Bolesławiec 15 listopada 2016 r.
Zaczęłam pisać ten artykuł w Święto Niepodległości, ale
przez roztargnienie kliknęłam w blogu „usuń”, a błąd serwera
wymazał go na amen, samą nazwę wprowadzając jako wirusa. Ale
pokuszę się raz jeszcze napisać to, co mi się nasunęło na myśl,
gdy obchodziliśmy narodowe święto.
Rozpoczęła je uroczysta msza z okazji otwarcia Świątyni
Opatrzności Bożej w Warszawie. Z tą Świątynią Opatrzności to
mieliśmy prawdziwego pecha.
J.Matejko. Konstytucja 3 Maja. |
Posłowie Sejmu Czteroletniego, w 1791
roku, w podzięce Bogu, za uchwalenie Konstytucji 3 Maja,
postanowili wznieść kościół pod tym wezwaniem. Opatrzność zastanowiła się nad tym projektem i uznała
widocznie, że skoro Rzeczpospolita nie ma funduszów na uzbrojenie
porządnej 100 tysięcznej armii, ma sprzedajnych hetmanów i wroga
w granicach państwa, to dlaczego zamierza wydawać pieniądze na
budowę kościoła? Po namyśle Opatrzność postanowiła za
wykazaną lekkomyślność, dać Polakom srogą nauczkę. Po klęsce
Maciejowickiej w 1794 r. Polska straciła niepodległość, rozdarta
na trzy zabory.
W czasie Powstania Listopadowego w 1831 r, posłowie Sejmu znowu
zaczęli rozważać projekt wzniesienia świątyni, w podzięce za
trwające powstanie. Lecz widocznie Pan Bóg uznał, że to
stanowczo za wcześnie na dziękczynienie. Chłopi polscy, zamiast
walczyć i bronić ojczyzny, odrabiają pańszczyznę na dworskich
polach, armia jest źle uzbrojona i niewielka, Rząd Narodowy
skłócony, a wróg stoi na granicy państwa.
9 września 1831 roku, wojska rosyjskie pod dowództwem generała
Dybicza okrążyły Warszawę, która musiała się poddać.
Powstanie upadło i rozpoczęła się trwająca 30 lat „noc
mikołajowska”, terror i rządy Paskiewicza.
Minęło sto lat. Po zakończeniu I wojny światowej, Polska
odzyskała niepodległość, okupioną ogromem cierpień kilku
pokoleń, morzem krwi, życiem najlepszych jej synów i łzami
wdzięczności nareszcie wolnego społeczeństwa. Rzeczpospolita,
jeszcze słaba po 123 latach niewoli, potrafiła wznieść się ponad
podziały i w obliczu strasznego niebezpieczeństwa, stawić czoło
wielkiej armii bolszewickiej, niosącej zgubę Europie. Po przeszło
stu latach niewoli, w 1920 roku, odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo.
Ale nie bylibyśmy sobą, gdyby opozycja narodowców, chcąc
pomniejszyć wkład Józefa Piłsudskiego w dzieło odzyskania
ojczyzny, nie przypisała tego zwycięstwa Matce Boskiej, pod nazwą
„Cudu nad Wisłą”.
W. Kossak. Cud nad Wisłą. |
Sejm polski, pragnąc podziękować Bogu za odzyskaną
niepodległość, rozważył projekt budowy świątyni Opatrzności
Bożej, zaniechanej w czasach zaborów. Lecz ponownie Opatrzność
stwierdziła, że jeszcze stanowczo za wcześnie na budowę
kościoła. Wojsko polskie nie posiadało nowoczesnego uzbrojenia.
Dalej używaliśmy koni zamiast samochodów i czołgów. Mieliśmy
świetnych pilotów, lecz brakowało nam samolotów – a przede
wszystkim sojuszników. Tymczasem wróg stał u granic państwa.
Niezbadane są wyroki boskie. 1 września 1939 roku, wspaniale
uzbrojona i nowoczesna armia niemiecka wtargnęła do Polski.
Rozpoczęła się trwająca sześć lat, niewyobrażalnie
przerażająca i krwawa okupacja hitlerowska.
Niemcy łamią szlaban graniczny 1 września 1939 roku. |
Od tragicznego września 1939 roku, minęło 77 lat. Po roku 1989,
podobno staliśmy się państwem wolnym i niepodległym. W odruchu
wdzięczności, duchowieństwo polskie postanowiło nareszcie
wznieść w Warszawie ogromną świątynię Opatrzności Bożej.
Kosztowała społeczeństwo niebogatej przecież Polski, setki
milionów złotych. W 98 rocznicę odzyskania niepodległości
otwarto ją z nadzwyczajnym ceremoniałem, z udziałem najwyższych
władz państwa.
Boję się wyobrazić sobie, jak ten dar przyjęła Opatrzność w
chwili, gdy niewielka armia polska nie ma porządnego uzbrojenia.
Nie mamy bojowych samolotów, śmigłowców, czołgów, ani broni
rakietowej. Nie mamy wcale dowódców, bo cywilni ministrowie nie
zastąpią doświadczonych generałów. Polskie morze jest bezbronne,
bo nie posiadamy floty wojennej, nawet takiej, jaka była w 1939
roku! Nie mamy sojuszników! A być może wróg stoi u granic Polski?
Mamy za to z winy rządu podzielone społeczeństwo, skłóconą
opozycję, oddalającą się od nas zachodnią Europę, oraz młodzież
coraz bardziej ulegającą faszystowskim ciągotkom, za cichym
przyzwoleniem władz. Nie jesteśmy zgodni nawet w to wielkie święto
narodowe i po wysłuchania uroczystego ględzenia, wyruszają dwa, a
nawet więcej pochodów, ponieważ strasznym polskim obyczajem,
kłócimy się i nienawidzimy nawet świętując.
Obserwując maszerujących ONR-owców, aroganckich, bezczelnych, z
emblematami faszystowskimi na piersiach, wrzeszczących zajadle o
wiszących na drzewach komunistach, czerwonej hołocie, lewackich
zdrajcach, którym się poderżnie gardła, i tym podobnych
obiecankach, zastanawiam się, co oni robią na Święcie
Niepodległości?
Wspólczesna polska młodzież |
To nie jest ich święto, ponieważ niepodległość Polski
wywalczyli właśnie czerwoni socjaliści! To PPS – Polska Partia
Socjalistyczna, której przywódcą był Józef Piłsudski, zamachami
bombowymi na dygnitarzy carskich, organizacją Legionów i tworzeniem
Wojska Polskiego, walczyła o tę, „która nie zginęła, póki my
żyjemy!” To ci pogardzani dziś i wyszydzani „czerwoni” stojąc
na szafocie, i mając już powróz na szyi, krzyczeli jak Stefan
Okrzeja: - Niech żyje Polska!
Tych głupich i tępych młodych faszystów, wyparliby się z
pogardą ich rówieśnicy sprzed lat. Wspaniali chłopcy i śliczne
dziewczęta z Armii Krajowej. Oni doskonale wiedzieli co to jest
faszyzm, i jakie straszliwie niesie z sobą zagrożenia. Nie wiem,
dlaczego tak nagle bardzo ogłupiała, zwykle mądra i buntownicza
polska młodzież.
Nieszczęsną tradycję skłóconego świętowania wynieśliśmy z
niechlubnej przeszłości. Pod koniec XIX wieku na ziemiach Polski
obchodzono różne narodowe święta – zwykle osobno. Jeden
pochód maszerował z księdzem na czele, pod biało-czerwonymi
chorągwiami i świętymi obrazami, śpiewają: - BOŻE, COŚ
POLSKĘ! Skupiał miejscową elitę i konserwatywne mieszczaństwo.
W tym samym czasie szedł drugi pochód, pod czerwonymi chorągwiami.
Mając w swoich szeregach inteligencję pracującą, lewicującą
młodzież, robotników i miejską biedotę. Oni z kolei śpiewali
CZERWONY SZTANDAR.
Krew naszą długo leją katy, wciąż
płyną ludu gorzkie łzy.
Lecz wkrótce przyjdzie dzień
zapłaty. Sędziami będziem wówczas my!
Dalej więc, dalej więc wznieśmy śpiew; nasz
sztandar płynie ponad trony.
Niesie on, zemsty grom, ludu gniew.
Wolności rzucając siew.
A kolor jego jest czerwony, bo na nim
robotnicza krew.
Tak więc od pokoleń kroczymy osobno świętując narodowe
uroczystości i rocznice.
Od kilku lat Święto Niepodległości kończyło się obrzydliwymi
zadymami, wrzaskiem i bijatyką. Coś podpalano i coś niszczono.
Jakimś dziwnym trafem tego roku było spokojnie. Nie stwierdzono
bijatyk, nikt nic nie palił i nie rozbijał. PiS obwiniał Platformę
Obywatelską, iż nie potrafiła dopilnować porządku w
ubiegłoroczne święta i dopuszczała do ekscesów. PO zaś
twierdzi, że to PIS organizował te zadymy, żeby 'uprzyjemnić”
życie rządzącym władzom i wykazać ich nieudolność..
Ubiegłoroczny Marsz Niepodległości. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz