czwartek, 24 grudnia 2020

Pasterka w Powstaniu Styczniowym 1863 r. Fragment powieści "Kochankowie Burzy"

 

Łysica zimą. Góry Świętokrzyskie.
 

 Nad osadą, ze wszystkich stron wtuloną w Puszczę Jodłową, wznosił się ciemny i maje-statyczny masyw Łysicy. Ponad szczytami drzew ukazała się przysadzista wieża klasztorna, zwieńczona obłym hełmem. Sam klasztor w Świętej Katarzynie– warowny – otaczały stare mury obronne, wsparte na potężnych przyporach. Niegdyś, w czasie najazdów Litwinów i Krzyżaków, mógł służyć jako schronienie. Sanie zatrzymały się przed renesansowym portalem. Obie damy wysiadły, przeszły arkadowy dziedziniec i weszły do już pełnego ludzi kościoła. Przed wielkim ołtarzem zasiadała szlachta, a za stallami, w ławkach i pod chórem kłębił się tłum chłopstwa – mężczyzn w baranich kożuchach i kobiet w barwnych chustach na głowach. Pomiędzy znajomymi Nina dostrzegła słodką twarzyczkę Zosi, zaledwie widoczną spod kuniego kapturka. Obok siedzieli Wąsoccy, pragnąc ten szczególny wieczór spędzić w pobliżu Stasi. Przyjechała panna Kazimiera z Porajów, a nawet Dorota Biecka ze swoim wąsatym amantem.

 

Klasztor i kościół w Świętej Katarzynie.
 


Umieściwszy Mirę przy Siekielskich, Nina wdrapała się na chór i usiadła przy organach. Organista znał ją dobrze, bo często grała w czasie nabożeństw. Zakrzątnął się, zapalając kilka świeczek nad klawiaturą, sam stanął przy miechach. Odwróciła się i spojrzała w dół na zbity tłum, stojący ciasno, głowa przy głowie, od chóru aż do ołtarza. Z górskich wiosek zjechało chłopstwo, wierząc w cudowną moc patronki kościoła, której figurka stała na głównym ołtarzu. Podobno wyrzeźbiono ją w cedrowym drewnie i przywieziono aż z Cypru, czy nawet
z Algieru. W rękach Świętej Katarzyny migotało złote koło i miecz, symbole jej męczeńskiej śmierci.

W kościele było przeraźliwie zimno. Pomimo to, wszyscy mężczyźni stali z obnażonymi głowami. Rozległ się dzwonek i z zakrystii wyszedł ksiądz, ubrany w ornat narzucony na fu-tro. Nina położyła dłonie na klawiszach i potężny głos organów zagłuszył szmer ludzkich głosów. Kiedy ucichła muzyka, rozległ się szelest kobiecej sukni i w promieniu światła pojawiła się uśmiechnięta twarz Jadwigi. Pocałowała Ninę w policzek i stanęła obok niej, spoglądając w stronę ołtarza i czekając, aż ksiądz da jej znak, że może zacząć śpiewać.

Nie wiesz, Nino, o której oni przyjadą? – odezwała się szeptem.

Spodziewam się męża dopiero nad ranem. Cieszysz się, Jadziu?

O tak! Nie mogę doczekać się Artura. Ostatnio rzadko pisał do mnie, dopiero teraz się odezwał, zapewniając mnie, że w bitwie nic mu się nie stało. No, powiedz, czy to nie wstyd, żebym nie mogła zaprosić na święta narzeczonego do domu i przedstawić go rodzicom?

Istotnie, to bardzo przykre. Ale jak wiesz, pan Artur jest zawsze mile widziany w Makowie. Kazałam mu już przygotować pokój i spotkacie się, jak jutro rano przyjedziesz. – Nina urwała, bo ksiądz przy ołtarzu zaśpiewał mocnym głosem:

Sicut in serat in principio, et nunc, et semper, et in seacula seaculorum. Amen.” – Modlitwom księdza wtórowały łagodnym pomrukiem organy. Po Ewangelii i kazaniu ksiądz zaintonował:

W żłobie leży, któż pobieży. Kolędować Małemu.”

Wnętrze kościoła św. Katarzyny.
 

Ogromny chór głosów podchwycił kolędę tak potężnie, że aż zadrżały stare mury świąty-ni. Pasterka była bardzo długa i Nina zaczęła się niecierpliwić, mając cichą nadzieję, że po powrocie do domu powitają ją ramiona męża. Dopadła ją ogromna, aż bolesna tęsknota za jego bliskością, dotykiem rąk, niskim ciepłym głosem, pieszczotą ust. Po jego odjeździe bez pożegnania, długim milczeniu i obawie, że on nigdy nie wybaczy jej rozpaczliwego kłamstwa, dziś nareszcie będą mogli nacieszyć się sobą i szczerze porozmawiać. A wzajemne przeprosiny z pewnością będą rozkoszne i gorące. Oczekiwała na tę chwilę z utęsknieniem. Przed wyjazdem z domu, poleciła solidnie ogrzać pokój Tomka i postawić tam świeże kwiaty. Dała służbie do zrozumienia, że od tej chwili chłopiec ma być traktowany z szacunkiem należnym paniczowi! Wiedziała, że Aleks będzie jej za to bardzo wdzięczny.


 

Przymknęła powieki, przywołując w pamięci obraz męża. Wyobraziła go sobie tak plasty-cznie i realnie, jakby stał tuż obok niej. Przez jedno mgnienie oka wydało się jej, że napraw-dę widzi jego wysoką postać w szarej powstańczej kurcie i uległa złudzeniu, iż czuje na ustach jego mocny pocałunek. Zobaczyła wyraźnie jego twarz, bursztynowe oczy, patrzące na nią z miłością i uśmiech na wargach. Jasne włosy wymykały się mu spod konfederatki.

Westchnęła i odruchowo wyciągnęła do niego obie ręce, wymawiając szeptem jego imię. Ale obraz stawał się z każdą chwilą coraz bardziej mglisty od łez, spływających z oczu, a potem rozwiał się i zniknął, bo przecież istniał tylko w jej wyobraźni. Zatopiona w marzeniach, nie zwróciła uwagi, że ksiądz skończył modlitwę i obejrzał się zdumiony, nie słysząc organów. Podskoczyła nerwowo, gdy poczuła na ramieniu rękę Jadwigi.

Co tobie, Nino? – spytała, poruszona dziwnym wyrazem twarzy przyjaciółki. – Wyglą-dasz, jakbyś ujrzała ducha!

Nina potrząsnęła głową i zamrugała powiekami, jakby budziła się z uroczego snu. Opanowała się i już do końca pasterki nie pozwoliła sobie na roztargnienie. Pod koniec nabożeństwa, ksiądz spojrzał w stronę chóru i skinął głową. Nina zagrała przygrywkę, a Jadwiga, zaczerpnąwszy pełną piersią powietrza, wysokim, ślicznym głosem zaśpiewała:

„Bóg się rodzi moc truchleje, Pan niebiosów obnażony”.


 

Organy akompaniowały śpiewaczce w majestatycznym tempie poloneza. Ta przepiękna kolęda, pełna patriotycznego patosu, z cudownymi natchnionymi słowami poety Franciszka Karpińskiego i muzyką, będącą podobno polonezem koronacyjnym króla Stefana Batorego lub Władysława IV, stała się wkrótce najpopularniejszą kolędą polską. A kiedy Jadwiga z uniesieniem zaśpiewała: 

„Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”, 

to na tej pasterce, odprawianej w kończącym się wkrótce roku 1863, zapału, krwi i łez, nadziei, oraz straconych złudzeń, rozległ się w kościele taki płacz, taki krzyk o zmiłowanie, że nawet ksiądz przy ołtarzu zapłakał i rzuciwszy się na kolana, modlił się żarliwym szeptem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz