To jest widok, jaki miałam z okna naszego mieszkania. W środkowym budynku kupowaliśmy mleko, dalej była mała Ceramika.foto.Polska ORG. |
Przez
długi czas widywaliśmy światło nagle świecące się we
wszystkich pokojach i równie nagle gasnące. W nocy słyszeliśmy kroki w przedpokoju i
gabinecie, chociaż mieszkanie było dokładnie zamknięte na dwa
zamki i łańcuch. Ojciec, zrywał się z łóżka i z pistoletem w dłoni, wychodził do przedpokoju, aby
zbadać, czy ktoś się do domu nie włamał, bo mieszkaliśmy w budynku
sami, prócz stróża, ale nikogo nie było. Najgorzej się bałam, kiedy Ojciec
wyjeżdżał w teren i zostawałyśmy z Mamą same. O, wtedy to było
naprawdę strasznie. Jak tylko zapadła noc, wpraszałam się do
łóżka Mamy. Z głębokiego snu budziłyśmy się nagle i razem czuwałyśmy, oczekując z przerażeniem, aż
znowu zapalą się światła, a w przedpokoju rozlegną się ciężkie
kroki, zatrzymujące się pod drzwiami naszej sypialni. Te kroki zawsze wychodziły z gabinetu, tam gdzie prawdopodobnie zastrzelono jakiegoś człowieka! Nie jest to
moja konfabulacja, bo tak było naprawdę! Dostałam tak silnej nerwicy, że gdy tylko Mama rano podnosiła się z łóżka, szłam za nią do
kuchni, nie bacząc na zimno panujące jeszcze w mieszkaniu. Kiedy wychodziła do miasta, zapaliwszy pod piecem kuchennym, ja zamykałam drzwi na klucz i siedziałam skulona, czekając kiedy Mama wróci. Na
prośbę Mamy, nasz dom dwukrotnie poświęcił ksiądz proboszcz
Gromadzki, który nas bardzo lubił i często u nas gościł, jednak jak przewidywał Ojciec,
nic to nie pomogło. Straszyło, aż do dnia naszej wyprowadzki w
1951 roku. A swoją drogą, chciałabym porozmawiać z obecnymi
lokatorami tego mieszkania i spytać, czy dobrze się tam czują?
--------------------------------------------
Wigilia
1945 roku.
Pierwsza
wigilia po zakończeniu wojny. Nie mamy choinki, nie będzie
tradycyjnego barszczu z uszkami, smażonego karpia i innych
przysmaków wigilijnych. Zima tego roku jest bardzo mroźna i śnieżna.
Wielki całun pokrył ruiny miasta i miłosiernie otulił poranione
drzewa. Pogoda jest prawdziwie gwiazdkowa. Jest bardzo zimno i od
rana palimy w piecach. Jadalnia nie jest jeszcze umeblowana, więc
wigilijną kolację będziemy jedli w gabinecie Ojca. Na tę pierwszą
w pookupacyjnej Polsce Wieczerzę na własnych śmieciach, Mama
ugotowała zupę grochową, a karpia zastępuje twardy jak podeszwa
dorsz. Są też kotlety mielone z solonego śledzia i ciastka
amoniaczki! Kto tego nie jadł, niech dziękuje Bogu, był to nasz
pionierski przysmak! W mieszkaniu brakuje jeszcze mebli, lecz w
każdym pokoju świecą się lampy, a w oknach wiszą koronkowe
firanki, które nam przywieźli żołnierze z Rzeszowa, wraz z
rzeczami pozostawionymi u cioci w Katowicach i rozpaczliwym listem
dziadków, którzy dopiero od żołnierzy dowiedzieli się co nieco,
jak tu żyjemy. W Rzeszowie opowiadano sobie o bogactwach, jakie są
na Ziemiach Odzyskanych, gdzie nawet prosty parobek mieszka, jak
dawniej pan hrabia! To również była tylko część prawdy, ale
moi rodzice byli zbyt uczciwi i honorowi, żeby bogacić się szabrem
z poniemieckich domów. Tego, co utraciliśmy na kresach wschodnich
i w Poznaniu, nigdy nie odzyskamy. Jednak Mama uparcie stara się
stworzyć nam w miarę normalny dom. Jej delikatne ręce pokryte są
strupami i rankami po zardzewiałych gwoździach i szkle, a przecież
pamiętam, że były takie białe i piękne. Za to podłogi lśnią
jak lustra i w każdym kątku jest niemal sterylnie czysto. W
gabinecie Ojca stoi pianino. Siedzę przy nim i nieśmiało uderzam
po klawiszach, chcąc zagrać kolędę:”W żłobie leży”. Ojciec
zaprosił na wigilię samotnego kolegę oficera, który pozostawił
rodzinę w Małopolsce.
Podchodzę do okna i wypatruję pierwszej
gwiazdki. Niestety, niebo jest pokryte chmurami, z których padają
wielkie płatki śniegu. Po drugiej stronie ulicy stoi kilka domów, w ich oknach też palą się światła. Tam mieszkają przybysze z kresów wschodnich i moja przyszła przyjaciółka. Zasiadamy do stołu nakrytego białym
adamaszkowym obrusem. W wazonie kilka gałązek sosnowych. Mama, jako pani domu, jest nieco zawstydzona
tak skromnym menu, ale wiadomo, że są to dopiero pionierskie
początki. Nie mamy opłatka, więc dzielimy się chlebem, życząc
sobie wzajemnie szczęścia w powojennej Polsce. Nie ma czym wznieść
toastu, bo brakuje wina. Po wigilii Ojciec zasiada do pianina. Głośno
śpiewamy „Bóg się rodzi”, a rodzice mają w oczach łzy.
Wspominają tych, którzy zostali zmieceni wojennym huraganem.
Myślimy o wuju, dziennikarzu krakowskiego „Kuriera”,
zamordowanym w Katyniu i o wojskowych kolegach Ojca, spoczywających
w katyńskich masowych mogiłach. Smucimy się, że nigdy nie zasiądą
do Wieczerzy jego przyjaciele z AK, zastrzeleni przez Niemców w
Zamku Lubomirskich w Rzeszowie, oraz wspominamy cudownych,
wspaniałych chłopców, zamordowanych tamże przez Urząd
Bezpieczeństwa. Przywołujemy w myślach wuja, zestrzelonego nad
Londynem w „Bitwie o Anglię”. Był pilotem samolotu myśliwskiego,
i ciężko ranny, ratował się skokiem z płonącej maszyny.
Na szczęście przeżył, a niedawno ciocia, jego żona, przekradła
się do niego przez „zieloną granicę” i już są w Anglii
razem. Mama ze wzruszeniem wspomina swego stryja Marcina,
zamordowanego wraz z żoną przez Niemców w Poznaniu.
foto. Puzzle Factory |
Mój
Boże, tyle osób, tyle twarzy, gestów, uśmiechów....
foto. terjan |
Zbliża
się Sylwester i Nowy Rok. Pomimo wielu braków i niedostatku, Mama
postanowiła urządzić przyjęcie. Wieczorem spodziewamy się gości,
bo przyjdą koledzy ojca z RKU i na pewno żołnierze, zwabieni
kulinarnymi zdolnościami Mamy oraz jej urodą! Chłopcy przychodzą
do nas przy każdej okazji wiedząc, że zawsze znajdzie się dla
nich jakiś smaczny kąsek. W rewanżu, skądś wytrzasnęli białego
sera, kilka kilogramów ziemniaków i słoninę na pierogi. Och,
będzie uczta! W Sylwestra, Mama od wczesnego rana jest na nogach i
krząta się po mieszkaniu. Wieczorem jest wykończona, ale
mieszkanie dosłownie lśni czystością. Ja z przejęciem oczekuję
północy, bo Ojciec przyrzekł, że pozwoli mi wystrzelić na wiwat
z karabinu! Tego roku zima jest bardzo śnieżna, gdybym miała
sanki, urządziłabym sobie świetną zabawę na podwórku, lecz moje
sanki zostały w Rzeszowie. Chodzę więc za Mamą i zanudzam ją
pytaniami, kiedy nareszcie będzie ta północ?
foto. Moje gotowanie. |
Kolacja
sylwestrowa, palce lizać! Na stole króluje ogromny półmisek pełen
pierogów z serem i ze skwarkami. Mniam, mniam! a Mama jeszcze donosi
z kuchni pachnące niebiańsko placki ziemniaczane i dzbanek
śmietany. Dwaj młodzi żołnierze z pełnym poświęceniem tarli
ziemniaki, co chwilę sycząc z bólu i dmuchając na starte do krwi
palce. Za to placki są boskie! Wszyscy stwierdzają to jednogłośnie,
ściskając bohaterom pościerane palce. Na deser jest placek z
marmoladą, kilka butelek dobrego wina i prawdziwa kawa! Dla mnie pan
sierżant przyniósł trzy tabliczki czekolady z UNRY. Niestety
brakuje owoców, ale trudno. Zbliża się północ i wszyscy
wychodzimy na duży balkon. Noc jest bardzo mroźna i roziskrzona
gwiazdami. W gabinecie Ojca duży stojący zegar majestatycznie
wybija północ. Ojciec wręcza mi ciężki karabin i pokazuje, jak
się naciska spust. Kiedy zegar wybija ostatnie uderzenie, ostrożnie
pociągam cyngiel.
Huknęło, walnęło mnie w ramię,
a siła odrzutu sprawia, że ja przewracam się w jedną stronę, a
karabin pada w drugą. Ojciec śmieje się i pociesza mnie, że
zawsze musi być ten pierwszy raz, a człowiek uczy się na własnych
błędach. Dokoła ogłuszający hałas, bo wszyscy strzelają!
Żołnierze z karabinów, oficerowie z pistoletów, a kto nie ma
broni, rzuca przepalone żarówki. Po niebie suną świetliste
koraliki pocisków, czerwone, niebieskie, żółte,
zielone....Błyskają rakiety, rozsypując się w górze w feerie
barwnych ogni. Powietrze drży od wybuchów petard, dudni basem
artyleria. Wszyscy rzucają się sobie w ramiona, całusy, życzenia,
śmiechy i skrywane wzruszenie. Boże, koniec ostatniego roku wojny i
siedmiu miesięcy ciężko wywalczonego pokoju.
- Oby
nam się! Do siego roku!
foto.Pixabay. |
W Nowy
Rok, zaraz po śniadaniu, idziemy do kościoła. Na szczęście nie
został zniszczony i właśnie odprawia się w nim nabożeństwo. Graja organy. W
starych zabytkowych ławkach siedzą Niemcy i modlą się z wielkich
czarnych książek. Ksiądz mówi kazanie po niemiecku. Przybyli na
nabożeństwo Polacy, stają pod ścianami i dokoła pięknego
ołtarza. Są to wojskowi z RKU. z jednostki, jedni z rodzinami, inni
sami, są nieliczni jeszcze polscy urzędnicy, kilku nauczycieli, mających otworzyć w mieście polską szkołę i
chłopi w kożuchach. Pomimo mrozu zdjęli futrzane czapy i stoją z
obnażonymi głowami. Czujemy się w świątyni dosyć obco, bo msza
się kończy, a ksiądz intonuje jakąś pieśń, którą Niemcy
zgodnie śpiewają, patrząc na nas spode łba. Pomimo znajomych,
łacińskich słów liturgii, to nabożeństwo wydaje się nam jakieś
dziwne. Msza wcale wiernych nie łączy, tylko jeszcze głębiej
dzieli. Ksiądz przy ołtarzu szybko kończy pacierz i milknie,
obserwując nas nieprzyjaznym wzrokiem. Jest to ksiądz Sauer proboszcz katolickiej
parafii niemieckiej. Nie stara się do nas zbliżyć. Organy milkną i w świątyni
zapada cisza.
foto. Stempelek.info |
- Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki.
W
kościele konsternacja. Niemcy kręcą się w ławkach, niektórzy
sykają, ksiądz staje w drodze do zakrystii i ma taka minę, jakby
zamierzał wyprosić nas z kościoła. Sekunda ciszy i naraz wszyscy
Polacy padają na kolana i śpiewają, a raczej krzyczą słowa
pieśni, która przez sto dwadzieścia sześć lat zaborów, dawała
nam nadzieję i siłę do przetrwania. Obok mnie klęczy jakaś
kobieta w czerni. Splotła na piersi zniszczone ręce i śpiewa z
uniesieniem, a po policzkach spływa jej strumień łez. Potem
wspólnie śpiewamy polskie kolędy, bez organów, bo te zamilkły na
dobre.
Wychodzimy
z kościoła poruszeni i mocno zbratani. Nieznani ludzie podchodzą
do nas, przedstawiają się i składają nam życzenia, zawieramy
nowe znajomości. Jesteśmy tutaj jeszcze tak nieliczni, w morzu
obcego żywiołu, musimy być solidarni wobec siebie. Niełatwo
zaczyna się ten rok 1946. Wracając do domu, przechodzimy przez
Rynek koło ratusza i widzimy w połowie wieży, potężną dziurę
po armatnim pocisku! To Rosjanie, bawiąc się na Sylwestra, strzelili wczoraj na wiwat z
działa, prosto w ratusz! Wesołych świąt!
---------------------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz