1.11.2013 r.
W
jesieni często dopada mnie chandra i po prostu nie chce mi się pisać. Na samą
myśl o napisaniu czegokolwiek, doznaję jakby paraliżu woli i wstrętu do
dotknięcia klawiszy laptopa. Ale dziś
taki szczególny dzień, bardzo smutny i pełen refleksji nad zjawiskiem
przemijania. Jak co roku, byłam na cmentarzu na grobie Rodziców. Zapaliłam
kilka zniczy i złożyłam na płycie grobu skromny wieniec. Nie stać mnie na nic
więcej.
Poza
tym, wcale nie rozumiem sensu ubierania
grobów, niczym wystawy w supermarkecie i zapalania na nich ogniska. Zastanawia
mnie, jak to możliwe, żeby ludzie, którzy przez okrągły rok nie bywają na
cmentarzu, zapominając o leżących tam bliskich, akurat przed Wszystkimi
Świętymi przypominali sobie o nich? Wygląda na to, że nie zależy im na
zmarłych, a jedynie na opinii
odwiedzających w ten dzień cmentarz. Od dziecka lubiłam chodzić na
cmentarze, bo w czasie wojny to było względnie bezpieczne miejsce do spacerów i
kontemplacji. Będąc małą dziewczynką, chodziłam z Dziadkiem Tadeuszem, na stary
cmentarz w centrum Rzeszowa, o ile pamiętam, przy ulicy Gałęzowskiego. Dziadek
pokazywał mi groby powstańców z roku 1863, i opowiadał o swoim ojcu, a moim
pradziadku, żołnierzu Powstania Styczniowego. Rzeszów szczególnie czcił pamięć
Marcina Borelowskiego” Lelewela”, dowódcy oddziału powstańczego, a także
bohatera Legionów Piłsudskiego, pułkownika Leopolda Lisa - Kuli, przyjaciela mego wuja. Zawsze 1 listopada, lub w Dzień Zaduszny,
szliśmy na cmentarz na Pobitnem, zapalić świece na grobach naszych krewnych. Potem, już w Bolesławcu, chodziłam z
Rodzicami na cmentarze, aby postawić znicz na jakimś zapomnianym grobie. Na
cmentarzu żołnierzy radzieckich, odkryliśmy wtedy mogiłę polskiego żołnierza. Dziś
już sama odwiedzam grób moich bliskich,
myśląc z żalem, że nie dane mi jest zapalić znicza na grobach moich Dziadków i
najbliższych krewnych, spoczywających w Rzeszowie, w Poznaniu, w Gnieźnie, we
Wrocławiu, w Warszawie, w Szczecinie, nie mówiąc już nawet o tych mogiłach moich przodków,
leżących na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, i tych nie istniejących już wcale
grobach, na kresach dawnej Rzeczypospolitej.
Niegdyś
słyszałam, że zmarły żyje dotąd, dopóki istnieje o nim pamięć. Potem odchodzi
na zawsze. Smutno mi, gdy wyobrażam sobie, że po mojej śmierci, pamięć o moich
bliskich odejdzie wraz ze mną w nicość. Może dlatego, z takim uporem walczę o
wydanie mojej książki, bo tam na pierwszej karcie, jest dedykacja dla moich
Rodziców i Pradziada. Dlatego też na płycie grobowej Rodziców, który kiedyś będzie moim grobem,
kazałam wyryć napis: Non omnis moriar. – Nie wszystek umrę.
Nie
potrafię skupić się, siedząc na cmentarzu. Zbyt wiele ludzi mnie otacza, głośne
rozmowy, często śmiechy, jak na jarmarku lub wesołym bankiecie. Przed bramą
cmentarną, sprzedawcy oferują słodycze, bywają nawet stoiska z gorącymi
potrawami i napojami. Czysta komercja, nie przystająca ani do tego smutnego
dnia, ani miejsca wiecznego spoczynku tysięcy ludzi. Wolę usiąść w domu, w
wygodnym fotelu i przymknąwszy oczy, słuchać muzyki poważnej, lub oglądać w albumach pożółkłe ze starości
fotografie, przypominając sobie twarze tych, co już odeszli. Przywoływać w
pamięci ich słowa, gesty, uśmiechy.... Nasze życie jest tak okrutnie krótkie, a
jeszcze skracamy je sobie zmartwieniami, a przede wszystkim pogonią za dniem
jutrzejszym, byle prędzej, byle szybciej.
Que,
que, scelesti, ruitis? - Dokąd, dokąd, szaleńcy, pędzicie? - pytał starożytny
poeta Horacy.
Śpieszymy
się do tego dnia, po którym nastanie dla nas absolutna nicość!
Pomimo
smutku, lubię to święto, szczególnie gdy jest ładna pogoda i z drzew lecą
pożółkłe liście, przypominając nam o nadchodzącej zimie. Ale po zimie nastaje
wiosna i przyroda się odradza, my niestety, odchodząc wkraczamy w niebyt. A
może jedynie otrząsamy się z ziemskich trosk, odbywając podróż w krainę
wiekuistego spokoju i szczęścia?
Nasza
ojczyzna w swojej historii zaznała niezliczonych cierpień i dzień Święta
Zmarłych oraz następny, Dzień Zaduszny, powinniśmy czcić w powadze i godności.
Dlatego oburza mnie i po prostu wnerwia, wprowadzanie do nas niemal na siłę,
głupich i według mnie, bluźnierczych amerykańskich zwyczajów Halloween.
Szydzenie ze zjawiska śmierci, jest czynem niegodnym człowieka kulturalnego.
Zresztą Amerykanie mają bardzo krótką historię, nie mogącą równać się z
przeszło tysiącletnimi dziejami Polski. Wojna Wyzwoleńcza? Mieliśmy takich
wojen wiele. Wojna Secesyjna? W czasie naszych dziejów, mieliśmy tysiące bitew
i wojen, miliony poległych i pomordowanych. Czcimy ich pamięć właśnie w te dni
pełne zadumy i wspomnień.
Amerykańskie
dzieci bawią się sztucznymi czaszkami i szkieletami. Może dlatego potem
strzelają do siebie w szkołach? Nauczono ich szydzić ze śmierci, i pewnie nie
rozumieją, że zjawisko śmierci jest nieodwracalne. Niedawno widziałam w
autobusie ucznia, ubranego w koszulkę z wyobrażeniem trupiej czaszki. W jakim
celu sprzedaje się w polskich sklepach podobnie makabryczne ubiory? Dlaczego
rodzice nie zabraniają dzieciom noszenia na sobie emblematu śmierci? Oto jest
pytanie!
1
listopada to nie tylko Święto Zmarłych. To
również 95 rocznica obrony Lwowa. Tego dnia, lwowiacy ujrzeli na wieży
ratusza żółto-niebieską chorągiew ukraińską, powiewającą nad miastem i
przeczytali na rozwieszonych na murach odezwach, że Lwów stał się stolicą niepodległej Ukrainy. Polscy mieszkańcy
lwiego grodu „Semper fidelis,” - zawsze wiernego Rzeczypospolitej, nie mogli
się z tym faktem pogodzić i chwycili za broń. Bohaterska obrona Lwowa przeszła
do historii polskiej, a szczególnie walki dzieci o ukochane miasto, Orląt
lwowskich, staczających nierówne boje z doskonale uzbrojonymi oddziałami
ukraińskimi. Tysiące obrońców spoczywają na cmentarzu Łyczakowskim. „ A to
Polska właśnie”... Jeden z nich, Bezimienny,
leży pod arkadami Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Przed Grobem tego
nieznanego dziecka Lwowa, skłaniają
głowy królowie i prezydenci państw.
Lwów
był ulubionym miastem marszałka Piłsudskiego, udekorowanym przez niego, jako
jedyne miasto w historii Polski, orderem Virtuti Militari.
Ponieważ
obecnie próbuje się wciągnąć Ukrainę do Unii Europejskiej, a nawet do NATO, nasze środki masowego przekazu,
jakoś tę ważną rocznicę pominęły znaczącym milczeniem. Z jednym wyjątkiem –
Wrocławia! Ale stolica Dolnego Śląska, zawsze wierna jest pamięci o tym
umiłowanym mieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz