niedziela, 3 maja 2015

Opowieść o hetmanie Stanisławie Żółkiewskim


3 maja 2015 r. W 224 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
„Ja swym tułowiem do ojczyzny nieprzyjacielowi niech drogę zawalę!”
Przypominam sobie z moich lat dziecinnych, jak ojciec uczył mnie historii naszych kresów wschodnich, skąd wywodziły się jego korzenie. Z tamtych lat zapamiętałam fragment wiersza, często deklamowanego przez ojca. Nie pamiętam, kto był jego autorem i jak się kończył. Utkwiło mi w pamięci tylko tych kilka zwrotek, jakże malowniczo przedstawiających nasze dzieje i tę historię, jaką pragnę opowiedzieć.
Złoci jesień łan Podola.
Ciągną wojska tabor, wozy. 
Zatętniły lasy, pola,
Stoją rzędem dwa obozy.
Z jednej strony sztandar wiary,
Stary hetman, młodzież dziarska.
Z drugiej wściekłość, krew, pożary,
I straszliwa czerń tatarska.
Jutro, jutro z rannym brzaskiem,
Dzień gonitwy, dzień rozprawy.
Słońce dziwnym zaszło blaskiem,
Dzień to będzie straszny, krwawy.

To była także jesień, przepiękna jesień końca września 1620 roku, tak ciepła jakby to było lato. Stepem ukraińskim w kierunku Dniestru, posuwała się niewielka, bo tylko ośmiotysięczna armia polska. Szła, by piersiami swoimi zasłonić ziemie Rzeczypospolitej. Przeciwko tej garstce, ciągnęły od wschodu niezliczone tysiące wojsk tureckich i tatarskich.
Na czele armii polskiej stał mający siedemdziesiąt trzy lata, doświadczony wieloma zwycięskimi bitwami, hetman i kanclerz wielki koronny Stanisław Żółkiewski. Przyczyną nowej wojny Rzeczypospolitej z Turcją, były najazdy kozaków na ziemie sułtana i wtrącanie się magnatów kresowych w spraw Mołdawii, uważanej przez Turków za swoje lenno. Kresowe „królewięta” prowadziły własną politykę dynastyczną, narażając Rzeczpospolitą Dwojga Narodów na konflikt z groźnym sąsiadem, który w czasie panowania dynastii Jagiellonów wiernie dotrzymywał warunków traktatu pokojowego zawartego 28. X. 1528 roku, przez sułtana Sulejmana Wspaniałego serial („Wspaniałe stulecie”) i króla Zygmunta I Jagiellona.
Spokrewnieni z hospodarami mołdawskimi książęta kresowi: Wiśniowiecki, Korecki i inni, wprowadzali na tron Mołdawii własnych kandydatów, wbrew interesom Turcji. Przed opisywanym konfliktem polsko-tureckim, na tronie Mołdawii został osadzony przez sułtana Kacper Grazziani. Nie dotrzymując umowy z Turcją, zaczął porozumiewać się z Rzecząpospolitą, mając na względzie swoją większą suwerenność. Wysłane doń poselstwo tureckie okrutnie wymordował. W razie konfliktu z Turcją obiecywał Żółkiewskiemu pomoc wojskową, licząc na potęgę militarną królestwa polskiego.
Tymczasem na tronie padyszacha zasiadł młody i wojowniczy sułtan Osman I i dowiedziawszy się o zdradzie Grazzianiego, zamordowaniu posłów i jego listach do Żółkiewskiego, ruszył w stronę granic Rzeczypospolitej. Dowódcą jego potężnej armii był słynny wojownik Iskander Pasza. Wojskami tatarskimi dowodził Kantemir, Krwawy Miecz.
Stanisław Żółkiewski herbu Lubicz, urodził się w 1547 roku w Turynce, pod Lwowem. Ojcem jego był również Stanisław Żółkiewski, wojewoda ruski, matką Zofia z Lipskich z Goraja. Młody Stanisław słynący z urody i talentów, rozpoczął swoją wielką karierę od obowiązków sekretarza króla Zygmunta Augusta. Był członkiem delegacji polskiej, wiozącej do Paryża księciu Henrykowi de Valois, wiadomość o wyborze na króla polskiego. Jego wielkim mentorem i nauczycielem był hetman i kanclerz wielki koronny Jan Zamoyski, po którym Stanisław po latach odziedziczył godności. Żółkiewskiego cechowała kryształowa uczciwość i lojalność względem swego monarchy. Wychowany w szkole króla Stefana Batorego, brał udział w jego bitwach z Moskwą. Był, jak mawiał Sienkiewicz „regalistą”, czyli wiernym swemu królowi aż do śmierci.
Żółkiewski stał się pierwszym Europejczykiem, który zdobył Moskwę, pobiwszy wojska moskiewskiego cara Wasyla Szujskiego pod Kłuszynem. Jako wódz, nie miał sobie równych. W bitwie pod Kłuszynem, mając jedynie 2400 husarii, rozbił w puch 30 tysięczną armię rosyjską, wspomaganą przez 5 tysięczne wojska szwedzkie! Wkroczywszy do Moskwy sprawił, że bojarzy wybrali na swego cara królewicza polskiego Władysława Wazę.
Zwycięzca w wojnach przeciwko Rosji, Szwecji, Imperium Osmańskiemu, Tatarom, był człowiekiem wykształconym, pisarzem i pamiętnikarzem. To on spopularyzował sentencję łacińską:„Jakże słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę”. Ożeniony z Reginą Herburtówną, miał z nią kilkoro dzieci. To hetman Żółkiewski założył miasto Żółkiew, które stało się siedzibą jego rodu.
Kiedy w roku 1620 ruszyła na Polskę turecko-tatarska nawała, król Zygmunt III Waza, marzył o koronie Szwecji, nie troszcząc się zbytnio o najcenniejszą perłę w swojej koronie – Rzeczpospolitą. Wprawdzie 14 marca 1620 roku, król powołał pospolite ruszenie, a następnie wici, ale kto wtedy słuchał króla? Pomimo alarmujących listów hetmana, król nie wspomógł go wojskiem, a panowie magnaci, kłócąc się między sobą, nie przysłali hetmanowi żadnej pomocy. Stał sam naprzeciw ogromnej potęgi, ze swą niewielką armią składającą się z 2 tysięcy piechoty, 400 husarzy, 1200 Lisowszczyków i 1600 kozaków zaporoskich. Rzeczpospolita tak potężna, że mogła wystawić nawet milion rycerzy z samej tylko herbowej szlachty, nie potrafiła obronić się przed niemal corocznymi najazdami tatarskimi, palącymi ziemie kresów wschodnich i uprowadzającymi na targowiska Krymu i Stambułu dziesiątki tysięcy młodych mężczyzn, kobiet i dzieci. Była jak pień potężnego dębu, przeżartego wewnątrz próchnicą. Nieustanne kłótnie panów polskich gubiły ojczyznę.
Dziwne i złowrogie znaki ukazywały się w przededniu wojny. Oto w noc przed wyjazdem wojsk polskich z Żółkwi, ukazała się na niebie ogromna zorza polarna. Niebo całe w ogniu, ukazywało jakieś walczące wojska, chorągwie całe we krwi. Staremu hetmanowi przypomniała się dawna wróżba usłyszana w Rzeszowie: ”Jeżeli zobaczysz wojska ogniste na niebie walczące – to koniec twój!” Żegnając się z ukochaną żoną Reginą, hetman wręczył jej swój testament i rzekł jej: - Zalecam też miłości waszej moje zwłoki! Pani hetmanowa Żółkiewska nie płakała, chociaż wiedziała, że mąż wyrusza na śmiertelny bój. Była żoną i matką Polką, godną towarzyszką życia hetmana.
Niewielka armia polska posuwała się znajomym szlakiem ku Dniestrowi. Liczono, że magnaci ruszą na pomoc hetmanowi, wierzono że Grazziani przyśle duże posiłki mołdawskie. Ale mijały dnie i tygodnie, a znikąd pomoc nie przybywała. Gdy ruszono za Dniestr, wchodząc w granice Mołdawii, potknął się siwy koń hetmana, a kiedy rozwinięto hetmańską chorągiew, zerwał się potężny wiatr, drzewce złamał i chorągwią cisnął o ziemię.
Był to zły znak.
Za Dniestrem spotkano Grazzianiego z odziałem z 500 żołnierzy. To było wielkie nic, ale hetman nie okazał zawodu. Po dziesięciodniowym pochodzie, stanęli na polach pod mołdawskim miasteczkiem Cecorą, dawnym obozem warownym Jana Zamoyskiego. Hetman postanowił, że w tym miejscu będzie oczekiwał nieprzyjaciela. Z pośpiechem wzmacniano wały, wyglądając nadejścia wroga. 17 września 1620 roku, pojawiła się armia tatarska, pod dowództwem straszliwego Kantemira Krwawego Miecza. Tatarzy rozmieścili swe wojska w półkole obejmujące obóz polski. Po trzech dniach 20 września 1620 roku, nadeszła armia turecka, znakomicie uzbrojona i wyposażona w baterie armat. Jazda turecka, w jasnych zawojach i stalowych pancerzach na przedzie, a za nią nieprzejrzane szeregi świetnej piechoty tureckiej. Toczyły się lekkie i ciężkie działa, wielbłądy dźwigały tysiące namiotów. Las kopij, morze głów. Ziemia drżała pod uderzeniami dziesiątków tysięcy kopyt końskich. Była to armia potężna, zdyscyplinowana, karna, pod twardym dowództwem Iskandera Paszy.
Wydawało się, że to morze płynie naprzeciw samotnemu okopowi polskiemu. Z tego morza wysunął się kilkunastotysięczny oddział pod dowództwem Chazyra Paszy na rekonesans i rozpoznanie sił polskich. Hetman skinął na pana Walentego Rogowicza, dowódcę oddziału słynnych w całej Europie zachodniej Lisowszczyków. Atak Polaków był tak potężny, sam Chazyr Pasza o mało nie dostał się do niewoli. Polskie natarcie wsparł Herman Denhoff dowodzący oddziałem wojsk cudzoziemskich i rozgromieni Turcy uciekli w panice. Rozpaleni walką rycerze żądali od hetmana wyprowadzenia wszystkich wojsk do walnej bitwy. Kniaź Korecki oskarżył nawet wielkiego wojownika o tchórzostwo. Nie było to pierwsze takie oskarżenie. Stary hetman musiał niedawno na Sejmie bronić swego honoru. Aby wykorzystać zapał rycerstwa, rozkazał gotować się do bitwy. Nieprzyjaciel także gotował się do walki. Wiatr rozwiewał zielone chorągwie bejlerbeja z Rumelii, który zajął prawe skrzydło. Na lewym stanął Hussein Pasza z jazdą anatolijską. Dewlej Girej prowadził Tatarów z Krymu. Kantemir ruszył z ordą Tatarów nogajskich. Sam środek armii prowadził dowodzący całą jazdą pancerną Iskander Pasza. Bitwę rozpoczęli Turcy. Rozległ się ogromny okrzyk: - Bissan illach! ( W imię Boga) ryknęły armaty i wojska ruszyły do ataku.
Polską jazdę prowadził słynny awanturnik i zabijaka kresowy, książę Samuel Korecki, pamiętny tureckiej niewoli. Jak wicher stepowy gnali na wroga. Atak Polaków by straszny i zastępy tureckie rozsypały się pod ich uderzeniem, jak ziarna piasku. Nad karkami uciekających Turków i Tatarów rozbłysły błyskawice szabel polskich. Lecz wojska polskie uniesione zapałem, niebacznie zapędziły się zbyt daleko od okopów. Iskander Pasza wykorzystał to i przeciął Polakom drogę, odcinając im odwrót. Walczące wojska polskie miały za sobą mur pancernej jazdy tureckiej. Hetman rzuciwszy wszystkie zastępy w bój, nie mógł już przyjść z pomocą otoczonym oddziałom. Tylko celne salwy armatnie uchroniły polski obóz od wzięcia go szturmem. Kawaleria polska rozpoczęła krwawy odwrót do swego obozu. Przebili się zdziesiątkowani, było wielu zabitych i ciężko rannych, stracono chorągwie i cztery działa. Te straty przeraziły wszystkich. Od hetmana zażądano odwrotu do Dniestru. Nikt już nie marzył o zwycięstwie. Słomiany ogień zgasł i wojsko ogarnęło przygnębienie.
Następnej nocy zaczęły się ucieczki, kto mógł wymykał się z obozu. Mniejsza o hańbę, byleby życie ocalić! Grazzianiego w czasie ucieczki zamordował wołoski chłop, wielu potonęło w bystrej rzece Prut. O nowym rozpoczęciu bitwy Żółkiewski już nie marzył. W nocy uciekający magnaci wyprowadzili swoje oddziały. Przy hetmanie pozostało jedynie 4300 rycerzy.
Mając znakomicie przygotowany tabor, hetman postanowił odwrót ku Dniestrowi i granicy Rzeczypospolitej. 2 października nocą, wojska polskie wyruszyły z obozu. Rozpoczął się odwrót, jakiego od czasów starożytnych historia nie notowała. Kilkutysięczny oddział rycerstwa polskiego, strzałami ze strzelb i ogniem armat taboru, bronił się przed ogromną armią turecko-tatarską, odpierając bohatersko ataki nieprzyjaciela. Bez nadziei pomocy, bez snu, pokarmu i wody, szli w szyku bojowym przez stepy Mołdawii ku zbawczej granicy. Hetman pomimo wieku byłł niestrudzony. Na ulubionym siwym koniu, w pozłocistej szacie, z buławą w ręku, podtrzymywał swoje wojsko słowami otuchy, zachęcając ludzi do walki. Po czterodniowym pochodzie mimo nieustannej walki, Żółkiewski zmienił kierunek marszu, odstępując od brzegu Prutu i stanął na wypoczynek w dolinie Wali Girła. Salwy artylerii taboru polskiego odparły kolejny atak Tatarów Kantemira i Turków. Nadeszła szósta noc krwawego pochodu. Tabor polski posuwał się wolno, mając wokół siebie i za sobą nieprzyjaciela. Naraz rycerze dostrzegli jakąś ognistą chmurę zbliżającą się ku taborowi. To straszny Kantemir podpalił step w nadziei, że Polacy ulękną się i wpadną w panikę! Ale tabor polski ciągnął naprzód niewzruszenie i przeszedł przez ogień!
Minęły kolejne dwie doby tych nadludzkich wysiłków, a polski tabor ciągle zbliżał się do polskiej granicy. Nadeszła noc ósma. Nad stepem rozszalała się burza, a oddział Lisowszczyków wymknął się z taboru, aby zdobyć dla koni paszę. Kiedy powracali z sianem, straże wzięły ich za kolejny atak Tatarów. Jasna błyskawica rozświetliła niebo i w jej blasku, dostrzeżono srebrną wstęgę rzeki. Dniestr! I wtedy rozpoczęło się piekło. Rycerze rzucili się ku rzece, rozrywając łańcuchy taboru, wywracając wozy, armaty i biegnąc ku zbawczej rzece.
W tym momencie Kantemir uderzył całą siłą w rozbity tabor. Daremnie Żółkiewski zabiegał drogę uciekinierom prosił, błagał, nikt go już nie słuchał. W szalonym pędzie przebiegali koło niego konni, wozy, armaty. Kto mógł, walczył, inni ginęli. Wierni żołnierze błagali hetmana, by ratował się ucieczką. Lecz on ostrzem szabli przebił pierś swojego konia. Ciężko ranny syn hetmana Jan, przysłał mu rączego konia. Hetman rzekł tylko: - Gdzie owce giną, tam powinien i pasterz paść!... Hetman polny Stanisław Koniecpolski, zięć hetmana, podał mu swojego ogiera wołając: - Pogrom – na koń, panie ojcze – ty już tu nic!
Żółkiewski odrzekł spokojnie: - Zachowaj się do lepszej doli. Ja swym tułowiem do ojczyzny nieprzyjacielowi drogę zawalę! - z dobytą szablą poszedł na spotkanie śmierci. Dokoła niego walczyli ci najwierniejsi do końca. Kniaź Korecki popadł w niewolę, przy hetmanie pozostało jeszcze trzystu śmiałków, Padali po kolei... ostatni rycerz Złotopolski legł martwy. Hetman pozostał sam z podtrzymującym go druhem.
 
Bitwa pod Cecorą
Iskander Pasza nie odważył się ruszyć za Dniestr. Rano odnaleziono zwłoki hetmana. Poranione ciało i odrąbana prawa ręka mówiły, że walczył do końca. Głowę hetmana Iskander posłał do Stambułu w podarunku sułtanowi. Wbita na pal przed pałacem sułtana, patrzyła pustymi oczodołami w kierunku Polski. Pani hetmanowa wykupiła z niewoli syna Jana oraz głowę i zwłoki męża. Hetman został pochowany w Żółkwi, w krypcie kolegiaty pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Kamienny grobowiec ozdobiono łacińskim cytatem z „Eneidy” Wergiliusza. „ Powstanie kiedyś z kości naszych mściciel.”
Córka hetmana Zofia Teofila Żółkiewska poślubiła Jana Daniłowicza, wojewodę ruskiego i była babką przyszłego króla Jana III Sobieskiego. Legenda głosi, że kiedy małego Jana położono na kamiennej trumnie pradziada, kamień pękł i z wnętrza grobu rozległ się głos hetmana: „Z naszych kości powstał mściciel!” 12 września 1683 roku, w bitwie pod Wiedniem, król Jan III Sobieski rozgromił raz na zawsze potęgę Imperium Otomańskiego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz