Lubiłam
patrzyć na pewną dawną fotografię Dziadka. Ubrany w paradny
mundur oficera pruskiego, w srebrzystej pikielhaubie1
na głowie, siedzi swobodnie na pięknym karym ogierze. Będąc
mieszkańcem Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Dziadek naturalnie
musiał służyć w armii pruskiej, bo polskiej przecież jeszcze nie
było.
Hełm niemiecki - pikielhauba |
To chyba
po Dziadku Michale i moich węgierskich przodkach, tak bardzo kocham
konie. Będąc pięcioletnim chłopcem, Dziadek na widok jadącego
szwadronu kawalerii, wybiegł z domu i gonił oddział przez pięć
kilometrów, żeby tylko patrzeć na konie! Rodzice z trudem go
odszukali, pradziad sprawił synkowi lanie, lecz nie zdołał wybić
mu z głowy miłości do koni. Po wybuchu wojny, Dziadek służył w
konnej kompanii łączności i wyszedł z Poznania ze swą jednostką
z Cytadeli, skąd w wiele lat później wyruszał do walki w 1920
roku i w 1939 roku, razem z synami i zięciem.
Walczył
gdzieś na granicy Lotaryngii i Francji, a potem już w miarę
posuwania się wojsk niemieckich w samej Francji. Niestety, nie
zapamiętałam nazw miejscowości, lecz wiem, że toczyły się tam
bardzo ciężkie boje. Zadaniem Dziadka i jego oddziału, było
zapewnienie łączności swemu pułkowi. Pewnego dnia, walki były
tak zacięte, że łączność została kilkakrotnie przerwana.
Oddział dowodzony przez Dziadka musiał ciągnąć druty wprost pod
ogniem nieprzyjaciela. Kilku żołnierzy poległo, paru było
rannych. Wszyscy byli Polakami. Kiedy zapadła noc, oddział schronił
się do stodoły, w jakimś francuskim gospodarstwie wiejskim.
Żołnierze byli tak ogromnie przemęczeni, że nawet nie jedząc,
walili się na siano i zasypiali. Dziadek leżał obok nich, mając
pod głową żywą poduszkę, swego ukochanego Helda ( Bohatera). Koń
był tak przywiązany do swojego pana, że wieczorem kładł się,
chociaż konie śpią na stojąco, a Dziadek opierał mu głowę na
szyi. Tej nocy koń był niespokojny, wiercił się i próbował
wstać, ale Dziadek kazał mu leżeć i sam prędko zasnął.
Nikt nie
słyszał, jak ze strony nieprzyjaciela padł strzał pociskiem
zapalającym, który przebił dachówki i spadł na suche siano.
Wystarczyła jedna chwila, a cała stodoła stanęła w ogniu! A
ludzie dalej spali jak zabici, nie wiedząc, że nad nimi już płonie
dach i lada chwila runie. Nagle Held porwał się na nogi, rżąc
przeraźliwie i trącając Dziadka kopytem. Zaczął się miotać po
stodole, budząc śpiących żołnierzy. Otworzywszy oczy, Dziadek
ujrzał dokoła siebie płomienie, paliły się już krokwie dachu i
lada chwila mogły spaść, grzebiąc ich pod sobą.
Wyskoczyli z tej stodoły dosłownie w ostatniej chwili, bo ogień
trafiwszy na suchą słomę i siano, przenosił się z miejsca na
miejsce z błyskawiczną szybkością. Dziadek zawsze powtarzał, że
dzięki swemu wierzchowcowi przeżył wojnę, gdyż ogier wynosił go
całego z największej strzelaniny. Dziadek nie rozstał się z nim
nawet po wojnie. Kupił go od wojska i trzymał w wynajętej stajni,
jeżdżąc na nim codziennie. Babcia konia nie lubiła, bo Held
zazdrosny o Dziadka, kilka razy próbował ją ugryźć, a nawet
kopnąć!
Ze
wspomnień wojennych Dziadka Michała, zapamiętałam opowiadaną mi
historię o pewnej wigilii Bożego Narodzenia. Leżeli wtedy w
okopach, był mróz i żołnierze marzli. Nie było co jeść, bo
aprowizacja nawaliła. Żołnierze grzali sobie kawę lub herbatę w
ziemiankach i przypiekali suchary nabite na bagnety nad płomieniem
lamp naftowych. Kiedy zapadł wieczór, żołnierze w ziemiankach i
w okopach trzęśli się z zimna i marzyli o domu. W sąsiednich
okopach siedzieli Francuzi i Anglicy. Niespodziewanie, ktoś zaczął
głośno śpiewać kolędę: „Cicha noc”. Po jakimś czasie, z
okopów francuskich rozległy się śpiewy, przyłączając się do
Niemców. Potem odezwali się Anglicy! Po krótkiej chwili, okopy po
obu stronach rozbrzmiewały pieśniami, a żołnierze zaczęli
wychodzić z okopów i podchodzić do siebie, składając sobie
wzajemnie życzenia i dzieląc się żywnością. Najbardziej
wzruszające były chwile, kiedy ze strony francuskiej i niemieckiej,
wychodzili Polacy i witali się z sobą, płacząc i modląc się
wspólnie. Takie wzajemne zbratanie trwało do rana. Kiedy zajaśniał
świt, braterstwo się skończyło i po obu stronach byli już
wrogowie. Ryknęły działa i zaterkotały karabiny maszynowe, na
przedpolach leżały ciała poległych, rozlegały się jęki
rannych.
Takie to
były czasy, gdy Polacy musieli walczyć po trzech stronach armii
zaborców.
Dziadek
na szczęście nie odniósł żadnej poważnej rany, ale wrócił z
wojny kompletnie zmieniony. Był jednym kłębkiem nerwów, często
wybuchał gniewem, a wtedy klął po francusku. Podobno bardzo
podobała mu się Francja, ale Babcia Jadwiga utyskiwała po cichu,
że nie tyle Francja, co Francuzki! Cóż, wojna ma różne oblicza.
1Hełm
skórzany, okuty blachą, ze szpicem. Noszony w armii pruskiej od
połowy XIX w, do końca I wojny światowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz