec Cytadeli, w ich tłumie stał mój Dziadek
Michał i wuj Władysław. Obaj patrzyli w okna naszego mieszkania,
jakby spodziewali się, że za moment ukaże się w nim uśmiechnięta
Mama, trzymając mnie na rękach. Tak się jednak nie stało.
Jedwabne różowe zasłony odgarnięte czyjąś ręką, odsłoniły
się gwałtownie i w oknie ukazał się niemiecki oficer, nowy
komendant Cytadeli. Więc to zapewne jego dzieci bawiły się moimi
zabawkami!
Przyznam
się, że doznałam przykrego zawodu, wysłuchawszy całego
przemówienia pana prezydenta, i obserwując zadowolone, pogodne
twarze niemieckich posłów. To wystąpienie pana Komorowskiego,
przygotowane przecież było z okazji 75 rocznicy wybuchu II wojny
światowej, spowodowanej przez naród niemiecki. Tymczasem
przedstawiciele tegoż narodu, siedzieli jak gdyby nigdy nic,
słuchając uprzejmie przemowy prezydenta państwa, któremu Niemcy
wyrządzili najokropniejsze krzywdy, jakie tylko człowiek może
wyrządzić drugiemu człowiekowi i drugiemu narodowi. Tak, jakby pan
prezydent mówił o dawnym ataku kosmitów, a o nie sprowokowanym
bestialskim najeździe Niemiec hitlerowskich na Polskę!
To by
było na tyle, jeżeli chodzi o wystąpienie prezydenta w Bundestagu.
Ponieważ
byłam raczej wściekła, postanowiłam obejrzeć sobie jakiś film
z ostatniej wojny. Weszłam w komputerze na filmy z internetu i
trafił mi się niemiecki film pod tytułem „Upadek”, ukazujący
ostatnie dni Adolfa Hitlera, w podziemnym bunkrze. Prawdziwe
pandemonium walącej się pod bombami i pociskami Armii Czerwonej III
Rzeszy. Słyszałam, że film ten wzbudził wiele sprzeciwów, bo
podobno Hitlera pokazano zbyt łagodnie i budził on współczucie.
Podobno jakaś posłanka z Gdańska nie wyrażała zgody na
wyświetlenie filmu w tym mieście. Z pewnością była to PiS-ka i
na filmie się nie poznała! Film ten obejrzałam aż dwa razy i
naprawdę zachwyciłam się genialną grą aktora niemieckiego Bruno
Granza, kreującego rolę Adolfa Hitlera. To naprawdę wielki aktor i
cały wcielił się w graną postać. Film rzeczywiście był na
miarę Oskara, znakomicie wyreżyserowany i świetnie grany. Ktoś
powie, to niemożliwe, żeby Hitler był tak miłym człowiekiem, to
był potwór! No i tu by się pomylił, szczególnie na początku. Bo
Adolf Hitler był z urodzenia Austriakiem, a oni są z zasady bardzo
uprzejmi, szczególnie dla kobiet. Takim właśnie szarmanckim
starszym panem był na filmie Hitler. Z szacunkiem całował rączki
pań, obdarzał je kwiatami i pamiętał o ich drobnych
przyjemnościach. Kto mi nie wierzy, nich przeczyta sobie książkę
pani Jadwigi Beckowej, małżonki polskiego ministra spraw
zagranicznych Becka, pod tytułem ”Kiedy byłam Ekscelencją”, o
wizycie w Niemczech przed samą II wojną światową. Kanclerz
Niemiec był uprzedzająco grzeczny, zasypywał panią Beckową
kwiatami, przysłał jej własne auto i lekarza, kiedy poczuła się
niezdrowa. Hitler wziął też udział 18 maja 1935 roku w mszy
żałobnej w intencji zmarłego marszałka Józefa Piłsudskiego, w
kościele św.Jadwigi w Berlinie, zachowując pozory osoby wierzącej.
Na
filmie także widzimy starszego pana, mile uśmiechniętego i
traktującego swoje sekretarki i maszynistki z dżentelmeńską
uprzejmością. A dzieje się to w ostatnich dniach wojny, kiedy do
bram Berlina stukały już radzieckie armaty. Nie ma w tym żadnej
blagi, bo taki Hitler był dopóki.......Kiedy coś działo się nie
po jego myśli, kiedy w źle ocenianej sytuacji upatrzył sobie
winnego, o wtedy znikał dobroduszny starszy pan, a pojawiał się
potwór, wysyłający tysiące ludzi na pewną śmierć. Podobnie
zachowywał się, bredząc o nowej wielkiej Rzeszy, w której miejsce
będzie tylko dla ludzi pochodzenia aryjskiego, to znaczy Niemców.
Reszta świata będzie niewolnikami... Wrzeszczał i pluł siedzącym
przy stole w talerze! To już był szalony potwór.
Jest to
zamierzony efekt reżysera i robi znakomite wrażenie. Hitler pod
koniec życia nienawidził narodu niemieckiego, oskarżając go
niesłusznie, że go zawiódł i powinien ponieść za to karę.
Zginąć razem z nim – z Hitlerem! Wstrząsające są obrazy
ostatnich godzin w bunkrze, pod Kancelarią Rzeszy, gdzie już nikt
nie panuje nad sytuacją. Dominuje tam jedynie nadzieja, że uda się
komuś przedrzeć do Amerykanów, bo to na nich właśnie liczyli
bonzowie III Rzeszy. Zaczynają się ucieczki, niby szczurów z
tonącego okrętu. W bunkrze, w oparach wódki i seksu, oficerowie
usiłują zapomnieć o tym, co się dzieje nad ich głowami i w samym
bunkrze. Najbliżsi dostojnicy Hitlera zdradzają go, uciekając do
jakiegoś bezpiecznego schronienia. Ale takiego miejsca już nie ma
na ziemiach Tysiącletniej III Rzeszy. Hitler mści się, każąc
rozstrzelać nawet własnego szwagra, generała Waffen-SS Hermanna
Fegeleina, męża ciężarnej Gretl, siostry Ewy Braun, swojej żony.
Ewa nie wstawiła się za szwagrem, choć podobno była w nim
zakochana.
Prawdziwy
armagedon zaczyna się po samobójczej śmierci. Fūhrera
Generałowie i oficerowie SS strzelają do siebie, nie chcąc dostać
się w ręce rosyjskie. Chyba najbardziej wstrząsającą scenę
zachował reżyser „Upadku” na sam koniec. Oto pani Magda
Goebbels, fanatyczna wielbicielka Adolfa Hitlera, postanawia razem z
mężem, byłym ministrem propagandy III Rzeszy, który ośmielił
się twierdzić, że Polacy to nie ludzie, tylko bydło – popełnić
samobójstwo, odbierając życie sześciorgu swoim dzieciom! Obraz,
kiedy ta matka, nie matka, podchodzi do każdego dziecka, podając im
środek nasenny, a gdy zapadają w sen, wsuwa im do ust fiolkę z
trucizną cyjankiem i sama zaciska im szczęki, żeby fiolkę
przegryzły. Potem przykrywa ciała prześcieradłem, nie chcąc
patrzeć na ich wykrzywione agonią twarze. To okropna scena i co
więcej prawdziwa, bo tak właśnie było. To potwory, wyglądający
jak normalni ludzie, dobrzy rodzice. Pani Goebbels pozbawiła życia
swoje dzieci, żeby nie dostały się do niewoli radzieckiej. Potem
ona i mąż także popełnili samobójstwo zażywając truciznę i
strzelając do siebie. Ich ciała, podobnie jak zwłoki Hitlera i Ewy
Braun spłonęły oblane benzyną. Gra aktorów jest znakomita.
Bruno Granz grający rolę Hitlera, umiał doskonale naśladować
jego ruchy, głos, nawet drżenie lewej ręki, spowodowane zamachem w
Wilczym Szańcu. W filmie są sceny nigdy w żadnym innym nie
pokazywane. Np. nagradzanie małych chłopców z Hitlerjugend i
Volksturmu, za zasługi bojowe. Mam zdjęcie z takiej właśnie
dekoracji i stwierdziłam ze zdumieniem, że sam Hitler, oraz młodzi
chłopcy są łudząco podobni do oryginałów.
Moim
skromnym zdaniem, film jest wspaniały i zasługuje, żeby go często
pokazywać jako przypomnienie o końcu Tysiącletniej Rzeszy i
znaczącą przestrogę! Szkoda, że nasza ukochana telewizja nie
wpadła na ten pomysł, karmiąc nas starymi powtórkami kiepskich
filmideł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz