 |
Car Aleksander II Romanow.
|
Warszawa
26 maja 1856 r.
Salony
Pałacu Radziwiłłowskiego, zgromadziły całą elitę ziem
Królestwa Kongresowego. Damy w jedwabiach i koronkach, w klejnotach
rodowych, marszałkowie szlachty w przepysznych białych mundurach.
Szlachta w strojnych mundurach obywatelskich, młodzież we
frakach. Jest godzina 22-ga, gdy nadjeżdżają powozy wiozące
młodego cesarza Aleksandra II Romanowa i jego rodzinę. W sali
balowej pałacu stoi tron, obity białym i purpurowym jedwabiem, ze
złocistą cesarską koroną i strusimi piórami. Car wchodzi do
sali. Orkiestra gra hymn cesarski, ”Boże, caria chrani” a
następnie poloneza Kurpińskiego: „Witaj królu polskiej ziemi.”
Kiedy po wspaniałej kolacji Najjaśniejszy Pan, Cesarz i Samowładca
Wszech Rosji, król Polski, pojawił się na tarasie pałacu, okrzyk
„Niech żyje król”, podjęty przez ogromne tłumy mieszkańców
stolicy, wstrząsa murami miasta. Warszawa tonęła w kwiatach, okna
iluminowano, balkony dekorowano dywanami i kwiatami. Jadącego
powozem cara witały tysiące warszawiaków, okrzykami i bukietami.
Mogło by się zdawać, że to zmartwychwstał Batory, lub któryś z
Jagiellonów i przybył do swej stolicy, a nie car rosyjski, syn i
następca okrutnego samodzierżcy, krwawego Mikołaja I Romanowa.
Lecz nazajutrz miny Polakom się wydłużyły, kiedy Aleksander
przemówił do zebranych Polaków po francusku:”Żądam, aby
porządek ustalony przez mego ojca, w niczym nie został naruszony.
Dlatego też panowie, żadnych marzeń! To, co zrobił mój ojciec,
dobrze zrobił i ja to utrzymam!„
 |
Książę Michaił Gorczakow.
|
Faktycznie,
utrzymał. Namiestnicy carscy w Warszawie, nadal twardo dzierżyli
władzę w swoich rękach, tępiąc bezwzględnie wszelki opór.
Mijały lata. Rozczarowane społeczeństwo postanowiło
zaprotestować, zażądać reform i większej autonomii. Sto tysięcy
ludzi wyszło na ulice stolicy. Namiestnik carski, książę
Gorczakow, wysłał przeciwko manifestantom wojsko. W lutym 1861 r.
demonstrujący tłum wojsko powitało salwą karabinową. Poległo
sześciu demonstrantów. 8 kwietnia 1861 r. na Placu Zamkowym polała
się krew mordowanych niewinnych ludzi. Nigdy nie dowiedziano się,
ilu mieszkańców stolicy wtedy zabito. Szeptano, że ciała wrzucano
do Wisły, lub zakopywano na Cytadeli. Straszny dzień Zwiastowania,
przeszedł do historii pod nazwą „Masakry na Placu Zamkowym.”
 |
Masakra 12 kwietnia 1861 r.
|
Pomimo
represji, zesłań na Sybir, demonstracje nie ustawały. Środowiska
konspiracyjne, skupiające przeważnie młodzież studencką,
rzemieślniczą i inteligencję, żądały od swoich podziemnych
władz, walki z bronią w ręku, czyli powstania. Radykałowie
organizowali zamachy na dostojników carskich, w tym na nowego
namiestnika, wielkiego księcia Konstantego Mikołajewicza Romanowa,
brata cara. Zamachy się nie udawały, a władze carskie wzmagały
terror. W nocy, 15 stycznia 1863 r, władze carskie urządziły
brankę młodzieży warszawskiej do rosyjskiego wojska. Tysiące
młodych mężczyzn brutalnie wyciągano z domów, niemal w samej
bieliźnie i pędzono do Cytadeli. Władze konspiracyjne, przybrawszy
nazwę Komitetu Centralnego Narodowego, rozkazały aby zbrojne
powstanie wybuchło o północy z 22 na 23 stycznia 1863 r.
 |
A. Grottger. Kucie kos.
|
Konspiratorzy
liczyli na spontaniczny zryw całego społeczeństwa, tymczasem ogół
narodu pozostał bierny i wyczekujący, a nawet wrogi. Chłopi
pańszczyźniani uważali powstanie za „pańską wojenkę”, a
część Polaków była przekonana, że jest to bunt przeciwko
prawowitemu władcy danemu przez Boga, cesarzowi Aleksandrowi II.
Powstańcy byli słabo uzbrojeni w stare flinty lub pistolety.
Niektórym za broń musiał starczyć kij. Ale ludzie szli do
powstania z czystej miłości do ojczyzny, pełni wiary w zwycięstwo
i entuzjazmu. Uczestnictwo w powstaniu i walkę z zaborcą uważano
za punkt honoru. W tym czasie armia rosyjska na terenie Królestwa
liczyła około 100 tysięcy żołnierzy: piechoty, artylerii,
kawalerii oraz oddziałów kozackich, dowodzonych przez
doświadczonego generała Edwarda Ramsaya. Sił powstańczych nikt
nie liczył. W najlepszym okresie nie było ich więcej niż 30
tysięcy żołnierzy, źle uzbrojonych oraz źle dowodzonych. Za cały
mundur starczyła powstańcza szara kurtka i konfederatka na głowie.
Już pierwszy dzień walki okazał się dla Polaków niepomyślny.
Nie zdobyto żadnego ważnego punktu strategicznego, a wielu
powstańców było rannych, zabitych i wziętych do niewoli.
Nieudolnie dowodzone oddziały powstańcze, rozbiegały się w
panice, lub ginęły. Ale w podlaskim i łomżyńskim dwie duże
partie powstańcze utrzymały się, tocząc zacięte boje, odcinając
Warszawę od Petersburga, przechwytując kurierów i rozkręcając
szyny kolejowe.
 |
A. Grottger Bitwa.
|
Tylko
dzięki przyjętej przez Polaków metodzie walki partyzanckiej,
powstanie mogło się utrzymać i trwać przez całe tygodnie i
miesiące. Stoczono niezliczoną ilość bitew i potyczek, z większym
lub mniejszym powodzeniem, lecz nie odniesiono żadnego
spektakularnego zwycięstwa. Wprawdzie z Galicji ciągle płynęły
szeregi nowych powstańców, broń i ekwipunek, ale gdy Austria
zamknęła granice i ogłosiła stan wojenny, stało się jasne, że
powstanie musi ponieść klęskę. Z rozkazu cara w kraju szalał
niewyobrażalny terror. Wojsko miało rozkaz mordować każdego
złapanego z bronią powstańca. Takie same polecenie otrzymali na
wsiach sołtysi i wójtowie.
 |
A. Grottger Na pobojowisku.
|
Ogromne eszelony towarowe wiozły na
Sybir zesłanych powstańców i ich rodziny. Kaci mieli pełne ręce
roboty, a szubienice codziennie ubierały ciała powieszonych
skazańców. Pałace i dwory uczestników powstania konfiskowane były
na rzecz Skarby Państwa rosyjskiego, a ich mieszkańcy zabijani lub
zsyłani. Schwytanych powstańców zsyłano na dożywotnią katorgę.
Wędrowali piechotą tysiące wiorst, skuci żelaznymi łańcuchami
ze zbrodniarzami, upodleni, konając z głodu, lub pod ciosami kolb
karabinów, albo zasmagani na śmierć kozackimi nahajkami. Zdychali
na tyfus, porzucani na stepie jak padłe bydło. Tylko nieliczni
przeżyli tę upiorną drogę i przykuci do taczek w kopalniach, po
latach nieludzkiej męki, powracali do kraju.
 |
A. Grottger. Po odejściu wroga.
|
Na próżno liczono na
jakąkolwiek pomoc z zachodu. Żadne państwo nie pragnęło
konfliktu z rosyjskim mocarstwem w obronie Polski, której przecież
nie było na mapach świata. Śmiertelny cios powstaniu zadał car
swoim ukazem z 2 marca 1864 r. znosząc na ziemiach polskich
pańszczyznę i uwłaszczając chłopów. Odtąd chłopi z
zawziętością śledzili powstańców i wydawali ich carskiej
żandarmerii, lub okrutnie mordowali.
 |
A. Grottger. Obrona dworu.
|
5
sierpnia 1864 r. na stokach Cytadeli warszawskiej, na szubienicy
stracono cały powstańczy Rząd Narodowy, z jego dyktatorem
Romualdem Trauguttem na czele. Ostatnie egzekucje odbyły się w roku
1866, rozstrzelano trzech oficerów za udział w powstaniu. To już
był koniec tego wielkiego zrywu narodowego, najbardziej krwawego i
bezsensownego w dziejach Polski. W kraju zniszczonym działaniami
wojennymi rozszalał się najstraszniejszy terror jaki można sobie
wyobrazić. Panowała niesłychana drożyzna, a ludność
dziesiątkowały zarazy przywleczone ze wschodu. Zapanowały okrutne
rządy naczelników wojennych ustanowionych w niemal każdym mieście,
a ludzie zaledwie śmieli oddychać, bo za najmniejsze przewinienie
bezlitośnie karano.
 |
Romuald Traugutt, dyktator Powstania Styczniowego
|
W
powstaniu Styczniowym stoczono 1229 bitew. W trakcie działań
wojennych spłonęło szesnaście miast i osiemdziesiąt pięć wsi,
nie licząc folwarków i dworów. Po ludnych osadach pozostały
czarne zgliszcza. Nie wiadomo, ilu powstańców poległo, ilu
stracono, lub zesłano na przepadłe. Uznaje się, że na zesłanie
wywieziono około 40 tysięcy ludzi, w egzekucjach stracono 700
powstańców, skonfiskowano 1660 majątków ziemskich i dokonano
kasacji wielu zakonów, uznanych przez carat za ośrodki oporu.
Okrutnym represjom poddano polskie duchowieństwo. Trzydziestu księży
rozstrzelano lub powieszono. Ponad stu duchownych powędrowało
męczeńską drogą na Sybir.
 |
A. Grottger. Droga na Sybir.
|
Taki
był bilans Powstania Styczniowego.
 |
A. Grottger. Już tylko nędza.
|
Zamilkły
strzały na ziemi przesiąkniętej krwią. Imion poległych lub
zesłanych nie wolno było wymieniać. Skazani byli na wieczną
banicję i niepamięć. Wkrótce Królestwo Kongresowe zmieniło
nazwę, stając się jedynie „Prywislanskim Krajem”, - zwykłą
rosyjską prowincją. Ale potomni nie zapomnieli o bohaterskim zrywie
niepodległościowym. Nowe pokolenie przechowywało pamięć o nich
z czcią, marząc o wolnej Polsce. Udało się to osiągnąć po 55
latach, również rękami potomków powstańców styczniowych.
CHWAŁA ZWYCIĘŻONYM!