Fragment mojej książki "Kochankowie Burzy"
Nina pamiętała,
że muzyka była dla Fryderyka Chopina wyrazem uczuć, a samo
„Larghetto” odbiciem jego wzruszającej, młodzieńczej miłości
do panny Konstancji Gładkowskiej. Postanowiła więc zagrać tę
część koncertu specjalnie dla Aleksa, aby opowiedzieć mu muzyką
to, czego nie śmiała wyznać słowami. Chciała dać z siebie
wszystko, więc poprawiła się na taborecie i skupiła uwagę,
powtarzając w myśli części kompozycji. Lecz od pierwszego akordu
as-dur natychmiast zapomniała o wszystkim, oddając się całkowicie
muzyce. Przymknęła powieki, a jej delikatna twarzyczka przybrała
wyraz natchnienia i powagi.
Za oknami zapadł
zmierzch i salon tonął w półmroku. Płomienie świec chwiały się
w lekkich podmuchach wpadających przez otwarte drzwi na
taras. Spoza wzgórz wytoczył się księżyc, sunąc wolno i blednąc
w miarę wznoszenia. Na korony drzew spłynęły kaskady
kryształowego światła, zamieniając park w świat bajkowej ułudy.
Z pobliskiego stawu odezwały się chóry żab, a pomiędzy gęstymi
liśćmi zamigotały tysiące drobniutkich światełek, unosząc się
nad krzewami i kielichami kwiatów. Maleńkie świetliki rozpoczynały
nocne pląsy, przenosząc się z miejsca na miejsce niby iskierki
ognia. Promienie księżycowego światła sunęły po ścianach
salonu, srebrząc i ożywiając martwe twarze portretów. Duże
włochate ćmy krążyły uporczywie nad płomykami świec, opalając
skrzydła i ginąc w roztopionym wosku.
W ciszy rozległy się
delikatne, pieszczotliwe, omdlewające tony fortepianu. Było to
wyznanie naiwnej, egzaltowanej miłości szukającej jakiegoś
ujścia i znajdującej je w muzyce. Po słodkiej lirycznej części
„Larghetto” nastrój nagle się odmienił. Spod palców pianistki
wybuchnęły gwałtowne, porywające akordy, wypełniając muzyką
każdy zakątek sali. Dłonie Niny przebiegały klawiaturę w
piorunujących pasażach, a czarowna kantylena umilkła, stłumiona
burzliwym, przejmującym głębią uczucia wyznaniem miłosnym Spod
rzęs obserwowała siedzącego w cieniu Aleksa i nie widząc jego
twarzy, pewna była, że w tym momencie patrzy on na Paulę.
Świadomość tego napełniła jej serce cierpieniem. Namiętnymi
dźwiękami „Larghetta” opowiadała mu o swojej
nieodwzajemnionej miłości i tęsknocie budzących się zmysłów.
Potężnymi akordami rzucała mu wyzwanie tak zuchwałe, że dusza w
niej truchlała, a policzki płonęły wewnętrznym żarem.
Narastające lawinowo dźwięki muzyki zdawały się wołać,
rozpaczliwie błagać i skarżyć się przejmująco. Raz jeszcze
pasaże, jak grzmot, przebiegły całą klawiaturę i stopniowo
milkły, rozpływając się znowu w słowiczych trylach.
Zamiast akompaniamentu
orkiestry i cichego glissanda skrzypiec, coraz głośniej szumiał
wiatr, a gdzieś daleko poza górami gromadziły się burzowe chmury.
Uczyniło się niezwykle duszno i parno. Na krańcach horyzontu niebo
przeciął jaskrawy zygzak błyskawicy. Po niej rozległ się cichy
pomruk gromu, a w krzakach jaśminu rozświergotały się ptaki
obudzone ze snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz