27.11.2013
r.
Ostatnio
brakowało mi weny do pisania. Mam mnóstwo tematów w głowie, tylko nie chce mi
się przelać ich na papier. Po prostu lenistwo. Niedawno minęła 50 rocznica
zamachu na prezydenta USA
J.F.Kennedy,ego. Z tej okazji wyemitowano film o wypowiedziach współczesnych
świadków tych wydarzeń, na temat zamachu. Obejrzałam film raczej z niesmakiem.
Był bardzo tendencyjny, a jego twórcy nawet nie potrudzili się, żeby poszukać
innych wątków zbrodni, niż ten ograny z Oswaldem w roli zabójcy.
Osobiście
doskonale pamiętam ten listopadowy dzień, kiedy polskie radio podało wiadomość
o zamachu i śmierci Kennedy,ego. W Polsce zrobiło to wielkie wrażenie, ludzie
byli po prostu wstrząśnięci okropną zbrodnią. W katedrze warszawskiej
odprawiono nabożeństwo żałobne, a przedstawiciele ambasady amerykańskiej
odśpiewali słynną pieśń:”Glory, glory, Aleluja!”.W telewizji polskiej, jeszcze
czarno-białej, pokazano fragmenty pogrzebu prezydenta. Kennedy cieszył się w
naszym kraju wielką popularnością i sympatią, chyba odrobinę na wyrost, bo nie
bardzo na to zasługiwał. Oczywiście, Amerykanie mogli się nim zachwycać,
wybaczając mu jawne romanse i niestałość polityczną oraz promowanie własnej
rodziny, np. brata Roberta.
Natomiast
my nie mieliśmy specjalnie wielu powodów do darzenia go sympatią. Po pierwsze
był germanofilem. Pamiętacie jego słynne zawołanie? „Jestem Berlińczykiem!” To
bynajmniej nie była dyplomatyczna deklaracja, lecz szczere oświadczenie
wygłoszone z miasta, które było gniazdem faszyzmu i hitleryzmu, skąd wyszedł demon
totalnej II wojny światowej i zagłada Polski. Już to powinno nieco ochłodzić naszą, jak zwykle w stosunku
do Ameryki, bezpodstawną sympatię. Poza tym, o czym wówczas nie wiedzieliśmy,
młody Kennedy miał podobno romans z agentką hitlerowską, a jego rodzina była
powiązana z mafią. Cierpiąc na silne bóle kręgosłupa, Kennedy zażywał mnóstwo
leków i stał się lekomanem. Dla swojej młodej żony też nie był przykładnym
mężem, narażając ją na wiele upokorzeń. Miał kochankę, która była na usługach
mafii. Te niepochlebne dla niego fakty wyszły na jaw wiele lat po jego śmierci.
Łacińskie
przysłowie powiada: Is fecit, cui prodest. - Ten zrobił, komu to przynosi
korzyść. Związek Radziecki, w osobie I sekretarza KPZR Nikity Chruszczowa,
zawarł z Kennedym, zwolennikiem pokojowego rozwiązywania spornych zagadnień
międzynarodowych, porozumienie w sprawie Kuby i bynajmniej nie zależało mu, by
na miejsce Kennedy,ego przyszedł
wiceprezydent Lyndon Johnson, znany z radykalnych poglądów, który
otwarcie opowiadał się za dalszą wojną w
Wietnamie. Również ówczesny szef CIA, nie darzył obu braci Kennedych sympatią,
podobnie jak większość republikanów, a nawet szefów mafii.
Jest
wiele wątków dotyczących zabójstwa prezydenta Kennedy,ego i wielka szkoda, że
nie mieliśmy okazji poznania innych
opinii na ten temat. Mam wrażenie, że prawdy o śmierci prezydenta nie dowiemy
się nigdy. Podobnie, jak nie dowiemy się, kto naprawdę był sprawcą zamachu na
generała Sikorskiego. Są akta, które na zawsze pozostaną zamknięte w tajnych
sejfach służb specjalnych. Ale - cum
tacent, clamant – milczą, a jednak wołają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz