7.11.2014
r.
Ponieważ
od jakiegoś czasu w niemal arytmetycznym postępie przybywa nam
świętych, nic więc dziwnego, że i cuda zdarzają się niemal
codziennie w naszej barwnej rzeczywistości. Największym cudem jest
chyba to, że pomimo kuriozalnej służby zdrowia i kolosalnych cen
leków, jeszcze żyjemy!
Ale
pocieszmy się, choć teraz jest już bardzo źle, będzie dużo
gorzej. Pan minister zdrowia, a raczej chorób, widać nie miał
ważnego zajęcia i zaczął dumać. Myślał, myślał i wymyślił!
Od nowego roku 2015, np. do okulisty potrzebne będzie skierowanie.
Biorąc pod uwagę niechęć, z jaką lekarze domowi wypisują
skierowania do specjalistów, osoby cierpiące na przewlekłe
choroby oczu, będą miały jeszcze jeden próg do przebycia w
trudnej drodze do lekarza okulisty. Obawiam się, że do innych
specjalistów także potrzebne będą skierowania, np. do
dermatologa. Statystyki pokazują, że wielu Polaków na skutek
wysokich cen usług stomatologicznych, chodzi bez zębów. Teraz, po
niezwykle wnikliwej decyzji pana ministra zdrowia, jeszcze więcej
osób oślepnie. Ale co to pana ministra obchodzi, on miał przecież
najlepsze intencje, bo ostatecznie nie musimy widzieć naszej różowej
egzystencji, wystarczy że środki masowego przekazu będą nas o
niej zapewniać. Ale to jeszcze nie koniec cudów. Wyobraźmy sobie,
że chory człowiek chce się zarejestrować do specjalisty. Oho, nie
tak prędko, bracie! Pan doktor wyczerpał już limit z Funduszu
Zdrowia, wobec tego możesz się ze swoją dolegliwością poskarżyć
się jakiemuś świętemu, bo lekarz ci nie pomoże.
Co
innego, gdy masz kasę. O, wtedy otwierają się wszystkie drzwi
lekarskich gabinetów i jesteś miłym, oczekiwanym gościem. To
naprawdę zdumiewający przypadek, kiedy przychodnie rejestrują
chorych do specjalisty – przypuśćmy na 2018 rok, ale prywatnie
możesz być przyjęty natychmiast. To już naprawdę wielki cud. Nie
było miejsc, a jednak się znalazły! Niech mi to jakiś mędrzec
oblatany w piśmie wytłumaczy, bo ja nic nie kumam!
Co
miesiąc z naszych pensji i emerytur płynie niewyobrażalnie wielka
forsa do kas Ministerstwa Zdrowia i NFZ, przez całe lata i dekady,
ale to nie ma znaczenia, że płacimy, bo coraz więcej lekarzy
świadczy prywatne usługi w państwowych przychodniach, używając
państwowego sprzętu medycznego. Chcesz się leczyć, płać! Gdybym
ze swojej pensji i późniejszej emerytury, odkładała co miesiąc
składkę, to przez te dziesiątki lat uzbierałoby się tyle
pieniążków, że nie musiałabym się przejmować decyzjami pana
ministra zdrowia, bo stać by mnie było na prywatną klinikę.
Załóżmy,
że ktoś jest chory na oczy, powiedzmy ma jaskrę, groźną,
nieuleczalną chorobę prowadzącą do utraty wzroku. Wiele zależy
od ciśnienia wewnątrz gałkowego. Jeżeli jest wysokie, to wzrasta
ryzyko uszkodzenia nerwu wzrokowego i ślepota. Wyobraźmy sobie, że
ta osoba choruje też na inną chorobę i dostała od lekarza leki,
które spowodowały nagłe podwyższenie ciśnienia w oku, (
lekarze z reguły nie zaglądają do karty pacjenta, gdyż to zabiera
im czas). To nie jest zwykłe ciśnienie tętnicze i nie można go
zmierzyć normalnym sposobem. Musi to zrobić lekarz okulista.
Zajmuje to lekarzowi dosłownie minutę czasu. Lecz utraćcie wszelką
nadzieję. Okulista wyczerpał na ten rok limit z NFZ i nie ma mowy,
żeby kogoś przyjął. Ale......
No
właśnie. Zmierzenie ciśnienia w gałce ocznej może być zrobione
prywatnie, kosztuje tylko 25 zł. Jak za darmo, o ile emeryt te
pieniądze posiada, a jeśli ich nie ma, to może odprawić nowennę
do św. Tadeusza Judy, patrona nieuleczalnie chorych i patrona
cudownych uzdrowień.
Wielu
starszych emerytów mających niskie emerytury, z utęsknieniem
wyczekuje ukończenia 75 roku życia. Wówczas, marzą, dostaną
dodatek pielęgnacyjny w wysokości 206 zł. Zawrotna forsa, ale nie
ciesz się człowieku, bo nie ma z czego. Jeżeli masz nieszczęście
i otrzymujesz jakikolwiek zasiłek z MOPS, powiedzmy mieszkaniowy, to
natychmiast wlezą ci na emeryturę i potrącą odpowiednią kwotę,
żebyś broń Boże, kochany emerycie, nie miał za dużo kasy. Bo
dodatek pielęgnacyjny traktowany jest jak zysk. Więc zaraz podniosą
cenę za wszystkie usługi, nie przejmując się faktem, że dodatek
pielęgnacyjny, jak sama nazwa wskazuje, to nie podwyżka emerytury,
lecz przeznaczony został na zakup leków, opłatę za opiekę,
czasami na środki opatrunkowe i tak dalej. Ostatecznie człowiek po
75 roku życia, wymaga już bardziej intensywnego leczenia i mnóstwa
leków, których poprzednio nie potrzebował.
No, ale
akurat ani pan minister zdrowia, ani pan minister pracy i opieki
społecznej, nie wpadli na pomysł, żeby urzędy nie traktowały
dodatku pielęgnacyjnego jako zysku. Widocznie wychodzą z założenia,
że państwo ma czysty zysk, kiedy starszy człowiek kopnie w
kalendarz i powiększy grono aniołków. Chyba, że jest pieruńsko
uparty i mimo wszystko przeżyje końską kurację zdrowotną
Wtedy
znowu możemy mówić, że cudów ci u nas dostatek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz