18.01.2014 r.
W
tym miesiącu nie mam weny do pisania. Dokucza mi ból gardła i ucha. Mam
niepokojącą diagnozę dotyczącą wzroku. Oj, coś ten rok rozpoczyna się dla mnie
niekorzystnie. Nie miałam zamiaru zasiąść do laptopa, ale znowu usłyszałam coś,
co mną wstrząsnęło.
Oto
sąd obiera dziecko rodzicom. Rodzina patologiczna, pijacy, narkomani? Nic
podobnego. Odebrano im dzieci, bo rodzice są ubodzy! Jezus Maria, i to jest powód do odebrania
dzieci? Coraz częstsze przypadki lekkomyślnego odbierania dzieci rodzicom,
zaczynają mi przypominać naszych zachodnich sąsiadów, gdzie Polakom odbierane
są dzieci pod byle jakim pozorem.
Pytam,
kto zawinił, że rodzina ta jest uboga? Kto jest winien, że ojciec czy matka,
nie znajdują pracy we własnym kraju? Znowu w pamięci pobrzmiewa ponury fragment
wiersza Marii Konopnickiej: „O ziemio polska, ty tak bogata, że wyżywić
mogłabyś pół świata.
A dla własnych dzieci nie masz chleba?”
Poetka pisała
te słowa w dziewiętnastym wieku, lecz widać niewiele się u nas zmieniło
od tamtego czasu. Tyle, że nasi panowie, reprezentujący naród w Sejmie i
Senacie, nie czytają poezji
Konopnickiej. Zresztą niewiele w ogóle czytają, bo po co, nikt im za to nie
płaci! Ale wracam do tematu. Uważam, i z
pewnością ludzie myślący rozsądnie przyznają mi rację, że Opieka Społeczna
działa u nas zdecydowanie nieskutecznie. Jeżeli są rodziny ubogie i
wielodzietne, to zamiast odbierać im dzieci, w pierwszym rzędzie należy
zapewnić im zasiłek w takiej wysokości, aby stać było tych ludzi na zapewnienie
potomstwu odpowiedniego standardu. Państwo odebrało obywatelom szansę zapracowania
na życie, likwidując zakłady pracy i sprzedając je za przysłowiowe grosze w
prywatne ręce. A prywatnemu właścicielowi, zależy przede wszystkim na zysku,
kosztem jak najmniejszego zatrudnienia. Odbierając dzieci ubogiej rodzinie, rządzący karzą obywateli za swoje
grzechy i marnują społeczne pieniądze, opłacając Dom Dziecka, czy zastępczą
rodzinę, zamiast tymi pieniędzmi
wspomóc rodziców! Czy ktoś z rządzących myśli?
Niemal
codziennie przechodzę koło mojej ukochanej szkoły na Tyrankiewiczów, do której
w młodości uczęszczałam. Idąc ulicą Dzieci Wrześni, widzę stale za kioskiem
Ruchu, palących lub ćpających chłopców i dziewczęta. Zastanawiam się, komu
zależy na tym, żeby nasza młodzież wyrastała na zdegenerowanych osobników?
Dlaczego na przerwach szkolnych zezwala się dzieciom na wyjście z budynku
szkoły? Mogę się założyć, że na ulicy, w jakimś kącie, czyhają na nich dilerzy,
sprzedając działki narkotyków! Nie wiem, policja posyła tam swoich agentów
antynarkotykowych? Obawiam się, że nie.
Kiedy
ja chodziłam do tej szkoły, to punktualnie o godzinie ósmej, dozorczyni
zamykała drzwi wejściowe na klucz, a ze szkoły można było wyjść jedynie, na
podstawie przepustki podpisanej przez dyrektora! W czasie przerw, uczniowie
wychodzili w lecie na dziedziniec wewnętrzny szkoły i bawili się, lub mieli
ćwiczenia sportowe pod okiem pedagogów, a w zimie biegaliśmy po korytarzach,
także obserwowani przez nauczycieli. Nie było mowy, żeby ktoś chodził sobie
swobodnie, gdzie chce.
Do
jedenastej klasy dziewczęta nosiły
warkocze, lub krótko ścięte włosy, mundurek lub spódniczkę i bluzeczkę,
a z biżuterii tylko zegarek lub małe kolczyki. Nie wyobrażam sobie, żeby któraś
miała wymalowane paznokcie, lub nieumyte włosy, wiszące prostymi strąkami wokół
głowy. Albo, że jakiś chłopiec przyszedł
do szkoły z ogoloną na łysonia głową, lub irokezem. Szkoła była i powinna być
nadal miejscem, gdzie obowiązywało godne zachowanie i dyscyplina, a wychowawca
klasy był pierwszym po Bogu! Dyrektora obawialiśmy się panicznie!
Obecnie
naśladujemy niewolniczo wzory uczelni amerykańskich, które de facto, niewiele
się różnią od doskonale prosperujących domów publicznych. Młodzież jest tam
zdeprawowana i nie mająca żadnych hamulców. Widzimy to na filmach i wprowadzamy
te niechlubne zwyczaje u nas. Mamy już skutki. Dwunastoletnia dziewczyna jest w
ciąży, a ojcem zostanie starszy o rok chłopak!Horror!
Pamiętam,
że w okresie, kiedy ja chodziłam do szkoły, tylko raz wydarzył się podobny
przypadek. W ciążę zaszła szesnastoletnia uczennica ze starszym o kilka lat
chłopcem. To był skandal, o którym my, młodsze dzieci, dowiadywaliśmy się tylko
z półsłówek rodziców. Naturalnie, dziewczyna została natychmiast wydalona ze
szkoły z wilczym biletem, (dokument zabraniający dostępu do szkół na terenie
całego kraju. Oj, przydałby się taki bilet i dzisiaj!) i skierowana do Domu Poprawczego o
zaostrzonym rygorze. Rodzice nie chcieli jej znać. Dziecko mogła urodzić, lub
poddać się aborcji.
Jak wspomniałam, takie wypadki były ewenementem.
Chociaż w szkołach nie mieliśmy lekcji wychowania seksualnego, to matki nas
ostrzegały i dziewczęta zdawały sobie sprawę, że gdy powinie się im noga,
zostaną potraktowane z całą surowością. Rodzice sprawią im lanie, a może nawet
wyrzucą z domu. Wylecą ze szkoły i będą miały zmarnowane życie oraz dziecko na
głowie. Na każdym kroku spotkają się z ostentacyjnym bojkotem środowiska.
Chłopcy będą ich unikać jak ognia. To wystarczyło, żeby dziewczęta dobrze się
pilnowały. Takie samo ostrzeżenie dotyczyło chłopców. Zresztą w tych latach
młodzież miała inne zainteresowania i była chowana w o wiele
odpowiedzialniejszy sposób. Ktoś powie, że te metody wychowawcze były mało
pedagogiczne?Jednak młodzieży wychodziły tylko na korzyść. Od dziecka uczono
nas odpowiedzialności za swoje czyny.
Przy
obecnym rozluźnieniu obyczajów i szybszym dojrzewaniu młodzieży, najlepszym
rozwiązaniem byłoby zniesienie szkół koedukacyjnych. W niektórych państwach
zachodnich o wysokiej kulturze, istnieją nadal osobne szkoły dla dziewcząt i
dla chłopców. W Polsce przedwrześniowej takie szkoły były obowiązkowe. Wydaje
mi się, że przy dzisiejszym szalonym rozwoju internetu i łatwości korzystania z
niego, młodzież jest już dostatecznie uświadomiona seksualnie. Można się o tym
przekonać, słuchając rozmów uczennic i uczniów,
prowadzonych swobodnie i bez skrępowania na ulicy!
Jeżeli
Ministerstwo Edukacji nadal będzie patrzyło przez palce, na coraz większą
swobodę seksualną młodzieży w szkołach, to wkrótce przy każdej podstawówce należy założyć żłobek! Jeszcze nie doszliśmy
w Polsce do takiej swobody obyczajów, jak w USA, gdzie matka wręcza nieletniej
córce paczkę prezerwatyw. Zastanawiam się, dlaczego rodzice nie żądają od
Ministerstwa zaostrzenia dyscypliny w szkołach? Pragną prędko dochować się
wnuków?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz