17.03.2014 r.
W
ubiegłym tygodniu we wszystkich wiadomościach TVP, różnych stacji, głośno było
o przejściu do PO pana Michała Kamińskiego, który kolejno wycierał siedzenia w
każdej małej, czy dużej partii lub organizacji. Od tych faszyzujących, do
bardziej liberalnych. Pan Kamiński, którego pamiętamy z jego obraźliwych wypowiedzi
o cudzoziemcach, premierze Tusku i PO, i w ogóle o tym, co się nie podobało
PiS-owi dziś staje się ważnym członkiem PO
i z bezczelnym uśmieszkiem spogląda w twarze przyszłych wyborców.
Ponieważ
mam słodką nadzieję, że ktoś zwraca uwagę na moje wypowiedzi, pytam szanownych
czytelników, czy uczciwy i praworządny obywatel, może w przyszłości oddać głos
na podobną kreaturę? Marszałek Piłsudski powiedział:”(…) Tylko ten człowiek
wart nazwy człowieka, który ma pewne przekonania i potrafi je bez względu na
skutki wyznawać czynem(...)”
Konia
z rzędem temu, kto dziś wskaże posła czy senatora o takiej etyce! Obojętnie,
czy to będzie PIS, czy PO, SLD, PSL, albo jakakolwiek inna partia, zawsze
znajdują się tam ludzie nie zasługujący na wybór i szacunek. Ale każdy z nich
ubiega się o głosy wyborców i uważa, że może godnie nas reprezentować, nawet
w parlamencie Unii Europejskiej.
À propos Unii, wybiera się tam nawet niejaka pani Krzywonos, była
działaczka „Solidarności!”z Wybrzeża. Co pani Krzywonos reprezentuje swoją
osobą? Czy posiada wyższe wykształcenie prawnicze lub ekonomiczne, bo właśnie
takie profesje są nam bardzo potrzebne w Unii.
Nie.
Pani Krzywonos jest emerytowaną tramwajarką i byłą działaczką w czasach
walczącej Solidarności, kiedy to Stocznię Gdańską, zatrudniającą dziesiątki
tysięcy ludzi, zamieniono na muzeum czynu robotniczego, a robotnicy poszli z
niej na bruk, powiększając liczbę bezrobotnych! Czy pani Krzywonos zna języki
obce, zna się na dyplomacji? Bardzo wątpię. Więc z czym do Unii? Takich osób, jak pani Krzywonos jest
więcej i każda z nich ma nadzieję, że w Unii zarobi sobie na ładny dom oraz
podreperuje budżet. Niemal nikt nie
myśli, że wyborcy zagłosowali na niego lub nią w nadziei, że głos wybranego
przez nich kandydata do parlamentu Unii, pomoże Polsce w poważnych problemach.
Mieszanie się władz polskich do ukraińskiej awantury oraz obraźliwe wypowiedzi
o Rosji i jej prezydencie, namnożyło nam kłopotów. Obecnie za wschodnią granicą
mamy wroga, a mogliśmy mieć, jeśli już nie przyjaciela, to przynajmniej
życzliwego sąsiada.
Czasy i obyczaje bardzo zmieniły się od lat
międzywojennych. Wtedy urzędnik państwowy posądzony o jakąś malwersację,
podawał się natychmiast do dymisji, lub z hukiem wylatywał i ponosił surową
karę. Oficer, któremu udowodniono przekręt, strzelał do siebie, a jeśli był
niewinny, wyzywał oszczercę na pojedynek, według zasad kodeksu honorowego
Boziewicza.
Dziś
prawie każdemu politykowi można napluć w twarz, a on powie, że to deszcz pada.
A
przecież niegdyś Polacy byli narodem bardzo honorowym.
Opowiem o historii
burzliwego rodu, pieczętującego się herbem Nałęcz! Z tego rodu
pochodziła po mieczu moja babka. Otóż pod koniec XIII w. Nałęcze i ród Zarembów
posądzeni byli, nie bez racji, o współudział w zamordowaniu króla Przemysława
II. Za karę, utracili prawo do noszenia purpurowych szat i stawania w jednym
rzędzie z rycerstwem polskim. Dopiero
król Kazimierz Wielki, zdjął z nich tę hańbę. Ale to jeszcze nie koniec.
Za
panowania króla Władysława Łokietka, starostą Wielkopolski i Kujaw był Wincenty
z Szamotuł, głowa rodu Nałęczów. Król Władysław złożył go z tego urzędu,
czyniąc namiestnikiem tych prowincji swego syna Kazimierza, późniejszego króla.
Wincenty nie darował zniewagi. Kiedy wojska krzyżackie wdarły się do Wielkopolski,
Wincenty doniósł komturom, że w Pyzdrach przebywa sam następca tronu. Młody
książę omal nie przepłacił tego życiem, ale szczęśliwie zdążył umknąć pogoni.
Przed
bitwą pod Płowcami w 1331 roku, znaczne posiłki przyprowadził królowi właśnie
Wincenty z Szamotuł, który wraz z całym rodem Nałęczów ruszył do boju. Napisano
o nim wówczas, że pragnąc zniszczyć
zarzut niewierności, szpiegował bardzo przebiegle Krzyżaków i walnie przyczynił
się do polskiego zwycięstwa na polu bitwy. Król Władysław, w uznaniu jego
zasług bojowych, przebaczył mu zdradę i przywrócił do łask. Ale rycerstwo
polskie nie zapomniało mu zdrady, nie wybaczyło i rozniosło go na mieczach!
Dopiero
w XVII i XVIII wieku, zdrajcy zaczęli u nas chodzić bezkarnie, a w XXI wieku,
są nawet bohaterami filmów, wzorem dla obywateli! O tak, czasy się zmieniają a
my zmieniamy się wraz z nimi, jak powiada łacińskie przysłowie. Wielka szkoda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz