środa, 23 października 2013

O tych zapomnianych.

13.10.2013 r.
          
            Rządząca prawica, często oskarża PRL, tę „kłamliwą komunę”, o zatajanie i fałszowanie historii polskiej. Owszem, bywało że w tamtym okresie zatajano pewne niewygodne fakty historyczne, jak np. sprawę mordu katyńskiego, zbrodnie UB i inne. Lecz nawet w latach terroru stalinowskiego, pisano o żołnierzach spod Monte Cassino, Tobruku i Arnhem. Wiem, co mówię, bo w swojej bibliotece posiadam książki wydane w tych czasach.  Ale nawet władzom PRL-owskim, daleko było do  takiego przemilczania faktów  historycznych, jak to się dzieje  w obecnej dobie.
            Oto jeden z przykładów.
            Wczoraj minęła  siedemdziesiąta rocznica  bitwy pod Lenino, stoczonej przez I Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, w dniach 12-13. X. 1943 roku. W poprzednim ustroju, 12-go października, święcono uroczyście  Dzień Wojska Polskiego. Cóż, było i minęło, ale jednego nie potrafię zrozumieć. Dlaczego w dniu krwawej i strasznej bitwy, nikt o niej nie wspomniał? Czyżby polska krew przelana przez żołnierza pod Lenino, była gorsza, mniej cenna od krwi żołnierza,  przelanej pod Monte Cassino? Mówi się teraz, że ci żołnierze idący od wschodu, nieśli nam niewolę radziecką. Jakież to niesprawiedliwe i bolesne. Czasami mam wrażenie, jakby  dzisiejsze media  zupełnie zapomniały, lub po prostu nie liczyły się z faktem, że żyją jeszcze ludzie, którzy doskonale pamiętają tamte czasy.
            Jak można tak bezlitośnie zacierać pamięć o tych nieszczęsnych chłopcach, których jedyną winą był powrót do ojczyzny z niewłaściwej strony.  Ani słowa w TVP I, milczenie w TVP Historia, w radiu i w gazetach. Nic, cisza. A przecież ci zapomniani żołnierze z I Dywizji Piechoty, byli polskimi  zesłańcami, wywiezionymi przemocą z kresów wschodnich, tyle tylko, że im nie udało się dojść do pułków, tworzonych przez gen. Andersa.   
            Na zesłaniu cierpieli straszliwą nędzę i żarła ich tęsknota za utraconą ojczyzną, więc poszli tam, gdzie widniał polski orzełek, chociaż bez korony, gdzie tworzono polskie wojsko. Szli z nadzieją, że będą walczyć z wrogiem i z bronią w ręku powrócą do kraju. Nie było ich winą, że zamiast kapelana, dano im politruka.  Na  matactwa polityczne nie mieli  żadnego wpływu.
            Dawno temu, słyszałam opowieści ludzi, walczących pod Lenino.
            To była po prostu straszliwa rzeź! Polscy żołnierze, w swoim pierwszym boju, pędzeni byli niemal bez wsparcia, na potężne umocnienia niemieckie, na pola minowe, nie mając możności cofnąć się pod huraganowym ogniem, bo za nimi szły wojska radzieckie, gotowe ich wystrzelać. Więc Polacy szli naprzód i setkami ginęli. Kładli się trupem na zasiekach, konali poranieni na polach minowych  Złożyli ogromną daninę krwi przelanej za ojczyznę. O tym, że byli posłani na zatracenie, nie  wolno było mówić w PRL-u.
            Widocznie niewiele się u nas zmieniło, bo dzisiaj także się o tym nie wspomina. Nie odprawia się nabożeństwa żałobnego za spokój ich duszy. A przecież ci biedni chłopcy, za nadzieję powrotu do kraju, zapłacili najwyższą cenę. Ofiara ich życia poszła na marne, ale przelana krew  jest bezcenna i powinna być odpowiednio czczona przez rodaków.


poniedziałek, 14 października 2013

Kulinarne szaleństwo

12.10.2013 r.
           
            W pewnej gazecie przeczytałam, że ponad sto tysięcy dzieci przychodzi codziennie głodne do szkoły. Ja tego nie rozumiem, bo chociaż wychowałam się w najuboższym okresie po wojnie, kiedy cała Polska leżała w gruzach, nie widziałam głodnych dzieci. Państwo było w ruinie ale dzieci, bez względu na dochody rodziców, dostawały w szkole darmowe, pożywne śniadanie, obowiązkowo mleko, kawa,  lub kakao, tran i owoce. Szkolna higienistka zmuszała nas do łykania witamin, a szkolny dentysta dbał o nasze zęby.  Co miesiąc przychodził lekarz, aby nas zbadać, bo szalała pookupacyjna gruźlica. Potem aż do 1989 r, obowiązkowo  raz w roku trzeba było zrobić zdjęcie płuc. Gruźlica w końcu  została pokonana. Teraz ponownie wraca, ale kto by się tym przejmował?
            Tymczasem nad tymi głodnymi dzieciakami, rozczula się radio i telewizja, ale nie widzę, żeby coś zmieniło się na lepsze. Raczej na gorsze, bo w kraju przybywa bezrobotnych, a jest ich już przeszło 2 miliony. Wyobrażam sobie, jakie warunki życia mają ci ludzie i ich dzieci, co jedzą i z jakimi trudnościami borykają się w tych czasach.
            Tymczasem kolorowe szmatławce lansują modę:„żyj lekko, łatwo i przyjemnie”, prezentując luksusowe wille, samochody i panie z półświatka. Seriale polskie ukazują swoich bohaterów dobrze ubranych, pięknie mieszkających i jeżdżących markowymi samochodami, obrazując świat złudny i nieprawdziwy, daleki od rzeczywistości. Tygodniki prześcigają się w drukowaniu przepisów na wykwintne potrawy. A telewizja po prostu oszalała, emitując w każdym paśmie programy kulinarne, coraz bardziej wymyślne i kosztowne. Tak, jakby w Polsce żyli wyłącznie ludzie bardzo bogaci! Kiedyś, w wolnej chwili obliczyłam sobie, że stosując tę wyszukaną kuchnię w moim domu, musiałabym otrzymywać miesięcznie emeryturę w wysokości około 5 tysięcy złotych. Prawda, że takie menu jest w sam raz odpowiednie na kieszeń bezrobotnego obywatela polskiego?

            Biorąc pod uwagę, że ciągle jeszcze żyjemy w kryzysie sądzę, iż jest to nie tylko nietaktowne, lecz po prostu okrutne, emitować takie programy wówczas, gdy setki tysięcy dzieci głodują, a ich bezrobotnych rodziców często nie stać na kupno bochenka chleba! 

Pech i nieszczęścia zawsze idą parami.

11.10.2013 r.
            
           
            Jestem taka wkurzona, tak bardzo zdenerwowana, że muszę sobie ulżyć choć na blogu. Jak się nie ma nikogo, to blog staje się tym najlepszym przyjacielem i powiernikiem, bo papier wszystko zniesie. Verba volant scripta manent, słowa ulatują pismo zostaje. Po zapaleniu płuc  czuję się bardzo osłabiona i mówiąc prawdę, trochę zaniedbałam mieszkanie. Wczoraj poczułam się nieco lepiej i korzystając z pięknej jesiennej pogody, wzięłam się do mycia okien w kuchni i pokoju, wymyślając sobie półgłosem od flejtuchów! Z wysokości 10 piętra, patrzyłam na przecudny park, cały w purpurze i złocie spadających liści. Jesień ma także wielki urok, a ja bardzo lubię tę porę roku. Nie ma upałów, a kiedy dzień jest ładny, można iść na spacer do lasu i zbierać spadłe kasztany i suche liście na bukiety.
            Ale nie o tym chciałam pisać. Otóż badanie tomograficzne wykazało, że mam  podwyższone ciśnienie w gałkach ocznych. To niepokojący objaw, może być nawet początkiem jaskry. Mój zmarły Ojciec cierpiał na tę groźną chorobę i pod koniec życia był niemal całkowicie niewidomy. Od lekarza okulisty otrzymałam krople do oczu, ale przez kilka dni jakoś o nich zapomniałam. Dopiero przedwczoraj rano, postanowiłam wkropić lek do oczu. Horror, jakbym sobie wlała do oka kwas siarkowy! Na moment całkiem oślepłam, a potem zaczęły mi drgać mięśnie powiek i poczułam silny ból w gałkach ocznych i w głowie. Źle! Natychmiast oczy przemyłam, lecz to niewiele pomogło. Przez dwa dni chodziłam z oczami czerwonymi jak królik, mając nadzieję, że samo przejdzie. Nie przeszło, wobec tego postanowiłam nazajutrz zadzwonić do lekarza i poprosić o przepisanie używanego dawniej, dobrego i bezpiecznego lekarstwa, przeciw ciśnieniu w gałkach ocznych. Zamyślona, myłam okna i bezwiednie zaczepiłam paskiem fartuszka o gałkę szuflady.  Ciężka dębowa szuflada, spadła z wysoka, prosto na podbicie mojej lewej stopy. Poczułam przeszywający ból i momentalnie zrobiło mi się słabo. Podejrzewałam, że pękła mi kość. W sierpniu br. złamałam sobie palec w prawej stopie. Co jest do licha, urok ktoś rzucił na moje nogi, czy co?
            Nie pomogły chłodne kompresy, ani bandażowanie stopy elastycznym bandażem. Całą noc nie zmrużyłam z bólu oka. Rano chciałam zatelefonować do lekarza po receptę na krople do oczu. Dzwoniłam kilkakrotnie, lecz komórka poinformowała mnie uprzejmie, że nie z ich winy, połączenie nie może być wykonane. Klops i rozpacz w ciapki!
            Okazało się, że muszę się ubrać i iść do lekarza. Ba, iść, ale jak? Po mieszkaniu skakałam na jednej nodze, opierając się o meble, lecz jak wyjść w tym stanie na zewnątrz? Do okulisty iść musiałam, bo rano nie mogłam otworzyć powiek zalepionych wydzieliną, a w oczach czułam straszny ból i ucisk. Żeby nie było mi za dobrze, kochane bolesławieckie PKS, zlikwidowało na ul. Zygmunta Augusta autobus  4 - jadący do miasta i teraz, żeby dostać się do centrum, muszę wsiąść do 1-ki i jechać przez Zwycięstwa, Leśną i cmentarz, na dworzec PKS, tam wysiąść i dalej iść piechotką. Miły spacer, kiedy człowiek jest pełen sił i ma zdrowe nogi. Ale ja ledwo się wlokłam, niemal jęcząc z bólu przy każdym kroku.
            W końcu jakoś doszłam i oznajmiłam recepcjonistce, że proszę lekarza o przyjęcie, bo mam problem z oczami po zapisanych kroplach. W poczekalni siedziały dosłownie trzy osoby. Pani recepcjonistka wzięła moją kartę i poszła do lekarza. Po chwili wyszła i oznajmiła mi, żebym krople odstawiła i przyszła na wizytę w przyszłym roku! Zdębiałam. Jak w takim stanie mogłam dotrwać do przyszłego roku? Tym bardziej, że popołudniami wiele godzin spędzam przy laptopie.
            Oświadczyłam pani recepcjonistce, że bardzo cierpię, czuję ucisk w gałkach ocznych, szalenie boli mnie głowa, i potrzebuję koniecznie konsultacji z lekarzem. Pani recepcjonistka ponownie udała się do gabinetu i wychodząc, podała mi receptę na jakieś krople. Oznajmiła przy tym, że mam się zgłosić w przyszłym roku.  Nie zostałam przyjęta, choć byłam gotowa czekać i wejść jako ostatni pacjent. 
            Oszołomiona podziękowałam i wyszłam, a raczej wyczołgałam się z przybytku pomocy medycznej, zastanawiając się, jak można kogoś uzdrowić za pomocą recepty, przepisanej na niewidzianego? Miałam w rodzinie wielu doktorów i profesora medycyny, ale o takim cudownym  sposobie leczenia jeszcze nie słyszałam.
            Ponieważ akurat żadnego autobusu nie było, / dalsze zmiany w rozkładzie jazdy/ pokuśtykałam  piechotą do domu, pojękując przy każdym kroku.  Może nie powinnam tego pisać, ale z bólu i wściekłości zaczęłam płakać. Jak długo szłam do domu, o tym już nie wspomnę, Ale ta wizyta u lekarza, na długo pozostanie w mojej pamięci. W aptece, przy realizacji  recepty, okazało się, że nie przepisano mi leku na ciśnienie w oczach, tylko na złagodzenie stanu zapalnego. Koszt recepty nawet po refundacji wynosił ponad 20 zł! Krople, o jakie chciałam prosić okulistę, kosztują 3 zł.  Ponieważ w tym miesiącu zapłaciłam za recepty mnóstwo pieniędzy, a przed emeryturą jestem spłukana, stwierdziwszy, że ten lek niewiele mi  pomoże, z pasją podarłam receptę, na oczach patrzącej na mnie ze współczuciem pani magister.
                Podobno najważniejszą dewizą lekarza jest: „ Nie szkodzić!” Tyle, że nie wszyscy o tym pamiętają.
            Kiedy Chińczyk chce  przekląć swojego wroga, mówi: - Obyś żył w ciekawych czasach!

Ja wymyśliłam groźniejsze przekleństwo: „Obyś chorował w ustroju kapitalistycznym, mając niewiele pieniędzy!”

środa, 9 października 2013

A może by tak poczytać Mickiewicza?.

            23.09.2013 r.
            

            Pisząc swój blog, niemal nie zdajemy sobie sprawy, że czytają nas setki internautów. Piszemy o sprawach osobistych i dopiero, gdy nagle pojawia się wiadomość w poczcie elektronicznej, doznajemy pewnego rodzaju wstrząsu. Jednak ktoś nas czyta! Słynny pan Parandowski powiedział, że każdy pisarz musi być odpowiedzialny za swoje słowa. To cytat godny zapamiętania, bo kiedy czytam niektóre wypowiedzi internautów, ogarnia mnie zgroza!
            Z aktualności, dziś pani Angela Merkel została po raz trzeci kanclerzem Niemiec. Nasza prasa i telewizja, cała w skowronkach, wymienia jednym tchem informacje, jakie to serdeczne stosunki łączą nas obecnie z sąsiadami zza Nysy, ile towarów tam eksportujemy i jak inaczej  teraz jesteśmy postrzegani przez Niemców. To miło, że cenimy sobie dobrosąsiedzkie stosunki z sąsiadami, szkoda tylko, że nie dotyczy to wszystkich naszych sąsiadów. Także tych zza wschodniej granicy! Być może dlatego, o tragedii 74 rocznicy wybuchu II wojny światowej, przemilczano lub mówiono półgębkiem, za to rozwodzono się szeroko o 17 września. Było to łatwe do przewidzenia.

            Widocznie dzisiejsi politycy i dziennikarze, nie czytali nigdy „Grażyny” A. Mickiewicza, bo znajduje się tam pewno zdanie, godne zapamiętania. Nie będę go przytaczała, bo i po co? Kto kocha Wieszcza, wie o czym myślę.

Co by było gdyby?....

17.09.2013 r.     
            
            Ponieważ jestem chora i nie wychodzę z domu, więcej czasu poświęcam naszej kochanej telewizji, która stara się jak może, dostarczać nam emocji. Nie powiem, dziś wieczorem, dzięki panu Sekielskiemu, miałam aż nadto wrażeń, bo prawdę mówiąc, zasiadłam przed telewizorem już wkurzona, a potem tylko emocje rosły, za przyczyną kontrowersyjnego programu pt.”Po prostu”.Tym razem nic nie było po prostu, lecz wszystko na opak. Kochany redaktor wymyślił sobie, żeby spojrzeć na 17 września  1939 roku, z innego punktu widzenia. W tym celu zaprosił do studia dwóch panów, nie grzeszących  intelektem, mianowicie pana Ryszarda Czarneckiego z PiS-u, oraz pana Korwin Mikke, chyba radykała, o raczej ekscentrycznych, żeby nie powiedzieć, wstecznych poglądach. 
            Obaj  panowie mieli się wypowiadać na temat spreparowanego filmu przedstawiającego, co by to było, gdyby we wrześniu 1939 roku, Polska sprzymierzyła się z hitlerowskimi Niemcami i wspólnie uderzyła na Rosję i na Francję. A w końcu, gdy Hitlerowi powinie się noga, poszukała sobie sojuszników na Zachodzie. Program był bezdennie głupi i obrażający honor narodu polskiego. Na filmie widzieliśmy polskie sztandary, powiewające pomiędzy flagami ze znienawidzonym znakiem swastyki. Maszerujące na Rosję kohorty niemieckie, razem z oddziałami polskiej kawalerii!. Niemieckie czołgi i samoloty z polskimi godłami, a w sekwencji końcowej, obraz Orła na wieży Kremla. Moskwa jest nasza. Hurra!
            Jako córka polskiego oficera i żołnierza Armii Krajowej, uważam, że takich filmów pokazywać nie wolno. Nawet na prima aprilis. W dzisiejszych czasach mogą być one zrozumiane dosłownie, przez niektóre ugrupowania młodzieżowe i polityczne!
            Obaj panowie komentujący treść filmu, nie mieli żadnych zastrzeżeń co do wspólnego ataku na Rosję, lecz nie byli zgodni w kwestii warunków sojuszu z Niemcami. Najwidoczniej hitleryzm i faszyzm jest milszy tym panom niż komunizm. Podkreślali jednak z naciskiem, że nie byłoby wtedy 17 września, paktu Ribbentrop - Mołotow i wkroczenia wojsk sowieckich na kresy wschodnie. Nie byłoby Katynia, Sybiru, Powstania Warszawskiego, rzezi na Ukrainie, a Polska razem z Niemcami, dokonałaby rozbioru Rosji, podboju Francji i stała się mocarstwem od morza do morza! Niestety, przed drugą wojną światową, niektórzy polscy politycy naprawdę marzyli o mocarstwowej Polsce od morza do morza.  Z wielką pompą przyjmowano wizyty marszałka Hermanna Göringa i innych dostojników III Rzeszy, zapraszając ich na polowania do Białowieży. Przyjaźń polsko-niemiecka skończyła się  katastrofą wrześniową!                     
            Film, przy wszystkich swoich nieprawdopodobnych i utopijnych mrzonkach, wprost    niedwuznacznie ujawniał niepokojące zjawisko ciągotek faszystowskich, narastające w ostatnich czasach, w niektórych środowiskach politycznych i młodzieżowych. Dowodem na to, była nie tylko sama treść filmu, ale i jego komentarze obu zaproszonych panów. Według ich zdania, Stalin był większym zbrodniarzem niż Hitler, więc w 1939 roku raczej należałoby zrezygnować z Gdańska i zwrócić się w stronę Niemiec hitlerowskich, szczerze oferujących nam sojusz. (aha!) Na sprawę holokaustu, obaj panowie zgodnie przymykali oko argumentując, że w Polsce nie byłoby Oświęcimia. Obozy koncentracyjne na terenie innych państw, raczej ich nie interesowały. Swoje  poglądy motywowali twierdzeniem, iż w 1939 roku Polska nie miała innego wyjścia, jak tylko alians z Hitlerem! Horror! Skąd, do cholery, u nas te ciągotki do ataku na Rosję? Mamy kurzą pamięć?  Ten figiel nie udał się ani wielkiemu Napoleonowi, ani zadufanemu w sobie Hitlerowi. Tylko nam udało się to dwa razy, lecz nie umieliśmy tego faktu wykorzystać na korzyść obu narodów, ale okazaliśmy się tak okrutni i zaborczy, że w końcu wkurzeni Rosjanie popędzili nam kota!
            Nie jestem historykiem z profesji, lecz jedynie z zamiłowania i spróbowałam zastanowić się, jakie mieliśmy szanse w 1939 roku. Po pierwsze, nie sądzę żeby Stalin był większym zbrodniarzem od Hitlera. Był za to obdarzony dalekosiężnym geniuszem politycznym, czego nie można powiedzieć o wodzu III Rzeszy. W odwecie za rok 1920, Stalin wymordował  w Katyniu polskich oficerów i zesłał tysiące Polaków na Sybir. Hitler pozbawił życia polskich profesorów z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Lwowskiego, zafundował nam obozy koncentracyjne oraz pozbawił życia, skromnie licząc, 6 milionów mieszkańców Polski. Oficerom polskim także nie przepuścił, zabijając wielu w obozach koncentracyjnych, jak choćby generała Grota Roweckiego i innych.       Nawet sami  hitlerowscy dostojnicy przyznawali między sobą, że takiego ucisku, jaki znosi naród polski, jeszcze nigdy żaden naród nie cierpiał. Goebbels nazywał Polaków po prostu zwierzętami, nie ludźmi!
            W owym fatalnym 1939 roku, Polska na swoje nieszczęście, miała rząd ultraprawicowy,  którego szkodliwa i krótkowzroczna polityka, nie potrafiła kierować się polską racją stanu. A racja stanu wymagała szukania sprzymierzeńców blisko, w państwach ościennych. Czechy miały wspaniale rozwiniętą zbrojeniówkę, a ich samoloty, zagarnięte potem przez niemieckie zakłady Dorniera, bombardowały we wrześniu Polskę. Zamiast na naszą hańbę,  wkraczać wraz z Niemcami do Zaolzia, rząd polski powinien zawszeć sojusz polsko-czeski. Prócz Czech, należało zwrócić się ku Jugosławii, także zagrożonej atakiem niemieckim, do Rumunii, czy Bułgarii, a nawet na Węgry.             Przede wszystkim jednak, trzeba było koniecznie ubiec Niemców, zawierając z Rosją pakt zaczepno-odporny, przeciwko III Rzeszy. Stalin kilkakrotnie proponował nam taki sojusz, ale prawicowy rząd polski nawet nie chciał słyszeć o aliansie z bolszewikami, chełpiąc się zwycięstwem w 1920 roku. Straszliwie się to potem na nas zemściło. Hitler nienawidzący komunizmu, nie miał  jednak takich obiekcji, zawierając ze Stalinem ów tragiczny dla nas pakt.
            Polska mając przymierze z Rosją, Czechami i Jugosławią,  nie musiała obawiać się ataku, bowiem Hitler nigdy by nie uderzył na państwo, mające sojusz z Rosją! Tym samym nie byłoby,  na razie przynajmniej,  II wojny światowej, Katynia, Sybiru, rzezi ukraińskich, Oświęcimia, ani Powstania Warszawskiego, kresy wschodnie nadal byłyby polskie. Co więcej, Japonia nie sprawiłaby Ameryce lania w Pearl Harbour.  Z kolei Amerykanie nie potrzebowali potem czule przygarniać zbrodniarzy wojennych, naukowców niemieckich z formacji SS, (profesora Wehrnera von Braun i innych twórców rakiet V-1 i V-2 ), którzy wyprodukowali dla USA bombę atomową, zrzuconą na Hiroszimę i Nagasaki, rozpoczynając tym samym światowy wyścig zbrojeń nuklearnych.
            Hitler uderzając na Polskę, miał drobiazgowo opracowany plan eksterminacji i totalnej likwidacji społeczeństwa polskiego, dla celów tzw. Lebensraumu – przestrzeni życiowej - ponieważ Niemcy zawsze twierdzili, iż brakuje im miejsca do egzystencji. Zawsze w ten sposób tłumaczyli agresję! Tak więc pakt z Niemcami niczego by nie zmienił, ponieważ naród polski miał zostać wytępiony, oddając swoje ziemie „narodowi panów”.

            Można godzinami wałkować temat:”co by było gdyby”, ale nie miałoby to sensu. Filmy o podobnej tematyce uważam za szkodliwe, gdyż dają pożywkę faszyzującym ugrupowaniom, jak choćby Młodzież Wszechpolska, która w Legnicy urządziła widowisko z okazji 20 rocznicy wycofania z Polski wojsk radzieckich w 1993 roku. Pokazali się w obrzydliwym świetle gościom przybyłym z Rosji, wywrzaskując pod ich adresem obelgi i niosąc obraźliwe transparenty. A gdzież tradycyjna polska gościnność? Byłam zaskoczona pięknym polskim językiem córki, a może wnuczki marszałka Konstantego Rokossowskiego. Nota bene, Rokossowscy są szlachtą polską, znajdują się w herbarzu! Zachowanie części organizacji młodzieżowych, będących pod troskliwą opieką radykalnych kół prawicowych, coraz bardziej zaczyna przypominać bojówki Hitlerjugend, a nie wspaniałą i mądrą młodzież polską, jaką zawsze się szczyciliśmy. A jeśli chodzi o ideologię komunistyczną, to dzisiejsze Chiny stają się błyskawicznie pierwszą gospodarką świata, a przecież to państwo komunistyczne!   

O tym i o owym.

16.09.2013 r.
            
            Połowa września okazała się dla mnie fatalna. Trochę chłodu i natychmiast zapalenie gardła, tchawicy i płuc. Nie za dużo chorób, jak na jedną osobę?  Za grosz nie mam odporności. Jeszcze w dzieciństwie, lekarz zalecił mi coroczny wyjazd nad morze, bo potrzebuję jodu. Kiedy pracowałam, i potem na rencie, jeździłam do Kołobrzegu nawet dwa razy w roku, i czułam się znakomicie. Niestety, obecnie wczasy są luksusem, w każdym razie nie na kieszeń niektórych emerytów, więc musiałam zrezygnować z wyjazdów i kilka razy w roku ponoszę tego konsekwencje, zapadając na zdrowiu.
            Dwa tygodnie leżałam i ledwie zipię. Jestem taka osłabiona, że nawet myśleć mi się nie chciało, a co dopiero pisać. Od 6.09. dziś pierwszy raz włączyłam laptop i zasiadłam do klawiatury.     Jakoś cicho minęła okrągła 330 rocznica jednej z największych bitew świata - Odsieczy Wiedeńskiej. Była to bitwa tak sławna, że europejscy kupcy na wizerunkach króla Jana III i pamiątkach z Polski, robili kokosowe interesy, podobnie jak Anglia w sierpniu br. z okazji urodzin małego księcia Georga. Król Jan nie doczekał się wdzięczności ze strony Austriaków. Cesarz Leopold, któremu uratowaliśmy tyłek, nawet nie raczył kiwnąć nosem królewiczowi Jakubowi, przedstawionemu mu przez króla. Wiedeń zamknął bramy przed spragnionymi wojskami polskimi, nie dając nam dostępu do wody i pożywienia.  
             Potęga otomańska nie padła jednak pod Wiedniem. Dopiero dwie wielkie bitwy na Węgrzech pod Parkanami, zadecydowały o losie Turcji. Pierwszą bitwę król przegrał, gdyż dał się zaskoczyć. Ale już w następnej batalii, odniósł olśniewające zwycięstwo, rozgramiając wojska tureckie, wyzwalając Budapeszt i całe Węgry. Po tej klęsce, mocarstwo otomańskie już nigdy się nie podniosło. Będąc na Węgrzech, nie zauważyłam, żeby się ktokolwiek tym przejmował. Jak zwykle jesteśmy nie docenieni. A środki masowego przekazu, mają historię Polski w dużym poważaniu, zajmując się gadaniem o polityce i politykach, czyli ględzeniem.
            Cieszę się, że dzięki wysiłkom dyplomacji rosyjskiej, nie doszło do ataku na biedną Syrię.
            Dziś w Krakowie pogrzeb Sławomira Mrożka. Największego ironisty świata, znanego w niemal każdym cywilizowanym kraju. Jego prochy wiózł wspaniały oszklony karawan, jaki zapamiętałam z lat dziecinnych. Bo tylko Kraków umie przechowywać relikty przeszłości i odpowiednio je prezentować. Mrożek spoczął w krypcie kościoła św. Piotra i Pawła na Grodzkiej, w Panteonie Zasłużonych, obok jezuity księdza Skargi. Chciałabym być świadkiem ich nocnych kłótni, bo obaj panowie mieli gadanego! 

            Mamy w TVP I  nowy talk- show (ohydne słówko, jakby nie można było napisać: program rozrywkowo-publicystyczny) Nazywa się „Świat się kręci” i prowadzony jest przez panią Młynarską. Z tego powodu, telewizja pozbawiła miliony polskich dzieciaków „Dobranocki”, na której wychowało się kilka pokoleń. Sama lubiłam oglądać Bolka i Lolka, Reksia, Uszatka i innych zapamiętanych przeze mnie”Dobranocek”. Czy warto było odbierać dzieciom przyjemność, żeby pokazać gadające głowy i panią Młynarską, która jakoś nigdy nie miała szczęścia do interesującego programu? Zaproszeni przez nią goście mówią to, co zwykle, czyli nic nowego, a dzieciaki wieczorem się nudzą! Zwłaszcza podczas deszczu...