Kraj mający niewiele tradycji, narzuca nam, mającym tysiącletnią kulturę, swoje tanie, komercyjne zwyczaje. Bo w Stanach Zjednoczonych Boże Narodzenie to przede wszystkim wielkie żarcie, indyk i sałatka jarzynowa, oraz placek z jabłkami, choinka i prezenty, w oświetlonym jaskrawo domu. No i kolędy przy których się tańczy!
Całą okupację w domu dziadków przebiedowaliśmy, żyjąc z dnia na dzień. Nasz dom mający dwanaście pokoi, pełen był krewnych i gości, którzy uciekli z kresów wschodnich i na czas wojny osiedlili się u dziadków. Na szczęście zaraz po zakończeniu wojny wyjechali i zostaliśmy nareszcie sami. Rzeszów został wyzwolony we wrześniu 1944 r. więc święta Bożego Narodzenia przypadały w czasie wojny, toczącej się jeszcze w Europie i na świecie.
Babcia Pela, oświadczyła, że po tylu latach głodówki, święta muszą być syte. Mówiąc to, popatrzyła znacząco na dziadzia Tadeusza. Skrzywił się, jak po occie, ale zdjął ze ściany oryginalny obraz Fałata, przedstawiający polowanie i postanowił go sprzedać. W czasie swej młodości, dziadek uczęszczał do Akademii Krakowskiej i z różnych okazji otrzymywał w prezencie obrazy od słynnych kolegów. W okresie okupacji, sprzedawaliśmy niektóre z nich, żeby przeżyć. Tym razem padło na Fałata.
Na dobre interesy zawsze jest czas. Wiedzieli o tym ówcześni handlarze, robiąc kokosowe interesy i zbijając fortunę. Jeden z takich handlarzy, upatrzył sobie naszego Fałata i dawał bardzo dobrą cenę. Naturalnie każdy wiedział, że gdy skończy się wojna, on sprzeda obraz za wielokrotnie wyższą cenę. Mniejsza z tym, dziadzio otrzymał pieniądze, a babcia postanowiła urządzić święta z prawdziwego zdarzenia. W domu zaczął się ruch. Ponieważ wtedy wszystkiego brakowało, rodzina stawała na głowie, żeby zdobić coś do jedzenia. Wszystkie ciocie zajęte były gruntownym sprzątaniem, bo służącej już nie mieliśmy.
W Adwencie nie wolno nam było głośno krzyczeć, czy się wygłupiać, pod groźbą klapsa. Wieczorami zbieraliśmy się w saloniku, babcia siadała przy fortepianie i grała pieśni adwentowe, które chórem wszyscy śpiewaliśmy. Z tamtych czasów pamiętam starodawną pieśń: „ Rorate coeli desuper, et nubes pluant justum.” Niebiosa, rosę spuście nam z góry.” A także: Spuście nam na ziemskie niwy, Zbawcę niebios obłoki”. W Adwencie, nie grano żadnych innych utworów, prócz tych pobożnych, częściej chodziło się do kościoła na nauki adwentowe.
Nareszcie nadchodziły święta. Kolejarze, koledzy Ojca, przytaskali wielką choinkę, która stanęła w salonie, a cały dom zapachniał lasem. Z kuchni unosiły się jakieś cudowne zapachy, zupełnie nam nie znane z czasów okupacji. Razem z Danusią, podawałyśmy kolorowe bombki, wyjęte w wielkich pudeł przechowywanych na strychu, srebrne łańcuchy, robione przez długie wieczory przez wszystkie ciocie i Mamę. Wtedy, większość ozdób choinkowych robiono ręcznie, kupowało się tylko bombki. Kiedy na szczycie drzewka Ojciec zawiesił Gwiazdę, choinka była ubrana. Jeszcze tylko na gałązkach mocowano świeczki, a babcia zawieszała małe pierniczki i cukierki.
Nie wyobrażała sobie, że ta piękna, stara porcelana, zostanie rozbita na drobne kawałki, a srebro stołowe ukradzione przez UB-owców, w czasie aresztowania cioci Stasi. Nasza jadalnia była stylowa, wysokie krzesła z poręczami, otaczały wielki okrągły stół, nad nim wisiał kryształowy żyrandol. W amfiladzie, szklane rozsuwane drzwi do salonu, były szeroko otwarte i widać było przez nie choinkę, całą błyszczącą od ozdób. Ciocia Mania już zapalała na niej świeczki. Na stole stały półmiski z karpiem w galarecie, z dwoma rodzajami śledzi, w oliwie i w śmietanie, z jabłkiem i cebulką, a także sałatki. Na środku duży czteroramienny srebrny świecznik z płonącymi białymi świecami, a pod nim na kryształowym spodeczku białe opłatki. Tradycyjne, postawiono jedno nakrycie więcej i jedno krzesło było nie zajęte. Cztery srebrne świeczniki także zostały potem ukradzione przez UB-owców.
Ciocia Mania wzdychała cicho, wspominając swego narzeczonego, poległego w 1939 r w czasie bombardowania. Babcia przypominała, że w Boże Narodzenie 1938 - 1939, obchodzone na kresach w naszym Olesinku, zjechało ponad pięćdziesiąt osób z rodziny, jakby przeczuwając, że to już ostatnie takie święta przed wybuchem wojny.
Siedzimy, słuchając muzyki i zajadając się słodkościami. Dziadek wstaje z fotela i powiada, że czas na Pasterkę. Ubieramy się bardzo ciepło, bo noc jest mroźna i wychodzimy z domu. Lodowate powietrze aż zatyka i muszę podnieść kołnierz mego futerka, żeby się nie przeziębić. Mama bierze mnie za rękę i podtrzymuje, kiedy wpadam do zasp śnieżnych koło domu. W wigilię nie ma dorożek, musimy iść piechotą do kościoła, a to kawałek drogi.
Stoję przy ławce i przypatruję się wspaniałemu ołtarzowi z figurą Matki Boskiej Rzeszowskiej. Za chwilę rozpocznie się Pasterka i do kościoła przychodzi coraz więcej ludzi. Odzywają się organy i z zakrystii wychodzą zakonnicy, by odprawić nabożeństwo. Wszędzie światła, wszędzie gałązki choinki, a w pobliżu ołtarza Szopka. W czasie Poniesienia ludzi padają na kolana i głośno modlą się za walczących na wszystkich frontach Polaków, synów, braci, mężów, błagając Boga, aby pozwolił im przeżyć i wrócić do domów. Modlimy się za więźniów w obozach koncentracyjnych, bo zostaną oni wyzwoleni dopiero za kilka miesięcy. Modlimy się wreszcie za poległych i pomordowanych w czasie okupacji. Organy grają: „ Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”… a ludzie śpiewając głośno płaczą.
Witam goraco i z calego mego serca dziekuje za te mile wspomnienia czasow, ktore juz takie jak opisujesz nie wroca. mamy niby to Swieta Bozego Narodzenia, a po prawdzie ludu naszego zatracenia. Jako dziecko obchodzilo sie te swieta skromnie, lecz rodzinnie. Obecnie mamy suto zastawione stoly, a pustke w sercach, tesknote,i samotnosc. Nie o takich czlowiek marzyl i snil. Tak, siedze sobie w mym domku z moimi pieskami i wspomnieniami, jak dlugo jeszcze? Nie wiem, jak Bog pozwoli, gdyby nie internet to zadnego kontaktu by sie z rodzina w obecnym czasie nie mialo. Przeszlam moja droge krzyzowa przez ostatni okres, obecnie jest wszystko OK. Tyle o sobie, i moim dlugim milczeniu. Cieszy mnie to, ze dalej jestes aktywna tu na blogu, i w zyciu codziennym mam nadzieje, ze jestes w dobrej kondycji zdrowotnej inaczej by ie bylo tak pieknie i serdecznie opisanych Swiat Bozego Narodzenia. Zycze z calego serca duzo zdrowia w nadchodzacym roku 2021, oby byl troche lepszy jak obecny. Postaram sie byc troche wiecej prezent na blogu Twoim. Czyta sie go z wielka ciekawoscia " co dalej" Zycze ta droga mile spedzonych reszte Swiat i duzo serdecznych i milych chwil w pozegnaniu starego jak i powitaniu Nowego Roku z wielka niewiadoma, gdyz ten co odchodzi, nie ma juz tajemnic przed nami prawda? Jeszcze raz wszystko co najlepsze zyczy Malgosia ze Slaska.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale przez dłuższy czas nie zaglądałam do komentarzy i Twój post przegapiłam. dziękuję za miłe słowa i życzenia. Wzajemnie życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 2021. Wszystkie święta obecnie spędzam sama. Ja niestety nie czuję się dobrze, bo mam kłopoty z sercem, a trafienie obecnie do lekarza, graniczy z cudem. Jedynie prywatnie można liczyć na lekarską poradę. Mimo wszystko staram się trzymać, bo pragnę wydać moją drugą książkę, a z tym zawsze są kłopoty. Pięknie pozdrawiam i zapraszam na mój blog.
OdpowiedzUsuń