Miałam
paskudnego pecha. Właśnie 13 grudnia leżałam w łóżku, powalona
szczególnie silnym i okropnie bolesnym atakiem rwy kulszowej, czyli
lumbago. Byłam dosłownie sparaliżowana i nie mogłam się
samodzielnie poruszać, korzystając jedynie z pomocy Ojca, któremu zwaliło
się na głowę całe gospodarstwo, wraz ze mną. To była chyba
niedziela, bo długo spałam, po przecierpianej nocy. Ojciec w drugim
pokoju włączył telewizor, gdyż zamierzał wysłuchać wiadomości.
Po chwili wszedł do mojej sypialni z bardzo poważnym wyrazem
twarzy.
-
Wiesz, dziecko, - powiedział siadając ciężko na fotelu. - dzieje
się coś złego. Właśnie generał Jaruzelski ogłosił stan
wojenny!
Zgłupiałam,
bo nie miałam pojęcia o co chodzi.
![]() |
13 grudnia 1981 rok. Generał Jaruzelski ogłasza stan wojenny na terenie Polski. |
- Jak to, - wyjąkałam przerażona - mamy wojnę?
-
Nie wojnę, lecz stan wojenny. To nie to samo. Chodzi o ograniczenie
swobód obywatelskich, zebrań, manifestacji i tak dalej. Większość
urzędów i zakładów pracy, a także szpitale, są już pod
kontrolą wojska, zmilitaryzowane. Solidarność zawieszona.
Ojciec
przez dłuższy czas tłumaczył mi, co nas czeka i co wolno, a czego
nie wolno. Wychodziło na to, że niczego nam nie wolno! Byłam
bardzo chora, ale wiadomości było tak niepokojące, że przy pomocy
Ojca zwlekłam się z łóżka i pokuśtykałam do drugiego pokoju,
gdzie był telewizor. Do końca życia nie zapomnę twarzy generała
i otaczającej go scenografii polowego studia. Prezenterzy
telewizyjni ubrani w mundury, wyglądali przygnębiająco i ponuro.
Pamiętam, że miał być tego dnia jakiś przyjemny film, ale de
facto programu nie było, jedynie co jakiś czas emitowano ogłoszenie
o stanie wojennym. Dopiero wieczorem nadano polski film wojenny:
„Czerwona jarzębina” i koniec programu!
![]() |
Ulotka w stanie wojennym. |

Ja należałam do Solidarności i Ojciec obawiał się, żeby nie stało mi się coś złego. Na szczęście byłam zbyt małą płotką, aby władze mną się interesowały. Przez pierwsze dni telefony nie działały.
Poczta i telekomunikacja były pod nadzorem wojska. Potem można było telefonować, lecz zdawaliśmy sobie sprawę, że aparat jest na podsłuchu, bo często samoczynnie się wyłączał.
Stan mego zdrowia bardzo się pogorszył i wezwany lekarz wystawił mi skierowanie do szpitala. Nie mogłam się sama ubrać, nie mówiąc już o chodzeniu. Żeby dostać karetkę pogotowia, która odwiozłaby mnie do szpitala na Tysiąclecia, Ojciec musiał dzwonić do Komitetu PZPR i prosić o zezwolenie na sanitarkę, bo wszystkie środki transportu, także sanitarnego, były już zmilitaryzowane.
Karetka przyjechała po zmroku. Przy pomocy Ojca ubrałam się i spakowałam. Czułam się okropnie, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, bo wydawało mi się, że zanim wrócę do domu, wybuchnie wojna i więcej Ojca nie zobaczę. Żegnałam się z Nim, kryjąc łzy rozpaczy i przeklinając moją chorobę. Dwaj sanitariusze znieśli mnie po schodach i wsadzili do sanitarki. Ruszyliśmy przez zasypane śniegiem i ścięte mrozem ulice. Tego roku zima była prawdziwie ostra. Co jakiś czas mijaliśmy na rogach ulic palące się koksowniki, przy których ogrzewali się
żołnierze uzbrojeni, jak przed bitwą.
Ten widok nie przyniósł mi pociechy i już całkowicie załamana znalazłam się pod szpitalem. Wniesiono mnie do poczekalni, gdzie musiałam niemal godzinę czekać na lekarza. Zdziwiła mnie cisza panująca w szpitalu. Nie słychać było głosów personelu i chorych, korytarze były puste. Doktor był znajomy, bo leczył mnie na korzonki. Przeczytawszy skierowanie, potrząsnął głową.
-
Nie mogę pani przyjąć. - powiedział ściszonym głosem. -
Jesteśmy zmilitaryzowani i jeszcze dziś wypisałem do domu
wszystkich lżej chorych. Zostali tylko ci w najcięższym stanie.
Przepiszę pani zastrzyki, dobre tabletki, dam zlecenie na zabiegi
iniekcyjne w domu, ale do szpitala nie przyjmę. - pochylił mi się
do ucha i szepnął: - Niech pani wraca do domu, bo każdej chwili
może dojść do wybuchu zbrojnego, a wtedy musimy mieć miejsca dla
rannych!
Z jednej strony byłam wstrząśnięta tymi wiadomościami, ale z drugiej strony miałam ochotę doktora uściskać. Wracałam do domu! Sanitariusze wnieśli mnie ponownie do karetki i ruszyliśmy przez ponure miasto pełnym gazem. Ojciec nie wierzył własnym oczom, kiedy zadzwoniłam do drzwi. Widziałam, że o mało nie płakał z radości. Ja także nie posiadałam się ze szczęścia, że nie muszę w tym niebezpiecznym czasie przebywać w szpitalu, z dala od domu.
Z jednej strony byłam wstrząśnięta tymi wiadomościami, ale z drugiej strony miałam ochotę doktora uściskać. Wracałam do domu! Sanitariusze wnieśli mnie ponownie do karetki i ruszyliśmy przez ponure miasto pełnym gazem. Ojciec nie wierzył własnym oczom, kiedy zadzwoniłam do drzwi. Widziałam, że o mało nie płakał z radości. Ja także nie posiadałam się ze szczęścia, że nie muszę w tym niebezpiecznym czasie przebywać w szpitalu, z dala od domu.
![]() |
Grudzień 1981 r. Kopalnia "Wujek". |
Z radia Wolna Europa, płynęły coraz bardziej niepokojace wiadomości. Już w lecie wiedzieliśmy, że przy granicy polsko-niemieckiej i czeskiej, zbierają się wojska. Każdej chwili spodziewaliśmy się, że zacznie się coś dziać. A Rosjan nie trzeba było wzywać, siedzieli w Legnicy!
Z
Wolnej Europy dowiedzieliśmy się o aresztowaniach przywódców
Solidarności, z Lechem Wałęsą na czele. Mówiono o kopalni "Wujek". Doszło tam do rozlewu krwi. Byliśmy
przekonani, że był to zamach na swobody obywatelskie i
przeklinaliśmy WRON-ę, (o ile dobrze pamiętam: Wojskową Radę
Ocalenia Narodowego) a także słuchając rozgłośni Wolna Europa, potępialiśmy wtedy tych, którzy opowiadali
się za wprowadzeniem stanu wojennego. Kościół przyjął postawę wyczekującą, a poźniejszy prymas Polski kardynał Józef Glemp, wzywał do zachowania spokoju.
Święta Bożego Narodzenia
były tego roku bardzo ubogie, bo w sklepach brakowało nawet
podstawowych towarów. Ludzie byli ogromnie przygnębieni. Prezydent
USA Reagan,"solidaryzując" się z polska opozycją, zastosował wobec Polski sankcje, które uderzyły oczywiście nie w
rząd, lecz w prostych obywateli. Między innymi w właścicieli
ferm kurzych! O kurczaku można było sobie tylko pomarzyć.
Polska podzieliła się na tych, którzy byli członkami Solidarności i tych, którzy Solidarności nie popierali. Czasami w rodzinie wybuchały zażarte kłótnie o to, kto ma rację w tym konflikcie.
![]() |
Prymas Polski, kardynał Józef Glemp. |
![]() |
W akcie "solidarności" z Polską, prezydent Reagan nałożył na Polskę sankcje. |
Od
tego czasu minęło 35 lat. Wygasły emocje, a ówcześni przywódcy
nowego, demokratycznego związku zawodowego, który budził tyle nadziei na lepsze jutro, okazali się zupełnie inni, niż wtedy
przypuszczaliśmy, mając ich za bohaterów i męczenników za ideę.
Niestety, nie byli bohaterami, a wielu z nich okazało się zwykłymi
karierowiczami, sięgającymi po władzę.
Z perspektywy upływu przeszło
trzech dekad, zastanawiałam się często, czy generał Jaruzelski
słusznie wprowadził stan wojenny? Wtedy, jako członkini
Solidarności uważałam, że nie. Ale obecnie, obserwując zmiany
jakie zaszły w polityce i w politykach, wywodzących się przecież
właśnie z Solidarności, już wcale nie jestem tego taka pewna.
![]() |
Bo
nie czarujmy się, pod koniec października i na początku grudnia
1981 roku, w kraju zapanował taki chaos, że ani rząd, ani
same NSZZ Solidarność, nie były już w stanie tego opanować.
Niemal każdy zakład pracy uważał za punkt honoru, żeby
zastrajkować. Wiszące na płotach biało-czerwone chorągwie tak nam wówczas spowszedniały, że
dziś już mało kto wywiesza polski sztandar w święta narodowe.
![]() |
Nocami ulice były puste, a światła pogaszone. |
Nie było towaru? A skąd miał znaleźć się w sklepach, kiedy nie było produkcji? Rolnicy należący do Rolniczej Solidarności, także przestali zasilać rynek w produkty. Mało było mleka, przetworów mlecznych, masła i jaj. O mięsie nawet nie wspominam, gdyż był to artykuł deficytowy, a nawet strategiczny. Braki w zaopatrzeniu, spowodowały nagły wzrost spekulacji. Sama widziałam ludzi, jeszcze przed wprowadzeniem kartek, kupujących po kilka worków mąki, kilogramy cukru, dziesiątki konserw i innych towarów spożywczych. Na własny użytek? Nie, na sprzedaż po paskarskich cenach!
Zaczęto wieczorami wyłączać prąd, siedzieliśmy przy świecach.
Nie było czym handlować, bo zakłady produkcyjne stały. Nie było sprzedaży, więc nie rósł dochód narodowy i groziła nam kompletna zapaść. Sytuacja polityczna była napięta do maksimum. Ówcześni sojusznicy patrzyli na nas zezem, obawiając się, że Polacy znowu staną się przyczyną wybuchu trzeciej wojny światowej. A w takim przypadku, Ameryka nie obrzuciłaby nas batonikami Milkyway, ale uraczyła bombą atomową, znając nasze tajemnice wojskowe, sprzedane USA, przez pewnego zapobiegliwego oficera LWP, którego teraz kreuje się na bohatera narodowego, czyli Ryszarda Kuklińskiego.
![]() |
Pomnik Kuklińskiego obrzucony ekskrementami. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz