Mosty w 1945 r. foto. Kolejnictwo Polskie. |
Ta
podróż ciągnie się nieskończenie długo i jest ogromnie męcząca.
Stoimy na każdej stacji wiele godzin, a czasem postój trwa kilka
dni! Nie można przewidzieć, jakie przeszkody czają się przed
nami. Lokomotywa psuje się co pewien czas. Maszynista z palaczem
grzebią coś w jej wnętrzu, otoczeni tłumem zdenerwowanych
pasażerów. Kiedy wszyscy wpadają we wściekłość i sięgają z
musu do portfeli, usterkę jakoś daje się usunąć i ruszamy w
dalsza drogę.
W
Krakowie wyniesiono rannych żołnierzy. Bardzo ich żałowałam, bo
pomimo cierpienia, chłopcy byli weseli. Na ich miejsce władowali
się cywile i miły nastrój diabli wzięli. Kobiety kłócą się
zajadle o wodę, o miejsce, o dzieci. Komuś przeszkadzają czyjeś
nogi w przepoconych skarpetkach. Ktoś inny ma pretensje o uchylone
drzwi i skarży się na przeciągi. Dzieciaki biegają pod nogami
dorosłych jak oszalałe, psocąc i rycząc na przemian. Na każdym
postoju tworzą się długie kolejki ludzi, pragnących załatwić
fizjologiczną potrzebę. Kobiety ze spódnic i koców tworzą coś w
rodzaju parawanów i łudząc się, że nikt ich nie widzi, siusiają
pośpiesznie i wstydliwie. Ja mam stosunkowo luksusowe warunki, bo
przykryta kocem, mogę spokojnie korzystać z nocniczka. Nie jest to
wprawdzie wygodna łazienka w naszym dom, ale zawsze.
Stary Dworzec w Katowicach. foto. Allegro. |
W
owych czasach, połączenia kolejowe z Dolnym Śląskiem były
rzadkie i należało korzystać z każdej okazji, jaka się trafiała.
W katowickim RKU, Mama dowiedziała się, że nazajutrz dotrze do
Katowic transport wojskowy, jadący do Wrocławia. Zdane wyłącznie
na własne siły, o dalszej podróży myślałyśmy z przerażeniem.
Mama przepakowała walizki, zabierając jedynie rzeczy niezbędne,
lecz i tak bagaż był bardzo ciężki. Na drugi dzień, w samo
południe, wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy na dworzec,
odprowadzane kurtuazyjnie przez wujka.
W hali
dworca kłębił się ogromny tłum, stosy waliz i tłumoków
utrudniały przejście. Na peronie koczowali źli, zmęczeni ludzie,
siedzący apatycznie na swoich walizkach. Przeszedł nas zimny
dreszcz na samą myśl, co tu się będzie działo, kiedy nadejdzie
pociąg. Wujek, ujrzawszy to ludzkie mrowisko, pośpiesznie nas
pożegnał, tłumacząc się potrzebą dotarcia na czas do tworzonego
od podstaw Uniwersytetu. Wuj miał ukończone we Wiedniu dwa
fakultety: doktora filozofii i profesora biologi. Ale w tym momencie
najchętniej zamieniłybyśmy jego fakultety na jednego silnego
tragarza, który pomógłby nam dostać się do wagonu.
foto. Polityka Polska |
Godzina
za godziną płynęły powoli, a na peron nieustannie napływają
nowe fale pasażerów. Zdawać
się może, że to jakiś nowy Exodus wyrusza na Ziemie Zachodnie.
Niektórzy podróżni chcą dowiedzieć się od nas, kiedy nadejdzie
pociąg. Mama, zmęczona i zmartwiona, bezradnie wzrusza ramionami.
Wiemy tyle, co oni, to znaczy nic! Jakiś dowcipniś wspina się na
palce i krzyczy:
- Jedzie! Jedzie!...Podróżni
momentalnie się zrywają, chwytają swoje bagaże, sprężeni,
gotowi do skoku. Potem klną żartownisia i zawiedzeni, ponownie
sadowią się na swoich miejscach. Nadchodzi wieczór. Po pogodnym
dniu, czerwone i ogromne słońce, zachodzi za nadciągające z
północy granatowe chmury. Z oddali rozległ się gwizd
nadjeżdżającego pociągu. Ludzie z niesamowitą wprost intuicją
zgadują, że to właśnie ten pociąg na który wszyscy czekamy.
Szyny zaczynają cicho brzęczeć, a cały peron drży. Długi
transport załadowany czołgami i działami, wtacza się
majestatycznie na stację. Ogromna lokomotywa sapie ciężko,
otaczając się kłębami pary. Na otwartych lorach, stoją wojskowe
samochody, strzeżone przez uzbrojonych radzieckich wartowników. W
otwartych drzwiach kilku osobowych wagonów, stoją polscy i
rosyjscy oficerowie.
Na peronie tłum gwałtownie zafalował i w następnej chwili przypuścił szalony atak do drzwi i okien wagonów. Próbowałyśmy się zbliżyć, lecz brutalnie odepchnięte, musiałyśmy się cofnąć, ratując się przed zadeptaniem. Chwyciłyśmy się z Mamą kurczowo za ręce, aby się nie zgubić w tym tłumie. Na naszych oczach rozgrywały się niesamowite sceny. W tych ludzi jakby szatan wstąpił! Choćby po trupach, lecz do wagonu wejść muszą! Szarpią się, odpychają, biją tych, co im wchodzą w drogę, depczą słabszych, klną i modlą się na przemian. Silni mężczyźni pierwsi wdarli się do wagonów i starają się wciągnąć tam swoje rodziny. W powietrzu fruwają walizki, worki, kapelusze i resztki oberwanej odzieży. Straszne wrzaski rozdzierają nam uszy. Jakaś starsza kobieta przewraca się na peron pod naporem tłumu, a ludzie depczą po niej niemiłosiernie. Jej córka, łkając spazmatycznie, usiłuje wyciągnąć matkę spod nóg rozszalałych pasażerów. Z pomocą przychodzi jej jakiś młody żołnierz. Silnymi ciosami pięści roztrąca ludzi i razem z dziewczyną wyciągają zemdloną kobietę.
- Tej
pani potrzebny jest szpital, a nie podróż. - stwierdza Mama i ma
rację, bo dziewczyna i żołnierz niosą zakrwawioną kobietę do
hali dworca.
Ludzie
z zaciśniętymi ustami i determinacją w oczach, dalej pchają się
do pociągu, odtrącani przez wartowników wyjaśniających, że jest
to transport wojskowy. Nikomu ich słowa nie trafiają do
przekonania. Podróżni włażą na dach, na bufory, sadowią się
gdziekolwiek, byle tylko uczepić się i jechać. Widok szturmu
tłumu na pociąg przeraża mnie, bo jest zbyt brutalny i boję się,
żeby nie spotkała nas ze strony tych ludzi jakaś krzywda. Marzę,
by powrócić do domu, lecz to już niemożliwe, musimy jechać do
celu naszej podróży. Stoimy zrezygnowane i zrozpaczone, bo szanse
dostania się do wagonu maleją z każdą upływającą chwilą. Ten
transport nie będzie stał tutaj długo, bo widzimy jak zmieniają
lokomotywę. Po krótkim postoju z pewnością niedługo ruszy.
Mama
śpieszy się, żeby dojechać do tego przeklętego Bunzlau, jeszcze
przed wyjazdem Ojca w teren z Komisją Poborową. Ojciec ma nam
przygotować mieszkanie i urządzić nas na nowym miejscu. Jeżeli
nie zdążymy, Ojciec wyjedzie na dłuższy czas i zostaniemy same w
nieznanym mieście. Nie możemy odłożyć podróży, gdyż zimą
podróżowanie w tych warunkach jest niemożliwe. Musimy dostać się
do pociągu, dosłownie oblepionego ludźmi. Ci, dla których nie
starczyło miejsca w wagonach, wiszą jak cyrkowcy na stopniach, leżą
na dachach i siedzą na zderzakach. Służba kolejowa spędza ich
stamtąd, ale oni uparcie wracają.
Zrezygnowane,
podnosimy nasze walizki i wolno idziemy wzdłuż pociągu, w jakiejś
złudnej nadziei, że może jednak.... Mama podnosi głowę i
spojrzeniem błaga o pomoc stojących na stopniach wojskowych. Jednak
oprócz nas, na peronie stoją inni podróżni. Mają złe oczy i
gotowi są pięścią lub kopniakiem odpędzić nas od wagonu. Pot
spływa nam po twarzach pomimo chłodnego dnia, idziemy ciągnąc za
sobą ciężkie walizy, a nogi uginają się pod nami, jakby były z
gumy. Robi mi się słabo, gdyż od rana nie miałam nic w ustach, a
żywność i termos Mama zapakowała do kosza.
Tak się podróżowało w 1945 r. foto. Polityka |
- Do
Bunzlau. Mój mąż jest tam oficerem. - odpowiada Mama cichym głosem
i podaje mu bilet oraz przepustkę.
-
Bunzlau? To daleko, za Breslau i Liegnitz.
Patrzymy
na siebie niepewnie, bo nawet nie wiemy, gdzie jest ten Breslau i ta
Liegnitz. Oficer namyśla się przez moment, a potem gestem zaprasza
nas do wagonu. Widzę po minie Mamy, że się boi. Nasłuchałyśmy
się ostatnio mnóstwa strasznych opowieści o gwałtach i
morderstwach popełnianych przez naszych sojuszników. Obie pamiętamy
naszą podróż w lecie do Poznania, na wesele cioci, kiedy to
dosłownie otarłyśmy się o śmierć. Ale przez okna dostrzegamy
twarze polskich oficerów, a nawet kobiet. Rosjanin patrzy na nas
wyczekująco, a na jego ustach pojawia się lekki uśmiech.
-Tam
jest maja żena! - wyjaśnia krótko i bierze ciężki kosz, wnosząc
go do wagonu. Na jego polecenie, dwaj żołnierze chwytają nasze
bagaże i wnoszą do pociągu. Wchodzimy za nimi, odprowadzani
zazdrosnymi spojrzeniami i złośliwymi komentarzami podróżnych,
którym nie udało się wcisnąć do środka. W tym dniu, obfitującym
w brutalne i okrutne sceny, miałyśmy wprost niewiarygodne
szczęście, trafiając na porządnego człowieka. W każdym narodzie
bywają ludzie dobrzy i źli, ale tak się jakoś złożyło, że my
trafiałyśmy, tylko na dobrych Rosjan.
foto Dzieje.pl. |
Rewanżując
się za uprzejmość oficera, Mama rozłożyła na tekturowej tacce
kanapki z wędliną i owoce, częstując Rosjan prawdziwą kawą.
Żona naszego opiekuna była ładną i bardzo sympatyczną kobietą.
Natychmiast dołożyła do naszych zapasów puszkę „świnnej
tuszonki”, czyli mielonej wieprzowiny i podarowała nam słoiczek
pasty bakłażanowej. Była tak znakomita, że do dziś pamiętam jej
smak! Miałyśmy wilczy apetyt i byłyśmy wniebowzięte z radości,
że jednak mimo wszystko pojedziemy! Siedziałam przy oknie i
patrzyłam na miotający się wzdłuż peronu tłum.
Tak wyglądały pociągi w 1945 r. foto. Racławice.Net. |
Wybierając
się w drogę, należało zaopatrzyć się w wodę i w żywność na
czas podróży, oraz liczyć się z obawą, że można nie dojechać
żywym do celu. Kolosalne zadanie zasiedlenia tak zwanych Ziem
Odzyskanych natychmiast po wojnie, jak również brutalne
wysiedlanie ludności polskiej z kresów wschodnich, spowodowało
prawdziwą wędrówkę ludów. Wielu Polaków pozostawiwszy swoje
domy, jechało na Zachód i Północ jako osiedleńcy. Inni wybierali
się tam dorywczo, po prostu na szaber. ( bardzo modne słówko w owym
czasie)
Jadą zza Buga. foto Forum Sokal - Fora. pl. |
Zbrodniczy
pakt zawarty w Teheranie w 1943 r,pomiędzy Stalinem, a Rooseveltem, oraz drugi Jałtański, zawarty w 1945 r. przez Amerykę, Anglię i Rosję,
zadecydował o losach milionów ludzkich istnień, wydzierając nam
1/3 terytorium od wieków polskiego i dając w zamian Dolny Śląsk i
Pomorze, które mogły w przyszłości się stać zarzewiem
nienawiści i zatargów między Polską, a państwem niemieckim.
Ameryka, która do facto, wniosła najmniejszy wkład w czasie II
wojny światowej, teraz współdecydowała o losach narodu,
walczącego od pierwszego do ostatniego dnia wojny!
Przed
zniszczoną Polską stanęło gigantyczne zadanie zasiedlenia nowych
terytoriów. Na Zachód jechali robotnicy, żeby uruchomić nieczynne
fabryki. Wybierali się w drogę całymi brygadami, z majstrami i
inżynierami. Jechali profesorowie, by wskrzesić szkoły,
uniwersytety i nieść oświatę. Byli też ludzie, którzy po
powrocie z przymusowej pracy w Niemczech, lub z obozów
koncentracyjnych, nie mieli już do czego i do kogo wracać, więc
szli piechotą albo jechali na Dolny Śląsk, ażeby tam stworzyć
sobie nową egzystencję. Często słyszało się gwarę warszawską,
to mieszkańcy zrujnowanej stolicy udawali się na Ziemie Odzyskane,
pozostawiając za sobą gruzy milionowego miasta, które na ich
oczach umierało.
Spoglądam
z ciekawością na kłębiący się na peronie tłum, podziwiając
różnorodność typów i strojów podróżnych. Właśnie pod oknem
wagonu przebiega wytworna pani. Ma na sobie modny żakiet z baskinką
i monstrualnie wypchane ramiona. Jej wiotka talia i szczupłe
biodra, stanowią dysharmonię z potężnymi barami zawodowego
zapaśnika – to efekt grubych poduszek poszerzających ramiona.
Szyję elegantki otula puszysty lis, a jego długi ogon powiewa w
okolicy pośladków damy. Nóżki w pantofelkach na wysokich korkach,
chyboczą niebezpiecznie na podziurawionym peronie, grożąc
skręceniem kostki. Na tym katowickim peronie istna wieża Babel!
Obok głodomora z obozu koncentracyjnego, stoi młody mężczyzna w
battledressie i wysokich oficerkach, rozmawiając z wynędzniałym
żołnierzem w wojskowym szynelu i czapce z orzełkiem bez korony. Są
tu i Włosi, Anglicy z obozu jenieckiego, a nawet Murzyn w uniformie
armii amerykańskiej. Przewraca oczami do przechodzących kobiet,
budząc ogólną sensację, niekoniecznie przyjazną.
Jestem
już bardzo zmęczona burzliwymi przeżyciami dnia i zaczyna boleć
mnie głowa od natłoku wrażeń. Ale ożywiam się natychmiast,
kiedy nareszcie pociąg rusza. Budynki stacyjne coraz szybciej
uciekają w tył, a przed nami widzę most. Stoi na wysokim nasypie,
a pod nim w tunelu dostrzegam zachodzące słońce. Śmieszne,
słońce w tunelu! Oby stało się dla nas dobrą wróżbą na
przyszłość. Odwracam się od okna, sadowię wygodnie na twardej
ławce i szybko zasypiam śniąc, że jesteśmy już w domu. c.d.n.
-------------------------------------
Przytaczam fragment i się czepnę :) "...Zbrodniczy pakt zawarty w Teheranie w 1943 r,pomiędzy Stalinem, a Rooseveltem, oraz drugi Jałtański, zawarty w 1945 r. przez Amerykę, Anglię i Rosję, zadecydował o losach milionów ludzkich istnień..." Czemu "zbrodniczy"? I dla kogo? Zachód chciał za wszelką cene zwiększyć zaangażowanie Stalina po to by chronić zycie swoich żołnierzy. Pomijam to, że siły części koalicji , zaangażaowane również w wojnę z Japonia były dość szczupłe. Stalinowi obiecano nie tylko pomoc w materiałach wojskowych ale przedwszystkim zdobycz terytorialną kosztem Polski. A kto się wtedy liczył z okupowaną Polską? Ani Jałta ani Teheran nie były "zbrodnicze", ale były wyrachowanym przesunięciem Polski na Zachód kosztem pokonanych Niemiec. Był płacz po pozostawionych mogiłach ale realnie polski chłop kresowy zyskał. A Polska? Różnie mówią... Kosztem utraty Lwowa pozbyła się ogromej mniejszości ukraińskiej z którą w niedalekiej przyszłosci byłby krwawty problem ... A poza tym tekst dość realistyczny, podobał się, pozdrawiam Autorkę:)
OdpowiedzUsuń