23.11.2014
r.
Z
doświadczenia wiem, że większość osób nie przepada za historią,
bo to nudna piła i w ogóle wszystko do chrzanu. Same daty i jakieś
cudaczne nazwiska. Ale ja z kolei, uwielbiam historię, bowiem dzieje
niektórych postaci są tak intrygujące, że niech się schowają
thrillery amerykańskie. Zauważyłam, że moi rodacy przejawiają
jakby kompleks niższości wobec kulturalnych dokonań europejskich.
Oj, tam!
Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie!
Tak mówi stareńkie przysłowie. Na dowód tego, opowiem wam
autentyczną historię o pewnym królu pewnego wielkiego państwa,
które nie miało kompleksów!
Miał
na imię Edward Aleksander, po swoim ojcu chrzestnym królu
angielskim, ale właściwe imię Henryk, przejął po bierzmowaniu,
po drugim królu angielskim. Takim facecie, znanym w historii z
upodobania do skracania swoich ukochanych o głowę. Każdy ma
jakieś niewinne hobby, no nie?
Nasz Henio, urodził się 19 września 1551 r.
Jego tatuś Henryk II był królem Francji, mamusia Katarzyna
Medycejska, z dynastii florenckich Medyceuszy, także miała
przyjemne hobby. Pasjami lubiła dawać prezenty. A to rękawiczki, a
to pomady do ust, a to jakieś dobre winko. Wszystkie te prezenty
sporządzał dla niej pewien - hm, jakby go nazwać, kosmetolog? W
końcu jak się zwał, tak się zwał. Rzecz w tym, że żaden z
obdarowanych prezentem gości, nie cieszył się długim życiem i
wkrótce powiększał grono aniołków, ku wielkiej uciesze królowej.
Podobno słynny jasnowidz i mag Nostradamus, przepowiedział
Katarzynie, że dynastia Walezjuszów (de Valois) zakończy się
bezpotomnie na jej dzieciach. Powiadano, że na tym rodzie ciążyła
klątwa Wielkiego Mistrza zakonu Templariuszy, spalonego na stosie.
Rzeczywiście, jakoś im się nie wiodło. Tatuś,
Henryk II, został zabity w czasie turnieju rycerskiego, wydanego na
cześć kochanki Diany de Poitiers. Rycerz Montgomery wpakował mu
kopię w oko! Na tron wstąpił najstarszy syn piętnastoletni
Franciszek II, ożeniony fatalnie, bo z Marią Stuart, która również
potem postradała głowę i straszy do dziś w Szkocji! Chłopak
miał wrzód w uchu i szybko opróżnił tron, dla swego młodszego
braciszka Karola IX. Henio był w familii trzecim synem i
najukochańszym beniaminkiem mamuśki, która marzyła żeby to
Henio zasiadł na tronie Francji, a nie ten niewydarzony, wiecznie
kwękający gówniarz Karolek.
Tak się
nieszczęśliwie dla nas złożyło, że w 1573 roku, zmarł Zygmunt
August, ostatni polski król z dynastii Jagiellonów, nie
pozostawiając potomka. Miał wprawdzie jakąś córeczkę z Barbarą
Giżanką, ale źli ludzie powiadali, że ktoś dorabiał małej to i
owo, więc nie było mowy, żeby ją uznać za dziecko krwi
królewskiej. Polacy jak zwykle, nie doceniają własnych zdolnych
ludzi, i zaczęli się rozglądać za jakimś cudzoziemcem.
Natychmiast
skorzystał z okazji car Rosji Iwan, zwany „żartobliwie”
Groźnym i ruszył w koperczaki, oświadczając się nam z
sentymentem. Cesarz Austrii także nagle poczuł do nas miętę i
polecał swego syna Ernesta, obiecując nawet, że chłopak ożeni
się z królewną Anną Jagiellonką, chociaż parę dzieliło
ładnych kilka dziesiątków lat.
Królowa
Katarzyna nie zasypiała i natychmiast wysłała do Polski posłów,
stręcząc nam swego Henia. Król Karol IX był z tego bardzo
zadowolony, ponieważ obaj bracia serdecznie się nienawidzili,
zazdroszcząc sobie wszystkiego. Henio Karolkowi korony i Francji,
Karolek Heniowi urody, inteligencji, zdolności militarnych i
zdrowia, bo sam był zdechlakiem, a mamuśka go nie cierpiała.
Dlatego też z całą energią popierał kandydaturę brata na tron
Polski, w nadziei, że nareszcie pozbędzie się konkurenta do
korony. Łudził się, że może w tej barbarzyńskiej Polsce,
braciszka w końcu szlag trafi i będzie miał święty spokój.
Było z
tym nieco kłopotów, bowiem Polakom nie podobał się sposób, w
jaki król Francji nawraca na wiarę katolicką swych hugonockich
poddanych, urządzając im dla rozrywki, rzeź w noc świętego
Bartłomieja! Ale Francja miała zdolnych dyplomatów, a Henio
obiecał, że jak tylko przybędzie do Polski, natychmiast oświadczy
się o rękę królewny Anny! Wprawdzie była od niego starsza o
wiele lat, i co tu ukrywać, urodą nie grzeszyła, ale tron jest
tronem. W końcu można babie w noc poślubną zakryć gębę
pierzyną, a ta reszta jakoś ujdzie.
Biedny
Henio narzekał, że ta Pologne daleko, kraj jakby nie było
barbarzyński, pewnie nikt nawet nie potrafi po ludzku się wysłowić
i tak dalej. Płakał do mamuśki, że będzie musiał zostawić
kochanki, a szczególnie panią Marię de Cleves, wprawdzie zamężną,
ale kto by się takimi drobiazgami przejmował. Katarzyna pocieszała
syna, że to na krótko, bo Karolek cienko przędzie i tylko patrzeć,
jak wyciągnie kopyta.
Do
Paryża zjechali posłowie z Polski i tu się zaczęły dziać
ciekawe rzeczy. Okazało się, że ci barbarzyńcy z Polski,
wystąpili z niesłychanym przepychem, a co więcej, wszyscy mówili
znakomicie kilkoma językami, w tym wspaniałą łaciną, a także po
włosku i po francusku! Posłów z Rzeczypospolitej przywitała
łacińską przemową królowa Nawarry Małgorzata de Valois, siostra
Henia, dziękując za zaszczyt w imieniu narodu francuskiego. Nota
bene, łacina Francuzów mało była podobna do cudownego języka
Cicerona.
Ale
dopiero w 1576, Henio, pierwszy polski król elekcyjny, zjechał do
Polski. Na granicy spotkała go niespodzianka. W mroźny dzień
zimowy, zobaczył przed sobą niekończące się szeregi wspaniale
przybranego wojska. Husarzy ze srebrnymi skrzydłami, poczty polskich
wielmożów wystrojone na tę okazję w przebogate ubiory.
Rzeczpospolita
wystąpiła w całym swoim majestacie i potędze! Henio otworzył
buzię i zaniemówił z podziwu, a potem krzyknął: - Dopiero teraz
wiem, że jestem królem!
21
lutego 1574 roku, prymas Polski Uchański, koronował na Wawelu
nowego władcę Polski. Koronację zakłócili polscy kalwini,
domagając się gwarancji równych praw dla innowierców. - Nie
przysięgnie, nie damy korony! - wrzeszczeli nowi poddani. Henio
pomyślał, że jednak we Francji łatwiej radzić sobie z hołotą
za pomocą trucizny i sztyletu... Ale nie miał wybory i przysiągł.
To były dopiero pierwsze kwaśne doświadczenia.
Następnym było spotkanie z królewną Anną. Szczerze
powiedziawszy, to Henio jej zawdzięczał koronę. Starej pannie, bo
już po pięćdziesiątce, co w tamtych czasach znaczyło bardzo
wiele, gdyż za mąż wychodziły dziewczynki dwunastoletnie, młody
książę andegaweński ogromnie wpadł w oko i postanowiła się za
niego wydać. Nosiła się z jego portrecikiem i czule wzdychała.
Wiadomo, w starym piecu diabeł pali.
Ale
Najjaśniejszy Pan zobaczywszy swoją przyszłą oblubienicę, jakoś
nagle stracił ochotę do żeniaczki i zaczął omijać z daleka
komnaty królewny. Widocznie Francuz był bojaźliwy, bowiem
późniejszy król Batory, zdecydował się na ożenek z Anną. Co
prawda, po nocy poślubnej prysnął z Wawelu, bo wolał mieć do
czynienia z tysiącem Moskali, niż z jedną starą i brzydką babą!
Polacy byli zdumieni zobaczywszy zwyczaje swego
nowego władcy. Ubierał się dziwacznie, w krótkie, obcisłe
porcięta, bufiaste u góry, kuse kaftany obficie watowane na
piersiach, a co najdziwniejsze, malował sobie policzki, trefił
włoski i nosił biżuterię. Kolczyki w uszach, kapelusze z
piórkami, buciki na wysokich obcasach. Istny cudak! Polacy prędko
obrzydzili sobie swojego monarchę pisząc o nim złośliwie:
Łątka na cienkich pałkach, ni z pierza, ni z mięsa.
Tańcuje i gra w karty, rozumu ni kęsa......
Trochę Henia skrzywdzili, bo był to bardzo inteligentny władca i
dobry wódz. Ale u nas pokazał się z najgorszej strony. Już
podczas hołdu miasta Krakowa, w stroju koronacyjnym udał się na
wesele do Andrzeja Zborowskiego i tańcował do upadłego, podrywając
panią młodą i młode dziewice. Starsze matrony gorszyły się,
patrząc na jego zachowanie, nie przystające powadze monarchy.
Jeszcze gorzej zachował się na balu w Zwierzyńcu. Ponieważ
skromne polskie panny nie chciały tańczyć sarabandy, wstydząc
się figur tańca, Henio wziął do sarabandy, inaczej zwanego
kurantem, swoim mignonków, młodziutkich chłopców z Francji.
Wystąpili przebrani za dziewczęta, umalowani i wydekoltowani,
wywijając z Najjaśniejszym Panem do rana. Król dziękował im,
całując ich w usta i gdzie popadło. Królewna Anna z dworem
ostentacyjnie opuściła bal. Potem powstało u nas przysłowie:
Trafił frant na franta, wyciął mu kuranta!”
Nie
tylko Polacy zdumiewali się władcy, bo król również dziwił się
zwyczajom panującym w tej barbarzyńskiej Polsce. Kobiety były
bardzo skromne i nie dopuszczane do rządów, ale nie to było
najdziwniejsze. Otóż Polacy nie śmierdzieli! We Francji i w
Anglii, w owym czasie ludzie stronili od wody, wychodząc z
założenia, że mycie szkodzi zdrowiu. Zamiast wody i mydła
stosowali mocne perfumy noszone w złotych kulkach na piersiach.
W Polsce, na Wawelu i w każdym mieście, były łaźnie. Kiedy woda
w kotle zawrzała, czeladnik wychodził na ulicę i pałką walił w
blaszany talerz, wzywając chętnych do kąpieli. Na Wawel
doprowadzona była bieżąca woda i łaźnie z gorącą i zimną
wodą, oraz - czego to ci barbarzyńcy nie wymyślą – były
wychodki! We Francji tego nie znano! W najpiękniejszych zamkach i
pałacach Francji, czegoś takiego nigdy nie było i jeszcze długo
nie będzie, bo aż do XVIII wieku! W królewskim Luwrze, a potem w
Wersalu, król, królowa oraz dworzanie, siusiali i załatwiali się
gdzie popadło, najczęściej do wielkich kominków. Król Francji
Franciszek I, zorientowawszy się, że kochanka ukryła swego gacha w
kominku, zasłoniwszy go przezornie krzaczkiem w doniczce, złośliwie
wysiusiał się rywalowi na głowę! Toteż zamki i pałace tak
potwornie śmierdziały, że władcy musieli co rusz zmieniać
siedziby, przenosząc się z zamku do zamku.
Biorąc udział w ucztach, Henio poznał jeszcze jeden wymysł
Polaków – widelce! Francuzi nie znali widelców i nie wiedzieli,
jak się ich używa. Biedny król miał ciężkie życie z takimi
poddanymi. Toteż żalił się swojej kochance Marii, pisząc do niej
listy krwią z palca. Ale wierny jej nie był, bo zaufany pośrednik
Sederyn sprowadzał mu na Wawel prostytutki. W najgorszym razie
zabawiał się ze swymi mognonkami. (pieszczoszkami) Nie zamierzam tu
opisywać dziejów panowania Henryka III w Polsce, dodam tylko, że
rozrzucał pieniądze garściami i rozdawał dobra królewskie
pustosząc skarbiec koronny.
W czerwcu 1574 roku, a więc zaledwie kilka
miesięcy po koronacji Henia, jego braciszek Karolek, nareszcie
kopnął w kalendarz. Kurierzy zajeżdżając konie pognali z Paryża
do Krakowa, wioząc tę radosną wiadomość, przesłaną synowi
przez uradowaną mamuśkę. Henio nie namyślał się długo. Nie
zawiadamiając dworu, ani senatorów, ciemną nocką z 18 na 19
czerwca, potajemnie, jakby powiedział Wiech:” zabrał mentrykę,
trochę koryta” i opuścił Wawel, czmychając do słodkiej
Francji. Jego ucieczkę spostrzegł kuchmistrz włoski Franciszek
Allemani i narobił szumu. W pogoń za uciekinierem puścił się
jego ulubieniec podkomorzy Tęczyński z nadwornymi Tatarami. Nie
wiedział, że król uciekł na klaczy arabskiej, podarowanej właśnie
przez niego. Dogonił króla w pobliżu Oświęcimia i wparł konia w
rzeczkę, wołając do króla: - Najjaśniejszy Panie, dlaczego
uciekasz?
Granica była już blisko, więc Henio zatrzymał
konia. Tęczyński zaczął błagać króla, by powrócił do
Krakowa:
- Jeżeli nas opuścisz królu, [-] będziesz od
ludzi wzgardzony, brzydzić się tobą będą.... jak psem!
Ale Henio nie dał się namówić na powrót
wiedząc, że jego młodszy braciszek książę d`Alencon i szwagier,
król Nawarry Henryk, spiskują przeciwko niemu. Najmłodszy
braciszek książę Franciszek d`Alencon, tradycyjnie nienawidził
starszego brata. Królowa Katarzyna, pragnąc usunąć go z drogi
Henia, próbowała wyswatać synalka Elżbiecie, królowej Anglii.
Baba także była już starszawa, ale co tam, Franiowi byłoby do
twarzy w koronie Anglii. Niestety, Elżbieta miała lepszy gust i
Franciszka nie zechciała. Był brzydki i miał kaczy nos. Żeby
osłodzić mu gorzką pigułkę, nazywała go czule Żabcią. Biedna
Żabcia musiała skoczyć z powrotem przez morze do Francji, i tam
zaczęła spiskować przeciwko Heniowi.
Cóż, losy ludzi bywają różne. Gdyby Henio pozostał w Polsce,
żyłby długie lata i umarł własną śmiercią w swoim łożu. 13
lutego 1575 r. został koronowany na króla Francji. Jednym z
pierwszych rozkazów, polecił zrobić w swoim zamku wychodek! Traf
chciał, że właśnie w wychodku, 2 sierpnia 1589 roku, dosięgnął
go sztylet fanatycznego mnicha dominikańskiego Jakuba Clement, który
wbił mu nóż w podbrzusze. Zmarł mając 38 lat. Jak widać z
powyższego, naprawdę nie mamy powodu, by czuć jakieś kompleksy
niższości wobec zachodniej Europy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz