Boli
mnie palec wskazujący prawej dłoni i ciężko mi pisać. Ale dziś
taki ponury, ciemny dzień, prawdziwie jesienny, nie zimowy. Nie ma
śniegu, ani mrozu, tylko deszcz bije o szyby, a za oknami coraz
mocniej wyje wiatr. Mam podły nastrój i depresję, lecz mimo
wszystko siadłam do komputera i piszę tę historię, jaką bardzo
dawno temu usłyszałam, a która przypomniała mi się, gdy
oglądałam jakiś stary film. Ktoś,
przeczytawszy to opowiadanie, powie sobie: - „Owszem, wzruszające,
ale to przecież tylko fikcja literacka”. Drogi czytelniku,
zapewniam, że to samo życie je napisało i nie ma w nim ani słowa
nieprawdy.
Stefania
była najmłodszą z czterech córek w rodzinie bogatego
przedsiębiorcy, z dumą noszącego jeden z najstarszych herbów
szlacheckich. Matka miała korzenie arystokratyczne, była kobietą
zimną, bezduszną i znudzoną. Nie zajmowała się rodziną, a córek
zdecydowanie nie lubiła.
![]() |
Stary Rynek w Poznaniu. foto. Poznań Wyborcza pl. |
Dzieci,
bo było jeszcze trzech braci, wychowywały służące, lub
najstarsza siostra. Ojciec zajęty interesami nie miał wielkiego
wpływu na wychowanie potomstwa. Dawał pieniądze na utrzymanie domu
na odpowiednim poziomie, a z rodziną spotykał się zwykle przy
niedzielnym obiedzie. Więcej zainteresowania okazywał synom.
Chodzili do najlepszych szkół i studiowali. Jako ludzie dorośli,
zrealizowali marzenie ojca. Jeden został wziętym lekarzem, drugi
dyrektorem dużego zakładu przemysłowego, trzeci oficerem WP. Ale
to stało się już wiele lat później.
Stefania
od dziecka miała wyjątkowy charakter. Była niezwykle dobra,
kochającą i nie mająca w sobie ani odrobiny zawiści, czy złości.
![]() |
Nie mam zdjęcia Stefanii, ale może podobnie wyglądała. Na fotografii Maria hr. z Grocholskich Sobańska. |
Bywały takie momenty, że w pokoju rodziców wybuchały nocą głośne
awantury, gdy okazywało się, że znowu nie ma pieniędzy na
utrzymanie domu, choć ojciec dał niedawno matce sporą kwotę. Nie
wiadomo, gdzie matka pieniądze traciła, lecz zawsze ich brakowało.
Na tym tle wybuchały awantury, czasami kończące się rękoczynami,
kiedy ojciec tracił cierpliwość. Biedna Stefania nie umiała
obojętnie słuchać wrzasków rodziców i udawać, że jest głucha.
Wyskakiwała z łóżka i w nocnej koszulce wpadała do sypialni
rodziców, czepiając się ich kolan i błagając z płaczem, aby
pocałowali się na zgodę. Rozwścieczona matka sprawiała jej
lanie, a ojciec pouczał córkę, żeby nie wtrącała się do spraw
ludzi dorosłych, bo jest jeszcze mała i głupia! Rodzeństwo
wyśmiewało się z niej, nazywając ją „świętą Stefanią”,
ale ona nie mogła patrzeć spokojnie kiedy komuś działa się
krzywda.
![]() |
Suknia balowa z początków XX w. |
![]() |
Suknia kobieca z początków XX w. |
-
Ty się spodziewasz! - krzyknęła, patrząc na nią szeroko
otwartymi oczami.
Stefania
nie odpowiedziała, zakrywając się tylko zerwaną sukienką. Dwie
pozostałe siostry wstrząśnięte niespodziewanym odkryciem, tuliły
się do siebie przerażone. Matka usłyszawszy głośny okrzyk
córki, weszła do pokoju.
-
Co tu tak głośno? Dlaczego nie mierzycie sukien? Szwaczka nie
będzie tu siedziała w nieskończoność. - powiedziała ostro,
mierząc córki surowym spojrzeniem. - Stefania, co tak stoisz? Rusz
się!
Nagle
starsza siostra palnęła bez zastanowienia:
-
Mamo, ona będzie miała dziecko! Ma już brzuch!
Matka
jednym ruchem wyrwała suknię z rąk Stefanii i zobaczyła jej
zmienioną figurę. Najpierw zaniemówiła, a potem chwyciła córkę
za ramiona i zaczęła nią potrząsać.
-
Ty, wstrętna dziewucho, z kim zgrzeszyłaś? Ty przeklęta! Gadaj mi
zaraz? - krzyknęła, a potem w porywie wściekłości, chwyciła
wieszak i zaczęła bezlitośnie bić córkę, nie patrząc gdzie
bije.
Stefania
zasłaniała twarz dłońmi, ale nie krzyczała i nie próbowała się
tłumaczyć. Siostry rzuciły się jej z pomocą,zasłaniając Stefanię i próbując matce
wyrwać wieszak. Ale matka przestała ją
bić dopiero wtedy, kiedy złamała wieszak i opadła z sił.
Wybiegła z pokoju i posłała służącego po ojca. Siostry starały
się dowiedzieć, z kim Stefania się spotykała, lecz ona milczała.
To wszystko było bardzo dziwne, gdyż Stefania była pobożna, nie
lubiła flirtów, z nikim się nie spotykała i siostry śmiały się
z niej mówiąc, że chyba zostanie zakonnicą.
![]() |
foto. Dziedzictwo Suwalszczyzny. |
-
Mów suko, z kim będziesz miała tego bękarta? Słyszysz? Bo cię
zabiję! Taki wstyd! Boże, czego się doczekałem na stare lata.
Taka hańba! Gadaj, dziewko, kto ciebie uwiódł? Połamię draniowi
kości, zastrzelę łotra, ale najpierw zatłukę ciebie.
Jednak
bita niemiłosiernie dziewczyna, choć krwawiła i słaniała się na
nogach, nie powiedziała ani słowa. Siostry rzuciły się do ojca,
błagając go żeby przestał bić. Ale on oprzytomniał w momencie, kiedy
Stefania zemdlała i leżała na podłodze cała zakrwawiona, jak
martwa. Matka wylała na nią szklankę wody i otrzeźwiła, kilkoma
mocnymi policzkami. Ojciec zauważywszy, że dziewczyna patrzy na
niego, spytał nie wypuszczając pasa z ręki.
-
Powiesz z kim się łajdaczyłaś?
Dziewczyna
dalej milczała jak zaklęta, tylko coraz żałośniej płakała.
Ojciec obserwował ją przez chwilę, a potem rzekł dziwnie
spokojnym tonem:
-
Mam już tylko trzy córki. Nie waż się nigdy więcej przychodzić
do tego domu. Dla ciebie mieszkają tu obcy ludzie! Nie masz już
sióstr, ani braci. A teraz precz, ty przeklęta wywłoko! Ty zakało
rodziny. Wynoś się z mego domu!
Chwycił
zbitą do krwi córkę za kark i wyrzucił jak zbitego psa na ulicę.
Matka cisnęła za nią jakiś płaszcz. Stefania usłyszała jeszcze
głośny płacz sióstr i drzwi rodzinnego domu zatrzasnęły się z
hukiem. Została sama na ulicy w mroźną, zimową noc. Nie
wiedziała, co ma z sobą zrobić i gdzie ma pójść. Zdawała sobie
sprawę, że cała rodzina solidarnie się jej wyprze i wszystkie
drzwi zamkną się przed nią. Zbolała i zziębnięta, podniosła
się z progu i poszła przed siebie, nie mając pojęcia dokąd i po
co idzie.
W
pobliżu domu był kościół, Stefania była głęboko wierząca,
więc pierwsze kroki skierowała w tamtą stronę. Właśnie
odprawiało się wieczorne nabożeństwo i kościół pełen był
ludzi. Dziewczyna nie ośmieliła się wejść do środka, lecz
przycupnęła w pobliżu drzwi wejściowych, tuląc się do ściany.
Słyszała grające organy i ludzi śpiewających kolędę. Zaczęła
się modlić, prosząc Boga o pomoc. Nabożeństwo się skończyło i
ludzie zaczęli wychodzić z kościoła. Wśród nich było starsze
małżeństwo, a pani widząc skuloną pod ścianą dziewczynę,
sięgnęła do torebki, wyjmując drobna monetę. Pochylając się,
spostrzegła, że młoda dziewczyna z pewnością nie jest żebraczką.
Jej płaszcz miał kołnierz z drogiego futra, a wyglądająca pod
niego sukienka, też nie była łachmanem.
-
Co ty tu robisz, dziecko? - spytała zdumiona. - Noc, zimno. Dlaczego
nie idziesz do domu?
-
Nie mam domu. - odpowiedziała szeptem dziewczyna.
-
Ale to niemożliwe. - zawołała starsza pani. - Przecież gdzieś
musisz mieszkać.
-
Już nie. - Stefania żałośnie zapłakała. - Popełniłam grzech
śmiertelny i tatuś wyrzucił mnie z domu.
-
Co zrobiłaś? - wtrącił się starszy pan. - Chyba nikogo nie
zabiłaś.
-
Nie, ale będę miała dzieciątko. - wyszeptała dziewczyna i
opuściła wstydliwie głowę. - Przyniosłam wstyd rodzinie.
-
Nie możesz wrócić do domu?- odezwała się wzruszona starsza pani.
- Rodzice się mnie wyrzekli. Ale to ja jestem winna, nie oni.
Starsza
pani popatrzyła na męża, a on po namyśle skinął głową.
-
Nie możesz tutaj siedzieć, bo zamarzniesz. Chodź, pójdziesz z
nami.
Stefania
próbowała protestować, ale starsi państwo stanowczo nalegali,
więc poszła z nimi, dziękując w duchu Opatrzności za opiekę.
Miała ogromne szczęście i los był dla niej łaskawy, bo ludzie
którzy zabrali ją do swego domu, zaopiekowali się nią troskliwie.
Byli samotni, dzieci nie mieli, nad czym bardzo ubolewali, więc
uznali, że los zesłał im córkę. Starsza pani dyskretnie próbowała
się dowiedzieć, kim są rodzice dziewczyny i kto jest ojcem jej
dziecka. Stefania powiedziała jak się nazywa i gdzie mieszkała,
ale błagała swoich opiekunów, żeby nie próbowali nawet przemówić
rodzicom do rozumu, bo oni wyrzekli się jej na zawsze. Nigdy jednak
nawet słowem nie wspomniała, kto ją uwiódł. Starsi państwo byli
ludźmi zamożnymi, mieszkali we własnej kamienicy, zajmując duże
mieszkanie. Mieli kucharkę i służącą, ale Stefania nie chcąc
darmo jeść chleba swoich opiekunów, zajmowała się domem
wyręczając służącą, chodziła z kucharką po zakupy, a nawet
pomagała w kuchni, umiejąc dobrze gotować.
Mijały
tygodnie i miesiące i nadszedł czas porodu. Był bardzo ciężki,
akuszerka nie dała sobie rady i dopiero lekarz sprowadził na świat
dziewczynkę. Stefania po porodzie ciężko chorowała i wolno
przychodziła do zdrowia. Ale nie musiała martwić się o dziecko,
bo starsi państwo dosłownie oszaleli z radości,
przelewając na dziewczynkę całą miłość do nienarodzonych dzieci. Na
chrzcie otrzymała imię Anny, po starszej pani, traktującej
dziecko jak ukochaną wnuczkę.
Czas biegł nieubłaganie, mała Ania miała już trzy latka i była prześlicznym, grzecznym
dzieckiem, radością matki i starszych państwa, którzy stroili ją
i rozpieszczali, a także zapowiedzieli Stefanii, że kiedyś Ania
odziedziczy po nich cały majątek. To były chyba najpiękniejsze
lata w krótkim życiu Stefanii. Była szczęśliwa, żyjąc w domu swych
opiekunów bez trosk i mogła cieszyć się swoją ukochaną
córeczką, do której była namiętnie przywiązana. W 1918 roku,
jeszcze w czasie walk na froncie, wybuchła pandemia grypy, zwanej
później „hiszpanką”. Była to choroba niezwykle groźna i zabijała,
przeważnie młodych i dzieci. Zmarło na nią więcej ludzi, niż
żołnierzy poległych na wojnie. Umierały całe rodziny, lekarze,
pielęgniarki, księża, w końcu zabrakło miejsc na cmentarzach. Na
szczęście w Polsce grypa trwała krótko, bo tylko od września
1918 r. do stycznia 1919 r. Ale i tak jej ofiarami stało się
tysiące ludzi.
![]() |
foto. Ciekawostki historyczne. |
Mała Ania zachorowała pewnej jesiennej nocy i po dwóch dniach cierpień
odeszła. Stefania była bliska obłędu, krzyczała nieludzkim
głosem całymi godzinami, przeklinając Boga i swój los. Starszych
państwa także ogarnęła rozpacz, tym bardziej, że zaraz po małej
zachorowała starsza pani i nazajutrz już nie żyła. Na pogrzebie,
przy dużej czarnej trumnie, stała mała, biała
trumienka dziewczynki, cała zasypana kwiatami.
![]() |
Pogrzeb ludzi zmarłych na "hiszpankę". |
Wyzdrowiawszy,
Stefania zaczęła pracować u grabarza za darmo, pragnąc mu się
zrewanżować za ratunek w chorobie. Kosiła trawę, sadziła kwiaty
na grobach, a także, pomagała w domu, ucząc dzieci grabarza pisać
i czytać. Czasami chodziła do kaplicy, aby pomóc ułożyć
zmarłego do trumny, czy zapalić świece.
Pewnej nocy grabarz zauważył, że zapomniano zgasić w kaplicy gromnice, stojące w pobliżu trumny. Mogły spowodować pożar. Kazał więc Stefanii iść do kaplicy i gromnice pogasić. Poszła. Nie lękała się umarłych, bo już niczego się nie bała.Trumna była otwarta i leżał w niej porucznik niemiecki, który zastrzelił się z rozpaczy, kiedy zerwała z nim narzeczona. Stefania pochyliła się nad nim i zobaczyła, że jest bardzo młody i piękny. Ranę na głowie miał zakrytą bandażem, spod którego wymykała się ciemne gęste włosy. Stefania delikatnie, jakby obawiając się go obudzić, położyła mu dłoń na czole i powiedziała głośno.
Pewnej nocy grabarz zauważył, że zapomniano zgasić w kaplicy gromnice, stojące w pobliżu trumny. Mogły spowodować pożar. Kazał więc Stefanii iść do kaplicy i gromnice pogasić. Poszła. Nie lękała się umarłych, bo już niczego się nie bała.Trumna była otwarta i leżał w niej porucznik niemiecki, który zastrzelił się z rozpaczy, kiedy zerwała z nim narzeczona. Stefania pochyliła się nad nim i zobaczyła, że jest bardzo młody i piękny. Ranę na głowie miał zakrytą bandażem, spod którego wymykała się ciemne gęste włosy. Stefania delikatnie, jakby obawiając się go obudzić, położyła mu dłoń na czole i powiedziała głośno.
-
Och, ty dzieciaku. Taki jesteś śliczny i taki głupi!
Pogładziła
zmarłego po lodowatym policzku, zgasiła świece i wyszła.
U
grabarza pracowała ciężko ponad rok. W tym czasie siostry
powychodziły za mąż i odeszły z domu, spod tyrańskiej władzy
rodziców. Najstarsza Maria, kobieta bardzo piękna, ale chora na
gruźlicę, wyszła za mąż za oficera KOP-u, służącego na
granicy z Niemcami, koło Międzychodu, w przepięknej okolicy, nad
Wartą. Strażnicę graniczną otaczały wielkie,
gęste lasy. Maria, chorowita i delikatna, nie mogła sobie poradzić z dużym domem i małą córką. Miała bardzo dobrego męża,
lecz go nie kochała, zmuszona przez rodziców do poślubienia go,
kiedy wdała się w romans ze znanym malarzem, który jednak nie miał zamiaru
zmienić dla niej swego kawalerskiego stanu. Po wielkiej miłości,
pozostał Marii, tylko jej piękny portret wiszący w saloniku.
![]() |
Szwadron Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) |
![]() |
Koszary Baonu KOP. |
![]() |
Krzyż Złoty Orderu Virtuti Milotari |
Kapitan
W. służył w KOP-ie na Polesiu w pobliżu granicy ze Związkiem
Radzieckim. Młoda mężatka stworzyła w modrzewiowym dworku,
prawdziwy dom, bardzo ciepły i gościnny. Małżeństwo
miało kilkoro dzieci i było zgodną, kochającą się
rodziną. Ponieważ rodzice już nie żyli, Stefania nawiązała kontakt z całą rodziną, zapraszają ją do siebie. Piorun uderzył 17 września 1939 r., kiedy na ziemie wschodnie
Rzeczypospolitej wkroczyła Armia Czerwona.
Już w lecie, mąż Stefanii odesłał ją i dzieci, do rodziny w
Poznaniu sądząc, że tam Niemcy nie dojdą. Pomimo oporu Stefanii,
nie chcącej rozstawać się z mężem, kapitan zmusił żonę, żeby
wyjechała. Rozpoczęła się wojna i
bohaterska walka polskiej marynarki wojennej na błotach pińskich. Kapitan W. broniąc strażnicy, poległ śmiercią
żołnierza. Stefania nigdy
już nie wróciła do swego modrzewiowego dworku, gdzie była taka
szczęśliwa u boku ukochanego. Pozostała na stałe w Poznaniu i szczęśliwie
przeżyła wojnę. Pomimo rozpaczy po śmierci męża, potrafiła
stworzyć swoim dzieciom dobry, radosny dom. Nigdy jednak nie powiedziała nikomu, kto był ojcem Ani. Tę tajemnicę zabrała z sobą do grobu.
![]() |
17 września 1939 r. |
Mama
spotkała ją, będąc w Poznaniu u rodziny w latach
sześćdziesiątych. Stefania była już staruszką o srebrnych
włosach i słodkim uśmiechu.
-
Pokaż mi zdjęcie swojego dzieciaczka. - poprosiła.
Mama
wyjęła moją fotografię.
-
O, masz taką śliczną córeczkę. - pochwaliła starsza pani.
-
W przyszłym roku przyjadę do Poznania i przywiozę ją z sobą.
- Ja chyba już tego nie doczekam, moje dziecko.
-
Ależ cioteczko, proszę tak nie mówić. Ciocia jest nam wszystkim potrzebna!
- zawołała przestraszona Mama.
Niestety, Stefania, siostra matki Mamy, niecały rok po tej rozmowie zmarła. Usnęła na
wieki we śnie, cicho i spokojnie, tak jak żyła. Opłakiwało ją
bardzo wielu ludzi, ale potem zwyczajnie zapomniano o jej dziejach.
Cóż, to była przecież taka zwykła historia.