13.06.2014 r.
Jest
piątek, trzynastego, bardzo pechowy dzień. Przekonałam się o tym
dzisiaj, kiedy nie udało mi się załatwić kilku ważnych spraw.
Wobec tego trudno mi się dziwić, że mam podły humor, boli mnie
głowa, a w TVP znowu ględzą o zbrojeniu, więc chcę sobie co
nieco ulżyć. Odnośnie wątku zbrojeniowego, często pojawiającego
się w Wiadomościach, wyobrażam sobie taką scenę:
Synek
zwraca się do mamy:
- Mamo, jestem głodny. Daj mi chleba.
Mama
zakłopotana:
- Nie mam chleba. Pooglądaj sobie telewizję..
Synek
znudzony.
- To daj mi na kino.
Mama
wzdycha:
- Nie
mam pieniążków na chlebuś i kino, synku, bo musimy płacić na
zbrojenia. Ale przegryź sobie granatem, trochę się rozerwiesz!
Nieco
to makabryczne, ale biorąc pod uwagę budżet państwa, naciągnięty
do maksimum, w dodatku z wielką dziurą i gigantycznym zadłużeniem,
rosnącym z każdą sekundą, projekt wydania 800 milionów na
wojsko, wydaje mi się głupotą, żeby nie powiedzieć dosadniej.
Pan minister od wojaków zapewniał naród, że te 800 milionów, to
wcale niewielkie pieniążki, więc niech się rodacy nie kłopoczą.
Hm, niewielkie? Jeżeli zaczniemy wydawać pieniądze na zbrojenia,
to z czego podniesiemy pensje i emerytury, często w 1/3 nie
sięgające tysiąca złotych, czyli nawet nie połowy rzekomego
podstawowego dochodu. Zresztą, co chcemy sobie kupić za te 800
milionów, kupę złomu? Na zbrojenia wydaje się miliardy, setki
miliardów! Ponadto będziemy musieli utrzymywać stacjonujące w
naszym kraju wojska tak zwanych sojuszników, gorąco zapraszanych do
nas przez pana premiera i pana Sikorskiego, bo za darmochę siedzieć
tu nie będą. Więc i śmieszno i straszno!
Zresztą
jechał sęk zbrojenia. Szlag mnie trafia ze złości, na bezduszność
i lekceważący stosunek do obywatela, co niektórych przedsiębiorstw
naszego pięknego miasta. Miałam bardzo poważny problem, z którym
zwróciłam się do pewnego miejskiego zakładu, prosząc o
interwencję. Kulą w płot. Wystosowałam cztery kolejne pisma,
tłumacząc, jak jakiemu przygłupowi, o co mi chodzi. W rezultacie
otrzymałam cztery takie same odpowiedzi, niczego nie wyjaśniające,
prócz tego, że urzędnikom przedsiębiorstwa nawet nie chciało się
przeczytać mego pisma, bo nie zrozumieli o co mi chodzi! Dzisiaj
odebrałam kolejne pismo, w którym niemal dosłownie treść
przypominała poprzednią wypowiedź dyrekcji. Aż zatrzęsło mnie
ze złości i mruknęłam kilka słów, raczej nie nadających się
do druku.
Niegdyś,
obiecywano nam, że jak tylko w Polsce zmieni się ustrój na
kapitalistyczny, to raz na zawsze zniknie biurokracja, podobno
straszna za PRL-u. Guzik prawda! Takiej lawiny papierków, jaką w
tej chwili trzeba wypełnić w urzędach, czy gdziekolwiek, nigdy
poprzednio nie było! Co najdziwniejsze, mamy przecież komputery
wyposażone w twardy dysk, na którym wszystkie dane zostają
zapisane.
Ale
nie! Komputer komputerem, a podkładka papierowa musowo obowiązkowa!
Dobrze, że nie żądają maszynowej kopii. Na te ogromne masy
zużywanego papieru, padają setki hektarów lasów, ale kogo to
obchodzi? Najważniejsze, żeby pani urzędniczka lub pan urzędnik
nie nudził się w pracy i miał co wypełniać. A że interesanta
szlag trafia – trudno. Najwyżej zarobi zakład pogrzebowy, bo
przecież interes musi się kręcić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz