niedziela, 30 sierpnia 2020

30 sierpnia 1939 roku!

Dziedziniec Cytadeli poznańskiej. Ojciec na ukochanym Harleyu, po prawej pomnik marsz. Piłsudskiego. W tej okrągłej wieży mieszkali rodzice,
Dzień 30 sierpnia 1939 r. W poznańskiej Cytadeli, Mama stoi w drzwiach wejściowych i wkłada klucz do dziurki. Po raz ostatni rzuca okiem do wnętrza mieszkania. Jest z niego taka dumna! Na prezent ślubny dostała od dziadków umeblowanie ze Swarzędza, które sama wybierała. Meble były bardzo drogie, ale i piękne. Dobrała do nich koronkowe firany i jedwabne zasłony w morelowym kolorze. Takie same są kapy na szerokim, małżeńskim łóżku. Zaproszeni goście powiadają, że Lusia mieszka w bombonierce! Pokój dla dziecka urządzali razem z Ojcem. Jak urodzi się synek. wszystko będzie w barwach błękitnych, a kiedy na świat przyjdzie córeczka, to w różowościach. Mebelki są białe, a łóżeczko całe wybite atłasem w obu kolorach - na wszelki wypadek. Tyle, że ja w tym swoim łóżeczku spałam niecałe trzy dni! Mama jest jeszcze bardzo chora po ciężkim porodzie i szyciu. Zaledwie może chodzić. Ale musi, bo poprzedniego dnia, Ojciec wróciwszy o północy z kancelarii pułkowej, gdzie wszyscy oficerowie i podoficerowie, w szaleńczym tempie przygotowywali listy mobilizacyjne, przyniósł rozkaz wyjazdu podpisany przez płk. Jamkę ( zabity w Katyniu) Ojciec musiał jechać do Jarosławia, aby w tamtejszym pułku zlikwidować kancelarię i wywieść dokumenty pułkowe w bezpieczne miejsce. 
Mama (po lewej) z siostrą Zofią w parku na Cytadeli. Maj 1939. Jest sześć miesięcy w ciąży. Ja urodzę się na 11 dni przed wybuchem wojny!
Rodzice całą noc dyskutowali, czy Mama ma zostać w Poznaniu u swojej rodziny, czy wyjechać z Ojcem ponad 500 km, do jego rodziny. Mama była chora, powinna leżeć, ale Ojciec nalegał na wyjazd, bo w razie wojny Poznań jest blisko Niemiec, a do Rzeszowa Niemcy nigdy nie dojdą! Zresztą wojna potrwa tydzień, najwyżej dwa tygodnie i polska armia wkroczy do Berlina, wspierana przez naszych sojuszników Francję i Wielką Brytanię. Gazety donoszą, że z portów angielskich już wypłynęła wielka flotylla okrętów wojennych, a Francja, przygotowuje się do walki na linii Maginota. Nie jesteśmy sami, mamy znakomitych generałów, z marszałkiem Rydzem-Śmigłym na czele i świetne uzbrojoną armię. Nasze samoloty z pewnością zbombardują Berlin, jakby Hitler zechciał na nas napaść. 


Mama zdecydowała się jechać. U jego rodziny w Małopolsce będzie bliżej Ojca. W przewidywaniu, że wojna potrwa kilkanaście dni, do walizki pakuje moje rzeczy, pieluszki, koszulki i śpioszki, a dla siebie kilka letnich sukienek, bo sierpniowy upał nie popuszcza i dni są bardzo gorące. Zapewne, kiedy poczuje się lepiej, to pojedzie na Wołyń do Olesinka, aby przedstawić wnuczkę dziadkom. Z tą myślą, pakuje do walizki dwie balowe suknie, bo jak odniesiemy zwycięstwo, teściowie z pewnością wyprawią bal. W ostatniej chwili, jakby tknięta przeczuciem, chwyta leżący na stoliku album ze zdjęciami rodzinnymi i wpycha go do zapchanej walizki. 
 
Jedyne zdjęcie naszego majątku w Olesinku. Stojąca po lewej moja Babcia Pelagia z rodziną i służbą.
Mama pakuje jeszcze rzeczy Ojca, przybory kosmetyczne, ręczniki i to raczej wszystko, bo przecież nie warto obciążać się bagażami na kilkanaście dni. Jeszcze trzeba uporządkować pokój, żeby nie zostawić po sobie bałaganu. Gotowa do drogi i bardzo zmęczona, Mama siada na fotelu, bierze do ręki tygodnik dla pań i oglądając modne stroje na jesień, czeka na Ojca. Na wizytę swojej rodziny nie ma co liczyć, bo od kilku dni Cytadela jest zamkniętą twierdzą, do której żaden cywil wstępu nie ma. 
Cytadela przed wojną.
Nareszcie przychodzi zziajany Ojciec i wycierając ręcznikiem spoconą twarz oznajmia, że z-ca dowódcy mjr.K. dał powóz który zawiezie ich na dworzec. Auta są wyłącznie do dyspozycji wojska. Wychodząc z mieszkania Mama chwieje się na nogach z osłabienia. Ojciec podpiera ją ramieniem i pomaga zatrzasnąć drzwi. - Za dwa tygodnie wrócimy do domu. - mówi Ojciec, aby pocieszyć Mamę, która nie lubi wyjeżdżać z Poznania. Z pomocą żołnierza niemal znoszą Mamę do powozu. 
 Bal w kasynie na Cytadeli rok 1938-39.
 Tym pięknym lakierowanym i błyszczącym powozem, zaprzężonym w dwa białe konie, miałam jechać do chrztu, a teraz jadę nim na dworzec, zupełnie nieświadoma tego, co się dokoła mnie dzieje. Przejeżdżamy brukowany dziedziniec Cytadeli i po chwili zamyka się za nami brama twierdzy. Mama ogląda się za siebie, bardzo kocha ten groźny gmach otoczony wysokimi murami. Tutaj spędziła najszczęśliwsze cztery lata małżeństwa. Ale przecież nie warto się roztkliwiać, bo wkrótce znowu będzie w domu. Na ulicach Poznania ogromny ruch, na ścianach kamienic i słupach ogłoszeniowych, wielkie afisze z Rydzem-Śmigłym na tle armii i samolotów. 


W niektórych oknach domów już ponaklejane na szyby paski papieru, aby nie raniły w razie nalotu. Wszędzie widać żołnierzy maszerujących w kolumnach, lub ułanów kłusujących na koniach, w kierunku stacji na Garbarach, gdzie trwa załadunek wojska. Na dworcu głównym tłumy podróżnych, ogromne kolejki przy kasach biletowych. Wszyscy chcą jechać w głąb Polski, do Krakowa lub na kresy. Na szczęście Ojciec z rozkazem wyjazdu ma już bilety. Razem z żołnierzem, pomaga Mamie wysiąść z powozu i obaj prowadzą ją na zatłoczony peron. Mama jest trupio blada i bliska zemdlenia. Być może decyzja towarzyszenia Ojcu nie była rozsądnym pomysłem. Ale już za późno na zmianę, za chwilę nadjedzie pociąg z Gdyni do Przemyśla. 
Dworzec ŋłówcy w Poznaniu, przed wojną.
 Ojciec zniecierpliwiony patrzy na zegarek. Pociąg ma wyraźne spóźnienie, a przecież polskie koleje chodzą tak punktualnie...Na peronie wybucha wrzawa, ludzie tłoczą się bliżej szyn. Dzwonią telefony w budynku dworca, przez otwarte okna słychać głosy podenerwowanych kolejarzy. Mama siedzi na skraju ławki, bo jakiś pan ustąpił jej miejsca. Nie ma siły żeby się podnieść i iść za Ojcem, który przepycha się pomiędzy ludźmi, aby zająć miejsce w wagonie. Ja przerażona hałasem zaczynam płakać. Mama trzyma mnie na kolanach, bo nie ma siły, żeby mnie podnieść i pokołysać. Żołnierz wygląda na wystraszonego tym, co się dokoła dzieje, ale odejść nie może, bo musi pomóc Ojcu wnieść Mamę do wagonu. Nareszcie z dala dobiega gwizd nadjeżdżającego pociągu. Przez megafon dobiega głos dyżurnego proszącego, aby pasażerowie nie tłoczyli się w pobliżu torów i zapowiada nadejście pociągu. Tłum szaleje, rozpychając się i wzajemnie odpychając od torów. 


Na peron wtacza się pociąg z Gdyni, bardzo przepełniony. Niewielu ludzi wysiada w Poznaniu, w otwartych oknach widać wojskowych. Ojciec podchodzi do konduktora i pokazuje mu rozkaz wyjazdu i bilet. Ma miejsca zarezerwowane w przedziale wojskowym pierwszej klasy. Konduktor jest bardzo zdenerwowany i roztrzęsiony, ale rzuca okiem na dokument i wskazuje Ojcu wagon. Pomiędzy szalejącym tłumem spanikowanych pasażerów, Ojciec przedziera się do siedzącej na ławce Mamy i razem z żołnierzem, próbują przenieść ją do wagonu. To zadanie niemal przerasta ich siły, bo pasażerowie pchają się tłumnie, szturmując pociąg i kolejno każdy wagon. Na szczęście kilku oficerów siedzących w wagonie wojskowym zauważyło Ojca i wybiegli z przedziału, pomagając wnieść do niego Mamę, kurczowo w ramionach trzymającą becik ze mną. Sadzają Mamę na miękkiej kanapce przy oknie, aby miała więcej powietrza. Oficerowie opowiadają, że w Gdańsku Niemcy zachowują się bardzo wojowniczo, bo ma tam przybyć jakiś wysoki dostojnik z Berlina, ale jak wiadomo, to tylko strachy na Lachy, bo nasza marynarka wojenna ma na nich oko i w razie czego ostrzela miasto.

Gdańsk w 1939 r. Z kolekcji Pana Rolanda Józefowicza. Widoczne sztandary hitlerowskie.
Mama słucha tego jednym uchem, bo niepokoi się o mnie. Zachowuję się podejrzanie cicho, a przecież jestem wrzaskunem i swoim krzykiem stawiałam cały oddział położniczy na nogi. Na peronie nadal trwa bitwa o miejsce w wagonie, dochodzą stamtąd krzyki, wrzaski i płacze. Z budynku dworca wychodzi dyżurny i daje znak do odejścia pociągu. Mama patrzy przez okno na powoli przesuwający się peron z tłumem rozgorączkowanych ludzi, którzy nie dostali się do wagonu. Ma jednak nadzieję, że z pewnością za kilka godzin wsiądą do następnego pociągu. Nie wie, nikt o tym nie wie, że ten pociąg jest ostatnim polskim pociągiem z Gdyni do Przemyśla! Patrząc na uciekający w tył widok miasta, Mama nie przypuszcza, że zobaczy ukochany Poznań dopiero za sześć długich lat, po zakończeniu wojny! Wtedy z Cytadeli zostaną już tylko ruiny, zryte pociskami artylerii i lotniczymi bombami. 
Poznań 1945 r. Cytadela w ruinie.
Siedząc na kawału gruzu, Mama patrzyć będzie na to, co pozostało z naszego ślicznego mieszkania. Na zwisający z czarnej od ognia ściany, kołyszący się na wietrze drut z radiowej anteny! Ale to będzie dopiero po wojnie. A dziś jest dzień 30 sierpnia 1939 roku, przedostatni dzień przed 1 WRZEŚNIA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz