Naprawdę,
mam już po same uszy tych idiotycznych reklam telewizyjnych, ze
świątecznymi choinkami i kretyńskimi facetami w czerwonych
kubraczkach, brodą z waty i czapce z barankiem. Słuchając muzyczki
amerykańskich piosenek zapominamy, że mamy własne przepiękne
kolędy, które można podłożyć pod te głupawe reklamy. Wszystko
wzięliśmy hurtem od Amerykanów, dla których istnieje tylko
zewnętrzna forma świąt Bożego Narodzenia, bez wnikania w ich
prawdziwy sens i treść. Pod tym względem jestem konserwatystką i
chcę mieć święta od 24 grudnia, a nie powiedzmy, od 10 listopada!
Nie wiem dlaczego, lecz za zwyczaj prezenterzy mówiący o zmarłym
dostojniku, zawsze gadają jakieś głupstwa. Pamiętam, że kiedy
umarł Bierut, spiker sławiący w radiu jego zasługi zaręczał,
iż fedrujący tego dnia górnicy, widzieli ducha zgasłego wodza
narodu, jak dodawał im sił do pracy!
Tylko patrzeć, a mógłby być
wyniesiony na ołtarze, razem z Matką Boską Marksistowską! Amen.
Z
okazji pogrzebu Busha, prezydenta USA, usłyszałam w TVN-ie
opowiastkę o tym, jak to Amerykanie do złudzenia przypominają
starożytnych Rzymian, a nawet sami siebie uważają za kontynuatorów
rzymskich tradycji. Mówiąca o tym prezenterka tak się zapędziła,
że wpatrując się w obraz Amerykanów żegnających zmarłego,
zawołała z emfazą:
-
O, gdyby nie te współczesne ubiory, można by ich wszystkich wziąć
za rzymskich senatorów, z patrycjuszowskich rodów!
Amerykanie
rzeczywiście pod pewnym względem przypominają starożytnych
Rzymian. Oni także powiększali swoje imperium, zdobywając ogniem i
mieczem ziemie należące do innych ludów. Z tym, że Rzymianie
nie zamykali mieszkańców zdobytych ziem do rezerwatów! Poza tym w
Stanach Zjednoczonych, podobnie jak w starożytnym Rzymie, większość
głów państwa nie umierała własną śmiercią, lecz ginęła na
skutek zamachu.
Amerykanie
lubią chwalić się patrycjuszowskim pochodzeniem swoich elit, co
jest nie tylko śmieszne ale i dowodzące, że nie rozumieją, co to
słowo oznacza. Była kolonia angielska bardzo zazdrości dawnym
panom ich arystokratycznych korzeni, i na siłę próbuje stworzyć
podobne elity u siebie. Niestety, brakuje im drobiazgu – paru
tysięcy lat angielskiej kultury, oraz starożytnych herbów
rodowych, których nie zastąpią miliony dolarów, zarobionych przez
dziadzia kongresmena, handlującego wódką w czasie prohibicji!
Miałam
ochotę na oglądnięcie filmu w porze obiadowej. Przeniosłam więc
sobie posiłek na stolik naprzeciw telewizora i spożywałam z
apetytem zupę, śledząc akcję filmu. Za długo się tym nie
cieszyłam, bo na ekranie telewizora ukazała się śliczna
dziewczyna i fikając koziołki, z uśmiechem oznajmiła, że teraz jest świeża i swobodna, gdyż opaski nie przeciekają. Na
dowód tego pokapano opaskę higieniczną jakimś ciemnym płynem.
Przełknęłam ślinę i prędko opuściłam uniesioną już łyżkę
z zupą. Po chwili ktoś zaczął reklamować samochody, więc
odetchnęłam i ponownie zaczęłam się pożywiać. Ale
dosyć krótko, bo na ekranie telewizora jakaś miła starsza pani
zwierzyła się mi, jak było jej ciężko, kiedy cierpiała na
nietrzymanie moczu, za to teraz ma lek i już może żyć normalnie.
Następny obraz przedstawiał młodą panią, która na odmianę
reklamowała majtki dla tych osób, którym jednak lek nie pomógł i
nadal mocz popuszczają!
Oj, niedobrze mi! Zupę wylałam, straciłam
apetyt na drugie danie i przysięgłam sobie uroczyście, nigdy
więcej nie jeść, oglądając program telewizyjny. Doszłam do wniosku, że tego rodzaju reklamy powinno się publikować jedynie w aptekach!
Przełączyłam
program na kanał polityczny, w nadziei, że mają tam inną reklamę.
Faktycznie, reklamy były o innej tematyce, a kiedy się skończyły,
ujrzałam na ekranie męską i stanowczą twarz ministra Ziobro.
Omawiał jakąś sprawę kryminalną, z której wynikało, że
przestępcy słusznie pobili człowieka, który próbował zapobiec
ogromnej aferze finansowej. Początkowo myślałam, że się
przesłyszałam, ale pan minister z mocą podkreślił swoje słowa.
W
tym momencie wszyscy szefowie gangów w Polsce, z radością zatarli
dłonie.
-
Panowie, od dziś mamy prawo lać w mordę każdego popaprańca,
które spróbuje przeszkodzić nam w złodziejstwie. Sam pan minister
nas pochwalił!
Ponieważ
wydawało mi się, że coś pokręciłam, przełączyłam na jakiś
film amerykański – bowiem innych w telewizorze prawie nie ma!
Trafiłam na obraz, kiedy policjant, bohater pozytywny, brał łomot
od bohatera negatywnego, jakiegoś mięśniaka. Po chwili bohater
pozytywny leżał znokautowany na ziemi. Według mojej oceny,
powinien był być natychmiast przewieziony w stanie ciężkim
karetką na sygnale, i wyjść ze szpitala po półrocznej kuracji.
Ale znowu się pomyliłam, bo facet wstał z podłogi i tak dołożył
temu negatywowi, że biedak powiększył grono aniołków.
Wyłączyłam
telewizor, syta wrażeń i szczęśliwa, że nie mamy jakiegoś
narodowego święta. O, wtedy pan prezes Kurski uraczyłby nas
nieśmiertelnym „Znachorem”, albo mutatis mutandis,1
„Trędowatą”, lub kiczem nad kiczami,”Bitwą Warszawską”
na święto wojska. W zależności od humoru pana Kurskiego, mogliby
być jeszcze :„Trzej muszkieterowie.”
Na
miejscu pana prezesa Kaczyńskiego, wylałabym na zbitą twarz pana
prezesa Kurskiego, za zawalenie programu w święto 100-lecia Niepodległości.
W każdej z publicznych telewizji, w to wielkie święto, program był
tak nędzny, zapchany filmidłami z USA, że szkoda było psuć sobie
oczu. Kto jest już znudzony serialami pani Łebkowskiej „M - jak
miłość” i „Korona królów”, największą szmirą wszech
czasów, której nie należy pokazywać młodzieży, powinien czekać
z niecierpliwością na nowy kicz, przepraszam, chciałam powiedzieć
„nowy hit” p.t. „Pilsudski” z panem Szycem w roli głównej!
Głupiej już być nie może. Po
pierwsze, nie lubię tego aktora, który moim zdaniem niezasłużenie
nosi nazwę amanta. Po drugie, pan Szyc tak się nadaje do roli
Marszałka, jak ja na Mao Tse Tunga!
Borys Szyc w roli Piłsudskiego! |
Jedynym
aktorem, który jak nikt potrafił wcielić się w postać
Piłsudskiego, był mój ulubiony aktor pan Janusz Zakrzeński.
Zginał biedak, jak tylu innych wspaniałych ludzi, w katastrofie
smoleńskiej.
Znudzona
i zniesmaczona ponownie wróciłam w telewizorze na kanał
polityczny. Ujrzałam tam prezesa Kaczyńskiego, uwielbianego przez
Polaków mówcę, który z właściwą sobie prawdomównością,
uświadomił narodowi, że obrazy Konstytucji dopuszczali się
członkowie opozycji, w sposób obrzydliwy i niedopuszczalny,
obnosząc się na koszulkach i czymś tam jeszcze, z napisem
Konstytucja! Nawet stojąc przy trumnie wielkiego przyjaciela
Polaków!
Pan
prezes z oburzeniem zawiesił głos, po czym stwierdził, że jest
dobrze, coraz lepiej, a będzie jeszcze gorzej! Liczne, zebrane na
sali grono słuchaczy, obdarzyło mówcę gromkimi oklaskami.
Okrzyków: - Wodzu, prowadź! - nie było.
W
jakiejś książce dokumentalnej przeczytałam kiedyś, że pewna
wielka angielska dama, żona ministra czy kogoś takiego, nie lubiła
seksu. Spytano ją, co robi w chwili, gdy szanowny małżonek spełnia
na niej obowiązek małżeński? Dama odpowiedziała z powagą:
-
Kładę się na wznak, zamykam oczy i myślę o Anglii!
Zapewne
tak też czynią nasi wielcy politycy.
Nie
wypada mi domyślać się, co z tego wychodzi. Tyle, że jeszcze
śmieszniej być może!
1Mutatis
mutandis – dokonawszy niezbędnych zmian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz